Krzysztof Lewandowski: Koń trojański
Patrzę na defiladę naszych sił zbrojnych i zadaję sobie pytanie, czy obywatel IV Rzeczpospolitej może jeszcze myśleć inaczej, niż myślą prezydent i premier.
Oto wszystkie media mają już zdefiniowany pogląd na temat słuszności parafowania umowy w sprawie rozmieszczenia tarczy antyrakietowej w naszym kraju. Oznacza to, że wkrótce pogląd taki będzie miała zdecydowana większość naszych obywateli, do niedawna wahających się, czy ta tarcza w ogóle ma jakiś sens.
Ja zauważam tylko, że treścią umowy zwanej tarczą jest już nie tylko tarcza, ale i korpus amerykańskich sił zbrojnych, składający się z dwóch garnizonów, który zacznie stacjonować w naszym kraju. Wyprowadziliśmy więc z naszych poligonów wojska radzieckie po to, by wpuścić na nie wojska amerykańskie.
Jaki jest w tym sens i dla kogo, pytam uparcie własnych szarych komórek, które podsuwają mi różne, pełne mankamentów teorie. Tarcza nie może być przeciw irańskim rakietom, bo rakiet zdolnych osiągnąć terytorium Polski Iran nie posiada. Z prasy amerykańskiej dowiaduję się z kolei, że nie ma przekonujących dowodów na to, że tarcza jest w ogóle skuteczna w przeciwdziałaniu natarciu rakietowemu, więc może w ogóle nie o tarczę chodzi, ale o to, czego jest przykrywką.
Wydaje się, że termin "tarcza" to językowe nadużycie, jakiego dopuszcza się na społeczeństwie nasza dyplomacja, gdyż rakiety Patriot, jakie cichcem wchodzą do kraju pod płaszczykiem bycia tarczą, tarczą wcale nie są, tylko pociskiem, w dodatku zdolnym przenosić ładunki nuklearne. I tego właśnie obawiają się Rosjanie, gdyż te pociski wystrzelone z terytorium Polski potrafią dolecieć do Moskwy.
Ile i czym zapłacimy za rakiety-pociski, które wpuściliśmy na nasze ziemie, trudno dziś przewidzieć, jedno wszak można powiedzieć na pewno - amerykański koń trojański pod postacią tarczy to przykrywka dla czegoś więcej - a mianowicie dwóch amerykańskich garnizonów (w istocie baz wojskowych) i stu rakiet zdolnych przenosić głowice jądrowe i dolecieć z nimi do Moskwy.
Profitentami takich instalacji są - jak zawsze - cyniczni producenci broni, podgrzewający nastroje wtedy, gdy spokój grozi zastojem w ich produkcji. To oni zacierają rączki, gdy międzynarodowy poziom nieufności i agresji rośnie. Obojętne jest im bowiem, kto przyszłą wojnę wygra lub przegra, byle ich towar schodził z magazynów odpowiednio szybko i byle wojna toczyła się z dala od ich granic.
Z przykrością konstatuję, że nasi politycy stali się mentalnymi zakładnikami bezimiennych lobbystów zbrojeniowych, którzy drażnią rosyjskiego niedźwiedzia, raz po raz pozbawiając go kawałeczka posiadanych wpływów. Zburzenie muru berlińskiego to była dla oligarchów zbrojeniowych prawdziwa klęska, podobnie jak zagrożeniem jest dla nich każdy ruch pokojowy. Teraz, wraz z wojnami w Jugosławii, Iraku, Afganistanie czy Gruzji, ich pozycja znów staje się mocna, także w naszym kraju.
Poziom emocjonalny i patriotyczny w wypowiedziach czołowych polityków, zwłaszcza prezydenta, świadczy o tym, że grozi nam coraz większe zaangażowanie w politykę konfrontacji wielkich mocarstw, do których nie należymy i należeć nie będziemy, nawet jeśli uda nam się wyżebrać jeszcze więcej przestarzałego sprzętu od Amerykanów.
Angażowanie narodów w prywatne fobie "wszechwiedzących" polityków, manipulujących społeczeństwami za pomocą tajemnic państwowych, jest zmorą nie tylko Polaków, ale większości światowych społeczeństw. Antydemokratyczne procedury podejmowania kluczowych decyzji kształtujących losy obywateli prowadzą nieodmiennie do eskalacji przemocy i wojen, gdyż manipulacja społeczeństwem staje się pierwszą przyczyną społecznej niewiedzy i wynikających z niej zachowań nieadekwatnych do sytuacji. W podobnie nieadekwatny sposób reagują dziś Polacy na wiadomość o "tarczy".
W Polsce nie było w sprawie tarczy ani referendum, ani żadnej demokratycznej debaty, czy choćby rzeczowej dyskusji w mediach, a decyzje o wpuszczeniu do naszego kraju obcego kontyngentu wojsk zostały podjęte niejako mimochodem, choć są one dużo istotniejsze, niż debaty o rodzaju instalacji, gdyż prowadzą do naruszenia naszej suwerenności.
Wydaje się, że nasze władze czekały tylko na pretekst, aby zmienić nastawienie opinii publicznej do amerykańskich instalacji wojskowych i cichcem wprowadzić do Polski nie tylko tarczę, ale i garnizony wojsk amerykańskich, uzbrojonych silniej, niż nasza armia. Parawanem dla tej rzeczywistej utraty suwerenności jest teatralny patriotyzm, z jakim ostatnio mamy do czynienia przy każdej okazji.
Łatwo przewidzieć, że ogłupieni nachalną propagandą sukcesu negocjacji w sprawie tarczy, coraz mniej się będziemy dopytywać o sens kosztownych wojen, za to coraz bardziej będziemy się stawać podatni na prowojenną propagandę i wypatrywanie wroga. Wróg sprawia bowiem, że nagle jaśnieje nam pod kopułką i kończymy pytania o uzasadnienie zbrojeń, manipulacji i tajemnic.
Świadomość wroga to początek procesu, który w psychiatrii nazywa się psychozą, a który w polityce prowadzi do wojny. Polska z jej animuszem walki i tarczą zwróconą w stronę wyimaginowanego przeciwnika znalazła się w stanie maniakalnym tej choroby. Jej pełne kliniczne objawy - w postaci depresji - mogą się ujawnić wkrótce, o ile będziemy udawać, że walka to nie wojna i że komuś się przejęzyczyło.
za: infopol.lt