Neoliberalizm – na to nas nie stać

Publicystyka

Co najmniej 50 miliardów złotych! Tyle będą kosztować sprzyjające bogaczom pomysły ostatnich rządów. Te już przepchnięte i te dopiero planowane. Ta gigantyczna forsa mogłaby trafić do pielęgniarek, nauczycieli, głodnych dzieci, emerytów, rodzin żyjących w ubóstwie. Mogłaby zasilić państwowe szkoły i szpitale. Zamiast tego wypełni grube portfele bankowców, inwestorów giełdowych, menedżerów wielkich spółek, rekinów przemysłu i handlu. Wszystko przez to, że władza od lat troszczy się przede wszystkim o interesy biznesu, a nie ludzi żyjących z własnej pracy.

To populizm!”, „Nas na to nie stać!”, „Skąd wziąć pieniądze?” – takie pełne oburzenia reakcje słychać z gabinetów władzy i z newsroomów neoliberalnych mediów, gdy pojawiają się jakieś żądania płacowe, np. pielęgniarek czy nauczycieli. Oczywiście nie stać nas również na dofinansowanie bezpłatnych szpitali czy szkół. Na szklankę mleka i bułkę w każdej szkole, na darmowe przedszkola, na zasiłki dla najgorzej zarabiających i zagrożonych eksmisją z mieszkań, na podwyżki emerytur i rent. Pracodawców nie stać w żadnym razie na podniesienie płacy minimalnej.

Ale za to stać nas na:

Obniżenie tzw. składki rentowej

Obniżanie zaczął już w lipcu ubiegłego roku rząd PiS-u, w styczniu br. dokończył rząd Donalda Tuska, chociaż mógł zablokowć drugi etap tej operacji. Na tym pomyśle najbardziej skorzystali pracodawcy i ludzie o najwyższych zarobkach. Przeciętny Polak zyskał raptem kilkadziesiąt złotych miesięcznie, pracownik otrzymujący najniższą pensję – zaledwie 20 zł. Niższe składki oznaczają dziurę w kasie ZUS, którą budżet państwa musi załatać. Szacuje się, że co roku (!) trzeba będzie łatać tę dziurę kwotą ponad 20 mld zł. Z tych pieniędzy można by ufundować drugą Irlandię, a może nawet i drugą Szwecję tysiącom ludzi, którzy wegetują „pod krechą”.

Likwidację tzw. podatku Belki

Chodzi o podatek od inwestycji giełdowych i lokat bankowych. Jest on dotkliwy dla potentatów giełdy i posiadaczy wielkich fortun, mniej dokuczliwy dla drobnych ciułaczy, bo ich zyski i tak są groszowe i zupełnie nieszkodliwy dla ludzi, którzy zamiast oszczędności mają długi. Podatek ten dostarcza za to do kasy państwa co roku średnio 1,5 mld zł, a ostatnio, rekordowo, aż 4 mld zł. Z tej kasy można finansować np. wydatki socjalne. Jego likwidacji chcą jednak najbogatsi, którym Platforma obiecała uwolnienie od tej daniny. Donald Tusk nadal przebąkuje o wycofaniu się z tego podatku, Platforma się waha – jak będzie, zobaczymy.

Podatek liniowy

To już klasyka neoliberalnego programu i przebój Platformy Obywatelskiej. Ostatnio premier Tusk znowu przypomniał sobie o tym postulacie, a minister finansów, pan Rostowski ujawnił, że trwają prace nad takim podatkiem. Szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski wyjaśnił, że rozważa się wprowadzenie jednej stawki podatku PIT dla wszystkich, która wynosiłaby 16 lub 18 proc. Obecnie najlepiej zarabiający płacą 40-proc. stawkę PIT, średniacy 32 proc., a pozostali – 19 proc. Na liniowym większość ludzi zyskałaby grosze, a najbogatsi – fortunę. Przedsiębiorcy, zwłaszcza ci zrzeszeni w Business Centre Club, chcieliby jeszcze bardziej radykalnego obniżenia podatków, czyli stawki liniowej niższej niż 15 proc.
Jeśli Platformie nie uda się operacja „liniowy”, to bogaci i tak będą do przodu dzięki rządom PiS-u i wicepremier Zycie Gilowskiej. Partia „Polski solidarnej” uchwaliła bowiem ustawę, zgodnie z którą od przyszłego roku będą obowiązywały tylko dwie stawki podatkowe, 18 proc. i 32 proc. To już bardzo blisko „liniowego ideału”.
Zbigniew Chlebowski ujawnił, ile będzie kosztować budżet państwa obniżenie podatków najbogatszym, najpierw według pomysłu Gilowskiej, a potem do stawki liniowej 16 proc. To koszt 14 – 15 mld zł. Pewnie lekko licząc...

Obniżkę CIT

Pomyślałby kto, że wielki biznes musi być gnębiony podatkami, skoro tak domaga się ich obniżki. Ale przecież biznes już sporo zyskał na obcięciu stawki podatku dla firm, czyli podatku CIT. Za rządu Leszka Millera CIT zjechał z 27 do 19 proc. Wprowadzono też dla biznesmenów możliwość opodatkowania dochodów osobistych z działalności gospodarczej według 19-proc. stawki PIT. Teraz Plafforma zapowiada dalszą obniżkę CIT-u. Zbigniew Chlebowski mówi o ścięciu tego podatku nawet do 10 proc., wiceminister finansów Stanisław Gomułka mówi „Gazecie Prawnej” o 15-proc. stawce. Biznes już się cieszy.

Ulgi dla najbogatszych

Sejm w końcówce rządów PiS-u uchwalił niezwykle populistyczne ulgi podatkowe – 1145 zł na każde dziecko. Pomysł ten, sprzedawany jako prorodzinny, jest korzystny tylko dla bogatych i zamożnych rodzin wielodzietnych. Nie korzystają z niego rodziny z niskim dochodem, bo płacą podatki zbyt małe, aby odliczyć od nich 1145 zł ulgi. A przecież to te rodziny potrzebują największej pomocy państwa. Z ulg nie mogą też skorzystać rolnicy, bo oni w ogóle nie rozliczają podatku PIT. Źle pomyślane ulgi są w dodatku niezwykle kosztowne – ogołocą kasę państwa i samorządów z ok. 7 mld zł, które można by przeznaczyć np. na stypendia dla dzieci żyjących w nędzy.

Cięcia socjalne

Nieodłączną cechą neoliberalnej polityki jest szukanie oszczędności w budżecie poprzez cięcia wydatków socjalnych. Można się tego spodziewać po rządzie Tuska. Wiceminister finansów Stanisław Gomułka zapowiedział w „Gazecie Prawnej”, że obniży w ciągu czterech lat poziom tzw. sztywnych wydatków w budżecie z obecnych 70 do 50 proc. Wydatki sztywne to m.in. obsługa zadłużenia, dotacje na wypłatę emerytur, subwencje dla samorządów na prowadzenie szkół i wynoszące ok. 30 mld zł nakłady na pomoc społeczną. Tych pierwszych wydatków raczej nie można będzie ruszyć, pod gilotynę mogą więc pójść te ostatnie.

Pomysły, o których piszemy, tworzą logiczną całość i są zgodne z polityką likwidacji w Polsce resztek państwa opiekuńczego. Są też zaprzeczeniem solidarnej polityki, która polega na tym, że bogaci muszą się podzielić swoimi zyskami z resztą społeczeństwa. Miejscem redystrybucji dochodu powinien być właśnie budżet. W obecnej RP, bez względu na jej numer, jest na odwrót. To garstka Polaków (najwyżej kilkanaście proc. społeczeństwa) zbija fortuny na boomie gospodarczym i w dodatku nie chce się dzielić z nikim. Najlepiej widać to po tym, jak puchną lokaty bankowe firm. Związkowcy z OPZZ podawali, że w ub. roku, do czerwca, urosły one o 24 mld zł! Krótko mówiąc, w neoliberalnym systemie biednemu wiatr wieje w oczy. Pogoda jest tylko dla bogaczy, tak forsiastych, że mogliby wykupić całą Polskę... Nie muszą, ten kraj i to państwo i tak jest ich własnością.

***

Dlaczego liniowy nie ma sensu?

Zupełna głupota

Prof. Zdzisław Sadowski, ekonomista

– Wprowadzenie podatku liniowego w Polsce jest zupełną głupotą pod każdym względem. Nie będzie to wcale służyć wzrostowi gospodarczemu, a tylko transferowi dochodów do grup wyżej zarabiających i tylko w ich interesie. Jedynym prawdziwym, wydaje się, argumentem za tym podatkiem jest to, że będzie go łatwiej naliczać. To, że likwiduje on szarą strefę w gospodarce to mit, wystarczy porównać Polskę i Litwę. My mamy jeszcze podatek progresywny, Litwa liniowy, ale to jednak LItwa ma większą szarą strefę w gospodarce.

Zrzuta na milionerów

Jarosław Urbański, socjolog, działacz związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza:

– Pomysł wprowadzenia podatku liniowego powraca zawsze wtedy, gdy prawica czuje się na tyle silna, by zaproponować społeczeństwu, by zrzuciło się i radykalnie wspomogło tych, którzy i tak najlepiej zarabiają. Jesteśmy widać na tyle bogaci i hojni, by wreszcie zatroszczyć się o naszych milionerów. Wprowadzenie podatku liniowego oznaczć będzie jasno, jakie państwo polskie ma rzeczywiste priorytety. Nie jest ważna ani służba zdrowia, ani oświata, ani pomoc społeczna, ani nawet tak podobno ważne projekty rozwojowe. Ważne są dochody najwyżej zarabiających. Dochody, które spożytkowane będą, bo nie może być inaczej, na kolejne inwestycje kapitałowe albo na luksusową konsumpcję. Jak twierdzą liberałowie, podatek liniowy jest coraz powszechniejszy w zglobalizowanym świecie. Z naszych sąsiadów nie mają go jeszcze tylko Niemcy i Białorusini. To prawda, ale już z tego wyliczenia widać, że podatek liniowy popularny jest raczej w krajach peryferyjnych, o mniejszej sile pracowniczego oporu.

Jakub Rzekanowski
Trybuna

Nie jesteście Anarchistami

Nazywacie się anarchistami, rewolucjonistami, a chcecie istnienia wszechwładnego rządu, który by nakładał wysokie podatki i utrudniał prowadzenie interesu. Czym wasz program się różni od bolszewickiego? Niczym. Lenin też przed dojściem do władzy był pacyfistą.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.