Nie ma jak Nescafe albo walka o fundusze unijne
Pani Krystyna, bezrobotna, dostała ofertę pracy w Nescafe w Urzędzie Pracy. Kupiła strój wymagany przez pracodawcę, zrobiła badania lekarskie, podpisała umowę – poczym po 4 dniach została zwolniona. Okazało się, że pracodawca potrzebował pracownika tylko na cztery dni, by dopełnić formalności związanych z dotacjami z Funduszu Pracy.
- Zostałam potraktowana jak przedmiot. Urząd pracy wysłał mnie do kawiarni tylko po to, by właściciel mógł zgarnąć siedem tysięcy. A ten skwapliwie z tej okazji skorzystał. A ja straciłam tydzień i nadal nie mam pracy – powiedziała dla Dziennika Wschodniego pani Krystyna.
Nescafe uważa, że wszystko jest w porządku: nikt nie zmuszał pani Krystyny do zakupu stroju do pracy, mówią.