“Niemcy mnie biją”- kampania kłamstw neofaszystów, dziennikarzy i prawicowych celebrytów
Jesteśmy obecnie świadkami zadziwiającego procesu. Procesu, który w idealny sposób pokazuje, że wystarczy powtórzyć dowolną informację wystarczającą ilość razy, by stała się ona prawdą. Takiej prawdy nie obowiązują prawa logiki, racjonalny osąd, nie obowiązują jej też fakty. Bo jeśli się z nią nie zgadzają, tym gorzej dla nich.
W momencie opublikowania informacji o wsparciu udzielonym Porozumieniu 11 listopada przez antyfaszystki i antyfaszystów z Niemiec stało się coś dziwnego: raptownie wezbrała fala opartych na resentymentach historycznych wypowiedzi, które można podsumować pytaniem “Jak to Niemcy blokują Polaków w Warszawie?”. W duchu tego ksenofobicznego dyskursu, “bojówki niemieckie”, które składają się z tego samego typu ludzi, którzy kiedyś tworzyli aparat hitlerowskich zbrodni, przyjeżdżają do Warszawy robić zadymy i bić polskich patriotów. „Niemiec” jako „odwieczny wróg narodu polskiego” jest jak widać wciąż żywym obrazem w głowach Polaków. Atmosfera nagonki ogarnęła wszystkich, niezależnie od ukierunkowania. Obraz zamaskowanego Niemca, który pokonuje setki kilometrów by bić patriotów osadził się w świadomości, wszyscy z obawą, ale też iście polskim hartem ducha („Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i marszu nam blokował!”) czekali na 11 listopada.
Mit nr 1 – Pobito patriotę z polską flagą
Obawy te znalazły swoje ujście wcześnie, bo już w okolicach godziny 12, kilkanaście minut po przyjeździe „niemieckich najeźdźców” do miasta. Pojawiła się informacja: „Polak pobity na Nowym Świecie!”. Sprawcy? Oczywiście, „Niemcy”. Kilka dni później we łzawym reportażu pan Rafał Gołuch, polski patriota, pokazuje zakrwawiony szalik Polski i opowiada w szczegółach o bandyckim ataku Niemców, którzy są według niego „historycznym wrogiem Polaków”. Piękna ludzka historia, która nadaję twarz anonimowej ofierze germańskiej przemocy. Pan Rafał zapomina opowiedzieć jednak o kilku ważnych rzeczach, które pozwoliłyby go lepiej poznać, oraz w jeszcze większym stopniu się z nim utożsamiać. Nie mówi o swojej pasji dziennikarskiej, być może ze skromności, być może z innego powodu. Jest on twórcą poczytnego bloga pt. „Ostatnia Kohorta” (który dziwnym trafem zniknął z internetu po wyemitowaniu materiału), na którym robi między innymi reklamę popularnej wśród skrajnej prawicy stronie Redwatch, na której publikowane są „twarze zdrajców rasy” - czyt. aktywistów i aktywistek antyfaszystowskich, gejowskich, feministycznych. Swój artykuł „Goły” konkluduje stwierdzeniem, iż „Gdy spotkam kogokolwiek, kto nie uszanuje Polskiego Święta, pierwszy podniosę na niego rękę”. Dodatkowo Pan Rafał prowadzi działalność społeczną, sprzedając na stadionie Bałtyku Gdynia flagi z wizerunkiem „żołnierza Ku Klux Klanu z karabinem broniącego białej dumy Bałtyku”. Czy Pan Rafał wraz z kolegami przypadkiem znalazł się na Nowym Świecie w tym samym miejscu, w którym przechodzili niemieccy aktywiści i aktywistki? A jeśli tak, to skąd wziął się tam dziennikarz Nowego Ekranu, sumiennie monitorujący całe wydarzenie? Ze zdjęć i relacji świadków wynika, że to właśnie Pan Rafał najpierw werbalnie, a potem czynem (realizując to, co parę dni wcześniej obiecał na swojej stronie internetowej) sprowokował całe wydarzenie, które skończyło się jego rozmową z ekipą telewizyjną Gazety Polskiej w szpitalu. Nazywajmy rzeczy po imieniu: znany w środowisku neofaszysta sprowokował kilka osób na Nowym Świecie, ucierpiał na własne życzenie. Czy były to osoby z Niemiec tak naprawdę nie wiadomo, bo żadna z zatrzymanych osób nie usłyszała zarzutów o pobicie lub udział w bójce.
Mit nr 2 – Zaatakowano grupę rekonstrukcyjną
Efektem kreowania prawdy kosztem faktów jest również zajście z grupą rekonstrukcyjną, która rzekomo miała zostać zaatakowana przez „Niemców” na Nowym Świecie. Na dobrą sprawę wystarczy spojrzeć na zdjęcia z całego wydarzenia, by zobaczyć, że z kolumny mijającej pochód osób z Niemiec odłączają się dwie osoby. Na kolejnym zdjęciu widać, że właśnie te osoby wspólnie okładają kolbami karabinów jedną osobę ubraną na czarno. Osoba ta musiała wykazać się nie lada odwagą by samodzielnie zaatakować dwie uzbrojone osoby. Co więcej według świadków przed atakiem członkowie grupy rekonstrukcyjnej mieli krzyczeć „Szwaby won z Polski!”. Co do oplucia munduru, a raczej splunięcia w jego stronę, bo taka jest ostateczna wersja osób z grupy rekonstrukcyjnej, to na pewno nie jest istotne w tym, kto to zrobił. Jaka byłaby różnica, jeśli zrobiłby to Polak, Australijczyk czy Peruwiańczyk? Cała ta sytuacja napędzana jest przez klimat nagonki na grupy z Niemiec i winę za nią powinny ponieść osoby czynnie biorące udział w podsycaniu nastrojów antyniemieckich i ksenofobicznych. W obliczu tego wszystkiego ciekawym faktem wydaje się też to, że osoba bijąca kolbą karabinu drugą osobę (rzekomo ex definitione gotową do przemocy) wybierała się na Marsz Niepodległości.
Mit nr 3 – Niemieccy zadymiarze mieli przy sobie niebezpieczne narzędzia
Wczoraj Polskę obiegły zdjęcia przedmiotów zabezpieczonych przez policję w kawiarni „Nowy Wspaniały Świat”, w której schroniły się osoby z Niemiec. Są to przedmioty takie jak: flagi, kilka puszek z gazem pieprzowym, scyzoryk, styropianowe tarcze, kastet, czapki, megafon. Przedmioty te zostały okrzyknięte dowodami na to, że osoby te rzeczywiście przyjechały robić zadymę. Jest to teza bardzo ważka, jeśli się nad nią chwilę nad tym zastanowić. No bo jeśli posiadanie przy sobie scyzoryka jest dowodem na gotowość do fizycznej agresji, to za zadymiarza powinien zostać uznany mój dziadek, który ze scyzorykiem identycznym jak na zdjęciu nie rozstaje się niemal nigdy. Używa go do różnych czynności od cięcia chleba po odskrobywanie rdzy z samochodu. Według mojej najlepszej wiedzy nikogo jeszcze nim nie skrzywdził, może oprócz siebie samego. Polskie ulice są jednak pełne osób gotowych do przemocy: to tysiące kobiet i mężczyzn poruszających się na co dzień z gazem pieprzowym w kieszeni lub torebce. Większość z nich pewnie nigdy go nie użyła, część być może w obronie własnej. Najwidoczniej od wczoraj muszą uważać, bo mogą zostać nazwani bojówkarzami. Słowa oczywiście mają wielką siłę rażenia, ale wydawało mi się zawsze, że jednak w Polsce można z nich korzystać bezkarnie. Zresztą więcej krzywdy czynią zapewne artykuły red. Ziemkiewicza niż hasła wykrzykiwane przez tubę. Co do styropianowych tarcz, służących do obrony przez ciskanymi przez neofaszystów kamieniami – policja nie zdawała się mieć problemów z nimi na miejscu blokad, dlaczego zatem nagle urosły do rangi niebezpiecznego narzędzia? Naprawdę trudno zrozumieć tę pokrętną logikę. Jedynym budzącym wątpliwość przedmiotem jest kastet, którego inne zastosowanie rzeczywiście trudno sobie wyobrazić. Jest to jednak jeden kastet na ok. 100 osób, czyli patrząc na to matematycznie ok 1% osób miał przy sobie niebezpieczne przedmioty. Czy to wystarczy, by całą grupę nazwać bojówką nastawioną na konfrontację? Dodatkowo informacje rozchodzą się szybko, nawet zagranicą ludzie wiedzą o przemocy ze strony neofaszystów w Polsce, wiedzą o 39 ofiarach śmiertelnych ataków skrajnej prawicy, wiedzą o trwającej u nas w kraju nagonce na „Niemców”, wiedzą o tym, że pewne grupy, które objawiły się na pl. Konstytucji, starały się ich spotkać. Czy wobec tego może dziwić kogoś fakt, że ktoś boi się o swoje życie i stara się choć trochę zwiększyć swoje szanse? Czy jest to naprawdę aż tak nieracjonalne?
Mit nr 4 – To „Niemcy” są winni zamieszek
Jest to mit tak absurdalny i nielogiczny, że nawet szkoda słów, by go dekonstruować. Osoby z Niemiec zostały zatrzymane o godzinie 12, zamieszki zaczęły się ok. 15 i zostały wywołane przez uczestników Marszu Niepodległości, sympatyków ONR i Młodzieży Wszechpolskiej. Na Nowym Świecie nie było żadnych walk z policją, wszystkie osoby tam zatrzymane zostały zwolnione z aresztu albo bez zarzutów, albo też z zarzutami z kodeksu wykroczeń (zakłócanie porządku publicznego). Żadnej z osób zatrzymanych na Nowym Świecie nie został postawiony zarzut czynnej napaści na funkcjonariusza – w przeciwieństwie do kilku uczestników Marszu Niepodległości. Co więcej wszyscy świadkowie zgodnie przyznają, że grupa Niemców nie stawiała żadnego oporu przy zatrzymaniu. Nie stanowili oni zagrożenia dla mieszkańców i nie spowodowali strat materialnych zarówno przed jak i w lokalu Krytyki Politycznej, do którego zostali zagnani przez policję i który później spokojnie opuścili. Potwierdził to również Rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski. Zatem nasuwa się wniosek, że do zatrzymań doszło w skutek nadgorliwości policji, a nie wskutek popełnienia przestępstwa. W obliczu tego tworzenie jakiejkolwiek symetrii pomiędzy wydarzeniami na pl. Konstytucji i na Nowym Świecie jest zupełnie nieuzasadnione. Grupowe aresztowanie na Nowym Świecie było wynikiem wielotygodniowej nagonki na grupy z Niemiec, która przedstawiła ich jako gotowych do przemocy zadymiarzy, którzy „gdy trafił się tylko pretekst” jak pisze Piotr Machajski, zostali zatrzymani. I to właśnie ten ksenofobiczny klimat, podsycany w szczególności przez organizatorów Marszu Niepodległości, należy winić za wydarzenia na Nowym Świecie. Nie „Niemców”, nie „bolszewicko-komunistyczno-lewackich politruków z Porozumienia 11 listopada”, a właśnie ich – ONR i Młodzież Wszechpolską.