Oksana Makarenko została deportowana z Polski
Zeszłego ranka, Oksana Makarenko została przewieziona na granicę z Ukrainą przez polską straż graniczną – otrzymała nakaz opuszczenia kraju. Dowiedziała się o tym przedwczoraj, 24. marca, przebywając w areszcie deportacyjnym na warszawskim Okęciu. O wydaleniu zdążyła powiadomić bliskich przyjaciół. Wciąż silna i zdeterminowana, pragnęła czym prędzej wyjść na wolność i wrócić na Ukrainę, co w tych okolicznościach było jedyną przewidzianą przez wymiar sprawiedliwości opcją, poza trzymiesięcznym pobytem w ośrodku strzeżonym.
Przeczytaj też: Nieprawidłowości podczas wydalenia Oksany Makarenko
Oksana przekazała wspierającym ją osobom, że była wzruszona i zaskoczona solidarną obecnością oraz wsparciem, które otrzymała w trakcie i po jej procesie. Mimo to, prosiła aby anulować demonstrację solidarnościową zaplanowaną na sobotę, pragnąc wrócić na Ukrainę bez publicznego szumu wokół jej sytuacji. Respektując jej wolę, dołączyliśmy do jej apelu o odwołanie pikiety.
Towarzyszą nam jednak sprzeczne uczucia; z jednej strony, pragniemy podtrzymać prośbę deportowanej – w istocie, nie powinniśmy działać w jej sprawie bez niej samej! Jednak pozostajemy w rozdarciu i złości wobec nagłego, brutalnego usunięcia z naszego grona świetnej przyjaciółki i działaczki. Sąd, który ją skazał, przekonał wielu, w tym Oksanę, że złamała prawo żyjąc w Polsce przez sześć lat bez stosownych dokumentów. Mylił się jednak w wierze, że samo egzekwowane przezeń prawo odzwierciedla fundamentalne potrzeby i prawa jednostki w tym społeczeństwie. Nigdy bowiem nie pytano nas, ani sami się nie zgodziliśmy na takie „prawo”, które uznaje ludzi za winnych życia w „nieprzeznaczonych” dla nich obszarach. To nie Oksana, ani sina z nerwów anonimowa kobieta sądzona pół godziny przed nią, złamała podstawowe zasady współżycia w społeczności – złamał je sam sąd.
Szanujemy decyzję Oksany. W oczach organizacji pozarządowych pragnęliśmy ją zinstrumentalizować, złożyć na ołtarzu „większej sprawy”. Jedyne czemu się jednak sprzeciwiamy, to wyrywanie jej tragedii z kontekstu, w którym to każdego dnia w Polsce dziesiątki osób anonimowych dla nas i wrażliwych NGOsów bezczynnie czeka w ośrodku strzeżonym na deportację, zaś setki tysięcy innych „na wolności” pozbawionych jest praw niezbędnych dla samego funkcjonowania w społeczeństwie.
Bezapelacyjnie wspieramy każdą jednostkową walkę imigranta, jak i każdą jednorazową abolicję – inicjatywy NGOsów, w które włączała się także Oksana. Pamiętamy jednak, że skupianie się na konkretnej sprawie bez uwzględnienia kontekstu jest jedynie pozornym upodmiotowieniem jednostki. Dzisiejsza polityka imigracyjna definiuje bowiem imigrantów jako „problem” lub przedmiot zarządzania, „zasób ludzki” zgodnie z logiką twórcy wolnego rynku, Adama Smitha: popyt na ludzi, tak jak na każdy inny towar, ściśle reguluje jego produkcję; przyspiesza się produkcję ludzi, gdy idzie ona zbyt wolno, zaś zatrzymuje się ją, gdy zbyt prędko postępuje.
Ta logika utowarowienia będzie zawsze reprodukować tragedie na miarę Oksany, względnie – korzystać z jednorazowych abolicji: ludzie są wolni w zależności od doraźnych potrzeb „wolnego” rynku, nie odwrotnie. Logicznie więc, warunkiem realnego upodmiotowienia każdego imigranta jest całościowe zakwestionowanie powyższej polityki imigracyjnej. Problem jest systemowy, a przejawia się tak w przypadku każdej deportacji jak i każdego wystąpienia ekspertów na rzecz abolicji, jeśli motywują ją jedynie „kryzysem demograficznym”, bądź potrzebą „taniej imigranckiej siły roboczej”.
Krytyka imigracyjna, którą odzwierciedla hasło „nikt nie jest nielegalny”, upodmiotawia potrzeby każdej sfery życia imigranta o „nielegalnym pobycie” i jako taka jest punktem wyjścia do budowy sprawiedliwego społeczeństwa w ogóle. Aby Oksana mogła swobodnie wrócić w przyszłości do Polski, w istocie nie wystarczy samo wyjście na ulice – trzeba wyjść poza przyjęte w Polsce ramy publicznej debaty na temat imigracji.