Oskar Szwabowski: Nie ma prawdy o Ameryce

Świat | Publicystyka

Wyjechać gdzieś, takie bierne pragnienie odmiany swojego losu, pragnienie innego świat i innego życia. Wyjechać, jest na ustach niemal wszystkich, niczym modlitwa, tajne zaklęcie, niemrawy blask nadziei. Czasami jest to związane z brakiem pracy i perspektyw na jej znalezienie, innym razem wynika z egzystencjalnego znużenie tymi ludźmi i tymi ulicami, to też tęsknota za ludźmi mającymi jeszcze krew w żyłach, za niebem szerokim. Zdaje się nam, że zmiana miejsca będzie wiązać się ze zmianą naszego życia. Zmiana miejsca to jednak nie aktywne zaangażowanie w sprawy swojego otoczenia, to nie próba przemiany, czy to na drodze reform czy w zrywie rewolucyjnym, ziemi ojców i matek. Po upadku wiary w postęp pozostała wiara w utopie. Ale ta musi być nam dana. Takie nastawienie nie wynika z lenistwa, ale jest reakcją na milczenie. Miejsce nasze nie jest nasze, ingerencja w to-tutaj jest niemile widziana a nawet zakazana. Emigracja zaś jest mile widziana i ze stron wszelkich nam ułatwiana. Nic dziwnego skoro tylu osobom jest na rękę. Remigiusz Okraska pisze: „Imigracja jest więc czymś pozytywnym w strategii wielkiego biznesu. Za pół darmo pozyskuje się siłę roboczą, która godzi się na warunki pracy, na jakie nie zgodziliby się ‘tubylcy’. Ale nie tylko – zyskuje się także nowych konsumentów” [1.Remigiusz Okraska, Popychadła – komu służy imigracja, s.37 [w:] Obywatel 2/2004.]. Tania siła robocza osłabia walkę klasową, ułatwia równanie w dół świadczeń socjalnych i płac. Poza niewykwalifikowaną siłą roboczą, państwa rdzenia eksploatują kraje peryferyjne z co zdolniejszych obywateli. Jak zauważa Okraska „Krzemowa Dolina nie przeniosła się do Indii, lecz hinduscy informatycy (najlepsi specjaliści) ciągną całymi zastępami do USA” [2.ibidem s.37]. Państwom półperyferyjnym i peryferyjnym taki układ również pasuje, gdyż pozbywają się nadmiaru zbędnych ludzi, których koncentracja mogłaby doprowadzić do niepokojów społecznych. A tak – jak ci się nie podoba, to możesz wyjechać. Jest to wentyl bezpieczeństwa dla systemu. Ale zarazem jego potencjalna szubienica. Wzrastająca liczba ludzi-odpadów staje się problemem, ktoś do sprzątania jest potrzebny i to w dużej ilości, aby można było wynegocjować najniższe stawki, jak stwierdził jeden z bohaterów Gron Gniewu próbując dojść do ładu z rzeczywistością, która okazała się nie taka jak wyobrażenie o niej: „Im więcej ludzi zbierze i im bardziej głód im doskwiera, tym mniej będzie im musiał płacić” [3.John Steinbeck, Grona Gniewu, przełożył Alfred Liebfeld, Warszawa 2001, s.285.]. Jednocześnie proces emigracji ekonomicznej powoduje powstawanie dużej grupy upośledzonej, która nie ma nic do stracenia prócz kajdan. „Trzysta tysięcy głodnych, pogrążonych w nędzy ludzi! Jeśli zdadzą sobie sprawę z własnej siły, zagarną cały kraj i nie powstrzymają ich żadne bomby łzawiące ani karabiny” [4 ibidem s.357.]. Jak pisze Wallerstein „[imigranci] będą zasadniczo tworzyły dolną warstwę klasy robotniczej w każdym kraju. Jeśli tak będzie wrócimy do sytuacji, która miała miejsce w Europie Zachodniej przed 1848 rokiem – będziemy mieli klasę upośledzonych skupioną na obszarach przemysłowych bez praw i z bardzo silnymi roszczeniami, tym razem wyraźnie rozpoznawaną etnicznie” [5.Immanuel Wallerstein, Koniec świata jaki znamy, przełożyli M.Bilewicz A.W.Jelonek i K.Tyszka, Warszawa 2004, s.44.]. Stąd próba regulacji prawnej przekraczania granic, to ich zniesienie a zarazem wzmocnienie.

My, Polacy, jednak jesteśmy biali i należymy do kraju półperyferyjnego, peryferyjnego w systemie Unii Europejskiej, ale nie jesteśmy biednymi murzynkami i nimi być nie zamierzamy. My jeszcze czytamy ulotki, bo to jedyna lektura budząca nadzieje. A rewolucja zdaje się być snem minionego pokolenia. I wciąż w rozmowie pojawia się tam, kraj mlekiem i miodem płynący, swoiste Eldorado, a jedyny wysiłek jaki musimy podjąć to przebyć drogę z punktu A do punktu B. I nic już nie będzie takie samo…

Ameryka w naszych snach zajmuje szczególne miejsce. Najpierw jako miejsce eksperymentów, gdzie na nowo można było ustanowić społeczeństwo, miejsce gdzie próbowano realizować najrozmaitsze projekty społeczne. Kraj nieograniczonych możliwości, gdzie wszystko zależy jedynie od przedsiębiorczości jednostki, a nie od systemowych uwarunkowań. Miejsce schronienie dla bankrutów społecznych i ekonomicznych, dla rzezimieszków i awanturników. Ameryka jako sen który się spełnia. „Tam rząd daje ziemi każdemu, ‘ile by kto strzymał’” [6. Henryk Sienkiewicz, Za chlebem, s.200 [w:] Wybór nowel i opowiadań, Wrocław 1986.]. Gdy słyszymy o Ameryce, kojarzy się nam ze swobodami politycznymi, wolnością i dobrobytem, miejscem gdzie szanuje się odmienność, indywidualność. Jest alternatywą dla naszego zbiurokratyzowanego świata, dla duszności pokoi administracji państwowej i świata nieograniczonych niemożliwości… Z drugiej strony zbyt chętnie ta biurokracja powołuje się na Amerykę.

Ameryka jest hegemonicznym państwem w systemie światowym o gospodarce kapitalistycznej. I jako taka nadaje tempo i kierunek rozwoju całemu światu. Pod tym względem Europa już nie istnieje, chociaż bardzo pragnie zaistnieć. Jeśli jej się uda, to nie będzie to odrodzenie starego kontynentu, a sklonowanie Stanów Zjednoczonych. To też i Ameryka jest przyszłością reszty świata, jest najdalej wysuniętym momentem rozwoju kapitalizmu. Jest światem po kataklizmie jak stwierdza Baudrillard a zarazem urzeczywistnioną utopią w której nie wiadomo co robić. Utopia, ze stron Huxleya i Orwella. Nie mamy tu do czynienia z wyjściem z ery dzieciństwa, z prehistorii ludzkości, z przejściem do dorosłości, świadomomego kształtowania przez każdego życia społecznego, głoszonego przez anarchistów i marksistów, a raczej powszechne zdziecinnienie, zastopowanie historii. Przez utopię określa się tutaj stan w którym nie można już nic zmienić. Dany stan rzeczy ukazany jest jako ostateczny i najdoskonalszy z możliwych. Możliwe jest tylko trwonienie nadmiaru energii. Nie jest to utopia wolnościowa: tu wolność jest niewolą, luz dyscypliną, a spontaniczność żmudnie reżyserowana, wzmacnia policje i służby wywiadowcze, technik kontroli ciała i umysłu. Nie jest to żadne przezwyciężenie Europy, ani obalenie burżuazyjnej kultury, a raczej jej triumf. Powszechny luz cechujący akulture amerykańską, luz którym tak się zachwyca Baudrillard, jest represyjny. Naomi Klein stwierdza, że bycie cool jest wymaga niezłej dyscypliny, nieustannego trzymania ręki na pulsie, i to ciągle w stresie, że przeszło się do obciachu, wciąż i wciąż ze strachem zadawane pytanie, czy już się przestało być cool. Styl życia Coca-Coli czy Nike. To kim chcesz być?

To nie ładne zęby zastępują tożsamość, ale marki i klimat jaki wytwarzają. Utopia kapitalistyczna to wszechobejmujący spektakl, gdzie sytuacja jest do pomyślenia jedynie jako inna odmiana spektaklu. To ujednowymiarowiony świat, a nie świat wieluwymiarów. Życie stało się towarem, wartości nie przestały istnieć, ale też przeobraziły się w towar, jak cała kultura. Nastała era konsumpcji, przy czym należy zaznaczyć, że konsumcjonizm nie oznacza tego, że ludzie jedzą, czy kupują, ale to, że wszystko redukuje się to wartości rynkowych, że nie ma możliwości mówienia niczego oprócz reklam i spożywania owoców swoich przemów.

Przeciwko tej utopi, utopi kapitalizmu i państwa, rzucano kamieniami w 68, okupowano Uniwersytety i strajkowano w Fabrykach. To przeciw prywatyzacji przestrzeni publicznej, podporządkowania sztuki i nauki interesom kapitalistów, tandetnym klonom filmów i coraz podobniejszymi do siebie jednorazowym produktom, przeciwko Ameryce teledysków, i Ameryce gett, Ameryce jako bastionu neoliberalnej praktycznej ideologii, Ameryce biedy i bogactwa, wystąpiono w 1994 roku w Chiapas, następnie przebudziły się ulice Seattle, w doskonałej utopi policyjnej zawrzało i wrze do dziś.

Fascynacja Baudrillarda Ameryką ta jest bliska uwielbieniu dla końca, katastrofy, końca tego wszystkiego. Ameryka jest spektaklem, jest również pustynią, a pustynia to rzeczywistość. To nadmiar i pustka, która ujawnia się w tym nadmiarze i rzeczy czyni obojętnymi. Pustynia ujawnia jałowość pstrokatych reklam, rozświetlonych całą dobę kuszących neonów. Pustynia jest miejscem przemiany, nowym ustosunkowaniem się do otaczającego świata, wyzwoleniem od świata poprzedniego, jego praw i iluzji. „Wszystko to najcięższe bierze na siebie juczny duch i jako wielbłąd, co na pustynie podąża, tako śpieszy i on na swą pustynię”[7.Fryderyk Nietzsche, Tako rzecze Zalartustra, przełożył Wacław Berent, Poznań 1995, s.21.]. Tam staje się lwem, a następnie dziecięciem. Staje ponad dobrem i złem. Granice danej kultury przestają obwiązywać, staje się światowy, ponadpaństwowy, ponadinstytucjonalny. To zakwestionowanie powinności. Pustynia jest też pustym bezkresem, który można zagospodarować zgodnie z własną wolą nie wchodząc z nikim w konflikt. Bo też nasze zagospodarowanie nie ma większego znaczenia. Jesteśmy niczym wędrowcy z swoim namiotem. A wszystko wokół nie jest, jest obojętnością. „Pustynia jest formą tak wysublimowaną, że oddala nas radykalnie od życia społecznego, sentymentalizmu, seksualności. Na pustyni każde słowo, choćby najbardziej oszczędne, jest zawsze zbędne. Pieszczota nie ma sensu, chyba że kobieta sama jest pustynią” [8.Jean Baudrillard, Ameryka, przełożyła Renata Lis, Warszawa 1998, s.94-95.]. Jest to również wyjście poza kapitalizm, lecz tutaj ukazuje się, że pustynia Amerykańska, zarażająca Amerykę i będąca przez nią zarażona, jest kontrkulturą MTV, kontrkulturą co już nie posiada swojego etosu, a staje się chwytem reklamowym.

Ameryka to nie tylko pustynia - Ameryka to cały świat. Jest globalna tak jak globalny jest kapitał. Ameryka to zarazem Disneyland oraz obumierające miasteczko w Chile, to bogaci yuppies szukający w przerwie od pracy okazji do party, tuż przed zatonięciem, ale też i szukający schronienia i choć jednego posiłku, dla których jedynym problemem jest biologiczne przeżycie, a nie nadmiar niepotrzebnej energii. Ameryka zdaje się być wszędzie jak Coca-Cola czy McDonalds. Ameryka jako globalizacja to homogenizacja kultury oraz polaryzacja świata. To pluralizm objawiający się w nędzy jednych i w bogactwie innych. Homogenizacja jak i polaryzacja są wynikiem gospodarki kapitalistycznej. Jak zauważa Naomi Klein pod dyktaturą korporacji zawężają się przestrzenie i możliwość wyboru: „Sprzedaż detaliczna stała się zabawą dla wybranych; kolejną branżą – po filmie, telewizji czy oprogramowaniu komputerowym w którym musisz być wielki, żeby nie dać się pożreć. I tutaj znowu spotykamy dziwne połączenie rosnącego bezmiaru produktów z równoczesnym kurczeniem się możliwości autentycznego wyboru”[9. Naomi Klein, NoLogo, przełożyła Hanna Pustuła, Świat Literacki 2004, s.177.].

„Dziennikarze, informatycy lub aktorzy podróżują częściej i z większym wysiłkiem niż dyplomaci i politycy od spraw międzynarodowych: z rana jeszcze w jakimś węgierskim miasteczku ze zrozpaczonym klientem lub interesującym kontrahentem, po południu na umówionym spotkaniu w Hamburgu, wieczorem u nowej, choć już właściwie straconej przyjaciółki w Paryżu, następnego dnia w centrali firmy gdzieś w świecie, a potem dalej w drodze do USA lub na Bliski Wschód. (…)w każdym (…) zakątku [świata] trafiają do równie odpychających, jota w jotę podobnych do siebie terminali lotniczych, sieci restauracyjnych i hotelowych, gdzie w (…) pokojach podsuwa się im się niczym środki uspokajające tę samą ofertę kaset wideo”[10 Hans-Peter Martin, Harold Schumann, Pułapka globalizacji, przełożył Marek Zybura, Wrocław, 1999, s.26-27.]. Jest się jakby wciąż w jednym miejscu, jest się turystą, a turysta nie ma kontaktu z tubylcami, z jego prawdziwymi rytuałami i zasadami, z jego esencją, ale też nie dociera do innego świata, tylko do obrazu, filmu nakręconego przez właścicieli kurortu. Ameryka za okna pędzącego samochodu na globalnej autostradzie mobilnych i nowoczesnych, dostosowanych i elastycznych. Za murami zaś tubylcy, zlokalizowani, przykuci do ziemie, wykluczeni z szaleńczej pogoni za kapitałem. Tubylcy jednak nie są panami swoich ziem, a jedynie przedmiotami eksploatacji, jak ich pola, lasy, rzeki, ulice. To nie oni ustalają sensy, a jedynie są poddani sensotwórczym zabiegom. „Pozostanie w miejscu, niemożliwość zmiany okolicy wedle własnego upodobania i pozbawienie dostępu do bardziej zielonych pastwisk nie tylko ma gorzki smak porażki, oznacza niepełne człowieczeństwo i prowadzi do tego, że jest się oszukiwanym przy podziale bogactw i uroków, jaki niesie życie” [11. Bauman, Globalizacja, s.31.]. Tubylcy to zupełnie inne doświadczenie rzeczywistości, to Disneyland widziany oczami sprzątacza, tego, który posuwa się niepostrzeżenie wśród rozradowany turystów i usuwa wstydliwe odpady, tego, który dba o zachowanie iluzji, tego, który poznaje ją przez odrzuty, defilada Myszki Miki i innych rozkosznych postaci z magicznych kreskówek, kojarzy mu się z końskim łajnem. „Ameryka jest silna i oryginalna, Ameryka jest żałosna i pełna przemocy – nie należy zacierać żadnej z tych prawd, ani też próbować ich ze sobą godzić” [12. J. Baudrillard, Ameryka, s.118.].

Istnieją co najmniej dwie Ameryki. Przedmiot jawi się różnie, w zależności od pozycji społecznej: jedna i ta sama rzecz może być źródłem wyzwolenia, jak zniewolenia. Doświadczenie rzeczywistości i prawda o niej, jest uwarunkowana klasowo. Ale czy to znaczy, że nie ma prawdy o Ameryce, jak sugeruje Baudrillard? Odmowa prawdy nie uderza w istniejący stan rzeczy, bo jemu jest obojętne czy jest iluzją czy realnością, o ile nie wyłoni się konkurencyjna wizja mianująca się wizją prawdziwą. Dany stan rzeczy po prostu istnieje. Uznanie, że nie da się powiedzieć prawdy o Ameryce, jej określić, podać ocenie, rozbraja w pierwszym rzędzie kontestatorów. Sen jest wszechobecny, wysysa się go wraz z programami edukacyjnymi i rozrywkowymi. Wyzwolenie się z bajek panującej utopi wymaga ponownego rozpatrzenia rzeczywistości, przeprowadzenia jej dogłębnej analizy i uznania własnej wykładni za prawdziwą, w przeciwieństwie do oficjalnej opinii o systemie. Sytuacja nie jest obojętna, nie jest obok, jest przeciw. Powiedzenie, że nie ma prawdy o Ameryce i że sprzeczne obrazy stoją po prostu obok siebie, że jest tylko kwestią wyboru którą wizję uznamy, zaciemnia strukturalne powiązania, wzajemne uwarunkowania tychże wizji i funkcje społeczne snu, danego mitu. Rozdzielenie takie, to uznanie muru wybudowanego przez policje.

Nie ma prawdy o Ameryce, ale kto się na nią nie powołuje. Ameryka jest celem wielu państw. Jest realizacją dążeń społeczeństwa, to prawdziwa wolność, prawdziwa demokracja. Tymczasem jest to własna propaganda Stanów Zjednoczonych. To też jest propaganda, lep na masy, zasłona dymna – niczym wolny rynek, który jak stwierdził Adam Schaft, istnieje już tylko w handlu śledziami.

Globalizacja powoduje, że coraz trudniej legitymizować władze, odwrócenie się elit od koncepcji państwa dobrobytu, pozostawienie spraw ekonomicznych w gestii wielkich korporacji a co się z tym wiąże zrzeczenie się ochrony obywateli przed zmianą koniunktury, wyzyskiem, niespodziewaną stratą pracy, sprawiło, że państwo, by do końca nie ujawnić swojego klasowego charakteru i swej zbędności, okrzyknęło się policjantem. Wzmacniając lęk przed innymi, tworząc stany zagrożenia, legitymizuje się jako jedyna siła broniąca bezpieczeństwa i stabilności. Jak pisze Bauman: „państwo musi szukać innych, pozaekonomicznych odmian bezbronności i niepewności, by oprzeć na nich swoje prawo do rządzenia. Wydaje się, że ostatnio udało się znaleźć (…) na polu bezpieczeństwa osobistego obywateli: w obawach i zagrożeniach związanych z nietykalnością cielesną, własnością prywatną i bezpieczeństwem najbliższego otoczenia, wynikających z działalności przestępczej, antyspołecznego nastawienia ‘ludzi z marginesu’, a ostatnio także międzynarodowego terroryzmu”[13 Bauman, Życie na przemiał, s.84.]. Ameryka jest w tym pionierem, nic dziwnego, że oczy całego świata są skierowane na nią. Rozwiązuje przecież nie tylko problem legitymizacji panowania jednych nad drugimi, ale cały też problem ludzi-odpadów. Jest to też doskonała manipulacja, doskonałe panowanie nad masami, powolne zaprzeczanie idei demokracji. „Zamykanie ‘obcych’ (określanych eufemistycznie mianem ‘osób ubiegających się o azyl’) w obozach, bezdyskusyjne przekładanie ‘względów bezpieczeństwa’ nad prawa człowieka, anulowanie lub zawieszanie wielu praw człowieka (…), polityka ‘zerowej tolerancji’ wobec rzekomych urodzonych przestępców i regularnie powtarzane ostrzeżenia, że gdzieś kiedyś, jacyś terroryści uderzą”[14 ibidem, s.143.]. Dla potencjalnych rewolucjonistów szykuje się cele. To nie sen, a koszmar - z którego jakoś nie można się obudzić…

„Dziedzictwo, którego się spodziewali, było snem i jak sen pierzchło, a rzeczywistość przedstawia się nam oto w kształcie ciasnej izby, zaklęśniętej w ziemi, o jednym oknie z powybijanymi szybami”[15. H. Sienkiewicz, Za chlebem, s.219.].

gratulacje dla autora!

świetny tekst, całkowicie zmieina podejśście do Ameryki(choć nie mówię tu o sobie, bo ja już dawno znam tą prawdę)..chociaż prawda zalezy od tego kto ją wypowiada! i tym powinniśmy się kierować według mnie!czemu mielibyśmy wierzyć tym spaczajacym nas idiotyzmom!

gratuluję autorowi! tekst

gratuluję autorowi! tekst czysta rewelacja!

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.