Ostra impreza po samorozwiązaniu
Posłowie świętowali hucznie koniec piątej kadencji. Oblegali sejmowy bar, śpiewali "Hej, sokoły!" i "Czarne oczy". Gwiazdą wieczoru był Przemysław Gosiewski - pisze "Dziennik".
Kolejka do sejmowego sklepu z alkoholem szybko wydłużyła się tak, że sięgała do parlamentarnej kaplicy. Posłowie kupowali wszystko, co miało procenty. I tak było taniej niż w sejmowych barach. Byli jednak tacy, którzy wybrali właśnie te lokale, a nie zacisza poselskich pokoi - informuje gazeta.
Przed północą oblegana była także restauracja Hawełka. Posłowie PO wznosili tam toasty skromnym chilijskim merlotem. Stolik wyglądał tak, jakby kilka podobnych butelek zostało wypitych jeszcze w trakcie obrad. Niektórzy wybrańcy narodu twierdzili, że są tylko zmęczeni. Andrzej Grzesik z Samoobrony żądał wręcz alkomatu, a swój stan tłumaczył chorobą oczu - podaje "Dz".
Najwytrwalsi udali się później do sławnego "baru za kratą" - kultowego miejsca topienia sejmowych smutków i oblewania parlamentarnych sukcesów. Bezpiecznego, bo zakazano tam wstępu fotoreporterom i kamerzystom. Bar jest nieźle położony, bo schody do poselskich pokoi znajdują się raptem kilka metrów od niego. Zamów pięć piw - naciskał były minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki swojego kolegę z LPR Bogusława Sobczaka.
O 2:30 do baru trafił Przemysław Gosiewski. Zaczęło się przytulanie i całowanie w kark. Krzysztof Grzegorek, poseł PO ze świętokrzyskiego w przypływie szczerości wyznał: Panie premierze, dobrze rządziliście przez te dwa lata. O czwartej nad ranem Gosiewski opuścił towarzystwo. Pozostali wykruszyli się do świtu.
Reszta opozycji bawiła się gdzie indziej. Niektórzy posłowie PO wybrali mało znane miejsce niedaleko Teatru Buffo. Skończyli po pierwszej. Najmniej było widać polityków SLD. Wiemy, gdzie się bawić, by potem media nas nie znalazły - powiedział anonimowo jeden z liderów lewicy.