Petersburg poluje na czarnoskórych studentów
W Petersburgu trwa polowanie na murzyńskich studentów. "Nie chodź sam po ulicy. Uciekaj, ile sił w nogach, gdy widzisz łysych. Siedź w domu w rosyjskie święta narodowe i w urodziny Adolfa Hitlera" - doradza im milicja. Władze wciąż nie chcą przyznać, że miasto stało się stolicą rosyjskiego rasizmu
Władze Petersburga wciąż nie chcą jednak przyznać, że miasto stało się stolicą rosyjskiego rasizmu.
Senegalscy rodzice Lamisara Samby poznali się podczas studiów w radzieckiej Moskwie w latach 70. Jego matka do dziś naucza języka i kultury rosyjskiej na uniwersytecie w Dakarze, a przed czterema laty wysłała syna na studia z budownictwa w Petersburgu.
- Zdobędziesz dobre wykształcenie znacznie taniej niż na Zachodzie. Pokochasz Rosję - miała przekonywać 24-letniego Lamisara. Syn nie tylko studiował, ale chodził też do rosyjskich szkół z pogadankami przybliżającymi dzieciom czarną Afrykę.
Wrócił do niej przed tygodniem w metalowej trumnie. Na lufie strzelby myśliwskiej, z której zastrzelono go na ulicy Petersburga, była wyryta niewielka swastyka.
"Oczyściliśmy miasto z kolejnego brudu. Nie traćmy sił. Działajmy dalej" - obwieściły śmierć Lamisara faszystowskie strony internetowe. Na antyrasistowską demonstrację po jego zamordowaniu przyszło niespełna tysiąc osób.
- Bierność ludzi to jeden z głównych problemów. Na antyfaszystowskie pikiety chodzą cudzoziemcy, pracownicy organizacji pozarządowych, pomniejsi politycy pragnący pojawić się w TV i miejscy wariaci - mówi Olga Abramienko z petersburskiego oddziału stowarzyszenia obrony praw człowieka Memoriał. Chciałaby, aby w żałobnym marszu poszły władze miasta, duchowni, dziesiątki tysięcy mieszkańców Petersburga.
- Rasizm panoszy się także na Zachodzie. Ale tam nie ma przynajmniej tej obezwładniającej obojętności. Ludzie próbują się mu przeciwstawić - dodaje.
Rosja z przymusu
Według szacunków organizacji obrony praw człowieka w Rosji w 2005 r. dokonano ponad 200 ataków o podłożu rasistowskim, w których zginęło blisko 30 osób. W samym Petersburgu w ciągu ostatniego pół roku zamordowano sześciu cudzoziemców, a od stycznia tego roku ciężko zraniono blisko 20 przybyszów z Afryki, Indii oraz Chin.
- Gdybym wiedziała, do czego dojdzie w Rosji, to tysiąc razy zastanowiłabym się przed ślubem z Murzynem - wspominała niedawno Katia, której 10-letnia córeczka przed miesiącem ledwo przeżyła trzy dźgnięcia nożem w szyję i głowę. Internetowi faszyści po tym ataku nazwali ją na swej stronie "czarnym potworem".
Mała Liliana i tak miała więcej szczęścia niż dziewięcioletnia dziewczynka z Tadżykistanu, którą z powodu ciemniejszego koloru skóry przed dwoma laty zasztyletowano w Petersburgu.
Kłucie nożem w prawą stronę szyi to technika zalecana w internetowych podręcznikach dla rosyjskich faszystów. Jesienią ub.r. od takich cisów nożem zginął Timur Kaczarawa - młody antyfaszysta roznoszący jedzenie nielegalnym imigrantom w Petersburgu. W zeszłą środę w ten sam sposób zaatakowano w centrum miasta Andżara Kumara, 23-letniego studenta medycyny z Indii.
Przed urodzinami Adolfa Hitlera (20 kwietnia) na stronie instruującej, jak mordować "czarnych", umieszczono też apel o "oczyszczenie" Petersburga z poświęceniem i determinacją, jakiej nauczał wódz III Rzeszy. W dniu zapowiadanej czystki na ulice Petersburga wyszły setki milicjantów i funkcjonariuszy służb specjalnych, ale - na szczęście - internetowe pogróżki faszystów skończyły się niczym.
- Za wcześnie na radość. Zabijają nas nożami, Lamisar jako pierwszy zginął od strzału. Oby nie przyszedł czas na bomby - mówi Jonas, student architektury z Tanzanii.
Dlaczego czarni cudzoziemcy wciąż przyjeżdżają do Rosji i Petersburga, chociaż o rasizmie tu panującym jest już głośno w całej Afryce? - Decydujemy się na Rosję głównie z braku innych możliwości. W połowie Afryki trwają wojny i tam też można przecież łatwo zginąć. Chcemy się wyrwać do lepszego świata, ale Ameryka jest dla nas zbyt droga i zbyt daleka. Wizę UE też coraz trudniej uzyskać. A Rosja... Pozwolenia na pobyt sprzedają dziesiątki pośredników. Rosyjska polityka wizowa jest nieszczelna i dlatego łatwiej się tu dostać - tłumaczy Kameruńczyk Desire Deffo, wiceszef petersburskiego Zjednoczenia Afrykańczyków.
Przyznaje jednak, że po niedawnym zamordowaniu Senegalczyka odprawił kilku ojców z Mali i Ghany, którzy telefonicznie prosili o pomoc w wysłaniu dzieci na studia do Rosji. - Kazałem im dokładnie poczytać, co afrykańskie gazety piszą o Petersburgu. Czy naprawdę chcą tego dla swych córek i synów?
Zabarykadowany akademik
W Petersburgu mieszka ok. 15 tys. cudzoziemców, w tym ok. 4 tys. różniących się kolorem skóry od Rosjan. Zwłaszcza dla tych ostatnich codzienne życie w rosyjskiej Północnej Stolicy to od dwóch-trzech lat ciągła ucieczka przed pobiciem, zranieniem, czy nawet śmiercią.
Wielu Afrykańczyków spotyka się wieczorami w poradzieckim kinoteatrze Maksim przy Łannoj Szosse, czyli w jedynym czarnym klubie pięciomilionowego miasta (Senegalczyk Lamisar Samba zginął po wyjściu z "białego" lokalu, dokąd wyjątkowo poszedł na zaproszenie kolegów ze swego roku).
Są bardzo nieufni, boją się otwarcie rozmawiać z białym nawet tu, na swoim terenie. - Dziś administracja akademika wywiesiła informację o nowych pogróżkach, które przysłali jej neonaziści. Drzwi akademika będą codziennie ryglowane o godz. 21. Ale przecież nie możemy siedzieć tam jak w twierdzy. Musimy wychodzić choćby na wykłady - mówi anonimowo bliski znajomy zamordowanego Senegalczyka.
Jadę z nim zatłoczonym metrem do centrum miasta. Na niewielkim murku przy stacji Cziornaja Rieczka mała swastyka sąsiaduje z prawosławnym krzyżem i hasłem: "Za wiarę, za cara, za ojczyznę!". Po ponad kwadransie jazdy ze strony dwóch nastoletnich i zwyczajnie ubranych chłopaków słychać niegłośne: "Afrykańska małpa. Czarnuch. Jeszcze tu jesteś?". Wyraźnie widać zgorszenie wielu współpasażerów, choć nikt z nich nie odważy się na głośny sprzeciw.
- Podobne odzywki usłyszałbym pewnie i w Paryżu, i w Warszawie. Ale tam nie zabijają - mówi Senegalczyk.
Niemal wszyscy bawiący się w kinoteatrze Maksim mają za sobą dziesiątki pogróżek w miejsca publicznych, a bardzo wielu - co najmniej szturchnięcia czy lżejsze uderzenia pięścią.
Kto bije? - To nie zawsze są wygoleni skinheadzi. Część napadów to sprawka zwyczajnie ubranych ludzi. Zwykle wyglądają na 20-, 30-latków, ale zdarzają się starsi - mówi Malijczyk Tumkara Alu, gospodarz klubu i działacz Zjednoczenia Afrykańskiego.
Sam mieszka w Rosji od lat 80. i nie potrafi wyjaśnić, dlaczego rasistowskie napaści zaczęły się tak nagle przed dwoma-trzema laty. - W Petersburgu pojawiła się agresja. Czarnych najłatwiej rozpoznać, naznaczyć. Dlatego padają jej pierwszą ofiarą - domyśla się Tumkara.
Jak wielu nieco starszych Afrykańczyków Tumkara do dziś podtrzymuje stare studenckie przyjaźnie z Rosjanami. Młodzi studenci z Maksima z żalem jednak mówią o życiu w getcie. - Wewnątrz akademików nie ma wyzwisk czy szturchańców. Ale coraz mniej jest też bliskich międzyrasowych znajomości. Właściwie nie ma już żadnych mieszanych małżeństw - mówi 23-letni Ali z Zambii.
Neopoganie i faszyści
Rosyjscy obrońcy praw człowieka od kilku lat ostrzegają przed radykalnymi nacjonalistami, którzy gotowi są bić, a nawet zabijać cudzoziemców w Petersburgu, Moskwie (w sobotę zginął tu Ormianin, być może z rąk neofaszystów) oraz w kilku innych dużych miastach Rosji.
Oprócz ok. 10 tys. rosyjskich skinheadów radykalnym nacjonalizmem karmią się też m.in. czciciele prasłowiańskiego boga Peruna czy też prawosławni ekstremiści broniący Świętej Rusi przed obcymi. Publicznie do "oczyszczenia Moskwy z brudu" wzywał też przed kilkoma miesiącami ówczesny szef partii Rodina, deputowany Dumy Dmitrij Rogozin.
Socjolodzy przypisują nacjonalistyczne nastroje kryzysowi tożsamości Rosjan po rozpadzie Związku Radzieckiego, desperacji ludzi, którym zawalił się świat, szukaniu przez młodych odpowiedzialnych za życiowe niepowodzenia.
- Tłumaczenia podobne jak na Zachodzie. Sęk w tym, że europejski nacjonalizm został "przepracowany" przez wolne media, dziesiątki lat demokracji, liberalizm. A w Rosji po dekadach radzieckiego zamrożenia nacjonalizm odradza się w najprymitywniejszej i agresywnej postaci - mówi prof. Lew Gudkow z niezależnego socjologicznego Centrum Lewady.
Olga Abramienko z petersburskiego Memoriału ma inne, prostsze, wytłumaczenie: - Petersburg leży najbliżej Zachodu i, w pewnym stopniu, to stamtąd przychodzi do nas neofaszyzm i podobne ideologie. Tyle że tam władze starają się z tym walczyć, a u nas przespały problem. Co więcej, przez pewien czas same grały nacjonalistyczną ideologią dla swych celów. A teraz zwalczają organizacje pozarządowe, które potrafią najskuteczniej walczyć z nacjonalizmem.
Istotnie, mer Petersburga Walentina Matwiejenko do dziś - przynajmniej oficjalnie - utrzymuje, że w mieście nie ma poważnego problemu ksenofobii, a napady na cudzoziemców to chuligaństwo i "zwykły bandytyzm" pozbawiony podłoża rasowego.
Paradoksalnie, z Matwiejenko zgadzają się niektórzy moskiewscy demokraci, dla których zagrożenie neofaszystowskie to wymysł Kremla, który pod pretekstem walki z nacjonalizmem chce ograniczyć kolejne swobody obywatelskie.
- Kiedy ludzie giną na ulicach, trudno utrzymywać, że to zagrożenie jest wymysłem - mówią jednak działacze petersburskiego Memoriału.
Tomasz Bielecki, GW