Planete Doc Review 2009
Po raz pierwszy w Polsce i w Europie festiwal filmowy Planete Doc Review odbywał się w aż 20 miastach w Polsce, gdzie pokazywano aż 10 filmów dokumentalnych w cyfrowej jakości. Festiwal – nie oszukując się - adresowany jest do wymagającej publiczności, zainteresowanej dobrym filmem dokumentalnym oraz kondycją świata, w którym żyjemy. Dokument jest alternatywą dla filmu fabularnego, bo świat rzeczywisty jest bardziej fascynujący niż fikcja. Planete Doc Review przekazuje więc nam nową formę edukacji filmowej, które dostarcza treści odmienne od kina komercyjnego. Udowadnia w ten sposób, że kino nie jest tylko źródłem rozrywki, ale także poznania.
Już pierwszego dnia festiwalu (8 maj), organizatorzy Planete Doc Review zaprezentowali dwa świetne filmy dokumentalne z dziedziny polityki, ekonomii i kultury. Pierwszy „Zaróbmy jeszcze więcej” odsłania kulisy i reguły gry na globalnym rynku ekonomicznym. „Kultura Remixu” natomiast ukazuje na przykładzie miksującego artysty Girl Tank jak można walczyć o wolne prawa do swobodnego rozwoju kultury, odrzucając logikę merkantylizacji korporacji.
Zacznijmy od pierwszego filmu
„Zaróbmy jeszcze więcej” austriackiego reżysera Erwina Wagenhofera, nie pozostawia suchej nitki na doktrynie neoliberalizmu oraz globalizacji. Reżyser przedstawił punkt widzenia ofiar współczesnego kapitalizmu oraz tych, którzy czerpią największe owoce z jego „rozwoju”.
Film ukazuje rolę rządów oraz społeczeństwa na scenie liberalizmu ekonomicznego. Ci pierwsi ulegają pokusie pożyczek Banku Światowego, by później w pełni uzależnić się od wskazań Międzynarodowego Funduszu Walutowemu (USA - Waszyngton), co w ostatecznym rozrachunku prowadzi do pełnej liberalizacji usług i rynków danego kraju, poprzez otwarcie granic i przyciąganiu zagranicznych inwestorów. Kwestie takie jak deregulacja rynku, osłon socjalnych, emerytur, prywatyzacja usług publicznych (edukacja, służba zdrowia), ekonomiczne raje podatkowe dla ponadnarodowych korporacji, specjalne strefy ekonomiczne – stają się codziennością, co prowadzi w ostatecznym rozrachunku do zubożenia społeczeństw, a bogacenia się najważniejszych graczy na scenie – elit biznesu z ponadnarodowych instytucji finansowych, korporacji oraz elit rządowych.
Obserwujemy w pewnej linearności poszczególne kraje. Mamy więc Burkina Faso, gdzie produkowana jest najlepszej jakości bawełna. Dowiadujemy się, że pracownicy zarabiają mniej niż 50 euro rocznie, wytwarzając przy tym najlepszej jakości bawełnę na rynku, za najniższą cenę. Tylko trzy kraje są biedniejsze niż Burkina Faso. Podobna sytuacja ma się w Mali, czy Benin. W krajach tych jedna osoba utrzymuje 15 pozostałych, a 2 mln osób pracuje na plantacjach bawełny. Zagraniczny kapitał produkuje społeczeństwo nędzy. Kraje te nie mogą konkurować z krajami Zachodu, czy Stanami Zjednoczonymi, gdzie subwencje rządowe dla np. amerykańskich rolników wynoszą 3 mld dolarów rocznie. „Wolny rynek” jest grą silniejszych, piękny jedynie w ustach ekonomicznych populistów.
Rządy krajów rozwijających się rywalizują o przyciągnięcie zagranicznych „cudotwórców”, w postaci obniżki podatków (lub ich brak), kosztem jakości życia społeczeństwa. Realizując zamierzenia globalnej strategii ekonomicznej, wywłaszczają społeczność z podejmowania decyzji oraz ich wpływania na własne życie. Każde nowe dziecko urodzone w krajach III świata rodzi się zadłużone. Całe społeczeństwa uzależnione są od decyzji rządów, które kierują się często krótkowzrocznością (szybki zysk dla elit biznesu i władzy), eksternalizując koszty społeczne na przyszłe pokolenia i rządy.
Bieda oraz zapaść gospodarcza krajów rozwijających się powoduje falę emigracji do Europy. Jeden z polityków z krajów afrykańskich słusznie zauważył: „Ani Zachód, ani Stany Zjednoczone nie zatrzymają emigrantów, dopóki nie zmienią swojej polityki wobec krajów rozwijających się”. Trafne spostrzeżenie, szczególnie dla tych, którzy analizując gospodarkę światową, wykluczają z niej paradygmat ekonomiczny, a uwypuklają paradygmat tożsamościowy (obcy, czarni, emigranci, Żydzi itp.).
STATYSTYKI
Na całym świecie około 1.2 miliarda ludzi walczy o przetrwanie za mniej niż jednego dolara dziennie. Szacuje się, że około 840 milionów ludzi cierpi głód, a aż 24 tysiące osób dziennie umiera z tego właśnie powodu. Znaczącą liczbę stanowią wśród nich dzieci.Szczególnie trudna jest sytuacja w krajach afrykańskich. Jest ich 34 w grupie 49 najmniej rozwiniętych krajów świata. Odsetek populacji żyjących tam za mniej niż dolara dziennie wzrósł z 56% w drugiej połowie lat 70. do 65% obecnie. Przeciętna dzienna konsumpcja spadła w tym czasie z 66 do 59 centów.
Według UNCTAD liczba osób żyjących za mniej niż dolara dziennie w najsłabiej rozwiniętych krajach świata do roku 2015 osiągnie co najmniej 420 milionów, jeżeli obecne trendy ekonomiczne się utrzymają.
W ubiegłym roku zatrudnienie miało 2,8 mld osób, bezrobotnych było zaś niespełna 186 mln. Ale to fałszywy obraz globalnego zatrudnienia: praca nie oznacza dobrobytu. Nie chodzi tylko o niskie zarobki. Warunki pracy bardzo często pogarszają się, zamiast poprawiać, szczególnie w krajach najsłabiej rozwiniętych.
2 dolary dziennie, to według Banku Światowego granica nędzy. Ponad pół miliarda pracujących musi przetrwać nawet za mniej niż jednego dolara dziennie, co Bank Światowy nazywa skrajnym ubóstwem.
Bardzo interesującą kwestią w filmie była analiza zjawiska odnoszącego się do hasła: „Zyski dla nielicznych, straty dla wszystkich”. Erwin Wagenhofer ukazał w filmie przykład hiszpańskiego rynku developerskiego. Dowiadujemy się, że najpotężniejsze korporacje rynku nieruchomości pochodzą z… Hiszpanii. Inwestują one w budowę pustych, luksusowych osiedli i miasteczek w pobliżu gigantycznych pól golfowych (800 pól golfowych zużywa wody tyle co 16 mln ludzi), tylko po to aby napędzić spekulację, utrzymując wysokie ceny na rynku nieruchomości.
Inny przykład: niedokończona budowa luksusowego, gigantycznego hotelu nad brzegiem morza. Kwestie formalne zostały zakwestionowane przez ekologów, którzy zaskarżyli do sądu inwestycję budowlaną. Korporacja jednak zwinęła interes, a rząd hiszpański z pieniędzy podatników wypłacił korporacji 100 mln euro odszkodowania!
Banki również nie są w tyle. Często grają naszymi pieniędzmi, inwestując je w nieruchomości i inne aktywa, pomnażając swój kapitał finansowy. Prywatyzują więc zyski od wszelkich strategicznych posunięć ekonomicznych, a jeśli ponoszą porażkę np. z powodu kryzysu ekonomicznego, czy innej recesji - uspołeczniają straty (wsparcie finansowe od rządów z pieniędzy podatników). Ciekawa sytuacja przedstawiona została również w Austrii, gdzie rząd dopłaca do „sprywatyzowanej” komunikacji miejskiej z budżetu miasta.
Twórcy filmu stawiają więc zasadnicze pytanie: Jak długo jeszcze będzie nas stać na bogaczy? Odpowiedz jest prosta: dopóki 3% specjalistów takich jak prawnicy reprezentujący prawo i interesy kapitału, czy branże PR, i inne Think Thanki będą utrzymywać nas w „końcu historii”.
„Zaróbmy jeszcze więcej” przedstawia także sytuację rajów podatkowych na przykładzie wyspy Jersey. Miasteczko, które utrzymywało się wcześniej z turystyki oraz uprawy bydła, od 30 lat oblężony jest przez centra finansowe. Tam wszelkie korporacje oraz rządy w anonimowy sposób upłynniają pieniądze. Według statystyk, w rajach podatkowych rocznie obraca się kapitał o wartości 11 bln (!) dolarów. Gdyby (jak wyliczyli specjaliści) najniższy podatek od tych transakcji wynosił 30% to kraje rozwijające się, zarobiłoby „na czysto” 250 mld dolarów, co zlikwidowałoby biedę i wszelkie nierówności społeczne. Jednak pieniądze te w dobie „sprawiedliwego rynku”, upłynniane są w niekontrolowany sposób na konta politycznych i ekonomicznych watażków.
Przedstawiono również zależności polityczne wobec „jedynie słusznej drogi”. Omówiony więc został przypadek Saddama Hussaina, który kwestionując politykę Waszyngtońską (opłata za ropę naftową w innej walucie niż dolar przez USA, niestabilność geopolityczna na Bliskim Wschodzie – zaatakowanie Kuwejtu, zagrożenie wobec Arabii Saudyjskiej), naraził się Stanom Zjednoczonym. Skutki owego zadarcia z hegemonią znamy wszyscy.
Podobnie było z krajami z Ameryki Łacińskiej i Południowej w latach 70 i 80, gdzie przeprowadzano wojskowe zamachy stanu, czy też przeprowadzano zaplanowane morderstwa na demokratycznie wybranych politykach, którzy nie realizowali wytycznych polityki Waszyngtonu, odwołując się do idei tak zwanego „populizmu” (czytaj: kwestii społecznych, polepszenia życia niższym warstwom społecznym). Ustanawiano więc dyktatury wojskowe (m.in. Pinochet w Chile, Videl w Argentynie, czy Montta w Gwatemali), które były bardziej otwarte i lokalne wobec zagranicznych inwestorów i interesów Stanów Zjednoczonych.
Film w bezkompromisowy sposób obnaża wszelkie ciemne strony tak zwanej „demokracji” i globalnego kapitalizmu. Nie pozostawia nas jednak z beznadziejnej sytuacji. Autorzy filmy proponują rozwiązania. Z punktu globalnej współzależności ważna okazuje się nowa forma redystrybucji bogactwa, bardziej sprawiedliwa dla krajów rozwijających i bardziej ekologiczna dla rozwoju naszej ludzkości.
Czas teraz na drugi film
“Kultura Remixu” to film o wojnie między światem wolności kultury, a światem korporacyjnej chciwości osiągania zysków. Świat kultury podzielony jest więc na dwie sceny: prawicę i lewicę autorską.
Autor dokumentu stawia zasadnicze pytanie: Gdzie jest własność publiczna w kulturze?
Sam „Girl Talk” wyjmuje z utworów krótkie kawałki i miesza je w nową całość, co według prawa amerykańskiego jest nielegalne i grozi grzywną, czy też więzieniem. Artysta powinien więc zapłacić ogromne kwoty korporacjom muzycznym za wykorzystanie kilkunastu utworów w jednym kawałku muzycznym.
Film w tym kontekście bada przede wszystkim amerykańskie prawo autorskie, sprawdza, w jakim stopniu chroni ono artystów, a w jakim firmy fonograficzne. Okazuje się, że „kultura remixu” (wykorzystywanie innych utworów do tworzenia nowych) istniała zawsze, oprócz XX wieku. Kiedy jednak korporacje osiągnęły globalną władzę ekonomiczną oraz polityczną (ale straciły panowanie technologiczne – rozwój nośników danych, nagrywarek, Internetu), zaczęły represjonować wszelkie przejawy niezależności kultury, ekspresji, spontaniczności społęcznej. Girl Talk jest tylko jednym z przykładów owego działania.
Dzięki nowej formie kultury i demokracji (ludzie nie są już tylko konsumentami, ale i twórcami, dzięki wolności kopiowania, wycinania, tworzenia), Girl Talk błyskawicznie stał się gwiazdą klubowego podziemia miksując całą klasykę muzyki rozrywkowej. Podobna sytuacja dzieje się w Brazylii, ale tam prawo jest bardziej liberalne i twórcom remixów nie grożą żadne sankcje za przerabianie utworów na nowy użytek.
W filmie możemy zapoznać się z ciekawszym przypadkiem korporacji Disney’a, która sama na początku wykorzystywała sceny filmowe innych filmów do kreowania własnej kreskówki „Myszka Miki”. Kiedy podobna sytuacja wydarzyła się z buntowniczym handlarzem narkotyków O’Neilem, który wykorzystał postać Myszki Miki do swoich komiksów, został natychmiast oskarżony przez korporację Disney’a o „kradzież”. Artysta w ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa założył „Front Wyzwolenia Myszy” i procesował się z korporacją o prawo do wolności używania postaci Disney’a.
Dzięki reżyserowi Brettowi Gaylorowi poznajmy okrutną prawdę. 52 milionów obywateli USA jest kryminalistami!. Społeczeństwo to staje się pokoleniem przestępców, a RIAA oraz inne organizacje chroniące praw autorskich mogą zaskarżyć każdego obywatela chociażby za ściągnięcie kilku utworów muzycznych z sieci, żądając jednocześnie kilkuset tysięcy dolarów rekompensaty.
Jednak tak zwani „piraci” także mają swoich prawników i nie dają za wygraną. Kilka spraw udało się wygrać, a prawo korporacji staje się w realiach rozwoju technologii zwykłą farsą.
Z restrykcji autorytarnego prawa korporacji jest pośrednie wyjście. Jest nim Creative Commons. Dzięki CC, autor ma wpływ na swoją twórczość i sam decyduje o owocach swojej pracy. Przykład? RadioHead, który w 2007 roku jako pierwszy zespół w historii, wprowadzili swój album do sprzedaży wyłącznie w Internecie, pozostawiając wycenę wartości swojego dzieła internautom. Pierwszy raz w historii przemysłu fonograficznego, to klienci decydowali ile zapłacą za kupowaną muzykę.
Oczywiście korporacje muzyczne zareagowała krytycznie, zauważając stratę wpływów z takiego śmiałego posunięcia. Jednak projekt ten okazał się sukcesem i sprawił, że w stronę podobnych rozwiązań skłaniać się zaczynają kolejni wykonawcy.
Jak potoczy się dalej batalia? Nie wiadomo. Z jednej strony mamy korporacyjnych lobbystów w strukturach decyzyjnej władzy politycznej i chęć wprowadzania coraz surowszego prawa dla ściągających „nielegalne” pliki z Internetu (ostatni przykład Unii Europejskiej), a z drugiej zacięty opór tych, którzy nie zgadzają się z wizją korporacyjnego prawa autorskiego i zabierania nam przestrzeni do naturalnego odruchu dzielenia się z innymi owocami kultury.
Jedno jest pewne. Film Gaylora jest jednym wielkim manifestem kultury remiksu i warto, aby każdy z nas go obejrzał i skonfrontował z liberalną prasową nagonką na „piratów” komputerowych.
PODSUMOWANIE
Pierwszy dzień festiwalu zgromadził w Kinie Warszawa niespełna 50 miłośników kina dokumentalnego. Mało, zważywszy na fakt, iż Planete Doc Review jest renomowanym festiwalem filmowym, a wieczorny piątek był bardzo atrakcyjnym dniem dla miłośników ambitnego kina. Zawiodła zapewne reklama, której w mieście nie można było zauważyć (brak plakatów). Informacje w prasie oraz Internecie były również słabo widoczne.
Jakość techniczna projekcji także pozostawiała wiele do życzenia. Podczas prezentacji filmu „Zaróbmy jeszcze więcej”, doszło do kilkukrotnego „zawieszenia” filmu, ponieważ puszczany był z komputera, a ten najwidoczniej szwankował. Film ponadto wyświetlany był w złym kontraście, był zbyt ciemny, a obraz łącznie z napisami rozciągnięty – co utrudniało odbiór treści. Problemy mieli szczególnie Ci, którzy siedzieli na końcu sali kinowej. Podczas prezentacji drugiego filmu „Kultura Remixu” tego defektu już nie zauważyłem.
Ogólnie, pierwszy dzień festiwalu wypadł bardzo sympatycznie. Dość kameralnie, z sympatyczną obsługą oraz ambitnym, bezkompromisowym przekazem filmowym. Oby było więcej takich festiwali filmowych. Niosą one bezcenną misję społeczną oraz edukacyjną – sprawiają, że stajemy się bogatsi w wiedzę o świecie w politycznym i kulturowym zabarwieniu.