Policja i lekarze nie pomogli zgwałconej. "Bo była brudna"
Policjanci przez 2 dni nie potrafili namierzyć i aresztować gwałciciela, choć mieli numer jego telefonu. Lekarz nie przeprowadził obdukcji, bo uznał, że ofiara gwałtu ma brudne nogi - opisuje Dziennik Łódzki.
19-letnia Joanna szukała pracy. Chciała być kosmetyczką. Na jej ogłoszenie odpowiedział mężczyzna w średnim wieku. Przedstawił się jako właściciel salonu piękności. Zaproponował spotkanie w sprawie omówienia warunków zatrudnienia.
Joanna bezskutecznie próbowała się zatrudnić od dwóch miesięcy, więc gdy otrzymała ofertę była bardzo szczęśliwa. Gdy pojawiła się na umówionym miejscu spotkania, pojawił się duży samochód z przyciemnionymi szybami. Kierowca w ciemnych okularach zapytał: "Pani Joanna?" Po czym wyskoczył z samochodu i siłą wciągnął dziewczynę do auta. - Broniłam się, wzywałam pomocy, ale nikt nie zareagował. On wywiózł mnie do lasu pod Łodzią i brutalnie zgwałcił - mówi, szlochając, dziewczyna.
Tuż po tym, jak oprawca zostawił ją na peryferiach miasta, dziewczyna zgłosiła się do I Komisariatu Policji w Łodzi. Została przesłuchana, podała też numer telefonu, z którego dzwonił do niej gwałciciel. Skierowano ją na badania do szpitala im. Rydygiera w Łodzi. Tam koszmar rozpoczął się na nowo. - Lekarz popatrzył na mnie i zapytał... czy nie mam w domu łazienki. Pytał, dlaczego mam takie brudne nogi - płacze dziewczyna. - Po krótkim badaniu wyszliśmy. Lekarz nie zrobił mi obdukcji. Dyrektor szpitala na pytanie Dziennika Łódzkiego odpowiedział: "Zrobiliśmy to, co do nas należało".
Wczoraj Tomek i Joanna ponownie przyjechali do I komisariatu w centrum Łodzi. Chcieli dowiedzieć się, czy policja zatrzymała gwałciciela. Mieli też billingi z telefonu Joanny, jasno pokazujące, z jakiego numeru i o której gwałciciel do niej telefonował. Kazano im czekać ponad dwie godziny. - Proszę się nie dziwić, że nie zostali przyjęci od ręki. Jeśli nie byli umówieni na spotkanie w komendzie, to naturalne jest, że musieli poczekać - mówi podinsp. Magdalena Zielińska, rzeczniczka komendanta wojewódzkiego policji.
- Zaraz po zgwałceniu poszkodowana podała nam numer, z którego dzwonił domniemany sprawca. Podjęliśmy czynności zmierzające do ustalenia, kto jest w posiadaniu aparatu. Nie zaproponowaliśmy poszkodowanej pomocy psychologa, ale towarzyszący jej narzeczony był tak opiekuńczy, że uznaliśmy, iż nie ma takiej potrzeby. Od wczoraj sprawą zgwałcenia zajmuje się już prokuratura. - mówi Krystyna Paszkiewicz-Kęsiak, komendant I Komisariatu Policji w Łodzi
Zachowaniem lekarzy i policjantów zszokowana jest Urszula Nowakowska z Centrum Praw Kobiet - Lekarz miał pretensje, że dziewczyna przyszła nieumyta?! To skandal. Nie może sobie pozwalać na tego typu komentarze, powinien ją zbadać i zabezpieczyć wszelkie możliwe dowody (krew, zadrapania itp.), aby mogły być wykorzystane w sprawie karnej.