Praca niewolnicza pod Siedlcami
Właściciele gospodarstwa pod Siedlcami zatrudniali pracowników na czarno, płacąc im kilkadziesiąt złotych za tydzień pracy. Zatrudnieni tam ludzie często nie mieli za co wrócić do domów w odległych częściach Polski. Reporter TTV na miejscu usłyszał od właścicieli tylko jedno - że jest niemieckim szpiegiem.
Informacje o "obozie pracy" w podsiedleckich Białkach dotarły do TTV za pośrednictwem maili i listów od widzów. Jak się okazało, nie były przesadzone. - Miałem zarobić 1,5 tys. do 2 tysięcy z zakwaterowaniem - opowiada Paweł Sabat, który przepracował w gospodarstwie półtora miesiąca. Zaczął w listopadzie. - Pokazali mi pokój, wchodzę, tam okno uchylone, podłoga zarwana, z kaloryfera się leje - mówi. Jak dodaje, łazienka była nieogrzewana, a temperatura w pomieszczeniach wynosiła zaledwie kilka stopni. Został tylko dlatego, że nie miał pieniędzy na bilet powrotny. W ciągu 1,5 miesiąca zarobił...130 zł. Inna para za tydzień pracy dostała 50 zł.
Żona właściciela nie chciała rozmawiać z reporterem TTV i zażądała opuszczenia posesji. Sam właściciel na wszelkie pytania odpowiadał w jeden sposób: "Antypolacy, z niemieckiej telewizji. Jak panu nie wstyd być Antypolakiem. Pan jest Niemcem, niemieckim szpiegiem. Won stąd. Do Niemców. Za Odrę".
Na policję zgłosiło się w sprawie niewolniczej pracy już kilkanaście osób. Sprawa trafiła też do Państwowej Inspekcji Pracy. Ta skierowała wniosek do sądu o ukaranie właściciela. Problem w tym, że wykorzystanych pracowników, którzy mogli by złożyć zeznania, najczęściej nie stać na ponowny przyjazd do Siedlec. (TVN24)