Protest pracowników w toruńskim Metronie
Załoga Metronu przestała pracować i domaga się zaległych pensji. Spółka od roku nie płaci regularnie pracownikom. - W czerwcu straciłam pracę w ramach zwolnień grupowych i do dziś nie zobaczyłam odprawy. Firma jest mi winna około czterech tysięcy złotych. Mój mąż na nieszczęście też jest tu zatrudniony. Nie mamy żadnych dochodów, porządnego obiadu nasze dzieci już dawno nie zjadły. Telefon nam odłączyli - mówi Katarzyna Wełnowska, była pracowniczka Metronu.
- Większość z nas pracuje tu ponad 20 lat, swoją młodość zostawiliśmy w tym zakładzie, a teraz odbierają nam resztki godności - denerwuje się inna pracowniczka Grażyna Rosłan.
Załoga Metronu, która nie dostała jeszcze pensji za lipiec, przestała pracować w poniedziałek 10 września. Do środy nikt z zarządu do protestujących nie przyszedł.
Kiedy środowe i czwartkowe rozmowy z zarządem zakładu nie dały żadnego rezultatu, załoga zawiadomiła media. W piątek tuż przed godz. 9 około 200 pracowników wyszło przed budynek spółki. - Nikt się nami nie interesuje - mówią rozżaleni.
- W ciągu ostatniego roku przeprowadziliśmy w Metronie sześć kontroli i wszystkie wykazały nieprawidłowości w wypłacaniu wynagrodzeń - przyznaje nadinspektor PIP Teresa Bolszakow. - Początkowo po naszych nakazach pracodawca wypłacał pieniądze. W tym roku tego nie robi. Stwierdziliśmy więc, że to zachowanie wyczerpuje znamiona przestępstwa i skierowaliśmy w tej sprawie doniesienie do prokuratury. Złożyliśmy również wniosek do sądu grodzkiego.