Przewrót na zlecenie koncernu naftowego
W zamian za prawo wyłączności miałem tak sfilmować pucz w Gwinei Równikowej, by wyglądał na spontaniczną rewolucję przeciwko tyranowi - ujawnia brytyjski filmowiec James Brabazon wczoraj w brytyjskiej gazecie „ the Independent”.
Miał on towarzyszyć wiosną 2004 r. Brytyjczykowi Simonowi Mannowi, najsłynniejszemu najemnikowi ostatniej dekady, który w poniedziałek został skazany przez sąd w Gwinei Równikowej na 34 lata więzienia za próbę obalenia prezydenta Teodora Obianga Nguemy Mbasogo. Taki sam wyrok dostał wcześniej inny towarzysz Brabazona Nick du Toit z RPA.
Jak mówił na procesie Mann, przewrót zlecili mu londyński przedsiębiorca naftowy Eli Calil i sir Mark Thatcher, syn byłej brytyjskiej premier. Chcieli zastąpić Mbasogo gwinejskim dysydentem z Hiszpanii Severo Moto, a ten z wdzięczności miał przyznać im koncesje na wydobycie ropy naftowej.
Brabazon że z du Toit zaprzyjaźnił się w 2002 r. w Liberii. Podobnie jak wielu innych dziennikarzy Brabazon zdecydował się wynająć dla bezpieczeństwa ochronę. Wybrał du Toit, który znalazł się w Liberii jako najemny żołnierz. Du Toit służył wcześniej w oddziałach zwiadowczych w RPA. Kiedy w 1994 r. upadł apartheid, wystąpił z wojska, potem z innymi byłymi oficerami założył prywatną firmę ochroniarską Executive Outcomes. Werbowała ona najemnych żołnierzy, by za pieniądze posyłać ich na wojny do rozmaitych afrykańskich państw.
Brabazon i du Toit, Spotkali się w Brukseli. Najemnik powiedział dziennikarzowi, że pewni bogaci ludzie poprosili go, by podjął się obalenia prezydenta Gwinei Równikowej, krwawego tyrana, psychopaty i ludojada. Na jego miejsce miał osadzić przywiezionego z Europy dysydenta, a ten, w podzięce, miał ich obdarować polami naftowymi. Du Toit miał dokonać zamachu stanu, dowodząc sprowadzonymi z RPA czarnoskórymi najemnikami. Aby nowy prezydent zyskał życzliwość świata, operacja miała wyglądać jak uliczne powstanie przeciwko dyktatorowi. Brabazon miał więc przybyć do Malabo przed zamachowcami i tak sfilmować lądującego na wyspie w eskorcie najemników dysydenta, by wydawało się, że otaczają go powstańcy. Zdjęcia Brabazona miały być jedynymi nakręconymi podczas puczu i światowe telewizje natychmiast by je od niego kupiły.
Najemnicy powiedzieli dziennikarzowi, że spisek cieszył się poparciem wywiadów USA i Wielkiej Brytanii oraz przedstawili listę mocodawców, na której znajdowali się politycy, nafciarze i finansiści.
Gazeta Wyborcza opisuje wydarzenia z 2004 r.:
W wyznaczonym dniu ataku 67 najemników dwoma samolotami wystartowało z RPA. Mieli wylądować w Kongu-Kinszasie, gdzie powinna czekać na nich sprowadzona z Zimbabwe broń i amunicja. Teren, gdzie znajdowało się lądowisko, miał zostać zajęty przez opłaconą wcześniej jedną z kongijskich partyzantek. Partyzantów jednak nie było, a broń nie doleciała, bo popsuł się samolot.
Czmychając przed nadciągającym kongijskim wojskiem, najemnicy na piechotę przeszli granicę z Zambią. Stamtąd zwykłym samolotem wrócili do RPA, gdzie rozłożyli kwaterę w tanim hotelu, po sąsiedzku z siedzibą południowoafrykańskiego wywiadu.
Du Toit oświadczył, że rezygnuje. Na jego miejsce zwerbowano człowieka, który okazał się szpiclem wywiadu RPA. "Potem okazało się, że nasza grupa była tak naszpikowana szpiclami rozmaitych wywiadów, że większość zajmowała się donoszeniem, a nie było już komu organizować spisku" - przyznaje Brabazon.
Przerażeni perspektywą fiaska i straty zainwestowanych pieniędzy sponsorzy zaczęli naciskać na pośpiech albo straszyć, że przehandlują tajemnice na wywiadowczym czarnym rynku. Mann spotkał się z du Toit i powiedział mu, że jeśli nie zgodzi się wziąć udziału w spisku, jego organizatorzy nie zawahają się zabić jego samego i rodziny.
Du Toit się złamał. "Nie wiedział, że wszyscy już o nas wiedzą, że jesteśmy szpiegowani, a nasze rozmowy telefoniczne były podsłuchiwane. Każdy zdradzał każdego" - twierdzi Brabazon. "Kazano mi czekać na sygnał. Ale pod koniec lutego 2004 r. umarł mój dziadek, który mnie wychowywał. Napisałem do Nicka, że do 14 marca nie dam rady nigdzie się ruszyć".
7 marca 2004 r. na lotnisku w Harare Mann został aresztowany razem z ponad 60 najemnikami. Nazajutrz podano, że w Malabo zatrzymany został du Toit i tuzin jego żołnierzy.
Du Toit poddany torturom przyznał się do wszystkiego, a jeden z jego towarzyszy, Niemiec, umarł na mękach. Mann najpierw odsiedział w Zimbabwe cztery z siedmiu zasądzonych lat więzienia, ale zwolniony za dobre sprawowanie został natychmiast odesłany do Gwinei Równikowej.
Obaj mają odsiadywać wyroki w więzieniu Czarna Plaża, cieszącym się najgorszą sławą nawet w Afryce. "Mogłem dziś gnić tam razem z nimi" - przyznaje Brabazon.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,5440755,Psy_wojny_zatrudn...
http://www.independent.co.uk/news/world/africa/the-wonga-coup--james-bra...





