Rzeczpospolita Oszczędna

Publicystyka

Polski rząd ma jeden cel: oszczędzać na wszystkim co się da i jak się da. Tego typu filozofia ekonomiczna zwycięża również na szczeblu lokalnym. Ofiarą takiej polityki jest, jak nietrudno odgadnąć, zwykły obywatel. Z jednej strony, spotykają go w najlepszym wypadku obniżenie wynagrodzenia lub w najgorszym, zwolnienie z pracy, a z drugiej staje przed odmową pomocy ze strony państwa. Czyli radź sobie sam szary człowieku, a jak się nie podoba to wyjazd z kraju! Taki jest tok myślenia bogatych biznesmenów, polityków i ich pomagierów (usłużnych dziennikarzy, ekonomistów, socjologów). Faktem jest, że polski rząd jest trzymany na smyczy przez lobby z KPP „Lewiatan” oraz BCC. To oni i związani z nimi politycy z PO mają za cel chronić swoje własne interesy. Ratując państwo polskie, ratują przede wszystkim siebie. Doktryna neoliberalna jest ich filozofią na funkcjonowanie kraju. Skutki jakie przyniosła widać po dwudziestu trzech latach, tzw. przemian. Rzeczypospolita Polska stałą się dzięki kolacji PO-PSL, Rzeczpospolitą Oszczędną na swoich własnych obywatelach, którzy wedle konstytucji stanowią podmiot, a faktycznie są przedmiotem.

Minister made in UK

Jacek Antony Vincent-Rostowski urodził się w 1951 roku w Londynie. Jest z wykształcenia ekonomistą, był związany przez lata z najważniejszymi brytyjskim uczelniami ekonomicznymi. Orędownik polityki gospodarczej premier Margaret Thatcher. Był w końcu członkiem brytyjskiej Partii Konserwatywnej. Od 1989 roku do 1991 roku, był doradcą ministra finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, Leszka Balcerowicza. Od 2008 roku jest twarzą polityki oszczędnościowej rządu PO-PSL. Zwolennik cięć w finansach publicznych, nieugięty przeciwnik związków zawodowych, jest jednym z najbardziej niepopularnych polityków rządu Donalda Tuska. W ostatnich wyborach parlamentarnych uzyskał w okręgu warszawskim 10 743 głosy. Społeczeństwu w ten sposób wyraziło niechęć do polityki finansowej Rostowskiego, znanego wyłącznie z tego, że słucha tylko siebie oraz przychylnych mu ekonomistów. Zachował jednak funkcję ministra finansów. Skutki działań ministra już odczuwają zwyczajni obywatele. Sądzić można z całą pewnością, że pierwszym beneficjentem oszczędności budżetowych ministra finansów będą upadające banki, gdyż realne staje się kryzys w sektorze bankowym. Zapowiedzią tego są masowe zwolnienia pracowników w czterech ważnych bankach komercyjnych. Rostowski będzie ratował za wszelką cenę ten sektor, gdyż w innym przypadku cała idea wolnorynkowego państwa weźmie w łeb.

Biedni nie mają co liczyć na państwo

Bycie biednym w tym kraju to ujma, bycie bezrobotnym, wynika z twojej winy i tylko twojej, bo pracodawca nie mógł ciebie bez powodu zwolnić. Ludzie niemający środków do życia, pozbawieni pracy, czują się w naszym kraju napiętnowany społecznie, gdy oczekują pomoc ze strony państwa. Pracownicy Ośrodków Pomocy Społecznej zarówno miejskich, gminnych czy powiatowych podjęli taką pracę dla stałej posady, pewność wynagrodzenia oraz emerytury. Cechuje ich często niekompetencja, obojętność na ludzką krzywdę, a głównym zajęciem stanowi papierlogia. OSP-ów muszą zmierzyć się z roku na roku malejącym budżetem. Efektem tego jest niewydolna opieka socjalna, wobec wzrastającego bezrobocia, zwalniani pracownicy nie mają co liczyć na pomoc ze strony tych instytucji. Pracownicy socjalni nie są mentalnie przygotowani na skutki, coraz bardziej odczuwalnego przez nas kryzysu.

Tarcza szkolna do góry nogami – czyli likwidacja szkół

Wiele wsi w Polsce to ofiary ostatnich przemian ekonomiczno – społecznych. Odcięte od reszty kraju brakiem połączeń kolejowych, również autobusowych, wpadają teraz pod samorządowy walce likwidacyjny szkół.

W roku szkolnym 2010/2011 zamknięto w sumie 582 szkoły podstawowe, gimnazja oraz placówki ponadgimnazjalne. W roku szkolnym 2009/2010 w całej Polsce zlikwidowano 541 szkół, w 2008/2009 – 602, w 2007/2008 – 608, a w 2006/2007 – 653. Dane te są zatrważające. Jednak to nie koniec. Jak poinformowała „Rzeczpospolita”, w 2012 r. prawdopodobnie padnie rekord likwidacji szkół – zniknąć może około 800 placówek. Związek Nauczycielstwa Polskiego szacuje natomiast, że w tym roku likwidacji ulec może nawet tysiąc szkół. Samorządy kierując się interesem ekonomicznym, likwidują tak naprawdę ostatni obiekt publiczny na wsi. Szkoły pełnią nie tylko rolę edukacyjną, ale są miejscem wydarzenia kulturalnych, sportowych, rozrywkowych. Budynek szkolny jest miejscem schronienia podczas klęsk żywiołowych, lokalem wyborczym podczas wyborów, miejscem spotkań z władzami. Opuszczone przez oświatę zostaną sprzedane lub będą niszczeć, niczym stacje kolejowe na zlikwidowanych trasach.

Nie dotyczy to tylko wsi, ale również miast. W Warszawie zagrożonych likwidacją jest 40 szkół. Dziwi to bardzo, gdyż stolica (najbogatsze miasto w Polsce) rozrasta się ludnościowo, a do zaproponowania młodym mieszkańcom będzie miała jedynie przeludnione placówki oświatowe. W takich szkołach dzieci przeniesione z tych zlikwidowanych, będą miały problemy z przyswajaniem materiału, zaadoptowaniem się w nowym środowisku, a o patologię w oświatowych molochach nie będzie trudno.

Józef Wybicki ekonomicznie nieopłacalny

Józef Wybicki jest wszystkim dobrze znany jako autor słów hymnu państwowego. Ten polski pisarz, polityk i poseł Sejmu Czteroletniego, dużą cześć życia spędził w Manieczkach (powiat śremski, województwo wielkopolskie), który był jego majątkiem od 1781 roku i na którego terenie obecnie znajduje się dwa dwory jeden z 1894 roku, a drugi z 1912 roku. W tym ostatnim w latach 1978 – 2006 mieściło się muzeum poświęcone jego dawnemu właścicielowi. Muzeum było oddziałem Wielkopolskich Miłośników Tradycji Mazurka Dąbrowskiego. Obecnie już go nie ma. Decyzją sądu majątek z oboma dworkami oddano potomkom ostatniego właściciela. Co to ma wspólnego z oszczędnościami publicznymi dokonywanymi przez władze centralne oraz samorządowe? Pozornie nic. Radni samorządowcy powiatu śremskiego zaakceptowali z łatwością, że muzeum nie będzie istniał, chociaż bardzo wielu mieszkańców Manieczek i okolic było temu przeciwna. Nie naruszało to ich własnych interesów, więc oddali muzeum walkowerem. Instytucja ta powstała oddolnie, co w okresie PRL-u była rzadkością, z inicjatywy Józefa Baiera, który w 1975 roku był dyrektorem PGR-u, istniejącego w dawnym majątku pisarza.

Przypadek muzeum w Manieczkach pokazuje jedynie obojętność władz lokalnych względem potrzeb kulturalnych mieszkańców regionu, nad którym sprawują władzę. Nie inaczej jest z muzeum imienia Jana Malczewskiego w Radomiu. Tu jednak decydowały już cięcia finansowe. Znanym malarzem żyjącym przełomu wieków XIX i XX, szczycą się władze miasta. Jednak placówka muzealna nosząca jego imię, jako podległa marszałkowi wojewódzkiemu mazowieckiego jest zależna od budżetu marszałkowskiego. Dostając dotację o 15% (800 tys.) mniej, dyrekcja muzeum musiała z 27 osób pracujących, zwolnić 18, a innym obniżyć pensję o 12%, czyli mniej więcej 300 – 500 zł brutto. Skutkiem tego jest ograniczenie funkcjonowaniu muzeum. Wystaw będzie mniej niż w poprzednich latach. Cięcia dotyczą także Muzeum Wsi Radomskiej i Muzeum Witolda Gombrowicza. Można mnożyć muzea, którym obcięto budżety. Muzea są placówkami zachowującymi nie tylko pamiątki o charakterze historycznym, artystycznym dla całego kraju, ale również dla danego regionu. Władze lokalne jeśli będą miały w tym interes ekonomicznym zlikwidują muzea, tak jak robią już to z domami kultury. Nowa wiceprezydent miasta Krakowa, Anna Okońska – Walkowicz dała się poznać, jako zwolenniczka cięć na kulturę, oświatę (jest zwolenniczką likwidacji części krakowskich przedszkoli) oraz doprowadziła włączania latarń na krakowskich ulicach tylko do 12.00 w nocy.

Pod hasłem reforma Miejskich Domów Kultury (MDK) wywołało wśród rodziców protesty. Wysyłano petycję pisaną przez zaniepokojonych rodziców do władz miejskich. Pani wiceprezydent podczas komisji edukacji Rady Miasta odparła, że MDK-i są jednostkami zbyt kosztownymi, a co jeszcze śmieszniejsze przypadkowo rozlokowane. Pani wiceprezydent proponuje aby wzięły je pod opiekę stowarzyszenia. Niech będą to jednak stowarzyszenia rodziców dzieci chodzących i korzystających z MDK-ów. Skoro władze Krakowa interesuje wyłącznie przekształceniem miasta w firmę, to niech oddadzą mandaty i przyjmą się w jakiejś zagranicznej korporacji. Inicjatywę powinni zaś wykazać sami Krakowianie, inaczej będą mieć przerobiony Zamek Królewski na Wawelu, na hotel dla bogatych. To jednak ironia, bo muzeum na zamku jest dobrem narodu. Ale kto wie? Wszystko przed nami. Skoro urzędnicy państwowi i lokalni w niektórych przypadkach to już menadżerowie z funkcji oraz nazwy.

Nie będę wspominać o likwidowanych kinach oraz teatrach. Te już są ofiarami samorządowych decyzji pod hasłem nieopłacalne od lat.

Teraz dygresja, na koniec tego tematu. Kiedy likwidowano muzeum Józefa Wybickiego w Manieczkach, adresatem apeli przeciw likwidacji placówki był mi. in. wywodzący się z PiS-u minister kultury, Kazimierz Michał Ujazdowski. Nie odpowiedział on na postulaty mieszkańców wielkopolskiej wsi. Przecież on sama, a także jego partia to obrońcy polskości, patriotyzmu. Chyba tylko przed kamerami telewizji, bo jak widać poza nią to nie za bardzo. No w końcu czyj oni reprezentują interes. Na pewno nie nasz.

Jest wiele dziedzin naszego życia, gdzie politycy, urzędnicy wszelkiej maści i rangi muszą w imię cięć finansowców publicznych, likwidować, zamykać, ograniczać placówki socjalne, oświatowe, kulturalne, zdrowotne oraz inne społecznie pożyteczne. Mieszkańcy różnych regionów chcą ratować, podejmując niekiedy udane inicjatywy oddolne. Jeżeli Sejm, Senat, rząd, prezydent szukają oszczędności w budżecie państwa, to niech zlikwidują policję oraz wojsko. Ani policjanci, ani wojskowi nas nie chronią, ani nie bronią, tylko pobierają pieniądze z państwowej kasy za nic. Tak samo politycy są nam nie potrzebni. I oszczędności znaleźlibyśmy z dala od nas i miejsca naszego zamieszkania!

RobertHist

Chyba Jacek Malczewski, nie

Chyba Jacek Malczewski, nie Jan. Poza tym kupa literówek, poprawcie to bo w oczy kole.

http://www.muzeum.edu.pl/
Muzeum im Jacka Malczewskiego, a po za tym też się dołączam do uwagi przedmówcy, dużo literówek.

A z Wawelem się nie

A z Wawelem się nie utożsamiam, bo jako potomek chłopstwa, uważam takie przybytki za symbole wyzysku i dominacji klasy "szlachetnie" urodzonych nad "pospólstwem". Co nie zmienia faktu, że teraz zamki powinny być własnością narodu, choć kosztowną w utrzymaniu.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.