Ściema konsultacji społecznych
Demokrację Uczestniczącą można rozumieć różnorako: raz, w wydaniu UE, jako konsultacje społeczne; dwa, w wersji radykalnej jak w Chiapas, jako rodzaj demokracji bezpośredniej. Różnica miedzy nimi nie jest różnicą stopnia, a różnicą jakościową. Postaramy się to pokrótce wykazać.
W pierwszej wersji propagowanej przez obyczajową lewicę oraz UE, i którą to starają się wprowadzić powoli, z oporami, w Polsce, władza ma głos decydujący. Znamienna wydaje się być wypowiedź dla Dziennika Wschodniego rzecznika urzędu miasta w Kraniku: Chodziło nam o to, aby społeczność lokalna aktywnie uczestniczyła w procesie decyzyjnym dotyczącym najważniejszych, strategicznych dla miasta spraw. Mieszkańcy zyskaliby dzięki temu poczucie realnego wpływu na politykę lokalną, a władza otrzymałaby dodatkowy mandat społeczny dla swoich działań. Oczywiście wyniki konsultacji społecznych nie muszą być wiążące dla władz, ale decydenci będą mieli świadomość, że działają wbrew woli lub z poparciem dużej części opinii publicznej. Nasuwa się tutaj naiwne pytanie o jakim aktywnym udziale można mówić, skoro sprowadza się ono do kibicowania i władza nie jest w żaden sposób zobowiązana do działania według woli mieszkańców? Aktywny udział zostaje tutaj zredukowany do naciskania przycisku na tak lub na nie - potem podliczą głosy... i tyle. Istnieje również uzasadniona obawa, że ‘dyskusja’ będzie ustalana przez władze, możliwości wyboru alternatywnych rozwiązań będą proponowane przez przedstawicieli a nie obywateli. Sondy, ankiety, badania opinii publicznej, przyjmowanie skarg i zażaleń, które nie gwarantują żadnego działania. Tak pojmowana Demokracja Uczestnicząca stwarza tylko pozór władzy społeczeństwa, stabilizuje i umacnia podział na rządzących i rządzonych. Przedstawiciel jest dalej wyodrębniony, ponad społeczeństwem, nadzoruje je i w rzeczywistości podejmuje decyzje.
Wersja druga, to ta którą propagujemy jako anarchiści, wiąże się z radykalną przemianą stosunków władzy. ‘Przedstawiciel’ zostaje tutaj zobowiązany do wypełniania woli zgromadzenia, i ma się ściśle stosować do wytycznych przedstawionych przez daną grupę. Gdy konsultuje się podczas swojej pracy, to nie po to by stwarzać pozory, ale by dowiedzieć się co ma robić w danej sytuacji. Wykorzystanie zaś zdobytej wiedzy nie zależy od jego widzimisię. Tutaj skargi i zażalenia przekładają się bezpośrednio na działanie. Dyskusja nie jest ustawiona z góry i nie sprowadza się do tak-lub-nie, czy zaznaczania kwadracików w ankiecie, ale jest starciem się różnych perspektyw, które w trakcie debaty otwierają przestrzenie, możliwości – efekt końcowy jest nieznany. Wynika ze starcia się interesów i światopoglądów i próby utworzenia optymalnej sytuacji umożliwiającej maksymalną realizację partykularnych postulatów. Najczęściej za pomocą proporcjonalnej hierarchizacji celów.
W pierwszym przypadku przedstawiciel jest szefem, w drugim jedynie sługą, wykonawcą woli zgromadzenia.
Pięknie sprawę ujmuje Rafał Górski w broszurce Przewodnik po Demokracji Uczestniczącej pisząc, że Demokracja Uczestnicząca to nie konsultacje społeczne: Komunikowanie odbywa się tylko w jedną stronę. Obywatele proszą, protestują i czekają na urzędową odpowiedź, bądź na nowe wybory. (…) Społeczna partycypacja to więcej niż konsultacje ze społeczeństwem, których wynik nie jest obligatoryjny dla władzy. Partycypacja oznacza społeczny udział w tworzeniu planów i projektów oraz ich późniejszym zatwierdzaniu .