Skatowany przez policję 15-latek popełnił samobójstwo
Niebawem przed sądem staną dwaj policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Kłodzku. Oskarżyciel publiczny postawił im zarzuty przekroczenia uprawnień służbowych i stosowanie przemocy wobec kilkunastoletniego chłopca. Jakiś czas później popełnił on samobójstwo.
W styczniu 2007 r. w Wambierzycach, w sąsiedztwie bazyliki strażacy neutralizowali olej, który wyciekł na jezdnię z jakiegoś samochodu. Ich czynnościom przyglądał się między innymi 15-letni chłopiec wysłany do sklepu po chleb przez swoją babcię. W pewnym momencie w jego stronę podjechał policyjny radiowóz. Jeden z policjantów podszedł do chłopaka i kazał mu, aby wsiadł do służbowego auta. Ponieważ ten protestował i podkreślał, że uczyni to, ale po wcześniejszym skontaktowaniu się z babcią, policjant przemocą wepchnął go do radiowozu.
Już po śmierci swojego wnuka, starsza kobieta informowała, że został on dotkliwie pobity przez wymienionych z nazwisk policjantów z Posterunku w Radkowie, kiedy wywieziony został z Wambierzyc w styczniowy dzień. Gdy go znalazła wspólnie z drugim wnukiem, był cały obłocony i obolały. Rozpłakał się i opowiedział o całej historii. Spod bazyliki funkcjonariusze przetransportowali go na jakiś odludny teren, gdzie biciem, kopaniem i groźbami o pozbawieniu życia starli się wymusić od niego przyznanie, iż to on był sprawcą wybicia szyby w innym radiowozie nocą z 31 grudnia 2006 na 1 stycznia 2007 r. w Radkowie.
Nie przyznał się do tego czynu, więc w jakiś czas potem go pozostawili i odjechali. Młodzieniec doszedł do pierwszych zabudowań na obcym dla siebie terenie. Tam umożliwiono mu skorzystanie z telefonu. Zadzwonił po pomoc. Babcia z kuzynem natknęli się na niego w Ratnie - daleko od domu. Jak się okazało - odcinek pomiędzy Bieganowem i Ścinawką Średnią, opodal cmentarza, gdyż tam został uprowadzony - pokonał pieszo.
Wielowątkowe śledztwo z każdym następnym tygodniem uprawdopodobniało wersję podaną przez chłopca swoim bliskim. Przypadkowi świadkowie wnosili do sprawy kolejne, istotne elementy znajdujące potwierdzenie. Ale byli i tacy, którzy działali na korzyść tych stróżów prawa. Ich zeznania zostały jednak podważone, m.in. okazało się, iż jeden z policjantów kontaktował się z nimi nieraz telefonicznie po rozpoczęciu postępowania, co potwierdziły bilingi.
Policjant o ksywie "Kotlet" po zdarzeniu dopisał w służbowym notatniku, iż w określonym dniu podjął interwencję i podczas legitymowania osobnika musiał użyć siły, gdyż on usiłował uciec. Ustalono ponadto, iż w Wydziale Prezydialnym KPP w Kłodzku było zgłoszenie od innej osoby o podobnym zdarzeniu w miesiąc później od opisywanego, z udziałem obu policjantów, ale w efekcie zrezygnowała ona z napisania skargi.