Surowa i pokrętna logika warszawskich yuppiesów, czyli dlaczego niania nie zasługuje na prawa pracownicze
Ten artykuł jest inspirowany przez tekst, który (niestety) dzisiaj czytałam w Gazecie Wyborczej. Tekst jest zatytułowany "Łatwiej zwalniać, to łatwiej zatrudniać" Dominiki Wielowieyskiej (jak okazuje się, to była stypendystka ultraprawicowego think tanku "National Forum Foundation" - obecnie część znanego Freedom House). Jak można wnioskować z tytułu, chodzi o nowelizację Kodeksu Pracy i o to dlaczego warto zwolnić prawodawców z części ich obowiązków wobec pracowników.
Wielowieyska porównuje przeciwników zmian w Kodeksie do dzieci, które nie chcą widzieć czegoś przyjemnego więc zamykają oczy i udają, że tego nie ma. Jako przykład, Wielowieyska podaje gosposie domowe i opiekunki do dziecka, jako reprezentatywne dla "pracowników w firmie, która zatrudnia do 10 osób". Pisze:
"Brutalna prawda jest taka, że gosposie domowe i opiekunki do dziecka pracują na czarno. Gdy zajdą w ciążę lub chorują - są zwalniane. Pracodawcom nawet do głowy nie przyjdzie płacić im przez cały okres ciąży i rezerwować posadę, gdy wrócą po urlopie macierzyńskim."
Dlatego Wielowieyska postuluje, że liberalizacja prawa pracy ich nie boli (do reszty pracowników niepracujących na czarno, którzy będą pozbawieni prawa do m.in. urlopu macierzyńskiego, jakoś specjalnie nie odnosi się).
Dalej argumentuje, że "zmiana ta może natomiast zachęcić choćby nielicznych do tego, by jednak gosposię zatrudnić oficjalnie. Dzięki temu część kobiet zyska prawo do zasiłku chorobowego i zacznie odkładać na przyszłą emeryturę, bo pracodawca płaciłby za nie składki ZUS".
Temat praw pracowniczych w małych firmach zasługuje na głębszą analizę, jednak warto tutaj zastanowić się nad tymi nianiami.
Przypomnijmy, że zmiany te mogą dotyczyć 3,5 mln pracowników - nie licząc już tych w pracujących na czarno. W tej sytuacji, Wielowieyska argumentuje, że pewne osoby mogłyby teoretycznie skorzystać ze zmian, choć przyznaje że oczekuje, że tylko "nieliczni" uregulują pracę swoich niań i gosposi. Co za przekonujący argument!
Co do niań - spójrzmy na rzeczywistość. Najpierw, niedawno, powstał nowy projekt ustawy - firmy, w których pracują kobiety po urlopie macierzyńskim, zapłacą mniejsze składki, a rodzice odliczą sobie od dochodu zarobki opiekunki do dziecka. Ustawa, zwana "prorodzinną" zakłada m.in. większy udział firmy we współfinansowaniu wychowywania dzieci. Propozycja zmian w ustawie o zakładowym funduszu świadczeń socjalnych ma umożliwić wykorzystanie go do tworzenia przyzakładowych żłobków i przedszkoli, a także finansowanie opieki nad dziećmi w przedszkolach i żłobkach. Poza tym projekt przewiduje ograniczenie formalności związanych z zatrudnieniem pomocy domowej. Zawierając umowę o pracę z nianią, osoby fizyczne staną się pracodawcami: będą musiały co miesiąc odprowadzać zaliczkę na podatek dochodowy i składki ZUS. Ponadto ulga ta jest atrakcyjna tylko dla osób, które osiągają dochody opodatkowane według skali podatkowej i płacą podatek w wysokości 30 lub 40 proc.
Ustawa może i ma zalety, ale jest niekonsekwentna. Nie jest tak korzystna dla biednych i średnio zarabiających rodzin, a także jest związana z programem, który proponuje elastyczną pracę dla kobiet, jako część rozwiązania problemu. Ale nie wchodźmy w szczegóły.
Pomysł o odliczeniu kosztów niani lub o opłaceniu kosztów opieki nad dziećmi (oczywiście nie w tej dyskryminacyjnej formie) o wiele więcej będzie pomagać tym nianiom, niż zmiany w prawie pracy, które pozwalają na ich łatwiejsze zwolnienie.
Ale przepuśćmy na chwilę, że takie zmiany jakoś nie przychodzą lub że przychodzą, ale nie są korzystne dla wszystkich rodzin. Jesteśmy w sytuacji, gdzie rodzice płacą za opiekę sami.
Wg. logiki Wielowyskiej, byłoby bardzo dobrze i korzystnie dla niani, gdyby była legalna zatrudniona, ponieważ pracodawcy płaciliby dla niej ZUS.
Po pierwsze, nie tylko ZUS ale i podatki - chyba, że niania musi założyć działalność gospodarczą. To będą dodatkowe wydatki rzędu 500-900 złotych miesięcznie, w zależności od podstawowych zarobków niani.
Pewnie Wielowieyska ma znajomych, których stać na 6 do 10 tys. złotych rocznie na ZUS bez problemu. Może ma jeszcze innych znajomych, którzy postanowią zrezygnować z dwutygodniowego pobytu na Malediwach w pięciogwiazdkowym hotelu, aby jechać na Mazury i zaoszczędzić 10 tys. złotych na opłacenie fiskusa i ZUS-u - ale pewnie też ma i takich znajomych, którzy będą wybierać Malediwy.
Ale dla wielu osób, taka suma jest bardzo duża, a może nawet niemożliwa do zapłacenia.
Jak moja koleżanka, która musiała zapłacić połowę swojej pensji dla niani i nie mogła z mężem związać końca z końcem. Nie wiem jak dadzą sobie radę, żyją bardzo skromnie. Bez dziecka wystarczało tylko na czynsz, jedzenie, od czasu do czasu jakiś drobny luksus.
Nie płaca ZUS-u i podatków dla niani ponieważ po prostu nie stać ich na to. Gdyby było więcej pomocy dla nich, byłoby lepiej. Choćby tanie mieszkanie. Nie są to skąpi ludzie, a nawet troszczą się o prawa pracownicze. Ale w tym świecie, dziecko to raczej luksus dla zamożnych.
Gdyby jednak nagle moi znajomi mieli dodatkowe 500 zł. miesięcznie dla niani, liczymy co można z tym robić.
Według Wielowieyskiej, trzeba płacić podatki i ZUS. Niania może wolałaby dostać te 500 zł i sama je zaoszczędzić ponieważ nie może liczyć na wiele korzyści z tego systemu. Ale zostawmy ten temat na razie.
Więc płacić 500 zł miesięcznie do systemu o wątpliwych korzyściach można bez problemu. Powiedzmy, że robią to - 5 lat. Powiedzmy, że wpłacą przez te pięć lat 30 tys. zł. Wg. Wielowieyskiej, byłoby to dobre, a nawet można oczekiwać, że nieliczni to zrobią.
Weźmy wtedy inny scenariusz. Niania zajdzie w ciążę (oczywiście duża część niań już jest w takim wieku, że nie jest to prawdopodobne, ale nieważne). Powiedzmy, że ona nie może pracować nawet do 6 mies. Ile możemy wtedy "stracić" płacąc jej urlop macierzyński? 6 tys? Może niania dobrze zarabia. Może płacimy podatki za nią i ZUS. 12 tys?
Rzeczywistość jest taka, że niania, jeśli jest kobietą przeciętną, może raz lub dwa razy w ciągu 25 lat aktywności zawodowej, zajść w ciążę i "kosztować" kogoś kilka tys. złotych. Jeśli niania będzie miała jedno dziecko, a przypuśćmy nawet, że jest to osoba młoda, bez dzieci, wtedy szanse wynoszą około - 20-25%, że urodzi w ciągu tych 5 lat, kiedy dla ciebie pracuje. Zapłacić złodziejskiemu systemowi ZUS lub zapłacić podatki, które są źle alokowane z budżetu można nawet od 30 tys. - ale broń boże, żeby niania, ta osoba, która jest bardzo ważna w twojej rodzinie, która pomaga wychować twoje dzieci, sama chciała mieć dziecko - taką osobę trzeba zwolnić, akurat w momencie, kiedy pewnie najbardziej cię potrzebuje i swojego dochodu ---- ponieważ nagle nie stać "pracodawcy" na 12 tys? 12 tys. ZA NIC.
Prawda jest brutalna, ale myślę, że wygląda to trochę inaczej niż wyobraża sobie Wielowieyska. Prawda jest taka, że "pracodawcy" w postaci normalnych ludzi, pozwalają sobie na wiele form marnotrawstwa pieniędzy. Płacą podatki na złodziei polityków, (ale pracodawcy-inwestorzy nie płacą do budżetu państwa), płacą pieniądze na system służby zdrowia, który nie istnieje dla wielu osób, płacą pieniądze na F16 czy alkohol na sejmowe imprezy czy na inne bzdury ---- ale kiedy już chodzi o dobrobyt innej konkretnej osoby, to już skandal pomyśleć, że ktoś z nas powinien za to płacić. Brutalna prawda jest taka, że niania może być przez nas traktowana nie jako członek rodziny, ale jak żywy towar, z którego korzystamy i który wyrzucamy.
Inna brutalna prawda - tak, niektórych nie stać na opłacenie niani, a niektórzy po prostu są chciwi. Ale zmiana w Kodeksie Pracy nie rozróżnia pomiędzy bogatym pracodawcą, np. pracodawcą z małej, ale bardzo dochodowej firmy i "pracodawcy" takiego jak sekretarka, która zatrudnia nianię.
Rozwiązanie problemu może być różne, ale jasne jest, że pozbawienie praw pracowniczych jest akceptacją brutalności wobec ludzi. Jedynym rozwiązaniem jest to, że, jak już musimy płacić podatki pośrednikom ze złodziejskiego rządu, niech oni trochę pieniędzy skierują na tworzenie żłobków lub refundację kosztów opieki - nawet w formie odliczenia od podatków. Szczególnie lepiej pomyśleć o tym jako o problemie społecznym, a nie indywidualnym, ponieważ bardziej opłaca się opiekować kilkorgiem dzieci na raz. A wtedy może także niania może być zatrudniana normalne i zasługiwać na prawo do urlopu, do urlopu macierzyńskiego itp. To jedna opcja, ale nie moja ulubiona.
Wiadomo, że rząd nie działa dobrze. Socjaldemokraci i socjaliści wierzą, że rząd można zreformować, aby było lepiej. Oczywiście może być lepiej (jest nie aż tak trudno!) i o wiele bardziej prospołecznie. Jednak bardziej wartościowa dla nas jest samoorganizacja poza rządem. Chodzi o to, że zamiast wysyłać wszystkie fundusze do rządu, możemy sami organizować alternatywne, prospołeczne systemy opieki nad dziećmi. Nie jest to tożsame z tym, co proponują ideologowie prywatyzacji - oni proponują przede wszystkim zniesienie społecznych i publicznych systemów na rzecz tworzenia systemów "zyskownych" dla inwestorów oraz korzystnych nie dla wszystkich. Ich "rozwiązanie" przede wszystkim polega na podzieleniu ludzi, na dobrych konsumentów (czyli bogatych lub stosunkowo bogatych), oraz złych (czyli tych, którzy sami nie mogą zapłacić na szkołę, szpital itd i mogą przynosić "straty" systemowi). Takie modele klasowe i antyspołeczne nie są dla nas interesujące.
Takie społeczeństwo, gdzie nie jesteśmy zatomizowani w małych dwu i trzyosobowych rodzinach, gdzie współpracujemy z sąsiadami, przynosi nam wiele korzyści. Jest wiele sposobów organizowania opieki nad dziećmi, nawet nieodpłatnie. W obecnym systemie, gdzie większość ludzi nie stać na zatrudnienie innych, lepiej nawet zorganizować jakiś LETS czy inny system, gdzie np. 5 osób godzi się brać jeden dzień wolny, aby opiekować się dziećmi w systemie rotacyjnym. Ale nie chcemy zostawiać systemu takim, jaki jest obecnie. Powinniśmy tworzyć takie warunki, żebyśmy mogli mieć trochę wolnego czasu dla dzieci, a dostaniemy pomoc od całego społeczeństwa. Inaczej, sytuacja jest gorsza od barbarzyństwa.
Niania to nie to samo co szmata. Pracownik to nie towar. Nie poddawajmy się okrutnej i pokrętnej logice lub tłustej elicie!
PS - Anglojęzycznym polecam książkę Barbary Ehrenreich "Global Woman: Nannies, Maids, and Sex Workers in the New Economy". Trudno to przeczytać i nie poczuć empatii do niań opisanych w książce. Pani Wielowieyskiej i kompanom życzę o wiele więcej empatii dla normalnych ludzi pracujących, a wiele mniej dla pracodawców i bogatych sponsorów kulturalnej elity.