Sytuacja uchodźców w Budapeszcie sierpień/wrzesień 2015

Świat | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycy

Oto ciekawa relacja Polaka zaangażowanego prywatnie w pomoc uchodźcom mieszkającego w okolicach dworca Keleti.

Mieszkam w Budapeszcie, przy parku Republiki (Köztársaság tér, nazwę zmieniono, ale posługuję się dawną, prawdziwą) w pobliżu dworca Keleti. Ciężko nadążyć w opisywaniu, co wyprawia banda Orbana: Na pocieszenie wlepię także link do filmu, który pokazuje, że mieszkańcy okolic pomagają, jak mogą - ktoś ma psa, sympatycznego i bardzo cierpliwego do dzieci, więc go zaprowadza na spacery pod dworzec Keleti, żeby dzieciakom dać frajdę: https://www.youtube.com/watch?v=8GxYknZoWZQ

----

2015.08.31.

Przez Budapeszt od kilku miesięcy przetacza się dziennie kilkuset uchodźców. Do tej pory nie było z tym problemu, ruch był płynny - przybywają z Grecji, przez Macedonię i Serbię, pieszo albo kto jak może, a od Budapesztu w cywilizowanych warunkach, pociągiem, z obietnicą Angeli Merkel godnego przyjęcia w Niemczech i ekspresowego załatwienia podania o azyl (Niemcy od roku zawiesiły de facto porozumienia z Dublina o odsyłaniu uchodźców do pierwszego kraju unijnego, na którego terytorium uchodźca wkroczył jako pierwszym, a od kilku dni de iure).

Banda Orbana przedstawiała sytuację w swojej propagandzie Węgier jako kraju mlekiem i miodem płynący, że to do Węgier ciągną miliony z całego świata. Kiedy się okazało, że dla nikogo Węgry nie były celem, a państwem władnym, żeby im nadać status uchodźcy, jest Grecja (ponieważ wszyscy uchodźcy w Budapeszcie przybyli przez Grecję), policja węgierska tydzień temu zaczęła ludzi z pociągów wyciągać (pod pretekstem, że niby złamali prawo, bo nielegalnie przekroczyli granicę), po czym natychmiast puszczano ich wolno bez żadnego postępowania, tylko że ci ludzie stracili bilet, a zanim kupili nowy na pociąg za kilka dni, wytworzył się zator. Nieprawdą jest, że dworzec zamknięto "przez Syryjczyków". Zator zawiniony jest wyłącznie przez władze węgierskie. W tej chwili dwa-trzy tysiące ludzi koczuje między dworcem Keleti a placem Republiki, przy którym mieszkam. Uchodźcy zaczęli nosić kartki typu "Zmierzamy do Niemiec, nie przetrzymujcie nas, Węgry!". Ponieważ za dnia jest upał, nie da się wysiedzieć na rozgrzanym betonowym placu przed dworcem, ludzie szukają ochłody i odpoczynku w cieniu po okolicznych uliczkach i parkach. Leżą, siedzą, a przede wszystkim odpoczywają. Po tym, przez co przeszli, należy im się chwila odpoczynku w oczekiwaniu na pociąg, a nie żeby ich policja przepędzała i upokarzała na potrzeby propagandy reżimu. Dodam, że Węgierski Czerwony Krzyż (całkowicie podporządkowany rządowi Orbana) ma zakaz pomagania uchodźcom, nie pomaga im więc, ani też żadna oficjalna organizacja rządowa ani samorząd, jedynie osoby prywatne, które się dwoją i troją, żeby rozdawać wodę i arbuzy, a dzieciom cokolwiek do zabawy, kartki i kredki. Co ciekawe, i chyba oczywiste, uchodźcy wokół Keletiego nie śmiecą, bo zwyczajnie nie mają czym - nie mają nic. Wieczorem na ogrodzeniach rozwieszone są ubrania, wyprane w parkowym zraszaczu murawy, żeby wyschły, ale też zapewniają jako taką intymność do spania.

Na koniec wspomnę nasze małe zwycięstwo: po dwóch miesiącach mieszkańcy okolic wywalczyli na samorządzie, żeby postawił w parku kilka toi-toi.

----

2015.09.02.

W Budapeszcie istnieją trzy dworce: Południowy, Wschodni i Zachodni, każdy na pociągi odjeżdżające w określoną stronę świata. Uchodźcy przychodzą pieszo lub przyjeżdżają pociągiem na dworzec Południowy, potem muszą się przedostać na dworzec, z którego odjeżdżają pociągi do powiedzmy Berlina (dworzec Keleti).

Cywile (nie rząd, nie samorząd, tylko osoby prywatne!) utworzyli trzy strefy dla uchodźców z toi-toi i bieżącą wodą oraz bardzo ograniczoną możliwością przyjmowania darów, żeby je rozdać wśród potrzebujących. Ludzie w życzliwości przynoszą, co popadnie: ubrania, konfitury i własnoręczne kanapki, których nie ma kto rozdać, bo przecież woluntariusze nie wynajmą magazynów i chłodni, żeby takie dary przyjmować, sortować, rozdawać. Organizacje pomagające w Budapeszcie uchodźcom wielkimi literami informują, żeby nie przynosić ani ubrań, ani kanapek, ani konfitur. Nie ma ludzi, żeby to magazynować, zresztą nikt nie podejmie się odpowiedzialności, żeby komuś wręczyć nie wiadomo skąd pochodzące przepraszam, ale ochłapy i niepotrzebne tony ciuchów. Kto chce pomagać, może przeczytać info, jest jasno sformułowane, co jest danego dnia potrzebne w każdej z trzech stref.Organizacja pomagająca uchodźcom w Budapeszcie zakotwiczyła na górze strony instrukcję, co można przynieść, a czego nie należy przynosić na potrzeby migrantów: https://www.facebook.com/migrationaidhungary?fref=ts

Nie znając węgierskiego widać, że jest to fajnie i przejrzyście napisane, ze strzałkami itepe, a przede wszystkim instrukcja jest uaktualniana codziennie! Dzisiaj na przykład na dworcu Keletim było zapotrzebowanie na maty - do siedzenia w cieniu, albo żeby rodzic miał na czym dziecku zmienić pieluchę, nie wiem, ale tyle wyobraźni można oczekiwać, że osoba pragnąca pomóc najpierw zapyta, co jest potrzebne, a nie przynosi w ciemno, a potem się obraża na "niewdzięczność" obdarowanych.

Oto przykład chamskiego artykułu o rzekomej niewdzięczności uchodźców, ze zdjęciem kanapek wyrzuconych do kosza. Jeżeli napotkacie na coś podobnego wykręcającego fakty odnośnie sytuacji na Węgrzech, dajcie proszę znać, to sprawdzę, poszukam i sprostuję: http://pikio.pl/wegrzy-ofiarowali-kanapki-imigrantom-ci-wyrzucili-je-do-...

----

2015.09.03

W Orbanistanie absurd goni absurd. Viktor Orban w sprawie uchodźców zrobił z Węgier pośmiewisko, teraz postawił na czystą przemoc.

Przypomnę, że do niedawna według porozumień z Dublina państwem, które jest władne nadać status uchodźcy, jest pierwsze państwo unijne, na terenie którego znalazł się uchodźca - w przypadku uchodźców w Budapeszcie jest to Grecja, ponieważ niemal wszyscy przybyli przez Grecję. Niemcy jednak porozumienia z Dublina zawiesiły de facto rok temu, a de iure tydzień temu - teraz każdy Syryjczyk może złożyć w Niemczech wniosek o status uchodźcy, niezależnie, przez jaki kraj przybył do Niemiec. Viktor Orban wymachiwał szabelką w obliczu "imigranta-wroga", a tu nagle się okazuje, że "wroga" nie ma, bo "wroga" Niemcy zabrali do siebie. (Do propagandy "Węgry bronią granic Europy" potrzebne są widowiskowe tłumy uchodźców szturmujących dworzec, dlatego w zeszłym tygodniu węgierska Policja zatrzymała pociąg już jadący do Monachium i wyciągnęła z niego ludzi (zdjęcia i kalendarium wydarzeń w angielskim http://www.bbc.com/news/world-europe-34136823). Na budapeszteńskim dworcu Keleti powstał zator. Koleje austriackie/niemieckie wysłały specjalny pociąg, żeby ich zabrał, więc na drugi dzień się rozluźniło, ale wtedy rząd węgierski skierował na dworzec więcej policji z rozkazem, że mają nikogo nie dopuścić na teren dworca, jedynie po wylegitymowaniu).

Wczoraj złożono w Parlamencie węgierskim projekt ustawy kryminalizujący bycie uchodźcą. Każdy, kto przybył na Węgry nielegalnie, popełni przestępstwo, i zostanie osadzony w obozie karnym. (Już obecnie węgierskie obozy dla uchodźców niewiele się różnią od obozów karnych, ale media mają zakaz zbliżania się, więc nie wiadomo, co tam się dzieje).

Przypomnę, że rząd węgierski (wszechwładny od puczu konstytucyjnego sprzed kilku lat) kontroluje wszystkie media - bezpośrednio (jako właściciel mediów publicznych) lub pośrednio za pomocą powolnej sobie Rady Mediów (wszyscy członkowie są z nadania Viktora Orbána) i systemu arbitralnego udzielania koncesji. Prócz ograniczeń formalnych istnieją również działania zakulisowe (rząd węgierski nałożył na RTL gigantyczny podatek specjalny, potem sam z siebie zaproponował, że go obniży, ale z powrotem podniesie, jeżeli RTL będzie krytykował rząd Viktora Orbána). Media węgierskie mają na przykład zakaz pokazywania, że wśród uchodźców są dzieci (!).

Przypomnę, że rząd węgierski zakazał pomagać uchodźcom wszystkim podległym sobie organom, instytucjom i agendom, w tym Węgierskiemu Czerwonemu Krzyżowi. Uchodźcom nie pomaga więc żadna instytucja publiczna ani samorząd, jedynie osoby prywatne. Wczorajszy projekt nadaje policji i wojsku specjalne uprawnienia, co jest mało ważne, ponieważ już teraz mają specjalne uprawnienia. Ważne jest, że projekt otoczony jest retoryką wojenną - że niby Węgry są zagrożone przez masy imigrantów, którzy nie marzą o niczym, jak osiedlić się w płynącym miodem i mlekiem Orbanistanie, że aż potrzebne jest wojsko, żeby kraj obronić.

----

2015.09.03.

Wczoraj wieczorem była jedna, na dzisiaj planowana jest druga manifestacja przeciw projektowi ustawy rządu węgierskiego, żeby kryminalizować bycie uchodźcą.

Groteski ciąg dalszy: węgierskie PKP (MÁV) zniosło kursowanie pociągów międzynarodowych z dworca Keletiego. (Ba! Zaraz się okaże, że Keleti nie jest już dworcem). Teraz Niemcy nie mogą już przysłać kolejnego pociągu specjalnego, żeby zabrał Orbanowi tak bardzo mu na użytek propagandy potrzebnych uchodźców.

Wiedzieliście? Kursowanie pociągów międzynarodowych regulują przepisy międzynarodowe, które są nadrzędne w stosowaniu ponad przepisami państwowymi dowolnej rangi. Ba! Jeżeli dysponujesz biletem na pociąg międzynarodowy o wartości przekraczającej ileśtam euro, to twoja podróż podpada pod regulacje prawa międzynarodowego od chwili, kiedy dotkniesz rzeczonego pociągu, i każda przeszkoda czy utrudnienie ze strony władz danego państwa będą analizowane w świetle owych regulacji. Stąd oficjalna decyzja, że Keleti przestaje być dworcem międzynarodowym.

----

"MigSzol" znaczy solidarność z migrantami - polecam, publikują na bieżąco krótkie i treściwe info w węgierskim i angielskim:https://www.facebook.com/migszolcsoport

----

2015.09.03.

18:00

Czwartek - w ramach ohydnej pułapki władze węgierskie rano otworzyły dworzec Keleti i wpuściły uchodźców do pociągu, mówiąc im, że pociąg zawiezie ich do Sopron na granicy węgiersko-austriackiej, a jednocześnie na stronie MÁV pojawiły się zdumiewające instrukcje, jak dojechać na terytorium Węgier do określonego miasta przygranicznego, a potem przejść pieszo na teren innego państwa unijnego. Uchodźców oszukano: w miejscowości Bicske, gdzie znajduje się obóz dla uchodźców, pociąg zatrzymano, wagony porozczepiano, i z każdego wagonu z osobna policja wyciąga ludzi i siłą prowadzi ich do obozu. Pozostali nie chcą wyjść z wagonów, cały dzień stawiają opór, pozbawieni jedzenia i picia. W południe temperatura w nagrzanych, przepełnionych pod sufit ludźmi wagonach doszła do pięćdziesięciu stopni. Policja przez cały dzień, wagon po wagonie, wyciąga ludzi, wszyscy walczą. Wcześniej węgierska policja zarządziła ewakuację dworca w Bicske, żeby mieć wolną rękę do działań, bez świadków, jednak po protestach mediów, głównie zagranicznych, wycofała się. Dantejskie sceny, przemoc i pałowanie, targanie do obozu.

Tam, gdzie dotarły media, i filmowały działania policji, posłużyła się metodami polubownymi, rozdając wodę i przekonując uprzejmie, żeby zechcieli wysiąść. Chodzi o kilka tysięcy osób w różnych punktach Węgier, więc nie dziwcie się, że na przykład czytacie o jednym pociągu pozornie sprzeczne doniesienia (podkreślam, że pociąg rozczepiono!).

----

2015.09.05. sobota rano - notka niesprawdzona

Wczoraj wieczorem (czyli w piątek) władze węgierskie wpuściły na plac Republiki bandę nazioli i kibiców po meczu, wiedząc, że przez cały dzień organizowany jest pogrom. Uchodźcy z placu Republiki zostali ostrzeżeni i zaczęli uciekać, kto nie zdążył, tego pobili. Wczoraj, w piątek, władze niemieckie/austriackie (wspólnie?) zorganizowały i przeprowadziły operację ewakuowania kilku tysięcy osób zagrożonych przez działania rządu węgierskiego lub z jego podpuszczenia (brak jakiejkolwiek pomocy, głód i brak higieny, zagrożenie epidemią, tolerowanie wycieczek neonazistów na dworzec Keleti, żeby opluwać i lżyć koczujących, wreszcie piątkowa próba pogromu). Uchodźcy trzymani w różnych obozach w kilku miejscowościach Węgier podnieśli bunt i siłą wydarli się z obozów i ruszyli pieszo, kilka maszerujących kolumn się połączyło. Dzisiaj (sobota) rano nie ma już uchodźców w Budapeszcie, wszyscy ruszyli pieszo do granicy, a Austriacy wysłali im na ratunek (!) kolumnę autokarów, jedzenie i picie.

Władze węgierskie przymuszone presją Austrii i Niemiec pomagają jednak w ewakuowaniu, od drugiej w nocy, zwykłymi autobusami miejskimi uchodźcy są wywożeni z Budapesztu do granicy z Austrią.

----

2015.09.05. sobota w południe

Wczoraj Parlement węgierski przegłosował proponowane rozwiązania, czyli karanie uchodźców więzieniem (obozem karnym) zamiast rozpatrywać podanie o azyl, i nadzwyczajne uprawnienia dla sił porządkowych i wojska. Rząd węgierski w dowolnej chwili może wprowadzić stan wyjątkowy i ograniczyć podstawowe wolności, między innymi policja będzie mogła o każdej porze dnia i nocy wkroczyć do dowolnego mieszkania, przy podejrzeniu, że przebywają w nim nielegalni imigranci.Dyskusja w Parlamencie miała miejsce jednocześnie z organizowaniem przez neonazistowskich bojówkarzy pogromu na uchodźcach koczujących na placu Republiki. Postawę władz węgierskich bandyci potraktowali jako zachętę do działań, tym bardziej że rząd Orbanistanu od kilku miesięcy prowadzi intensywną kampanię nienawiści wobec cudzoziemców. Ostrzeżeni, migranci z placu Republiki w większości zdążyli uciec. Kilku pobitych, jedna osoba zraniona nożem w udo.W nocy z piątku na sobotę władze węgierskie, na wieść, że z Austrii jedzie kolumna pojazdów na ratunek zagrożonym (autokary, ochotnicy pragnący wspierać w marszu, jedzenie, picie), przyłączyły się do ewakuacji - autobusami miejskimi z Budapesztu aż do granicy austriackiej - na zasadzie "A weźcie ich sobie!".

----

Informacje, ile kosztowałoby przewiezienie uchodźcy ciężarówką z Budapesztu do Berlina przez Kraków, które pojawiły się były kilka dni temu jako oczywista i przewidywalna konsekwencja działań władz węgierskich (zamknięcie dworca, oszustwo z pociągiem), znikły.

----

2015.09.05.

Wczoraj pół dnia skrobałem marchewki i szorowałem kociołek, potem ruszyliśmy na plac z kanapkami, ja w grupie zbierającej śmieci. Chodzę więc po parku i zbieram śmieci. W miarę jak się zbliża wieczór, zamiast coraz więcej, jak od roku, robi się coraz mniej ludzi. Siadam, nagrywam swój filmik, obok uchodźca otwiera telefon, czyta esemesa, na twarzy maluje mu się zdeterminowanie, zrywa się i rusza. Kto inny obraca się nerwowo, jakby szukał, kto gdzie stoi. Bez krzyków, bez paniki, wręcz rutynowo tłum opuszcza plac. Afgańskiego nie znam, więc nic nie rozumiem, ale zbliżające się dudnienie i skandowanie węgierskich haseł szowinistycznych rozpoznaję wyraźnie. Odniosłem wypełniony worek, zapasowy przymocowałem do ławki, ostentacyjnie jeszcze złapałem do niego kilka śmieci, tak żeby jak najwięcej osób widziało, po co umieszczam tutaj worek na śmieci, idę do domu, chodnikiem obok neonazistowskich bojówkarzy.

https://www.facebook.com/ArkadiuszKarski/videos/vb.100000405463091/98338...

----

Dlaczego widzimy głównie mężczyzn: po pierwsze media węgierskie mają zakaz pokazywania, że wśród uchodźców są dzieci, a że dzieci raczej są blisko kobiet, to media czerpiące ze źródeł węgierskich pokazują przewagę mężczyzn i wprowadzają w błąd, zgodnie z intencją władz węgierskich. Po drugie mężczyźni kładą się spać w parku tuż przy alejkach, na widoku, a kobiety raczej w głębi parku, z dala od alejek i wzroku przechodniów, za krzakami lub ogrodzeniem z patyków i ciuchów. Dlatego jeśli idziesz alejką wieczorem w parku, to również widzisz głównie mężczyzn. Ale kiedy w podziemiach Keletiego Studio Event puściło na ścianę Tom i Jerry, nagle widzisz, że 90% uchodźców to dzieci:

https://www.facebook.com/eventstudio.hu/photos/a.965828876766117.1073741...

----

2015.09.05. sobota wieczór

Prasa potwierdza, że przez te kilka dni kryzysu zarówno kanclerz Niemiec, jak i Austrii naciskali i wydzwaniali do Viktora Orbana, żeby się opamiętał i zaczął aplikować prawo unijne odnośnie ochrony granicy zewnętrznej Unii i zasad udzielania azylu, a mianowicie przypomnieli Orbanowi, że Węgry mają obowiązek uchodźców godnie przyjąć i spisać tożsamość, pobrać odciski palców itepe w celu, żeby móc rozważyć wniosek o azyl od uchodźców, a imigrantów zarobkowych odesłać. Spisywanie tożsamości i pobieranie odcisków nie może służyć upokarzaniu ludzi. Oboje kanclerzy przez cały czas podkreślali, że zorganizowana przez Niemcy i Austrię piątkowa ewakuacja uchodźców z Węgier miała charakter jednorazowy i wyjątkowy.

----

2015.09.07.

Zajawka (tekst celowo niedokończony):

Do tej pory wśród migrantów było ileś ewentualnych integrystów, ale dzięki działaniom władz węgierskich wśród migrantów rośnie radykalizm i wrogość, a także zaczęła się rozwijać przestępczość skupiona wokół szmuglowania ludzi na trasie Budapeszt-Kraków-Berlin (więcej szczegółów nie planuję podawać, bo już nieaktualne), ale to zauważyły władze austriackie i niemieckie, i położyły temu kres na równi z NASZYMI działaniami osób prywatnych organizowania uchodźcom ludzkiego pobytu tak, żeby jedna i druga mafia nie miała interesu w organizowaniu nowej trasy.

Napiszę wprost: dzięki temu, że opiekujemy się uchodźcami tutaj na placu Republiki w Budapeszcie, nie macie w Krakowie na plantach siedemnastu tysięcy migrantów, ani nie macie bandyty, który kupił kałasznikowa za pieniądze zarobione na szmuglowaniu ludzi z ryzykiem, o którym nie wiedzą, że niektórzy się uduszą. Chodzi mi o mechanizm "skutki prohibicji w Chicago" - od pojedyńczych paserów/szmuglerów do wszechpotężnej mafii i przemocy na każdym kroku.

O zagrożeniu epidemiologicznym dla Europy środkowo- wschodniej, które stworzyły władze węgierskie, napiszę osobno. Zagrożenie istnieje od kilku miesięcy i rośnie, a władze węgierskie udają, że o epidemiach nie wiedzą, ponieważ wyłącznie czekają, aż pojawi się taka medialna typu Ebola, żeby wprowadzić stan wyjątkowy, a nie interesuje ich, że my tu od miesięcy mamy epidemię biegunki z powodu, że władze Orbanistanu...
https://www.facebook.com/notes/1368923403148019/

----

2015.09.08.

Parlament upoważnił w piątek rząd węgierski, żeby w dowolnej chwili wprowadził stan wyjątkowy (pod pretekstem uchodźców) i zawiesił podstawowe wolności. Wprowadzono trzy przestępstwa (karane skazaniem na obóz karny lub wydaleniem):
- nielegalne przekroczenie granicy
- niszczenie zasieków/płotu/muru
- przeszkadzanie w budowaniu zasieków/płotu/muru.

Rząd węgierski postanowił od 15 września zamknąć granicę południową. Pas sześćdziesiąt kilometrów przy granicy to będzie strefa specjalna, prawdopodobnie zamknięta dla mediów, tak jak teraz niedostępne są obozy dla uchodźców. Kto przejdzie granicę, to tylko w wyznaczonych punktach, tam znajdzie się w zamkniętej przestrzeni, do której jest wejście tylko od strony Serbii, ale bez możliwości przejścia na teren Węgier - to będzie strefa tranzytowa, gdzie trzeba będzie odczekać na rozpatrzenie podania o status uchodźcy i azyl lub wydalenie. Policja i wojsko mają w ramach nadzwyczajnych uprawnień pilnować pozostałych odcinków granicy (tej części pakietu ustaw chyba jeszcze nie przegłosowano). Po tym trochę żałośnie wyglądającym płocie kolczastym Węgry chcą wybudować w drugiej linii mur na cztery metry, skuteczniejszy.

----

Z waszych reakcji mam wrażenie, że moja relacja jest jakby nie dość obrazowa, zarzucacie, że nie pstrykam i nie filmuję. Wyjaśnię: Jestem pedagogiem i rodzicem zastępczym, chodzę ludziom po domach i rozwiązuję problemy wychowawcze. Od lat przywykłem, że niczego, czego się dowiedziałem, nie wolno mi wyjawiać, obowiązuje mnie absolutna dyskrecja odnośnie czyjegoś życia rodzinnego. Ale "absolutna dyskrecja" to za mało: dzień w dzień i od lat muszę epatować na prawo i lewo taką postawą. Żyję w "bąbelku ochronnym", który zbudowałem trzydzieści lat temu, i w którym wychowałem kilkoro dzieci i wychowuję kolejne. Nie czynię, a w szczególności nie publikuję nic, co mogłoby kiedykolwiek zachwiać poczuciem bezpieczeństwa dla dziecka, które jest, będzie lub mogłoby być pod moją opieką. Nie plotkuję, i dzięki temu z jednej strony każde z dzieci, które wychowałem lub wychowuję, żyje w pełni otwarcie jako wychowywane przez geja lub parę gejów, obok lub zamiast rodzica, z drugiej strony żadne nie spotkało się z jakąkolwiek przykrością z pobudek homofobicznych, ani w PL, ani w HU. Nie pstrykam, nie nagram niczego, co opisuję, co ma miejsce na placu Republiki w Budapeszcie. Dziękuję za zrozumienie.

Poza tym wszystkie moje publikacje są przyjazne dla osób głuchych oraz niewidomych lub słabowidzących: jeśli zdjęcie, to z opisem, jeśli film, to z podpisami (na YT) lub wstawieniem treści do opisu lub w podlinkowaniu.

Jakiekolwiek nagranie pokazywałoby dokładnie to, co napisałem, więc po co? Istotą sprawdzania informacji jest, że sprawdzamy informację gdzie indziej, a nie u tej samej osoby, więc jako argument na potwierdzenie swoich słów pisałbym w kółko.

----

Zauważcie, że nie piszę o imigracji (przyczyny, skutki itepe), a już z pewnością nie piszę o jakiejkolwiek religii, tylko o metodach i celach Viktora Orbana: rząd węgierski w ciągu czterech dni otrzymał od Parlamentu upoważnienie, żeby w dowolnej chwili wprowadzić stan wyjątkowy i ograniczyć podstawowe wolności, i to przy poparciu ze strony wyborców, zmanipulowanych sztucznie wywołanym kryzysem. Poparcie dla kieszonkowego dyktatora gwałtowanie wzrosło dzięki pokazywaniu w mediach wściekłych hord - tych, których jeszcze w poniedziałek nie było nigdy wcześniej, a migranci przecież przybywają od początku roku.

Kryzys przez dwa dni miał postać katastrofy humanitarnej w centrum Budapesztu, i to jest drugi aspekt, który opisałem: zagrożenie zdrowotne dla nas, tubylców, i dla mojej rodziny, wywołane decyzjami władz węgierskich, a nie z powodu migrantów. Migranci na Węgry przybyli zdrowi, a stąd odjeżdżali z biegunką i drgawkami z powodu warunków sanitarnych, które im stworzyły władze węgierskie, a przy okazji nam, bo jak próbuję wyrazić - mieszkam przy placu, na którym mieszkają, mieszkamy razem w tym samym miejscu - tędy chodzę na przystanki, do sklepu, z dzieckiem na plac zabaw lub boisko.

Trzecia rzecz, ale tylko wspomniałem, to po prostu ostrzeganie migrantów, żeby nie wsiadali w ciężarówki, w których się uduszą jadąc przez Kraków, od kiedy Austria wzmożyła kontrole i skutecznie zamknęła szlak przestępczy Budapeszt-Wiedeń (nie szlak wędrówki, tylko szlak paserstwa!).

----

Link do notki (wersja krótka, możesz śmiało podawać, nie zawiera żadnej informacji o tobie):
https://www.facebook.com/notes/1373889169318109

----

Jak wygląda rozdawanie jedzenia:

No to napiszę jeszcze raz: mieszkam przy placu Republiki w pobliżu dworca Keleti w Budapeszcie, na tym placu, który jest parkiem, od początku roku mieszkało coraz więcej i więcej osób przybyłych z południa, a wcześniej z Azji. W sierpniu liczba koczujących sięgała tysiąca, przy czym wymieniali się, ponieważ jechali dalej, a przybywali nowi. Przez całe lato, ponieważ tutaj w parku jest też mój plac zabaw i boisko, przyprowadzałem dzieciaka (Młodszego) grać w piłkę i uganiać się w zraszaczu. Przychodzimy, kładziemy na ziemi plecak czy torbę, i uganiamy się przez cały dzień, gdzie znajdziemy miejsce wśród tłumu, w tej części parku, gdzie rosną zwykłe drzewa i krzewy, a nie ozdobne i rabaty, żeby nie zniszczyć. Nigdy mi nic nie zginęło, nikt mi niczego nie zabrał, pod koniec zabawy zawsze leżało, gdzie zostawiłem.

Uchodźcy widać, że zmęczeni, chętnie się przyglądali, raz po raz podawali piłkę, co poleciała za daleko, ale niektórzy byli zbyt wyczerpani.Raz po raz podnoszę śmiecia, i pokazuję uchodźcy, że robię to z przyjemnością, i że nie oczekuję, że będzie sprzątał na moim placu, bo nie jemu za to płacą, tylko pracownikom oczyszczania miasta. Zresztą choćby chciał, to jeśli tego śmiecia podniesie, to nie będzie miał gdzie wyrzucić, bo przecież miasto nie zadba, żeby w parku, gdzie mieszka 500-1000 osób, zwiększyć liczbę koszy i częściej je opróżniać. No więc mieszkam sobie w czystym przyjemnym miejscu, ponieważ sam przynoszę worki na śmieci.

Do gotowania i rozdawania jedzenia przyłączyłem dopiero kilka dni temu, kiedy potrzebna była ogromna, ponieważ przypomnę, że obecnie mam pod opieką dwójkę dzieci (jeśli czternastolatka można nazywać "dzieckiem", i nie mam tyle energii, co za młodu.Wczoraj i przedwczoraj na plac przyszło kilku szowinistów, po raz pierwszy, wcześniej chyba nie wiedzieli, że istnieje plac Republiki, tylko chodzili na Keleti nabijać się z uchodźców. Akurat rozdawałem jedzenie, jeden z migrantów, w imieniu grupki odmówił z uśmiechem, a szowinista na to szyderczo "No, ale jedzenia to nie przyjmie". Przystanąłem, położyłem skrzynię obok na ławce, wziąłem ostentacyjnie oddech tak, żeby widział, że powiem coś dłuższego, i zapytałem, co ma na myśli i czemu to mówi, i od razu wyjaśniłem, że uchodźca odmówił posiłku z tego powodu, że pół godziny temu już ode mnie przyjął i zjadł, tylko że ja nie zapamiętałem jego twarzy, i że w sumie to jest przyjemna sytuacja, pełna uśmiechów z powodu takiego "malentendu". Znikł.

Kolejna dwójka również znikła po moich wyjaśnieniach "Pamiętaj, że co im dasz, to powącha, i jeśli poczuje mięso, to odrzuci" (pomylił ewidentnie z hinduistami, ale nieistotne), więc odpowiadam zgodnie z prawdą: "Nikt nie wącha tego, co podaję. Tutaj mieszkam (pokazuję na budynek). Widzą mnie z daleka, i kiedy podaję posiłek, to każdy patrzy mi w oczy, i w moich oczach widzi, że w posiłku nie ma nic, czego by sobie nie życzył. Jakieś jeszcze rady kulinarne dla mnie masz, chętnie wysłucham".

Poza tymi dwoma incydentami oraz piątkowym napadem neonazistów, tutaj w parku Republiki nie zdarzają się żadne zaczepki.

Z rozdawania zupy i bułek nawet z dorosłymi można zrobić przyjemną, półcyrkową, rozładowującą napięcie scenę, kiedy pokazuję, żeby się ustawili po łyżki, kto ma już łyżkę, to podam zupę, a po dwóch minutach na odwrót. Tańczę i gestykuluję, żeby z mowy ciała zrozumieli, o co mi chodzi: kiedy tłum wygłodniałych wali w kierunku rozdających jedzenie, można się przerazić. Pokazuję więc na dziewczynę z łyżkami i pokazuję, że nie podam zupy, póki nie zdobędzie łyżki, ale jeżeli ruszy zbyt gwałtownie ku łyżkom, zakrywam bułki papierem, rękę z zupą opuszczam, i pokazuję, żeby łyżkę odebrał z respektem. Pokazujemy, że skoro ktoś dostał zupę, ale nie dostał bułki, to nikt nie dostanie zupy, póki on nie dostanie swojej bułki. Między sobą ostentacyjnie wykonujemy gesty uprzejmości, cierpliwie czekam, aż dziewczyna wyjmie kolejne łyżki, a ona czeka, aż uda mi się złapać kolejną bułkę przez papier. Takie rzeczy działają - owszem, męczące na początku, ale tłumek w reakcji jakoś się dostosowuje i samoukłada (przypominam: co 1-2 dni nowi, ponieważ poprzedni już odjechali, więc dla rozdających to jest każdego dnia nowy strach i nowy wysiłek), wychodzą na zewnątrz olbrzymie pokłady człowieczeństwa, kultura i szacunek, których być może od wielu miesięcy zwyczajnie nie mieli komu okazać, bo tylko wędrowali i uciekali. Ktoś mi kiedyś oddał paprykę, taką, którą proponował grupie, i właściwie każdy ją obmacał, pokazując na gardło, że tego wolą nie jeść, bo ostre, to oczywiście paprykę zjadłem, bo przecież ja też bywam głodny, a że żołądek mam mocny, to każdą Ebolę strawię. Od razu widać było, że posiłek lepiej im smakuje, kiedy zjadamy wspólnie.

https://www.youtube.com/watch?v=DgipZDuNDzM

Do wózka z jedzeniem zbliżajł się jako pierwsi siłą rzeczy sprawni, młodzi mężczyźni, a ci starsi, lub zmęczeni, albo kobiety z dziećmi albo dojdą za chwilę, albo zauważą, że zaczynamy roznoszenie i dojdziemy do każdego. Tutaj również można by łatwo nagrać manipulacyjny film, jak to młodzi mężczyźni biegną w zdeterminowaniu i wyrywają nam pakunki z rąk. Oczywiście, że wyrywają - nie widzieliście nigdy, jak się zachowują Europejczycy na wyprzedaży?! Szczególnie ci pierwsi wyrywają, którzy nie znają oochotników, są zdezorientowani i wymęczeni i podróżą, i przyjęciem, jakie im zgotowały węgierskie władze.Kto leży zmęczony, to z daleka gestykuluję, że nie musi się podnosić, schylę się, pokażę mu pakunek, i jeśli się zgodzi (!), to mu wręczę lub położę obok. Tak, tak! To ja proszę, czy zechce przyjąć posiłek, i czekam cierpliwie, aż obejrzy i się zdecyduje. Cały czas dziękuję - za to, że do mnie próbuje wstać, z uprzejmości, choć jest wyczerpany, za to, że obdarza mnie zaufaniem na tyle, żeby przyjąć pakunek od obcego, za cierpliwość, że wystał swoje w kolejce.

Młodszy często bywa świadkiem takich interakcji z uchodźcami, i przy nich uczy się, jak okazać uprzejmość wobec człowieka z odmiennego kręgu kulturowego.Jak pamiętacie, Starszego wychowałem w ZOO, zabierając go co sobotę (bez wyjątku!) przez kilka lat, kiedy był mały, tak na pół dnia, a niekiedy aż do zamknięcia. "Popatrz na to mandrylątko, jak się zachowuje wobec matki: kiedy chce odejść do przedmiotu, który przykuł jego uwagę, to automatycznie spogląda na matkę, żeby matka widziała, że małe się oddala i w którą stronę. Jeśli matka patrzy gdzie indziej, to małe czeka".

Oczywiście wychowywanie dziecka zwierzętami bywa ryzykowne, o czym się przekonałem przy małpiatkach uprawiających prostytucję: samica pozwoliła samcowi na akt seksualny, kiedy otrzymała od niego owoca, podczas gdy chwilę wcześniej nie chciała. Ale właściwie wszystko się da dziecku wytłumaczyć.No, nie zamęczam was więcej, chciałem tylko pokazać, że dzięki codziennemu kontaktowi z migrantami mam wiele, wiele mniej roboty z wychowywaniem dzieci, a sam uczę się panować nad chaosem w głowie i wyrażać emocje jak człowiek.

część druga - wtorek

Rekonesans: wychodzimy na plac Republiki z jogurtami i zapytujemy, kto w ile osób tutaj mieszka, ile mają dzieci, żeby wiedzieć, ile zup mamy przynieść, a ile owoców. Dzieci są pochowane, to znaczy zwyczajnie odpoczywają, w lecie z powodu upału, teraz z powodu chłodu, za krzakiem, pod kartonami. Rozmawiamy na migi, strzępami angielskiego. Za pół godziny przyniesiemy ciepły posiłek, więc teraz rozglądamy się i planujemy strategię.

Opowiadamy sobie anegdoty, kogo do tej pory ile razy przewrócili - dziewczyna od bananów ma najfajniejsze. Uchodźcy uwielbiają owoce - z tego powodu, że z daleka widzą, co to jest. Banany są straszne, bo tak rozpoznawalne. Wszyscy się rzucają. W zeszłym tygodniu znowu ją przewrócili, i to tak że znalazła się na ziemi "przygnieciona" bananami, ale jak się domyślacie, banany prawie natychmiast znikły.

Kiedy przechodzę przez park, bezwiednie liczę, ile będzie potrzebnych jogurtów, ile podpasek, ile kartoników z soczkiem (takich kolorowych, ze słomką), ile osób leży wyczerpanych tak, że nie będą w stanie się podnieść i zrobić kroku - im trzeba jedzenie donieść.

Głęboki wdech i wjeżdżamy z wózkiem do parku.

"Teraz skręćmy w prawo, tutaj koczują ci sami, co wczoraj". Docieramy do miejsca, gdzie z jednej strony trzy ławki ochronią nas przed stratowaniem, z drugiej jest szansa, że te dwa krzaki ich spowolnią. Odciągamy płachtę przykrywającą jedzenie, ktoś wchodzi na ławkę, żeby widzieć, z której strony nadciągają, i koordynuje.

Rutynowe pół godziny grozy.

Ufff... Teraz będzie już tylko luz. Leżącym - wyczerpanym, chorym lub śpiącym - jedzenie donosimy każdemu osobno.

W drodze powrotnej "nagroda": wszędzie uśmiechy i gesty serdeczności. Spośród ochotników mam chyba najfajniej, ponieważ tutaj mieszkam, i pozdrowienia powtórzą się wieczorem, kiedy będę szedł na zakupy.

Dzisiaj w Budapeszcie już prawie nie ma migrantów, więc jedzenia starczyło, żeby zanieść aż do Keletiego - kilkaset metrów od placu Republiki. Tutaj, przed dworcem Keletim, prawdziwa dzicz: dziesięcioletni Afgańczyk podchodzi do ludzi, i prosi, żeby przyjęli od niego ciastka, których otrzymał całą torbę, ale tylu nie zje, i wolałby oddać komuś głodnemu.

----

Przeglądam, dlaczego "rozpowszechniacie" już tylko wzdycham, jak media wciskają wam w Polsce wszystko, co chce Viktor Orban. Media niemieckie i angielskie są samodzielne (dzięki węgierskiej emigracji, która jest dwujęzyczna i zachowuje kontakt z krajem pochodzenia), francuskie wiele mniej, a polskie podają w ciemno dezinformacje za Węgierską Agencją Prasową.

Wczujcie się, zrozumcie, że my tu mamy tylko propagandę. Nie mam oficjalnych informacji, które by wyjaśniały, o co chodzi.

W relacjach o uchodźcach opisuję (między linijkami, ale cóż chcecie więcej?!), jak wyglądały zabawy ze Starszym na placu Republiki kilka lat temu, a jak wyglądają teraz przy Młodszym. Nie mamy się gdzie zatrzymać, żeby się napić (w Budapeszcie woda z kranów jest pitna, a w parkach i przy ulicach stoją wodopoje), ponieważ władze węgierskie zakręciły lub przykręciły publiczne wodopoje/krany, fontanny/sadzawki, zraszacze itepe na złość migrantom (na zasadzie: "Nie będą mieli co pić w Budapeszcie, to wrócą do Afganistanu po łyk wody" - ???), a przy okazji na szkodę mojej rodziny i dzieci.

Im więcej smrodu i nieczystości w okolicy placu Republiki (absolutnie nie z powodu migrantów, tylko z powodu, że władze węgierskie postawiły nam toi-toi dopiero po wielomiesięcznych żądaniach, a i tak nie opróżniają ich regularnie i nie dezynfekują, a dostęp do wody pitnej i do umycia się w parku zamknęły lub mocno ograniczyły), tym więcej Węgrów dzięki wszechobecnej propagandzie i zdezorientowaniu popiera piątkową decyzję o stanie wyjątkowym i ograniczeniu podstawowych wolności.

Jak wiecie, postanowiłem, że to ja tworzę warunki, w których wychowuję powierzone mi dziecko. Wychodzę z dzieckiem do NASZEGO parku, tam się bawimy, a kiedy się zmęczymy, to czytamy każdy swoją książkę. Jeżeli dzieciak ma energię, to sobie biega, gdzie chce, a ja mam pewność, że jest bezpieczny, podczas kiedy czytam, a pod koniec odnajdujemy plecak tam, gdzie go na początku zostawiliśmy. Tak to wyglądało przy Starszym kilka lat temu, a teraz przy Młodszym władze węgierskie wprawdzie stworzyły mi pewne utrudnienia, ale przypomnę: to nie jest ot, zachcianka, że podejmujesz się wychowania dziecka, tylko skoro się podjęłoś, to zobowiązuje. Dlatego uczyniłem wszystko, aby móc teraz przez lato z Młodszym na placu Republiki postępować tak, jak wcześniej ze Starszym, a w szczególności kiedy jest spragniony, to mu mówię "Idź na drugi koniec parku, sprawdź, czy działa wodopój" - idzie wśród setek uchodźców, i wraca cały, bez najmniejszych obaw o cokolwiek, a ja przeczytałem spokojnie rozdział.

----

Film sprzed kilku tygodni - plac Republiki w Budapeszcie ("plac Afgański") https://www.youtube.com/watch?v=DgEJEL8wExk
Zwróćcie uwagę na czystość, szczególnie pod koniec filmu chłopiec ściska butelki, bo wie, że pracownicy przedsiębiorstwa nie dostali więcej worków. Rozumiesz? Kilkuletni uchodźca za darmo pomaga pracującym tutaj za pensje tubylcom, ponieważ rozumie utrudnienia, a chce przebywać w czystości. Zwróćcie uwagę, że w sumie wówczas były cztery toi-toi, postawione dopiero po naszych naleganiach - od tej pory jest ich chyba osiem, ale tak postawione, że dwa się przewracają. Owszem władze je opróżniają, ale nie dezynfekują lub niewystarczająco.
Oczywiście można również nakręcić taki film, gdzie będą tylko mężczyźni, a dziecka ani śladu, albo tylko kobiety, ponieważ w sumie park jest spory, i chyba jest oczywiste, że aby zobaczyć dzieci, to trzeba się skierować raczej ku huśtawkom, tym bardziej, że stamtąd dobiegają odgłosy zabawy. Zauważcie kulturalną postawę uchodźców: widzą, że część placu jest odrębnie ogrodzona (od psów) i przeznaczona dla dzieci. Dorośli przebywają więc w pozostałej części parku, żeby nie przeszkadzać swoim i tutejszym dzieciom.
Uwierzcie, że dla mnie to jest radość przechodzić codziennie wśród 500-1000 uchodźców, a szczególnie przyprowadzać tutaj dziecko.

----

Przejrzałem, z jakimi motywacjami rozpowszechniacie moje relacje i przeraża mnie, jak media przedstawiają wam wszystko w jednym worku.Nie znam mediów polskich (zresztą nie oglądam telewizji, mąż pracuje w węgierskim radio publicznym, więc żyjemy radiem, a dzieci wieczorem mają blok radiowy: bajka + muzyka ludowa + słuchowisko/seria), dlatego nie wiem, co wam pokazują o uchodźcach na Lesbos, a co o uchodźcach w Budapeszcie.
Odwołam się do waszej wyobraźni, wiedzy o świecie, empatii i logiki: jesteście w Turcji, żeby zawędrować dalej do bogatej Europy, która przypominam jest bogata, ponieważ stoi na prawach człowieka. Macie do wyboru dwie trasy (teraz otwórzcie sobie atlas albo co): albo przepłyniecie wpław lub na tratwach przez morze Egejskie z wysepki na wysepkę, albo przejdziecie pieszo przez europejską część Turcji, a potem Grecję lub Bułgarię, dalej Macedonię i Serbię do Budapesztu (Schengen).
Kto wybierze płynąć przez morze wpław lub na tratwie, a kto wybierze iść lądem? Dlatego macie mężczyzn na wyspie Lesbos, a całe rodziny z dziećmi w Budapeszcie.
Pamiętacie ten film, który nagrałem w parku Republiki, w którym nie pokazałem nic poza własną gąbką i workiem pozbieranych łapaczką śmieci? Mógłbym pokazać, ile zużytych podpasek wyjąłem spośród krzaków, i je nagrać, ale nie uczynię, ponieważ wiem, że nawet to niektórych nie przekona.

----

Aż mi się nie chce wierzyć, że nie wiecie, ile nie wiecie.
Przedwczoraj rozmawiałem wśród uchodźców w Budapeszcie z matką trójki dzieci 1-4 lat, która do nich zwracała się prawdopodobnie po kirgisku. Nie po arabsku (Syria) ani w żadnym z języków irańskich (Afganistan). Nie dopytałem, skąd przybyli, bo próbowałem sobie przypomnieć, czy dam radę pobiec i znaleźć trzy różne jogurty lub soczki z trzema różnymi kolorowymi potworkami. Naprawdę nie widzicie, że do Europy zmierzają miliony z terenu jednej trzeciej Azji, z najróżniejszych kultur, cywilizacji, kręgów wyznaniowych? Na razie zmierzają przez morze Egejskie i Bałkany, ale to jest tylko kwestia ustania wojen Federacji Rosyjskiej z sąsiadami, żeby migranci zaczęli przybywać przez Ukrainę i przechodzić przez Bug w takiej masie, jak teraz przez granicę serbsko-węgierską, czyli zachowując proporcje od dwóch do czterech tysięcy dziennie.

----

piątek:

No to napiszę jeszcze raz: mieszkam przy placu Republiki w pobliżu dworca Keleti w Budapeszcie, na tym placu, który jest parkiem, od początku roku mieszkało coraz więcej i więcej osób przybyłych z południa, a wcześniej z Azji. W sierpniu liczba koczujących sięgała tysiąca, przy czym wymieniali się, ponieważ jechali dalej, a przybywali nowi. Przez całe lato, ponieważ tutaj w parku jest też mój plac zabaw i boisko, przyprowadzałem dzieciaka (Młodszego) grać w piłkę i uganiać się w zraszaczu. Przychodzimy, kładziemy na ziemi plecak czy torbę, i uganiamy się przez cały dzień, gdzie znajdziemy miejsce wśród tłumu, w tej części parku, gdzie rosną zwykłe drzewa i krzewy, a nie ozdobne i rabaty, żeby nie zniszczyć. Nigdy mi nic nie zginęło, nikt mi niczego nie zabrał, pod koniec zabawy zawsze leżało, gdzie zostawiłem.Uchodźcy widać, że zmęczeni, chętnie się przyglądali, raz po raz podawali piłkę, co poleciała za daleko, ale niektórzy byli zbyt wyczerpani.

Raz po raz podnoszę śmiecia, i pokazuję uchodźcy, że robię to z przyjemnością, i że nie oczekuję, że będzie sprzątał na moim placu, bo nie jemu za to płacą, tylko pracownikom oczyszczania miasta. Zresztą choćby chciał, to jeśli tego śmiecia podniesie, to nie będzie miał gdzie wyrzucić, bo przecież miasto nie zadba, żeby w parku, gdzie mieszka 500-1000 osób, zwiększyć liczbę koszy i częściej je opróżniać. No więc mieszkam sobie w czystym przyjemnym miejscu, ponieważ sam przynoszę worki na śmieci.

Do gotowania i rozdawania jedzenia przyłączyłem dopiero kilka dni temu, kiedy potrzebna była ogromna, ponieważ przypomnę, że obecnie mam pod opiekę dwójkę, i nie mam tyle energii, co za młodu.

Wczoraj i przedwczoraj na plac przyszło kilku szowinistów, po raz pierwszy, wcześniej chyba nie wiedzieli, że istnieje plac Republiki, tylko chodzili na Keleti nabijać się z uchodźców. Akurat rozdawałem jedzenie, jeden z migrantów, w imieniu grupki odmówił z uśmiechem, a szowinista na to szyderczo "No, ale jedzenia to nie przyjmie". Przystanąłem, położyłem skrzynię obok na ławce, wziąłem ostentacyjnie oddech tak, żeby widział, że powiem coś dłuższego, i zapytałem, co ma na myśli i czemu to mówi, i od razu wyjaśniłem, że uchodźca odmówił posiłku z tego powodu, że pół godziny temu już ode mnie przyjął i zjadł, tylko że ja nie zapamiętałem jego twarzy, i że w sumie to jest przyjemna sytuacja, pełna uśmiechów z powodu takiego "malentendu". Znikł.

Kolejna dwójka również znikła po moich wyjaśnieniach "Pamiętaj, że co im dasz, to powącha, i jeśli poczuje mięso, to odrzuci" (pomylił ewidentnie z hinduistami, ale nieistotne), więc odpowiadam zgodnie z prawdą: "Nikt nie wącha tego, co podaję. Tutaj mieszkam (pokazuję na budynek). Widzą mnie z daleka, i kiedy podaję posiłek, to każdy patrzy mi w oczy, i w moich oczach widzi, że w posiłku nie ma nic, czego by sobie nie życzył. Jakieś jeszcze rady kulinarne dla mnie masz, chętnie wysłucham".

Poza tymi dwoma incydentami oraz piątkowym napadem neonazistów, tutaj w parku Republiki nie zdarzają się żadne zaczepki.Z rozdawania zupy i bułek nawet z dorosłymi można zrobić przyjemną, półcyrkową, rozładowującą napięcie scenę, kiedy pokazuję, żeby się ustawili po łyżki, kto ma już łyżkę, to podam zupę, a po dwóch minutach na odwrót. Tańczę i gestykuluję, żeby z mowy ciała zrozumieli, o co mi chodzi: kiedy tłum wygłodniałych wali w kierunku rozdających jedzenie, można się przerazić. Pokazuję więc na dziewczynę z łyżkami i pokazuję, że nie podam zupy, póki nie zdobędzie łyżki, ale jeżeli ruszy zbyt gwałtownie ku łyżkom, zakrywam bułki papierem, rękę z zupą opuszczam, i pokazuję, żeby łyżkę odebrał z respektem. Pokazujemy, że skoro ktoś dostał zupę, ale nie dostał bułki, to nikt nie dostanie zupy, póki on nie dostanie swojej bułki. Między sobą ostentacyjnie wykonujemy gesty uprzejmości, cierpliwie czekam, aż dziewczyna wyjmie kolejne łyżki, a ona czeka, aż uda mi się złapać kolejną bułkę przez papier. Takie rzeczy działają - owszem, męczące na początku, ale tłumek w reakcji jakoś się dostosowuje i samoukłada (przypominam: co 1-2 dni nowi, ponieważ poprzedni już odjechali, więc dla rozdających to jest każdego dnia nowy strach i nowy wysiłek), wychodzą na zewnątrz olbrzymie pokłady człowieczeństwa, kultura i szacunek, których być może od wielu miesięcy zwyczajnie nie mieli komu okazać, bo tylko wędrowali i uciekali. Ktoś mi kiedyś oddał paprykę, taką, którą proponował grupie, i właściwie każdy ją obmacał, pokazując na gardło, że tego wolą nie jeść, bo ostre, to oczywiście paprykę zjadłem, bo przecież ja też bywam głodny, a że żołądek mam mocny, to każdą Ebolę strawię. Od razu widać było, że posiłek lepiej im smakuje, kiedy zjadamy wspólnie.

Do wózka z jedzeniem podchodzą jako pierwsi siłą rzeczy sprawni, młodzi mężczyźni, a ci starsi, lub zmęczeni, albo kobiety z dziećmi albo dojdą za chwilę, albo zauważą, że zaczynamy roznoszenie i dojdziemy do każdego. Tutaj również można by łatwo nagrać manipulacyjny film, jak to młodzi mężczyźni biegną w zdeterminowaniu i wyrywają nam pakunki z rąk. Oczywiście, że wyrywają - nie widzieliście nigdy, jak się zachowują Europejczycy na wyprzedaży?! Szczególnie ci pierwsi wyrywają, którzy nie znają oochotników, są zdezorientowani i wymęczeni i podróżą, i przyjęciem, jakie im zgotowały węgierskie władze.

Kto leży zmęczony, to z daleka gestykuluję, że nie musi się podnosić, schylę się, pokażę mu pakunek, i jeśli się zgodzi (!), to mu wręczę lub położę obok. Tak, tak! To ja proszę, czy zechce przyjąć posiłek, i czekam cierpliwie, aż obejrzy i się zdecyduje. Cały czas dziękuję - za to, że do mnie próbuje wstać, z uprzejmości, choć jest wyczerpany, za to, że obdarza mnie zaufaniem na tyle, żeby przyjąć pakunek od obcego, za cierpliwość, że wystał swoje w kolejce.

Młodszy często bywa świadkiem takich interakcji z uchodźcami, i przy nich uczy się, jak okazać uprzejmość wobec człowieka z odmiennego kręgu kulturowego.

Jak pamiętacie, Starszego wychowałem w ZOO, zabierając go co sobotę (bez wyjątku!) przez kilka lat, kiedy był mały, tak na pół dnia, a niekiedy aż do zamknięcia. "Popatrz na to mandrylątko, jak się zachowuje wobec matki: kiedy chce odejść do przedmiotu, który przykuł jego uwagę, to automatycznie spogląda na matkę, żeby matka widziała, że małe się oddala i w którą stronę. Jeśli matka patrzy gdzie indziej, to małe czeka".

Oczywiście wychowywanie dziecka zwierzętami bywa ryzykowne, o czym się przekonałem przy małpiatkach uprawiających prostytucję: samica pozwoliła samcowi na akt seksualny, kiedy otrzymała od niego owoca, podczas gdy chwilę wcześniej nie chciała. Ale właściwie wszystko się da dziecku wytłumaczyć.No, nie zamęczam was więcej, chciałem tylko pokazać, że dzięki codziennemu kontaktowi z migrantami mam wiele, wiele mniej roboty z wychowywaniem dzieci, a sam uczę się panować nad chaosem w głowie i wyrażać emocje jak człowiek.

wtorek:
Rekonesans: wychodzimy na plac Republiki z jogurtami i zapytujemy, kto w ile osób tutaj mieszka, ile mają dzieci, żeby wiedzieć, ile zup mamy przynieść, a ile owoców. Dzieci są pochowane, to znaczy zwyczajnie odpoczywają, w lecie z powodu upału, teraz z powodu chłodu, za krzakiem, pod kartonami. Rozmawiamy na migi, strzępami angielskiego. Za pół godziny przyniesiemy ciepły posiłek, więc teraz rozglądamy się i planujemy strategię.

Opowiadamy sobie anegdoty, kogo do tej pory ile razy przewrócili - dziewczyna od bananów ma najfajniejsze. Uchodźcy uwielbiają owoce - z tego powodu, że z daleka widzą, co to jest. Banany są straszne, bo tak rozpoznawalne. Wszyscy się rzucają. W zeszłym tygodniu znowu ją przewrócili, i to tak że znalazła się na ziemi "przygnieciona" bananami, ale jak się domyślacie, banany prawie natychmiast znikły.

Kiedy przechodzę przez park, bezwiednie liczę, ile będzie potrzebnych jogurtów, ile podpasek, ile kartoników z soczkiem (takich kolorowych, ze słomką), ile osób leży wyczerpanych tak, że nie będą w stanie się podnieść i zrobić kroku - im trzeba jedzenie donieść.

Głęboki wdech i wjeżdżamy z wózkiem do parku.

"Teraz skręćmy w prawo, tutaj koczują ci sami, co wczoraj". Docieramy do miejsca, gdzie z jednej strony trzy ławki ochronią nas przed stratowaniem, z drugiej jest szansa, że te dwa krzaki ich spowolnią. Odciągamy płachtę przykrywającą jedzenie, ktoś wchodzi na ławkę, żeby widzieć, z której strony nadciągają, i koordynuje.

Rutynowe pół godziny grozy.

Ufff... Teraz będzie już tylko luz. Leżącym - wyczerpanym, chorym lub śpiącym - jedzenie donosimy każdemu osobno.

W drodze powrotnej "nagroda": wszędzie uśmiechy i gesty serdeczności. Spośród ochotników mam chyba najfajniej, ponieważ tutaj mieszkam, i pozdrowienia powtórzą się wieczorem, kiedy będę szedł na zakupy.

Dzisiaj w Budapeszcie już prawie nie ma migrantów, więc jedzenia starczyło, żeby zanieść aż do Keletiego - kilkaset metrów od placu Republiki. Tutaj, przed dworcem Keletim, prawdziwa dzicz: dziesięcioletni Afgańczyk podchodzi do ludzi, i prosi, żeby przyjęli od niego ciastka, których otrzymał całą torbę, ale tylu nie zje, i wolałby oddać komuś głodnemu.

Źródło: https://www.facebook.com/notes/1373889169318109/

Elo jest afera

Podobno Grecy skonfiskowali maszyny rolnicze które ktoś przekazywał w ramach pomocy humanitarnej dla imigrantów,moglibyście to nagłośnić ?

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.