Twoja stara, fakolce fakolce fakolce. O współczesnej szkole
Jak bardzo można zbluzgać nauczyciela? Mój kumpel Amarelo codziennie testuje tą granicę. Profesor R. wysłuchuje od niego obelgi w stylu "zamknij się suko" , "shut up you bitch", "fuck you", i tym podobne mniej lub bardziej wyuzdane wyzwiska. Do tego Amarelo śmiejąc się pokazuje mu ciągle fakolce (tak, to ten gest, środkowy palec do góry). Czasem woła "fakolce fakolce fakolce", macha rękami w wiadomym geście i śmiejąc się biega dookoła.
Wyzwiska służą raczej prowokowaniu wszytkich naokoło, przegrywa ten, który nie umie odpyskować tak żeby rozśmieszyć innych (bo nie chodzi o to aby obrażać). Zresztą Amarelo jest przy tym sympatyczny, on to robi przecież dla jaj, i mu sie to udaje- jest mega- zabawnie, nawet ofiara ma zwykle banana na twarzy. Do tego non-stop latają disy w stylu "twoja stara przeszła Need for Speeda na piechotę" (Need for Speed to takie komputerowe wyścigi samochodowe, znana gra). Ot, disowanie- klimaty obecnych gimnazjów, do których chodzą niektórzy z teamu.
Czy od tego zawalił się budynek (prywatnej) szkoły? Nie, ale za to jest po prostu luźno i fajnie. To taka szkoła w wersji rasta, gdzie sztuk walki uczy nas dred. On intuicyjnie wie jak uczynić życie fajnym. Gdy czasami walczący schodzą do parteru i leżą zwarci na ziemi, to wszyscy po cichu wychodzą z sali , wołając im "nie krępujcie się" i gasząc światło. Zwykle to uspokaja walczących natychmiast.
Jeśli ja kiedykolwiek robiłbym szkołę, to byłaby właśnie taka- tu nauczyciel robi z nimi to samo co uczniowie, jest raczej jednym z kumpli niż kimś w hierarchii. Swoją pozycję w grupie zawdzięcza temu co umie, sam musi wywalczyć szacunek. Wg mnie tylko takie "prawdziwe" szkoły uczą życia. Bo w życiu trzeba umieć pyskować, być wygadanym, wesołym, umieć rozbawić ludzi, zyskać posłuch, przekonać.
A ta szkoła z hierarchią? Stworzyli ją ci, którzy inaczej nie umieliby zyskać sobie posłuchu niż totalitaryzmem i strachem. Oni nie chcą w niej dialogu, kwestionowania tam nauczanych rzeczy, przecież nie zawsze aktualnych.
Polskie szkoły to z tego co mi mówili znani pedagodzy, to jest to edukacyjny XIX wiek. Tutaj nie jest wesoło tak jak u nas, na lekcjach panuje smutek raczej. naze szkoły państwowe nie uczą rozmowy, tutaj są monologi. To nie jest taka szkoła która widziałem na wymianie za granicą, gdzie na lekcji się siedzi w klasie i wszyscy sobie dyskutują na dany temat. O nie!
Być może dlatego nasza polityka to taki dramat, wszak politycy to absolwenci polskich szkół. W Niemczech, gdzie byłem uczniem na wymianie, postawiono na pracę w grupach, uczniowie razem robią projekty działając w teamie, ucząc się odpowiedzialności i współpracy. U nas tego nie było. Dyskutować można było w zasadzie jedynie na przerwie, na lekcjach nie było za bardzo rozmowy.
Polska szkoła nie uczy życia w społeczeństwie, tego się trzeba nauczyć samemu. Nie wszystkim wychodzi, sam się tego nauczyłem bardzo późno. Znam setki ludzi których szkoła nie nauczyła życia, a sami się też nie nauczyli. Są zamknięci w sobie, żyją w czterech ścianach, z dala od innych. Nie nabrali wiary we własne siły, niemal nie żyją jako istoty społeczne.
A taką wiare można nabrać w liberalnej szkole, takiej w której się robi to co się lubi. I mówi się to co chce. Takiego wewnętrznego powera, tej siły duchowej, wiary w siebie, nabiera się np. robiąc różne sporty i inne zajawki jakie się lubi- wówczas jest się siebie pewnym, gdy się widzi ile można osiągnąć. Nawet do siebie samego trzeba się samodzielnie przekonać, że można być takim jak inni, ci najlepsi, lub co najmniej ci dobrzy w czymśtam.
Szkoda, że dla wielu jedyną metodą na np. osiągnięcie w danej dziedzinie na tyle dobrego poziomu by uwierzyć w siebie, jest szkoła prywatna, prywatne lekcje poza szkołą, skejtparki i inne tego typu rzeczy. Szkoła? Oj, nie ta epoka, nie te zajawki.
Różne sporty trenuję od lat. Nie mogę wyjśc z wrażenia, gdy widzę jak 13-letnie dzieci są bardziej wyszczekane i sprytniejsze w gadce ode mnie. Aż trudno im czymkolwiek zaimponować, bo w sporcie też są dobre- trenują od wieku 4 lat. Znajome 16-latki są w gadce tak samo sprytne jak osoby o dziesięć lat starsze, mają swoje, przemyślane poglądy polityczne, znają całą kulturę alternatywną.
Ja w ich wielu to byłem lekkim zjebem, czytywałem przynoszoną przez rodziców z pracy konserwatywną prasę i wierzyłem w jej tezy o zgniliźnie obyczajowej współczesnej młodzieży, mając jakąś część swej klasy za zdegenerowane śmieci. Ciekawym czy te gazety dalej takie bzdety wypisują, nie czytuję ich od kilkunastu lat. Współczuć tym którzy ich osądom wierzą. A życia nauczył mnie dopiero internat. Media jakoś tych klimatów ani trochę nie łapały.
A tutaj proszę- ci wszystko rozkminili, ot, pokolenie portali spolecznosciowych, gadu-gadu, forów, Googla i dyskusji pod blokami. Ja w wieku 13 lat nie wiedziałem co to gandzia, ci niekiedy jarają jak parowozy i wiedzą o paleniu więcej ode mnie. Ostatnio byłem przerażony gdy musiałem się opiekować 13-latkiem dla którego ja, rastuch, pewno byłem nudziarzem. Oj, straszne to uczucie, wierzcie mi.
Czasami się martwię że gdy dorosnę, to młodsze pokolenia, wychowane w całości w wolnej Polsce, moją generację z pogranicza komunizmu wypchną do zmywaków jako niepełnosprytnych. Skoro mając tyle lat są tak wygadani i wiedzą niemal wszystko, to co będzie za dekadę? Martwi mnie też los tych młodych, którzy tkwią poza tym całym pokoleniem bajków, skejtparków, snołbordów, forów dyskusyjnych i fakolców. Od razu są odrzuceni, bo poza tą kulturą.
Ras Fufu, Warszawa