USA Dos Passosa czyli o tym jak sfabrykowano amerykański sen
Czym jest USA? Trzyczęściową powieścią stanowiącą najwybitniejsze osiągnięcie literackie Johna dos Passosa – jednego z pisarzy amerykańskich tzw. „zagubionego pokolenia” – wymienianego czasem na trzecim miejscu za Fitzgeraldem i Faulknerem. Jedyni mówią o wzorcowej realizacji formuły „powieści społecznej”, inni o środkach formalnych, które budzą skojarzenia z technikami kina, co świadczy jakoby o przynależności powieści do alternatywnego odłamu modernizmu. Nie bez powodu. Trylogia dos Passosa to nie tylko karkołomny zamysł kompozycyjny, ale i osobliwa technika narracji.
Kompozycja USA wiąże się ściśle z optyką dzieła, pozwala oddać swoisty smak historyczny – swoisty industrializm i medialność epoki. Mówiąc słowami autora rzecz dotyczy już samego „ciała” trylogii, czyli dwunastu fikcyjnych biografii, wtopionych w rzeczywistość Ameryki pierwszych trzech dekad XX wieku. Biografie te zostają tak sprofilowane, aby umożliwić możliwie najpełniejszą percepcję realiów tego okresu. Efekt ten staje się możliwy dzięki eksperymentalnej technice, opartej na zerwaniu ciągłości narracji biograficznej i wtórnym montażu poszczególnych epizodów biografii w ramach nowej całości. Każda zostaje rozbita na kilkanaście rozdziałów wplecionych pomiędzy fragmenty innych, tworząc wraz z nimi nową, „masywną” materię powieściową. Przejścia od optyki biograficznej do powieściowej są arbitralne, wręcz wybiórcze. Równie arbitralnie urywają się w momencie, gdy trajektoria losów danego bohatera stabilizuje się. Dzięki temu dos Passos może maksymalnie wyzyskać walory „powieści panoramicznej” dla własnych celów, zyskując potężny środek wyrazu – taki, który mógłby sprostać nieprzejrzystym zdarzeniom, jakie stały się udziałem jego i jego współczesnych. USA traktuje bowiem o okresie nader wyjątkowym i tajemniczym – realiach towarzyszących przystąpieniu do I wojny światowej.
Zamysł ukryty w tej złożonej formie jest przede wszystkim na wskroś realistyczny. Jest ona niejako gwarantem wierności świadectwa, które zdaje sprawę z rozstrzygającego fragmentu historii USA – czasu kolosalnego przyspieszenia cywilizacyjnego i jego wielkich, „masowych” tendencji. Dlatego trudno mówić o realizmie biografii, które sprawiają wrażenie zbyt „pojemnych”, zbyt mobilnych – ktoś porównał je do zderzających się kul bilardowych – tym bogatszych, im bardziej stają się użyteczne w ramach zamysłu autora. Poszczególne losy są jedynie emblematami epoki – przed każdym rozdziałem, niczym na epitafium, widnieje nagłówek z nazwiskiem – mamy przed sobą bohaterów epickich, ale będzie to epos „amerykański”. Efekt epicki potęguje powracający zapis ideologicznej tkanki epoki, seria refrenów wplecionych między poszczególne rozdziały powieści: szereg «kronik» – zbitek tekstów reklam, piosenek, fragmentów wyciętych z prasy – oraz kilkanastu szkiców biograficznych traktujących o „wielkich postaciach epoki”: począwszy od T. Roosevelta i Wilsona, poprzez Hearsta, Debsa i Edisona, a na Isadorze Duncan i Rudolfie Valentino skończywszy.
Zapytajmy wprost: co stanowi główny problem dzieła dos Passosa? Odpowiedź brzmi: jest nim zderzenie dwóch procesów – narodzin nowoczesnego społeczeństwa i stabilizacji kapitalizmu amerykańskiego, dwoista tendencja, która określa losy bohaterów wciągając ich w orbitę wyższej, statystycznej przewidywalności. Sartre ukuł na tę okazję nawet nowy termin, nazywając dos Passosa mistrzem „determinizmu statystycznego”. Przedstawmy kilka szczegółów całego zamysłu, wydobywając to, co być może najważniejsze – jej jawnie polityczny i zarazem oskarżycielski podtekst.
Oto Charlie Anderson, chyba najbardziej malownicza z kilku postaci-ofiar: niewinny talent konstrukcji lotniczych i młody oficer sił powietrznych, który zachłysnął się zbyt szybkim awansem społecznym. Bolesne zderzenie z barierą klasową w życiu osobistym, eskalacja dwóch nałogów – giełdy i alkoholu, walka o monopole a w końcu małżeństwo-transakcja. USA pozwala nam obserwować przemianę Charliego w milionera-legendę i zarazem w popsuty mechanizm „skandowany” przefiltrowanymi przez alkohol odpryskami podsuwanego mu świata. Właśnie w tym przypadku powieść doprowadza do skrajności technikę, określoną przez Sartre’a jako wykorzystywanie cezury między niewyartykułowanym bełkotem myśli indywidualnej, a światem wyobrażeń zbiorowych. Ten pierwszy zostaje wyartykułowany jedynie jako milczący korelat superprzejrzystej dziennikarskiej tkanki, która dominuje w powieści i przez którą postaci stale są określane. Świat zbiorowości objawia się w postaci natrętnych, medialnych klisz dziennikarskich. Przykład spotkania w pociągu:
Senator zamówił u posługacza piwo imbirowe i konspiracyjnie zakropił je kilkoma miarkami dobrej żytniówki, którą wyjął ze swojego sakwojażu. Charlie zaraz poczuł się lepiej. Senator tymczasem perorował o nader zachęcających perspektywach, które według wszelkiego prawdopodobieństwa otworzą się po wytyczeniu szlaków powietrznych. Dość powszechnie uznaje się konieczność znacznych subsydiów, jeśli kraj ma nadrobić zapóźnienie w transporcie lotniczym. Oczywiście pozostaje pytanie, który z konkurujących koncernów awiacyjnych pozyska zaufanie rządu. – Wszystko zależy od zaufania rządu – przy słowie «zaufanie» czarne oczki senatora zalśniły – Dlatego się cieszę, że cię tu widzę mój chłopcze. Trzymaj się blisko naszej zatęchłej dziury nad Potomakiem – Ja-asne – odrzekł Charlie.
Prawda sytuacji, subiektywne pragnienia a nawet motywy decyzji – wszystko to zostaje zdominowane przez niezależną konsekwencję faktów, stłumione przez język, w którym uczestniczą bohaterowie. „Brutalna” narracja dos Passosa całkowicie redukuje ich świadomość do typu, wydobywa z sytuacji czystą statystykę: określa ją to, co dana postać musi – czy wręcz: co chciałaby pomyśleć. Dlatego często wystarczy redukcja zdarzenia do zdawkowych relacji, skrótowego obrazu. Przykład Sartre’a:
Zamówili dwa głębsze i zaczęli rozprawiać o tym, jaka wstrętna jest wojna. X. mówił, że wolałby robić nie wie co, niż bić się na wojnie, a Y mu przytakiwał. Rozczulili się obaj i powtarzali, jak to dobrze być jednej myśli. Wracając do domu X postanowił widywać się częściej z Y.
Strategia dos Passosa polega na takiej – osobliwie „bezwzględnej” – dezindywidualizacji, jednostki w ramach jej świata, jej uśrednieniu w ramach gry samouzasadniających się kodów, przed którymi jednak zawsze ona sama stara się uciec. Rzeczywistość działa jak kołysanka – z cichym przymusem podsuwa postaciom gesty, zapewnia intymne wspólnictwo ze z góry określonymi schematami zachowań:
Nie, pan Budkievitz nie słyszał nigdy o starterze Askewa-Meritta, a Charlie nie słyszał nigdy o pralce samopłuczącej, co im nie przeszkodziło wkrótce przejść na ty. Paul miał również kłopoty z żoną. Oświadczył, że prędzej pójdzie do kryminału, niż jej będzie płacił alimenty. Charlie odparł, że on też prędzej pójdzie do kryminału. Na razie pojechali na dansing, gdzie poznali dwie szampańskie dziewczyny. Charlie wyłożył pięknym paniom, jak urządzi Paula, poczciwego starego Paula w interesie, w samopłuczącym interesie pralniczym. Charlie miał załatwić wszystkim dziewczynom, szampańskim słodkim dziewczynom posady girlasek. Wyłuszczył im, w jaki sposób puści tych łobuzów z Detroit bez jednej koszuli na grzbiecie. A słodkim dziewuszkom załatwi posady girlasek, żeby mogły też zdjąć koszulki. Była kupa śmiechu. – Ocknął się w świetle dziennym sam w jakimś lokalu z podartymi roletami.
Mimo że większość biografii – tak jak w przypadku Charliego – jedynie pośrednio wskazuje na główny problem powieści, istnieją i takie, które pozostają w nią uwikłane całkowicie explicite. Tutaj też wskazane jest podejście bardziej analityczne. Pierwsza i zapewne najważniejsza z nich to J. Ward Moorehouse, człowiek-instytucja, którego kariera ukazuje, jak arbitralne bywa przełożenie warunków indywidualnych na klasową tożsamość jednostki. Oto w punkcie wyjścia widzimy nieco sentymentalnego, pozbawionego krzty demonizmu agenta reklamowego, który w młodości chciał jedynie pisać piosenki. Jednak im bardziej jego trajektoria określa się, tym bardziej i to niepostrzeżenie przeobraża się w złaknionego prestiżu i stabilizacji konformistę – widzianego oczami innego bohatera – „gładkiego bubka” szczerze oddanego swym mocodawcom, magnatom stalowym z Pittsuburga:
Goli się maszynką Gillette; dlaczego goli się Gillette, a nie jakąś inną maszynką? Bessemer to dobra nazwa, pachnie z daleka pieniędzmi, olbrzymimi walcowniami i potentatami w limuzynach. Trzeba nią zainteresować odpowiedniego nabywcę, dać mu odczuć, że jest częścią czegoś wielkiego i silnego, myślał wybierając krawat. Bessemer, powtarzał sobie przy śniadaniu. […] Uwieszony chwiejnej rączki w tłumie jadącym do śródmieścia, patrząc niewidzącymi oczyma na tytuły w gazecie, przez cały czas miał w głowie łańcuchy, ankry, żelazne nakrętki, żeliwne kolanka, złącza, tulejki, nasadki. Bessemer. – Kiedy poprosił o podwyżkę, dostał od razu sto dwadzieścia pięć dolarów.
Praktyka reklamowa i wyczucie koniunkturalisty, a przede wszystkim osobliwa, wrodzona „wrażliwość” – wszystko to nakłada się na zapotrzebowanie propagandowe, które rodzi się w środowiskach wielkiego biznesu w czasie pacyfikacji strajków w Pittsburgu. Jednak także w tym wypadku to, co najistotniejsze, zostaje wypowiedziane jedynie w sposób pośredni, aby tym bardziej podkreślić, w jaki sposób osobista przeciętność może odcisnąć się na przyszłości milionów ludzi. Seria pozornie nieskoordynowanych idei i gestów pokazuje jak ta względnie sympatyczna figura odpowiada na potrzebę otoczenia i odkrywa swoje powołanie, stając się „właściwym człowiekiem na właściwym miejscu”, odkrywcą dziedziny wcześniej nieznanej – pionierem współczesnych technik propagandowych – public relations (o ile w przypadku Charliego przed oczami staje nam Howard Hughes, tu dostrzegamy legendę „sztuki wytwarzania przyzwolenia” Waltera Lippmanna). Gdy na fali chaosu inwestycyjnego wywołanego rewolucją meksykańską wypływa na szerokie wody układów rządowo-kapitałowych, już wówczas pracuje na swoją pozycję publiczną. Intuicyjnie przygotowuje się do nowej roli, jaką odegra w czasie przystąpienia Ameryki do I wojny światowej.
Przemysł amerykański jest jak machina parowa, jak wysokoprężna lokomotywa potężnego ekspresu pędzącego przez mrok dawnych indywidualistycznych metod […] – słowa, pomysły, plany, notowania giełdowe przebiegały mu przez głowę jak niestrudzona taśma telegrafu automatycznego.
To właśnie narodziny „amerykanizmu” – tego ideologicznego stopu taylorowskiej teorii i fordowskiej praktyki z elementami ksenofobiczno-rasistowskimi – są przedmiotem pierwszej politycznej „odsłony” powieści. Drugą stroną medalu jest rosnące zagrożenie ze strony rosnącego znaczenia ruchu robotniczego oraz idei, które płyną z Europy wraz z emigracją. J. W. Moorehouse ucieleśnia nowy, do dziś niedoceniany typ „szarej eminencji” – nowoczesnego doradcy rządowego i specjalisty od propagandowej neutralizacji protestów pracowniczych. Zarówno pokój, jak i wojna (wówczas występuje w postaci „jednodolarowego” doradcy rządowego w stopniu majora) dają mu okazję, by wygłaszać coraz to nowe samospełniające się proroctwa.
Dzisiaj, obecnie jest pora na kampanię wychowawczą i słowną krucjatę, która dosięgnie każdego szeregowego pracownika gigantycznego nowoczesnego przemysłu amerykańskiego…
Biografia J. W. wprowadza w najważniejszy, choć często kamuflowany temat powieści: powracające pytanie o mechanizm, który sprawił, że kraj przystąpił do I wojny światowej. Z jednej strony obserwujemy ekspansję wielkiego ruchu unionistycznego Industrial Workers of the World, zasilanego najintensywniejszym w historii napływem emigrantów – głównych ofiar kapitalistycznych stosunków pracy. Z drugiej strony, w tym samym okresie ma miejsce bezprecedensowa koncentracja własności i gwałtowny proces industrializacji. Zderzenie tych czynników owocuje wytworzeniem nowych technik zarządzania społeczeństwem, technik masowego sterowania wyobrażeniami. USA sugestywnie ukazuje, w jaki sposób czynniki te znalazły wspólne ujście i niejako rozwiązanie w przystąpieniu USA do I wojny światowej – niezależnie od tego, że Wilson dosłownie kilka miesięcy wcześniej wygrał wybory dzięki hasłom pacyfistycznym. Jednak nie jest to odpowiedź wystarczająca. Spojrzenie dos Passosa wybiega dalej, pozwalając na dostrzeżenie bardziej długofalowego zjawiska.
Wskazówek należy szukać w kilku odrębnych, tematycznie niepowiązanych miejscach powieści. Co prawda w jednym ze szkiców biograficznych pt. „Puchar goryczy” – poświęconym T. Veblenowi, autorowi Teorii klasy próżniaczej – podstawowa teza USA zostaje wypowiedziana w sposób jednoznaczny:
pod osłoną gwiaździstej frazeologii Woodrowa Wilsona monopole przystąpiły do uderzenia. Ich tryby zmiażdżyły demokrację amerykańską.
Dalszy przebieg wypadków ukazuje jednak, że w grę wchodzi coś znaczniej poważniejszego – coś, co należałoby nazwać „procesem wielkiego zawłaszczenia” rodzącego się nowoczesnego społeczeństwa w ramach warunków tych narodzin – kapitalizm amerykański. Jeśli można tu mówić o jakimś punkcie wyjścia, to zapewne jest nim rozpad marzenia wobblies o demokracji przemysłowej, postępujący w przededniu wojny. Jednocześnie obserwujemy jak propaganda i władza w bardzo krótkim czasie przekształcają wielomilionowe społeczeństwo w podejrzliwe i jednomyślne zbiorowisko. Sama wojna stanowi okres przejściowy, wciąż jakby nierozstrzygnięty. Całość przypieczętowuje dopiero morderstwo sądowe na dwóch włoskich anarchistach Sacco i Vanzettim w 1927 roku. Właśnie pod tym względem kluczową rolę odgrywa kolejna biografia – historia Mary French. Podobnie jak J. W., Mary pochodzi z klasy średniej, podobnie jak on początkowo jest dziennikarką. Jej trajektoria ma jednak zupełnie inny przebieg i pozwala spojrzeć na przedmiot powieści z zupełnie innej strony.
Mary French można niewątpliwie nazwać postacią najbardziej zdeterminowaną – łączy dziennikarstwo z pracą społeczną, działalnością w komitetach strajkowych, namawianiem znanych liberałów, aby „dali się zaaresztować” na manifestacji. Kolejne lata to całe pasmo mniej lub bardziej beznadziejnych inicjatyw i klęsk osobistych, począwszy od niespełnionej miłości do polskiego robotnika i agitatora Gusa Moscowskiego, którego niszczy więzienie.
Mary nie pracowała tak ciężko nigdy w życiu. Pisała komunikaty dla prasy, sporządzała statystyki dotyczące przypadków gruźlicy, niedożywienia dzieci, warunków sanitarnych i przestępczości […] Widziała konnych policjantów posuwających się szeregiem po niebrukowanych uliczkach domków towarzystw hutniczych, pałujących bez wyboru kobiety i mężczyzn, kopiących dzieci, które im się nawinęły pod nogi, przepędzających starców z ganków […] nocami nie pozwalało jej spać wspomnienie rzeczy, które widziała, aresztowań, potłuczonych czaszek, zdewastowanych saloników ubogich rodzin z wypatroszoną kanapą, połamanymi krzesłami i kredensem z porcelaną porąbanych toporkiem przez policjantów, którzy przyszli szukać „bibuły” – I pomyśleć – mówił Gus o policjantach – że sukinsyny są w większości takimi samymi parszywymi Polakami. Czy to nie typowe dla Polaczków?
Trudno ocenić jak daleko sięga związek między eskalacją konfliktów klasowych a przystąpieniem USA do wojny – zwłaszcza, że za główną przyczynę uznaje się zwykle zagrożenie astronomicznych kapitałów zaangażowanych w pożyczki Morgana. Powieść dos Passosa jedynie sugestywnie odsłania splot faktów, choć niewątpliwie odbiera im wiele z ich nieprzejrzystości. Pozawala dostrzec, że dopiero warunki wojenne umożliwiają wielką propagandową kampanię przeciwko IWW (słynny proces 101 wobbliesów), bestialskie lincze („Paul Bunyan”), masowe obławy na „dekowników” (podejrzanych o uchylanie się od poboru). USA dokonuje milczącej percepcji tych zdarzeń z kilku perspektyw. Jak szczerze przyznaje jeden z uczestników konferencji dotyczącej podziału wpływów na Bliskim Wschodzie, efekt najwyraźniej przerósł oczekiwania wszystkich: Przecież opinia publiczna nie istnieje odkąd zaczęła się ta wojna.
Mój Boże, dzisiaj społeczeństwo robi to, co mu się powie, a przy tym Ameryka jest tak daleko.
O beznadziejności sytuacji przekonuje się inny bohater, którego biografia przecina się z historią Mary – Ben Compton, wobblies, który doświadczył „ścieżki zdrowia” w czasie słynnej masakry IWW w Everett. Zanim trafi na wiele lat do więzienia, poznaje smak własnej śmieszności w oczach macierzystego środowiska – amerykańskiej klasy średniej, kolejnych beneficjentów wojny:
Rodzina Heleny i wszyscy znajomi zarabiali jak nigdy na nadgodzinach i śmieli się albo obruszali na każdą wzmiankę o strajkach protestacyjnych i rewolucji. Wszyscy dookoła kupowali pralki, Pożyczkę Wolności, elektroluksy, domki na raty, dziewczęta sprawiały sobie futra i jedwabne pończochy.
Echa wojennej prosperity pobrzmiewają potem w zbitkach propagandowych, które dos Passos wkłada w usta ówczesnych „zawodowych ideologów”. Oto, co ma do powiedzenia redaktor gazety w Pittsburgu na temat agitacji wobblies wśród robotników:
Te głupie barany zarabiają więcej niż kiedykolwiek w życiu. Kupują akcje, pralki, jedwabne pończochy dla żon, posyłają pieniądze rodzicom. Kiedy nasi chłopcy narażali życie w okopach, oni zajmowali wszystkie najlepsze posady, a w większości są cudzoziemcami i wrogami. Trudno nawet mieć za złe tym durniom, że w to wierzą, są po prostu ciemni. Ale ci czerwoni, którzy wykorzystują gościnność naszego kraju… Dobry Boże, wybaczyłbym im gdyby to robili z przekonania, ale oni to robią dla forsy, jak wszyscy. Nie ma dwóch zdań, kula w łeb byłaby dla nich za dobra.
W okresie powojennym „germanofile” płynnie ustępują miejsca „czerwonym”. Jak zauważył jeden z bohaterów – piętno pierwszego epitetu w czasie wojny znacznie ustępowało sile rażenia, jaką posiada drugi po wojnie. Ostateczna teza USA wydaje się być znów jednoznaczna: czas „otwarcia”, które cechuje drugą dekadę, kończy się w latach dwudziestych. Zawłaszczenie w pełni się dokonało, kręgosłup społeczeństwa został przetrącony, zanim zdążyło ono na dobre powstać. Nieprzypadkowo trylogię wieńczy ostatnia przegrana próba sił, morderstwo sądowe na Sacco i Vanzettim w 1927 roku. Właśnie w tym jedynym miejscu, między wierszami napotykamy słowa autora, zaangażowanego w kampanię o wstrzymanie egzekucji.
W porządku należymy do dwóch różnych narodów. Zwyciężyli, więc czemu boją się pokazać na ulicach? Stoimy pokonani, Ameryko.
Całości obrazu czasu „zamknięcia” dopełniają echa kryminalizacji ruchu pracowniczego oraz pierwszych oznak hegemonii bolszewickiej. Pod tym względem znamienne jest ostatnie spotkanie Mary z Benem Comptonem, zwłaszcza jej nieufna, iście «stalinowska» reakcja, na jego ostatnią wymowną porażkę:
Wywalili mnie z partii. Za opozycjonizm, indywidualizm, różne takie brednie. Partia potakiwaczy. To będzie coś pięknego.
Krótko po egzekucji Sacco i Vanzettiego dos Passos ostatecznie porzuca dwoje ostatnich bohaterów – Mary French po jednej stronie i J.W. Moorehouse’a po drugiej. Przed naszymi oczami pojawia się raz jeszcze cynicznie-ojcowski związkowiec Barrow, który zatrzaskując drzwiczki taksówki, podsumowuje egzekucję sloganem: „sprzeczności kapitalizmu”. Ostatni raz pojawia się także J. W., który za ścianą biurowca finalizuje „kampanię” na rzecz liberalizacji ustawodawstwa, zapewniającej znaczne zyski koncernom farmaceutycznym:
Ta ustawa ma pozbawić Amerykanów prawa do samodzielnego leczenia. Banda leniwych urzędników państwowych i rozmaitych pociotków na synekurach będzie mogła decydować, jakiej pigułki przeczyszczającej wolno człowiekowi używać, a jakiej nie. To policzek dla inteligencji Amerykanów. – No cóż – odrzekł powoli senator – może to i prawda, co panowie mówicie, ale ustawa cieszy się znacznym poparciem społecznym – Właśnie w tym momencie najbardziej potrzebne człowiekowi na stanowisku publicznym jest poparcie inteligentnie prowadzonej organizacji – zauważył serio pułkownik Judson – Potęga opinii publicznej, panie senatorze – oświadczył uroczyście J.W. – Oto czym dysponujemy.