W oparach absurdu czyli o tym jak faszyści „czczą” pamięć Powstania Warszawskiego
Nie wiem, czy to wina temperatur i masowych udarów spowodowanych słońcem, a może należy zrzucić to na zbyt wiele czasu wolnego jaki mają na wakacjach nasi rodzimi faszyści i nacjonaliści, ale w zasadzie co tydzień docierają do mnie informacje wydawałoby się, że absurdalne.
Wszystko byłoby by w porządku gdyby okazało się to spóźnionym primaaprilisowym żartem. Tak jednak nie jest i dzieje się to naprawdę! Mamy więc w tym roku faszystów z ONRu organizujących marsze ku pamięci Powstania Warszawskiego! Przypomnijmy, że to są nadal ci sami oenerowcy, którzy na co dzień, bez krępacji, przez 364 dni w roku bratają się i organizują wspólne akcje z jawnymi fascynatami Hitlera z neonazistowskiej organizacji Blood&Honour. Czyżby nastąpiła jakaś wielka mentalna zmiana u naszych rodzimych faszystów, prawie jak u rasistowskiego zespołu z USA Prussian Blue, który tworzyły swego czasu dwie bliźniaczki kierowane przez matkę nazistkę z National Alliance? Może podobnie jak one, junacy w piaskowych koszulach odkryli lecznicze działanie marihuany i odeszli od swoich mało apetycznych poglądów? Niestety, to kolejny ruch pozorowany, tak jak to, że faszyści z tej organizacji nie próbują już protestować podczas Marszów Wolnych Konopii, bo w pewnym momencie okazało się, że przychodzi na nie kilkaset razy ludzi więcej niż na ich akcje. Trawka u faszystów z dnia na dzień nagle przestała być „dla bydła”, bo okazało się, że jest to nieopłacalne PR-owo, a pojawianie się w okolicach takich manifestacji groziłoby linczemi fizycznym rozwiązaniem ONRu… Widocznie rocznica Powstania Warszawskiego stała się jedynym dniem w roku, gdy ochładzają oni swoje stosunki z neonazistami. Rzecznik ONRu, Marian „Siłka” Kowalski wymyślił taką taktykę w ramach wakacyjnego ocieplania wizerunku, po tym jak zaliczył w swoim regionie w Lublinie kilka wpadek (głównie chodziło o to, że według Mariana jacyś źli ludzie non stop podszywają się za oenerowców i psują im wizerunek, dziwnym jednak trafem zawsze okazywało się, że złapani na gorącym uczynku byli to jednak prawdziwi oenerowcy albo bliscy sympatycy;). Oczywiście swoją współpracę z neonazistami oenerowcy próbują ukrywać przed opinią publiczną kiedy nie jest im to na rękę i gdy robi się za duży szum medialny ( np. ubiegłoroczny 11 listopada). Niestety albo stety ukrywanie tej prawdy wychodzi im podobnie jak posługiwanie się poprawną polszczyzną.
Jednego odmówić im nie można, „nadchnienie” to na pewno oni mają – są tak „nadchnięci” swoją misją odrodzenia, że organizują co jakiś czas koncerty równie „patriotycznym” kapelom jak sam ONR (chodzi o zespół Tormentia, który grywał na koncertach poświęconych pamięci jednego z fundatorów neonazistowskiej sceny muzycznej w kraju-Szczeremu), czy nie krępują się jak Brygada Świętokrzyska ONR chodzić po Kielcach ramię w ramię z ludźmi noszącymi flagi Combat18 (czyli Adolf Hitler!). Ale już niecałe trzy miesiące później ci sami ludzie organizują akcję ku chwale Powstańców Warszawskich.
W czasie wojny rozprawa z takimi osobami byłaby bardzo krótka i po prostu dostali by kulkę za zdradę i kolaborowanie z hitlerowcami, albo zawiśli na pierwszym lepszym drzewie. Przed wojną, na ulicach Warszawy też nie mieliby łatwego życia i dostaliby od lewicowej, robotniczej młodzieży w gębę i stracili swoje mieczyki z klapy. O takich akcjach pisał np. Stanisław Grzesiuk, którym notabene podniecają się stołeczni Anaboliczni Nacjonaliści – widać czytają książki wybiórczo, albo zostali dotknięci wtórnym analfabetyzmem (lub po prostu stali się wtórnymi analfabetami bo jest to antysystemowe;). Ale na szczęście dla nich, nasi milusińscy dzięki funkcjonowaniu systemu demoliberalnego (którego ponoć tak nienawidzą) nadal mogą urządzać swoje harce.
Może jednak to odosobniony przypadek aberracji, typowy dla przedstawicieli ONRu? Ależ skąd, mamy przecież nie mniejszych odpałowców z Młodzieży Wszechpolskiej! Niezawodni działacze tej organizacji zawsze są na stanowisku- a to naślą policję na inną organizację nacjonalistyczną (NOP), która przeszkadza im w zdobywaniu medialnego rozgłosu, a to sami (Krzysiu Bosak) zadenuncjują na policji uczestników zadym, które wywołali 11 listopada przy okazji oskarżając ich o to, że są lewackimi prowokatorami, a to stoją pod domem Jaruzelskiego i chcą go rozliczać za stan wojenny, wieszając na drzewie, chociaż ich ideowy guru (oraz sponsor) Maciej Giertych, sam aktywnie popierał wprowadzenie stanu wojennego i cały ten okres był bardzo aktywnym członkiem Rady Konsultacyjnej przy Jaruzelskim… Oni także nie zawiedli podczas sezonu ogórkowego! Robert Winnicki, prezes MW, przemówił po tym jak jego funfle podczas obchodów 1 sierpnia na Kopcu Powstania Warszawskiego w Warszawie wykrzykiwali swój sztandarowy tekst „raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę”. Coż z tego, że takimi zachowaniem plują na pamięć 200 tysięcy zamordowanych cywili, oraz tysięcy kobiet i mężczyzn biorących udział w powstaniu, czy w końcu na tysiące polskich żołnierzy z Ludowego Wojska Polskiego, którzy pomagali powstańczej Warszawie. Ważne, że jest szansa zbić kapitał polityczny wśród przybyłych na kopiec młodzieńców, których część była pod wyraźnym wpływem alkoholu (tak, byli i tacy! widać to jakaś nowa tradycja w prawicowym środowisku, przyjść nachlanym na Kopiec i drzeć gębę o wieszaniu komunistów na drzewach, wmawiając sobie przy okazji, że czci się pamięć poległych)!
Robert Winnicki (znany szerzej głównie z tego, że jest strasznym kłamczuchem i z tego, że kolejny raz został prezesem MW, w wyborach gdzie nie było kontrkandydata) nie przejmując się konwenansami napisał list otwarty do gen. Zbigniewa Ścibor – Rylskiego gdzie wyżalił się i powiedział co mu leży na sercu i wskazał kto jest tą straszną komuną, z którą dniem i nocą walczą wszechpolacy. Merytorycznie list jest słabiutki, trzeba mu jednak wybaczyć, w końcu Winnicki jest tylko politykierem, który patriotyzmu używa tylko do zbijania kapitału politycznego i nie są mu znane (albo po prostu są wyparte) fakty historyczne, nie pasujące do jego własnej, wybiórczej wizji historii. Skąd biedny chłopaczyna może wiedzieć, że w oddziałach powstańczych walczyli głownie ludzie, którzy z nacjonalizmem nie mili nic wspólnego i daliby mu mocny wycisk gdyby spotkali go na ulicy, skąd ma znać deklarację Rady Jedności Narodowej ( źródło )którą zapewne on nazwałby „lewacką”. Skąd ma wiedzieć, że na jego „Żołnierzy Wyklętych” (na których jest zresztą teraz wielka moda, nawet w mainstreamowych mediach i wśród władz państwowych) AKowcy patrzyli bardzo podejrzliwie i unikali jak mogli z nimi współpracy. Jego najbardziej interesuje, jak sam pisze „obalenie władzy i radykalna zmiana systemu zbudowanego po 89 roku” czyli, przekładając to na ludzki język „wielka kariera polityczna”, nachapanie się przy korycie tak jak to się udało tańczącemu Bosakowi czy reszcie wszechpolskiej spółki, której członkowie zasiadali przez kilka lat w radach nadzorczych różnych spółek czy na stanowiskach ministerialnych za rządów Kaczyńskiego. A Powstanie Warszawskie i jego obchody to jedynie trampolina, na której można się wybić. Winnicki jest po prostu zazdrosny, że do władzy i kasy dorwali się jego starsi koledzy z organizacji, którzy przecież mieli gorsze życiorysy niż on. Niektórzy z nich nieopatrznie dali się złapać na mało patriotycznym (przynajmniej w Polsce, bo w III Rzeszy jak najbardziej „zamawianiu pięciu piw”, robieniu pikniku przy palącej się swastyce, czy redagowaniu rasistowskich gazetek. A jemu, grzecznemu się to nie udało, chociaż „jedyne” co ma na koncie to mariaż z faszystami z ONRu i udział w węgierskim festiwalu Magyar Sziget, ogólnoeuropejskim spędzie skrajnej prawicy gdzie można sobie kupić koszulki ze swastykami, czy przybić piątkę i strzelić fotkę z Sagą(z czego oczywiście grono z MW chętnie skorzystało).
Saga to szwedzka piosenkarka która nagrała trzy płyty w hołdzie zmarłemu liderowi organizacji B&H oraz zespołu Skrewdriver. Saga lubi śpiewać o białej rasie i pozdrawiać publiczność zawołaniem „sieg heil”. Po obecności na takim festiwalu Winnicki zapewne uważa, że jak nikt inny ma moralne prawo profanować swoją obecnością kopiec usypany z gruzów zniszczonego przez hitlerowców miasta i pisać pouczające listy do powstańców! W końcu walka z komuną, to nie przelewki w kraju w którym nie widać jej od upadku PRLu. Jak wiadomo, nie od dziś, najłatwiej się walczy z nieistniejącym wrogiem, którym może być każdy. Na dokładkę, żeby tego było mało, naszym schizofrenicznym „patriotom”, którzy tak nienawidzą wszelkiej maści „komuny” bardzo pomaga ekipa z Nowego Ekranu, która jak wszystko na to wskazuje ( i o czym dość otwarcie mówi reszta środowisk prawicowych) ma mocne powiązania z byłymi PRLowskimi służbami wywiadowczymi, a większość jej pomysłodawców, dziwnym zbiegiem okoliczności kończyło wojskowe uczelnie w ZSRR :) To jednak Winnickiemu i jego kumplom z ONRu, kolejny raz dziwnym trafem zupełnie nie przeszkadza.
To wszystko powyżej pokazuje jedno - po pierwsze, to jak obrzydliwie zakłamani są ludzi z organizacji typu MW czy ONR, którzy kiedy im to nie pasuje bardzo szybko odcinają się od swojej „spuścizny historycznej” (zresztą też niezbyt chlubnej, no bo jak tu się otwarcie chwalić rozbijaniem związkowych, niepodległościowych manifestacji na początku XX wieku, czy na prawicowych salonach przechwalać się organizacją gett ławkowych, biciem żydowskich studentów i profesorów). A po drugie, jak bardzo prawica(ta skrajna i ta mniej) buja w obłokach. Nie ma ona kontaktu z prawdziwą rzeczywistością, musi więc na siłę wkręcać się we wszystkie rocznice historyczne, bo tylko tam chowając się za ludźmi może zrobić wokół siebie sztuczny tłum i werbować nowych członków robiąc im wodę z mózgu. To, że z rzeczywistością, czyli z realnymi problemami społecznymi jakie wytwarza kapitalizm, z walką którą prowadzą środowiska wolnościowe: z biedą, wyzyskiem w pracy, łamaniem praw człowieka czy sprawami lokatorskimi, nie mają kontaktu pokazały nacjonalistyczne „Dni Gniewu”. Miała to być odgórnie zaplanowana ale spontaniczna (sic!) wiosenna ofensywa, dotykająca realnych problemów ludzi – skończyła się klapą i kilkunasto osobowymi pochodami przez miasto oenerowców i wszechpolaków (tym razem w większości przypadków bez partyjnych emblematów, żeby wyglądać, na „zwykłych obywateli”). Wrócili zatem do starej, sprawdzonej taktyki obchodzenia rocznic. Można byłoby przymknąć zatem na ich działalność oko, jest jednak jeden poważny problem – wtedy gdy skrajna, faszyzująca prawica urywa się z obłoków i dotyka ziemi, kończy się to najczęściej pobiciami działaczy społecznych, morderstwami ludzi nie pasujących do szablonu „prawdziwego Polaka” stworzonego przez nacjonalistów czy napadami na niezależne centra kultury albo nawet atakami na festiwale dla dzieci jak to miało miejsce w Poznaniu! Dlatego tak ważne jest odcinanie tlenu, tym bękartom Hitlera i ich popłuczynom, wszędzie gdzie oni się pojawią. Tak ważne jest prowadzenie pracy organicznej w lokalnych środowiskach, żeby faszyści mieli jak najmniej tej przestrzeni. Jak się okazuje, tak ważna jest także edukacja i nie pozwalanie na zawłaszczanie pamięci historycznej. Tak ważne jest przypominanie, że np. w Powstaniu Warszawskim (jakkolwiek nie oceniać samego Powstania i tego czy było ono słuszne, oraz kto ponosi odpowiedzialność za tysiące ofiar cywilnych itp.) to szeroko pojęta lewica stanowiła znaczącą siłę wojskową czy ideową a nie zmarginalizowani nacjonaliści.
Jako środowiska wolnościowe, antyautorytarne, antyfaszystowskie musimy także zająć się rzeczami, którym do tej pory nie poświęcaliśmy wiele uwagi, czyli kształtować politykę historyczną i walczyć o świadomość ludzi. Jest to niezmiernie trudne w związku z prawicowym dyskursem w debacie publicznej. Jest to praca bardzo żmudna ale nikt inny za nas tego nie zrobi, może ona natomiast przynieść (i powoli przynosi, jeżeli spojrzymy na działania organizacji kobiecych, feministycznych próbujących pokazywać inną stronę wojny, skupiającą się na cywilach i kobietach) wymierne efekty w postaci odebrania kolejnego pola faszyzującej prawicy, która próbuje na nowo pisać historię tego kraju, doświadczonego tak dotkliwie przez dwa totalitaryzmy.
MOMOS 161
Źródło: http://antifa.bzzz.net/artykuly/publicystyka/item/368-w-oparach-absurdu-...