Wzór dla polskiego szkolnictwa
Władze czterech obwodów Rosji usiłują narzucić obowiązkowe nauczanie w szkołach państwowych "podstaw kultury prawosławnej". Wielu ludzi uważa, ze to oznacza zakamuflowaną katechizację obojętnego religijnie społeczeństwa.
Władze Biełgorodu już zaczęły wycofywać się rakiem z próby przymusowego ureligijnienia szkół i przyznały, że sprzeciw rodziców zwalnia ucznia z lekcji prawosławia.
Jednak mieszkańcy obwodu smoleńskiego skarżą się prasie, obrońcom praw człowieka oraz prokuraturze, że prawo odmowy nie zawsze jest respektowane, a "podstawy kultury prawosławnej" zamieniają się w zwykłe nauczanie religii. W podręcznikach można bowiem znaleźć twierdzenia, że "wyłącznie w świątyni prawosławnej dostępuje się łaski bożej", a z tej wiedzy uczniów przepytują nauczyciele wykształceni w prawosławnych seminariach.
Minister oświaty Andriej Fursienko, który jest przeciwnikiem katechizacji w szkołach, dąży do wprowadzenia nauki historii wielkich religii. On przedstawił ten pomysł na konferencji "Szkoła i prawosławie", ale z sali rozległy się gromkie krzyki: "W jakim kraju żyjesz?", "Jesteśmy na Świętej Rusi!". Miało to oznaczać, że w rosyjskiej szkole jest miejsce tylko dla prawosławia.
- Nie rozumiem sprzeciwów. To jakby protestować wobec nauczania rosyjskiego - mówił patriarcha Moskwy i Wszechrusi Aleksij II.
Prawosławie obficie korzysta z przywilejów, które gwarantuje mu Kreml dążący do konsolidacji społeczeństwa w oparciu o "tradycyjne wartości" - m.in. prymat interesów państwa nad społeczeństwem i jednostką oraz rosyjską mocarstwowość.
Jedynie 8 proc. Rosjan chodzi do cerkwi przynajmniej raz w miesiącu. W Moskwie to tylko 3-4 proc. społeczeństwa.