Żałoba...
To co się wydarzyło w ostatni weekend i dzieje nadal jest szalenie interesujące z punktu widzenia społecznego. Dosyć uważnie przyglądałam się spontanicznej reakcji ludzi na wypadek prezydenckiego samolotu w Rosji, a także na to kto w jaki sposób reaguje. Bliskie mi osoby, wcześniej darzące prezydenta i większość polityków lecących rządowym samolotem szczerą niechęcią, wywiesiły przed domem polską flagę. Zaczęłam się zastanawiać czy za tą wszechobecną, ogarniającą tłumy, schizofreniczną żałobą stoi tylko wspominana tu i ówdzie medialna, czy jakakolwiek inna "paranoja" i tradycja jednoczenia się w bólu?
Słuchając radia zauważyłam, że znaczna część słuchaczy uznała ten wypadek ze największą tragedię w historii polskiego narodu. Tego typu retoryka, obecna od soboty w mediach, jest dużym nadużyciem. Dla polskiego społeczeństwa większą tragedią jest choćby prywatyzacja, w dodatku nieudolna i przeprowadzana za wszelka cenę. W takim razie skąd ten żal...?
Świetnie zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy poddawani ciągłej tresurze, przystosowującej nas do neoliberalnego systemu. Wiemy, że praktycznie od przyjścia na świat, w szkole, w domu, w pracy uczymy się tego jak wygrać wielki wyścig zwany "życiem". Nie jesteśmy przyzwyczajani do życia w grupie, do bezinteresownego pomagania sobie, do odczuwania empatii. Każda grupa ma swojego lidera i kozła ofiarnego. Musimy być silni i dobrze przygotowani do ciągłego konkurowania ze sobą. Według neoliberalnego porządku najsłabsi muszą zostać wyeliminowani z gry. Poczucie prawdziwej wspólnoty rekompensuje ludziom konserwatywny, patriarchalny patriotyzm i ewentualnie kościół, już nie zawsze rodzina. Nie jest żadnym odkryciem, że olbrzymia liczba osób czuje się wyalienowana, samotna i niespełniona w świecie, w którym wszelkie stosunki społeczne są konsekwentnie zamieniane w towar.
Neoliberalny system wymaga od nas, aby każde uczucie, każda ludzka potrzeba ustąpiła racjonalnym, zgodnym z zasadami rynku regulacjom. Wmawia się nam, że nasza schorowana matka lub ojciec nie może być odpowiednio leczona, bo ratowanie jej życia się nie opłaca. Godzimy się na to, bo zazwyczaj nie mamy wyboru, i zostajemy sami w zdominowanej przez rynkowe zasady rzeczywistości.
Tak ekstremalne wydarzenie jakim jest zbiorowa śmierć, na chwilę oderwało ludzi od codzienności, pokazując, że nie jesteśmy do końca wyalienowanymi wrogami, ani bezdusznymi, racjonalnymi maszynami. Najsmutniejsze wydaje się właśnie to, jak bardzo brakuje ludziom poczucia wspólnoty i solidarności, relacji opartych na współdziałaniu, a nie rywalizacji oraz urzeczywistnienia się nadziei, że wszyscy są równi i biorą udział w czymś ważnym. Poza tym nieczęsto zdarza się, że tak wiele osób dookoła płacze i my możemy pozwolić sobie na płacz. Nie dziwi mnie też smutek z powodu śmierci "Pana". Znaczna część ludzi swoją polityczną aktywność przejawia jedynie poprzez głosowanie w wyborach. I teraz ci, którzy są wyrazem ich politycznego zaangażowania nie żyją.
Zginęły osoby, które poprzez media gościły w domach, samochodach i pracy zwykłych Polaków na okrągło, bez względu na to, czy ktoś ich lubił, czy nie. Przeciętni ludzie nie pojawiają się w telewizji z taką intensywnością, a życie coraz liczniejszej części społeczeństwa to samotne wieczory przed telewizorem i godziny spędzane w korkach. To ci, którzy są obecni w mediach, składając w nich nic nie warte obietnice lepszego jutra, są najbliżej nas. To ich los staje się dla nas ważny, a nie setek anonimowch istot, które umierają czy żyją w ubóstwie, przez decyzje tych, których opłakujemy.
Szkoda, że na codzień nie solidaryzujemy się, aby wspierać ludzi, którzy naprawdę tego potrzebują. Szkoda, że nie potrafimy na taką skalę jednoczyć się w trosce o tych, którzy żyją...
M.M.
źródło:www.rozbrat.org