Animal Liberation Front - Opowieści z pierwszej reki o akcji na farmie norek
Opowieści z pierwszej reki o akcji na farmie norek
Jest to opowieść o jednym z wielu nalotów na farmy norek, które miały miejsce w Ameryce Północnej.
Późno w nocy, siedziałem na kępie trawy pod gwiazdami, słuchałem liści żywo szeleszczących na wietrze. Minęło kilka chwil zanim zobaczyłem światła. Po załadowaniu moich rzeczy i sprzętu do ciężarówki, wskoczyłem na przednie siedzenie i wymieniłem porozumiewawcze uśmiechy z kierowca. Byliśmy na naszej drodze...Powoli wstawało słonce. Zatrzymując sie tylko na jedzenie i tankowanie samochodu jechaliśmy przez prawie cala dobę. Dopiero wtedy spotkaliśmy sie z następnym człowiekiem, dobrze znanym i zaufanym. Usiedliśmy nad małym jeziorem i dyskutowaliśmy nad naszym planem. W czasie podróży obserwowaliśmy czy przypadkiem nie jesteśmy śledzeni. Używając dokładnych map zrobiliśmy dużo zjazdów z głównej drogi. Po dotarciu na miejsce ukryliśmy samochód w gąszczu. Zabraliśmy ze sobą radio "skaner", który był zaprogramowany by monitorować częstotliwości wszystkich lokalnych i stanowych instytucji. Jedna osoba była odpowiedzialna za nasłuch podczas rozpoznania i naszej zasadniczej akcji. Upewniliśmy sie, ze nikt nie ma przy sobie przedmiotów, które mogą upaść lub zostawić ślad. Ostatnia rzeczą, która zrobiliśmy było ukrycie kluczyków w pobliżu samochodu, po to by, by nikt ich nie miał przy sobie. W przypadku gdyby któreś z nas było zmuszone do ucieczki (np. osoba posiadająca kluczyki), nie bylibyśmy pozbawieni środka transportu.
ROZPOZNANIE
Nasza drużyna wiedziała, jak ważne było zaznajomienie sie z okolica, dlatego krążyliśmy w kolko około godziny, starając sie zwrócić uwagę na istotne dla nas szczegóły np. miejsca najodpowiedniejsze do ukrycia oraz, z której strony oświetlenie wiejskie było najsłabsze. Na wszelki wypadek ustaliliśmy, gdzie sie spotkamy w sytuacji rozdzielenia naszej grupy. Wiatr przynosił zapach z farmy. Wciągając powietrze czuło sie zapach krwi i stęchlizny. Była to zapowiedz bolu i cierpienia, które za moment ujrzeliśmy. Gdy posuwaliśmy sie otwarta przestrzenią staraliśmy sie tak zachowywać, by komuś obserwującemu nas nie przypominając ludzi. Podczas podróży często natrafialiśmy na zwoje drutu kolczastego. Po drodze zawieraliśmy przyjaźnie z krowami i innymi napotkanymi zwierzętami. Przeszliśmy kilka odkrytych pól i znaleźliśmy sie w bezpośredniej bliskości farmy. Pozostało nam sforsowanie ogrodzenia. Po sprawdzeniu alarmów, linek turbulencyjnych i kamer wideo wspięliśmy sie na plot i weszliśmy na teren farmy. Cały czas zwracaliśmy uwagę na alarmy. Nasza obecność jednak nie przeszła bez odzewu: wiele tysięcy norek wykazywało podniecenie, zwierzęta biegały nerwowo w swoich maleńkich klatkach, rozmawiały ze sobą wydając piskliwe odgłosy. Nasze latarki oświetlały ich sympatyczne mordki i z zaciekawieniem spoglądające na nas oczy. TO NAPRAWDE PIĘKNE ZWIERZĘTA ! I właśnie w takich momentach najłatwiej uświadomić sobie jak straszny los je czeka: zamordowanie przez skręcenie karku albo zagazowanie, a przedtem wiele miesięcy fizycznych i psychicznych tortur w klatkach. Po prostu musieliśmy sie temu przeciwstawić! W każdej szopie znajdowały sie cztery klatki, brudne i zardzewiałe, pozbawione czegokolwiek co mogłoby uprzyjemnić im życie (np."posłań", z których norki korzystają w naturze). Większość klatek zabezpieczono zwykłymi zasuwkami, jedynie kilka, w których znajdowały sie osobniki do reprodukcji, chroniły, przytrzymujące drzwi, kawałki grubego drutu. Nasze rozpoznanie, upewnia nas w przekonaniu, ze nasz cel akcji, jest słuszny, zresztą niczego innego nie spodziewaliśmy sie zobaczyć. Wycofaliśmy sie i usiedliśmy pod stara wierzba, przez kilka godzin obserwując czy nikt nie zauważył obecności intruzów. Tego wieczora opuściliśmy zwierzęta, tylko po to, by tu jeszcze powrócić. Przez pola wróciliśmy do naszego pojazdu. Rozbiliśmy obóz, po krótkim odpoczynku zastanowiliśmy sie nad dalszym planem akcji. Wzięliśmy ze sobą radio skaner, ciemne "jednorazowe" rzeczy, latarki, nożyce do drutu, rękawiczki, farbę w spraju i gogle narciarskie. Mieliśmy jeszcze kupić koperty, papier i znaczki, aby przesłać komunikaty po akcji a także zapasów baterie. Zatankowaliśmy samochód i przejechaliśmy tuz obok naszego celu raz (i tylko raz), aby zaznajomić sie z okolica w świetle dziennym. Resztę dnia spędziliśmy czyszcząc sprzęt. Kolejny raz przemyśleliśmy każdy szczegół naszego planu, przygotowaliśmy sie psychicznie na to, co mogło sie przydarzyć, łącznie z konsekwencjami, które mogliśmy ponieść. Zaczęło padać. Ciągle zwracając uwagę na to, czy nikt nas nie śledzi, powróciliśmy w pobliże farmy. Powtórzyliśmy czynności z poprzedniego wieczora. Znowu szliśmy przez drogę rzucając sie na ziemie widząc światła przejeżdżających samochodów, znów skradaliśmy sie w ciemności, zmierzając w kierunku norek czekających na wyzwolenie.
UWOLNIENIE
Otworzyliśmy klatki. Po tym jak otworzyłem może dwunasta, przerwałem na chwile, aby przy świetle latarki przyjrzeć sie błyszczącej istotce wyskakującej ze swojego straszliwego wiezienia. Chciałem przypatrzeć sie każdemu zwierzęciu, podziwiać jak znajduje swa drogę do wolności, ale, ze nie wolno mi tego robić za cenę pozostawienia innych w klatkach. Musiałem, każda wolna chwile poświęcić na otwieraniu klatek, aby jak najwięcej z nich odzyskało szanse na życie w naturalnych warunkach. Kontynuowałem zapamiętałe wyciągając skoble z klatek i przecinając druty. Kiedy to robiłem kilka norek wbiegło na dachy klatek, inne biegały mi wokół stop piszcząc z radości. Po chwili te żywotne zwierzątka były dosłownie wszędzie, biegając, bawiąc sie i walcząc ze sobą. Od czasu do czasu przerywałem na chwile prace, aby rozdzielić łobuzów i przerzucałem zwierzaki przez zewnętrzny plot, by tam znalazły wolność. RUN, RUN LITTLE GUYS, RUN!!!
PODEJRZANY HALAS
Nagle usłyszałem, albo tak mi sie wydawało, trzask. "Norki obudziły farmerów"-pomyślałem. "Idzie"-spojrzałem w stronę domu farmera. Z trudem wpatrując sie w dal w ciemności, zauważyłem jasna, wyprostowana postać. Czy oczy mnie myliły, czy rzeczywiście ktoś tam stal? Poczułem sie nieswojo, prawie zrobiło mi sie mdło, gdy wyobraziłem sobie "farmera Johna" wściekłego jak osa wypędzona z ula, (tyle, z bardziej niebezpiecznego), stojącego w drzwiach ze strzelba. Przygotowałem sie na najgorsze i znowu na próżno, starałem sie skupić uwagę na szopie. Rozejrzałem sie za przyjaciółmi, a ponieważ nigdzie ich nie widziałem, zaniepokoiłem sie jeszcze bardziej. Poszedłem w stronę sąsiedniego pola, ukryłem sie w gęstych ciemnych krzakach i obserwowałem farmę przez około dwudziestu minut. Nie zauważyłem niczego podejrzanego, nie włączono świateł, wiec znowu podkradłem sie i ostrożnie wszedłem na teren farmy. Żeby upewnić sie że wszystko w porządku, zajrzałem do szop w których pracowali moi przyjaciele. Zobaczyłem ze pracują. Wróciłem do swojej szopy i dalej otwierałem klatki. Praca była wyczerpująca, Kości bolały mnie od monotonnych, rutynowych ruchów. Ale kontynuowałem- nie mógł bym żyć z myślą, ze nie otworzyłem tylu klatek ile to jest możliwe. Zgubiłem si na liczeniu na około pięć setnej klatce.
CZAS SIE RUSZYC
Skończyłem prace w mojej szopie i sprawdziłem, czy reszta nie potrzebuje pomocy. Niestety, nasz ustalony limit czasowy kończył sie. Mimo z było jeszcze wiele szop pełnych uwiezionych zwierząt, musieliśmy odejść, farmerzy budzą sie szybko, a wschód słońca nie dawał szansy
na bezpieczna ucieczkę, ani nam, ani norkom. Oznaczyliśmy pusta już część szop farba i wycofaliśmy sie na chwile, aby popatrzeć na masę ciemnych figurek czmychających przez pola w kierunku strumyka, który poprowadzi ich do przyszłych domów. Biorąc księżyc za przewodnika,
zmierzaliśmy w stronę samochodu. Idąc wymienialiśmy wstępne spostrzeżenia i doświadczenia -jeden z nas, gdy otwierał klatkę. Wszyscy widzieliśmy po kilka martwych norek rozkładających sie w klatkach. Wsiedliśmy do samochodu przemoczeni, bolący i ubłoceni. Popatrzeliśmy na siebie z flóstracją, bo zdawaliśmy sobie sprawę, z mimo emocji nie wolno nam rozmawiać w samochodzie. Cicho odjechaliśmy w dol ciemnej drogi do obozu, gdzie posortowaliśmy sprzęt. Spaliliśmy wszystkie ubrania i buty, powkładaliśmy narzędzia do torebek, aby można je było łatwo i bezpiecznie wyrzucić. Jeszcze chwile porozmawialiśmy o naszych doświadczeniach, przede wszystkim o tym co możemy zrobić lepiej następnym razem. Zaplanowaliśmy następne spotkanie i uścisnęliśmy sobie dłonie.