Chuligani i alterglobaliści
W jednym z artykułów w Dzienniku stwierdzono, że alterglobaliści się cywilizują i mają coś do powiedzenia. Wprawdzie są w śród nich chuligani, ale trzeba pamiętać o poważnych przedstawicielach w postaci partii i polityków z którymi można dyskutować. Tekst ten pozornie jest bardziej obiektywny niż strasznie lewicowym terroryzmem przez Rzeczpospolitą, ponieważ kanalizuje ruch protestu i nadaje mu gębę.
Mechanizm jaki uruchamia Dziennik i jaki kontynuują obecnie media podając wiadomości z Rostocku, polega na przeciwstawianiu organizacji lewicowych oraz partyjek „ludziom stosującym przemoc”. Z pierwszymi można gadać, zostają uznani za partnerów, na drugich jest policja i więzienia.
Niby wszystko w porządku. Karierowiczce próbujący wybić się na fali protestów przyklaskują nawet takiemu postawieniu sprawy. Będą drugim Wałęsą, ustawią się, zapewnią byt rodzinie… Tymczasem jest to nic innego jak próba rozbrojenia ruchu protestu. Nałożenia na protest liberalnego kagańca i sprowadzenia do dyskusji na gruncie wybranym przez klasy uprzywilejowane. Wykroczenie poza kapitalizm i państwo nie będzie możliwe.
Protestujący, jeśli chcą zostać uznani za partnerów, muszą przyjąć warunki rządzących, tym samym muszą zaakceptować założenia na jakich opiera się ich wizja rzeczywistości społecznej i "naturalnych" instytucji w postaci prawa własności oraz hierarchicznej organizacji społecznej pod postacią państwa. A przecież założenia te ruch alterglobalistyczny właśnie podważa. Państwo jest wytworem historycznym, służącym interesom posiadaczy, kapitalistyczna forma własności musi zostać zniesiona ponieważ powoduje wywłaszczenie znacznej części społeczeństwa. Z braku wspólnej podstawy dialog jest niemożliwy. Wszelkie zaproszenia do „okrągłego stołu” są próbą przekupstwa.
Takie przekupstwo jest medialne. Opinia publiczna może odnieść wrażenie, że alterglobaliści to rzeczywiście jedynie zadymiarze, skoro nie chcą przyjąć zaproszenia do wspólnej debaty. Debata owszem, na naszych warunkach, ale nie jako dialog, ale konfrontacja.
Dialog to ideologiczna kategoria mająca pacyfikować radykalne perspektywy i praktyki. Dialog to nic innego niż monolog, czy ulepszenie modelu. Samego modelu nie kwestionuje.
Co robić w takiej sytuacji?
Media mogłyby, gdyby były obiektywne przedstawić sytuację jako konfliktową u jej podłoża. One jednak próbują kształtować możliwość konsensusu, działając na rzecz klas uprzywilejowanych. Wszak to oni dają reklamy.
My zaś musimy stawiać sprawę jasno. Nie dążymy do reformy kapitalizmu i państwa, ale zniesienia tych instytucji. Stoimy na zupełnie innych założeniach i mamy zupełna inną wizję rzeczywistości społecznej. Interesy klas uprzywilejowanych wykluczają się z interesami ludzi pracy. To nie jest tak, że oni nas nie słuchają. Oni nas nie mogą wysłuchać, bo oznaczało to by dla nich, że muszą odejść.
Dlatego tez zawsze będziemy chuliganami, póki będziemy przeciwko państwu i kapitalizmowi. Ceną za uznanie nas cywilizowanymi jest rezygnacja z naszych postulatów, z naszych idei. Zbyt wysoka to cena za audiencję na salonach.