Demonstracja polskich stoczniowców w Brukseli
Jeden z naszych czytelników nadesłał następującą relację z demonstracji stoczniowców w Brukseli.
W środę 25 czerwca w samo południe urzędasy z budynku komisji europejskiej zostali nieoczekiwanie wyrwani z biurokratycznego snu. Pod ponurym gmachem komisji garstka stoczniowców z polski(stocznia gdańska) użyła ręcznych alarmów przeciwpożarowych, a następnie bez problemu zablokowała oba wejścia do budynku.
Stoczniowcy protestowali przeciwko możliwym bankructwom stoczni. Z początku jakby troszkę zawstydzeni i przytłoczeni dodawali sobie otuchy słuchając pieśni bardów stanu wojennego. Po przybyciu policji w pełnym rynsztunku otwarcie rozdzielili miedzy siebie jaja z polskiej kury, które miały zapewne wylądować na zakutych ale wypielęgnowanych łbach eurokratów. Cóż ...było trochę straszno z powodu tych patriotyczno-pompatycznych tonów, ale przynajmniej nie wkopali krzyży w chodnik.
Zdjęcia z protestu
Po jakimś czasie pojawiła się druga grupa stoczniowców z gdyni i szczecina. Niestety solidarność była tylko na sztandarach... Doszło do kłótni i wzajemnych oskarżeń... Ci drudzy mówili o spotkaniach i ustaleniach z komisarzami UE. O tych spotkaniach nic nie wiedzieli natomiast stoczniowcy z gdańska. Wyglądało to na jakieś tajemne rozgrywki,w tym kociołku kręcili jak hieny polscy posłowie z europarlamentu.
Pomimo gróźb ze strony policji, gdańszczanie nie odpuszczali. A za szybą eurobudynku kłębiła sie ławica gładkolicych wieszaków na garnitury i garsonki. Widać, byli wygłodniali... toż to czas lunchu... wszystko skończyło by sie pewnie dobrze, zło przepędzone, stocznie uratowane, ludziska wracają do roboty... gdyby nie to że decyzje właściwie już zapadły, co potwierdziła wysoka pani komisarz. Stojąc przed stoczniowcami powiedziała, że ich lubi i że starala się jak mogła, ale niestety U.E zarząda zwrotu pożyczek i zrujnuje przemysł stoczniowy w polsce... Związkowcy jakby nie skumali co zostało powiedziane i wyściskali panią komisarz krzycząc solidarność, solidarność.... jaja nie poleciały, europejczycy poszli na lunch... i szlus.
Natomiast dla zorientowanych mała niespodzianka... na sam koniec, już po wszystkim pojawił się nie kto inny tylko sam marian krzaklewski (były przewodniczący solidarności i aws) wyglądem przypominał pupcię niemowlaka, odżywiony i spryskany brukselskim detergentem. Przyszedl na koniec, co może dziwić, gdyż nawet najgorsze żule z okolicy wiedziały o demonstracji stoczniowców. Nasuwa się pytanie, kiedy wreszcie ludzie oprzytomnieja i nie pozwolą się więcej ruchać liderom związkowym?
leo styx