Duda, Lenin i lewica
U niektórych lewicowców akt odcięcia Lenina przez Dude został uznany za jednoznacznie antylewicowy happening. Posypały się krytyczne komentarze. Czy słusznie?
Solidarność może i jest konserwatywnym związkiem zawodowym, odpowiedzialnym za wprowadzenie neoliberalizmu w Polsce. Również za Tuska i Balcerowicza, jak i za demobilizację ludzi pracy. Czyn ten może i wzmacnia prawicową propagandę i był zrobiony pod PiS. Również komentarz, że „przed świętami robi się porządki”, może sugerować określone stanowisko ideologiczne. Jako opowiedzenie się za uświęconą hierarchią, świętem od czasu do czasu i postem przez większą część roku dla szerokich mas. Ale można powiedzieć, że dla Solidarności i Dudy Lenin to symbol ucisku ludzi pracy przez aparat państwowy, to symbol wcześniejszej władzy, z którą w zgodzie nie żyli. W tym kontekście często używane jest pojęcie „komunizmu”, który przecież nie wszyscy lewicowcy akceptowali, a wielu ostro krytykowało. Można to więc potraktować, jako zemstę na trupie, która temu trupowi nie zaszkodzi, a mszczącemu poprawi nastrój. Odcięcie więc Lenina to wyrażenie niezgody na to, co było, na represje wobec pracowników, przeciwników reżimu, dławienia samorządności, itd. Wtedy czyn nie jest aż tak jednoznaczny politycznie.
To, że chcąc nie chcąc wspiera prawicową narrację i niektórym osobom może sugerować, że wciąż walczą z „komuną”, często w imię nieskrępowanego niczym kapitalizmu, dzięki czemu pracownicy idą ramię w ramię z Nową Prawicą, przeciwko socjalistom, to jedna sprawa. To cały problem Solidarności, która czasami potrafi coś zadziałać, ale raczej wikła się w polityczne spory i utrzymuje pracowników w bierności i dezorientacji. To, czy odetną Lenina czy nie, nie czyni ich prawicą, czy lewicą. I to mnie najbardziej przeraża w komentarzach niektórych ludzi lewicy.
Biorąc pod uwagę lewicę, można powiedzieć, że powinna pójść śladami Dudy, powtórzyć jego gest, jeśli dotychczas tego nie uczyniła.
Uważając się za lewicowca nie poczuwam się do obrony Lenina. Po lekturze kilku jego pism stwierdziłem, że nie jest to myśliciel z którym mi po drodze. Jego koncepcje teoretyczne prowadzą do wyłonienia się elity intelektualnej, która przy pomocy policji i terroru, będzie wprowadzać równość i sprawiedliwość. Elita ta nie będzie musiała z nikim negocjować, wchodzić w dialog – ona będzie kierować, rozkazywać. Wszelka akcja spontaniczna jest niesubordynacją. Każdy samorząd osłabia potęgę państwa i stanowi furtkę dla reakcji.
U Lenina proletariat jest tylko narzędziem, czymś co się używa w ramach rewolucji. Już nawet nie rewolucji socjalistycznej, komunistycznej, ale bolszewickiej, czy też po prostu rewolucji. Władza staje się celem. Państwo w rękach bolszewików, zdaniem Lenina, gwarantuje postęp, kiedyś tam ostateczne spełnienie przepowiedni.
Nie chcę tutaj zresztą wchodzić w krytykę Lenina, bo nie czas i nie miejsce, ale jedynie wskazać, że ruch robotniczy a Lenin, to dwie różne sprawy. Logika Lenina wiedzie przez mroczną dyktaturę, za bardzo nie wiadomo dokąd prowadzącą. Odbiera masom rację i wolność, by obdarzyć nimi lud na końcu.
Tak bym rozumiał lewicowe odcięcie się do Lenina, jako zerwanie z logiką, która prowadzi do gloryfikacji partii i państwa, która odbiera masom rację i możliwość kreowania rewolucyjnej teorii, jak i samego jej praktykowania. Mamy na lewicy znacznie ciekawsze postacie, które wskazują na wagę spontaniczności, oddolnej demokracji, których myśl jest jednoznacznie anty-policyjna.
Lenin może w swoim czasie osiągnął sukces. Ale był to jego sukces. I porażka zarówno idei lewicowych, jak i samych dla ludzi pracy.
Lewica, która swoją tożsamość buduje na kulcie Lenina, jest wielce podejrzaną.