Emma Goldman: Tragedia Kobiecej Emancypacji
Tekst pochodzi z książki E. Goldman Anarchizm i inne eseje, która została wydana w 1911 r. w Nowym Yorku.
Na samym wstępie chciałabym zaznaczyć, że niezależnie od wszystkich politycznych i ekonomicznych teorii, traktowania podstawowych różnic między różnorodnymi grupami wewnątrz rasy ludzkiej, niezależnie od rozróżnień klasy i rasy, niezależnie od wszystkich sztucznych linii granicznych pomiędzy prawami kobiet i prawami mężczyzn, jest jednak punkt, gdzie te zróżnicowania mogą ·spotkać się· i wyrastać w jedną perfekcyjną całość. W tym wypadku nie mam na myśli sugerowania pokojowego traktatu. Ogólny społeczny antagonizm, który ·spętał· nasze całe dzisiejsze życie publiczne, spowodowany przez siłę przeciwstawnych i sprzecznych interesów, rozpadnie się na kawałki, kiedy reorganizacja naszego społecznego życia, oparta na zasadach ekonomicznej sprawiedliwości będzie mogła stać się rzeczywistością.
Pokój czy też harmonia pomiędzy płciami i jednostkami nie zależy nieodzownie od powierzchownego zrównania istot ludzkich, ani też nie domaga się eliminacji indywidualnych i wyjątkowych cech. Problem, przed którym dzisiaj stajemy i który w najbliższej przyszłości jest do rozwiązania to rozstrzygnięcie jak pozostać ·swym prawdziwym ja·, jak współodczuwać głęboko ze wszystkimi istotami ludzkimi, wciąż zachowując własne charakterystyczne cechy.
To wydaje mi się bazą, na której masa i jednostka, prawdziwy demokrata i prawdziwa indywidualność, mężczyzna i kobieta, mogą poznawać się i spotykać bez antagonizmu i opozycji. Mottem nie powinno być : ·Przebacz sobie·, a raczej ·Zrozum siebie·. Często cytowana myśl Madame de Stael: ·Zrozumieć wszystko, znaczy przebaczyć wszystko· nigdy szczególnie nie przypadła mi do gustu, pachniała bowiem spowiedzią ·wyznawcy·, przebaczenie współistocie przekazuje zaś ideę wyższości. Wystarczy przecież zrozumieć swoją współistotę. Niniejszy wstęp przynajmniej częściowo reprezentuje fundamentalny aspekt moich poglądów na emancypację kobiety i jej rezultaty dla całej płci.
Emancypacja powinna stworzyć dla kobiety możliwość bycia człowiekiem w pełnym znaczeniu tego słowa. Wszystko co wewnątrz niej łaknie potwierdzenia się w aktywności, powinno rozwijać się jako najpełniejsza ekspresja, wszystkie sztuczne bariery stojące na drodze do wolności oczyszczonej z każdego śladu stuletnich uległości i niewolnictwa powinny być złamane.
Był to główny cel ruchu kobiecej emancypacji. Ale rezultaty do tej pory osiągnięte wyobcowały kobietę i obrabowały ją ze źródeł szczęścia, które jest tak nieodzowne do życia. Emancypacja pozostając jedynie zewnętrzną, sądziła o współczesnej kobiecie jak o sztucznej istocie, która przypomina jeden z produktów francuskiej sztuki ogrodowej z jej krzewami, piramidami, kołami, wieńcami; wszystkim z wyjątkiem form, które mogłyby być osiągnięte poprzez przejawy jej własnych wewnętrznych cech. Tak sztucznie wyhodowane rośliny z żeńskiej płci występują w dużych ilościach, zwłaszcza w tak zwanej intelektualnej sferze naszego życia. Wolność i równość dla kobiety. Jakie nadzieje i aspiracje rozbudziły te słowa, kiedy były po raz pierwszy wypowiadane przez kilka najszlachetniejszych i odważniejszych duchów tamtych dni. Słońce w jego całym blasku i pięknie byłoby powodem wyjścia na nowy świat, w tym świecie kobieta byłaby wolną i kierującą własnym przeznaczeniem, taki cel oczywiście warty jest wspaniałego, wielkiego entuzjazmu, odwagi, wytrwałości, bezustannego wysiłku dokonywanego przez niezwykłych pionierów: mężczyzn i kobiety, którzy postawili wszystko przeciw światowej ignorancji i uprzedzeniom.
Moje nadzieje również zmierzają w stronę tego celu, ale twierdzę, że emancypacja kobiet tak jak jest dzisiaj interpretowana i praktycznie sterowana, nie zdoła go osiągnąć. Teraz, kobieta staje wobec konieczności emancypowania się z emancypacji, jeśli naprawdę pożąda bycia wolną. To może brzmieć paradoksalnie, ale jest aż nazbyt widoczną prawdą.
Co osiągnęła poprzez emancypację? Równe prawo do głosowania w wyborach politycznych, możliwe już w kilku państwach. Czy to oczyściło nasze życie polityczne, tak jak to obiecywało wielu wspaniałomyślnych adwokatów? Oczywiście nie. Tak w ogóle, to jest rzeczywiście czas, gdy osoby wyrażające proste opinie, myślące w kategoriach szkółki z internatem, powinny zaprzestać mówienia o korupcji w polityce. Skorumpowanie świata polityki nie ma nic wspólnego z moralnością, czy rozluźnieniem obyczajów różnych politycznych kreatur. Jej przyczyna jest całkowicie materialna.
Polityka jest odruchem biznesu i zindustrializowanego świata, którego mottem są słowa ·Branie jest bardziej błogosławione niż dawanie·, ·Kup tanio, sprzedaj drogo·, ·Jeden ubrudził rękę, inny umyje·. Nie ma nawet najmniejszych nadziei, że kobieta ze swym prawem wyborczym, kiedykolwiek uzdrowi politykę.
Emancypacja przyniosła kobiecie pewną formę ekonomicznego zrównania z mężczyzną, polegającego na tym, że może teraz (przynajmniej w teorii) wybrać swą własna profesję i zawód, ale jako, że jej przeszłe i teraźniejsze wychowanie nie wyposażyło ja w siłę potrzebną w rywalizacji z mężczyzną, jest ona często zmuszana do wyczerpywania całej swej energii, zużywania zasobów witalności i obciążania każdego nerwu, aby tylko zdołać wzbogacić i podnieść swą wartość do oczekiwanego poziomu. Bardzo niewiele z nich kiedykolwiek robi karierę jako, że kobiety nauczycielki, lekarki, prawniczki, architektki, inżynierki nie spotkały się nigdy z takim samym zaufaniem jak ich męscy koledzy, ani też z równym wynagrodzeniem. A te, które osiągają tak nęcące zrównanie zwykle robią to za cenę utraty fizycznego dobrego samopoczucia. Co do wielkiej masy pracujących dziewczyn i kobiet, to jak duża niezależność jest osiągnięta w ich przypadku, jeśli ciasnota i brak wolności w domu zamieniana jest na ciasnotę i brak wolności w fabryce, ·wypoconym· warsztacie, w domu towarowym czy biurze? Dodatkowym obciążeniem jest szukanie ·domu, słodkiego domu· przez kobiety wracające po dniu ciężkiej harówki do zimnego, ponurego, nieporządanego mieszkania. Doprawdy wspaniała niezależność! Nic dziwnego, że setki dziewcząt są tak chętne do zaakceptowania pierwszej lepszej oferty małżeństwa, chore i zmęczone swoją ·niezależnością· za kontuarem sklepowym, przy maszynie do szycia lub pisania (także dzisiaj, wg przeprowadzonych sondaży co trzecia kobieta deklaruje, że od razu zgodziłaby się wyjść za mąż, w zamian za zapewnienie jej odpowiedniego standardu życia · przyp. red.). Są gotowe do małżeństwa, także kobiety z klasy średniej, byle tylko wyrwać się spod jarzma rodzicielskiej zwierzchności. Tak zwana niezależność, która ogranicza się do zarabiania najmniejszej pensji pozwalającej zaledwie na przeżycie, nie jest tak upragniona, tak idealna, że mogłoby się wydawać, iż kobieta wszystko dla niej poświęci. Nasza bardzo wysoce chwalona suwerenność jest mimo wszystko tylko wolnością przytępionej i zdławionej natury kobiecej, ograniczonego miłosnego i matczynego instynktu.
Niemniej, pozycja dziewczyny pracującej jest daleko bardziej naturalna i ludzka niż jej pozornie bardziej szczęśliwej siostry z bardziej kulturalnych warstw zawodowych: nauczycielek, lekarek, prawniczek, inżynierek, itp., które muszą tworzyć dostojny, właściwy wygląd, podczas gdy wewnętrzne życie pozostaje puste i martwe. Hermetyczność istniejącej koncepcji kobiecej emancypacji i niezależności, strach przed miłością do mężczyzny, który nie dorównuje jej społecznie, lęk, że uczucie lub radość macierzyństwa wstrzyma ja tylko w rozwoju i ćwiczeniu profesjonalizmu, tworzy obraz obowiązkowej wyemancypowanej kobiety współczesnej, broniącej się przed życiem, z jego smutkami i głębokimi źródłami radości, pozbawionej dotknięcia czy pochwycenia swej duszy.
Emancypacja propagowana przez większość jej stronników i przedstawicielek, jest zbyt wąską możliwością, nie wystarczającą do wyzwolenia bezgranicznej miłości i zachwytu hamowanych w swych głębokich odczuciach kobiet, matek, kochanek. Tragedia samowystarczalnej czy ekonomicznie suwerennej kobiety zawiera się nie w zbyt dużej, ale w zbyt małej liczbie dostępnych jej doświadczeń. Prawda, że ona przewyższa swoją siostrę z minionych epok, w zakresie wiedzy o światowej i ludzkiej naturze, dlatego odczuwa silny brak esencji życia, która wzbogaca ludzką duszę i bez której większość kobiet staje się tylko profesjonalnymi automatami.
Taki stan spraw był przewidziany przez tych, którzy widzieli, że dziedzina etyki wciąż przypomina podupadłe ruiny z czasów niepodważalnej wyższości mężczyzny, ruiny, które wciąż uważane są za wielce użyteczne. I co jest bardziej istotne, spora liczba emancypantek nie potrafi porozumiewać się bez odniesień do tych zasad. Każdy ruch, który wierzy w zniszczenie istniejących instytucji i zastąpienie ich czymś wyżej rozwiniętym, a nawet perfekcyjnym, ma też zwolenników, którzy w teorii reprezentują większość radykalnych idei, niemniej w swych codziennych zachowaniach są jak przeciętny kołtun udający przyzwoitość. Tacy są, np. socjaliści, a nawet anarchiści, dla których własność prywatna jest rabunkiem, ale nie posiadają się z oburzenia jeśli ktokolwiek jest im winien równowartość pół tuzina szpilek.
Ten sam filister występuje w ruchu kobiecej emancypacji. Dziennikarze kreślili obraz emancypantek, jeżący włos na głowie statecznych obywateli oraz innych równie apatycznych osobników. Każda członkini ruchu praw kobiet została zobrazowana na podobieństwo George Sand przedstawianej jako osoba lekceważąca moralność, dla której nie było żadnej świętości i o zgrozo! · nie miała też szacunku dla wyidealizowanej relacji stosunków między kobietą i mężczyzną. W skrócie, emancypacja miała reprezentować lekkomyślny styl życia, pełny pożądania i grzechu, oderwany od społeczeństwa, religii, moralności.
Rzecznicy praw kobiet byli wielce oburzeni tak fałszywą interpretacją i nie mając innych pomysłów, wysilili całą swą energię, aby udowodnić, że jest dokładnie na odwrót. Zgodzili się, że tak długo jak kobieta była niewolnicą mężczyzny, nie mogła być dobra i czysta, ale teraz jako wolna i niezależna, mogłaby udowodnić, że dobroczynny i oczyszczający będzie jej wpływ na wszystkie instytucje istniejące w społeczeństwie. Prawdą jest, że ruch praw kobiet rozerwał wiele starych więzów, ale równocześnie stworzył nowe. Wspaniały, wielki ruch prawdziwej emancypacji nie powołał nowej rasy kobiet, które mogłyby spojrzeć wolności prosto w twarz, pomimo przyjęcia zamkniętej, purytańskiej wizji mężczyzny ·usuniętego· (jako przeszkody i pełnego wad charakteru) z ich emocjonalnego życia. Mężczyzna nie był tolerowany w żadnym wypadku, z wyjątkiem może roli ojca dziecka, którego przyjście na świat wymaga pomocy mężczyzny. Na szczęście większość sztywnych purytanów nigdy nie będzie wystarczająco przekonująca, aby zabić wrodzoną potrzebę macierzyństwa.
Wolność kobiety jest blisko sprzymierzona z wolnością mężczyzny, ale wiele z moich tak zwanych wyemancypowanych sióstr wydaje się nie dostrzegać faktu, że dziecko urodzone w wolności potrzebuje miłości i opieki ze strony obu istot ludzkich zarówno kobiety jak i mężczyzny. Niestety przeszkadza w tym ciasna koncepcja międzyludzkich relacji, która powoduje wielką tragedię w życiu współczesnego mężczyzny i kobiety.
Około 15 lat temu pojawiła się praca pióra znakomitej Norweżki Laury Marholm, pt.: ·Kobieta · studium osobowości·, jedna z pierwszych, która zwróciła uwagę na pustkę i ograniczenia istniejącej koncepcji emancypacji i jej tragicznego wpływu na wewnętrzne życie kobiety. W swej pracy mówi o przeznaczeniu jakie spotkało kilka utalentowanych kobiet o międzynarodowej sławie: geniusz Eleonorę Duse, wspaniałą matematyczkę i pisarkę, Sonię Kovalevską, artystkę i poetkę Marię Bashkirtzeff, która zmarła tak młodo. Przez każdy opis życia tych kobiet, tak nadzwyczajnych umysłów, przewija się motyw niezaspokojonej potrzeby pełnego i pięknego życia, a także dotkliwy niepokój i samotność. Dzięki tak umiejętnie sporządzonym wizerunkom psychologicznym, dowiadujemy się, że wyższy poziom wykształcenia kobiety nie gwarantuje jej spotkania sympatycznego kumpla, który dojrzy w niej nie tylko obiekt seksualny, ale także istotę ludzką, przyjaciółkę, towarzyszkę i ciekawą osobowość, która nie potrafi i nie powinna rezygnować z cech świadczących o jej wyjątkowości.
Przeciętny mężczyzna z jego samowystarczalnością, jego groteskowym przekonaniem o wyższości męskiego charakteru, uprawnionego do sprawowania patronatu nad kobiecą płcią, jest czymś niemożliwym do przyjęcia dla kobiety przedstawionej w ·Studium osobowości· Laury Marholm. Równie niemożliwy dla niej jest mężczyzna, który widzi w kobiecie tylko umysłowość i geniusz, i któremu nie udaje się rozbudzić jej kobiecej natury.
Bogaty intelekt i pogodna dusza są zwykle uważane za ważne atrybuty głębokiej i pięknej osobowości. W przypadku współczesnej kobiety wyznaczniki te stają się przeszkodą na drodze do pełnego zaakceptowania jej istnienia. Funkcjonująca w ciągu setek lat stara forma małżeństwa oparta na biblijnym nakazie: ·aż do śmierci· została zdemaskowana jako instytucja, która reprezentuje władzę mężczyzny nad kobietą zmuszaną do uległości wobec jego kaprysów i rozkazów, a także do absolutnej zależności od jego nazwiska i materialnego wsparcia. Wciąż jest przekonywująco udowadniane, że stara matrymonialna relacja, ograniczała kobietę do funkcji służącej mężczyzny i rodzicielki jego dzieci. A jednak do tej pory spotykamy wiele kobiet emancypantek, które wolą małżeństwo, od bycia potępioną za niezamężne życie i związki. Okazują się one ograniczone i niewytrzymałe z powodu łańcuchów moralnych i społecznych uprzedzeń, które pomniejszają i krępują ich naturę.
Wytłumaczenie takiej niezgodności postaw kobiet można tłumaczyć tym, że nigdy prawdziwie nie rozumiały sensu emancypacji. Myślały, że wszystkim czego potrzebują jest niezależność od zewnętrznych tyranii, tymczasem wewnętrzne tyranie, daleko bardziej szkodliwe dla życia i rozwoju, czyli etyczne i społeczne konwencje, skłaniały do tego, by udawać, że się ich nie dostrzega. Wydaje się, że zgoda na to, panująca w głowach i sercach większości aktywnych przedstawicielek emancypacji, była taka jak w głowach i sercach naszych babć.
Ci wewnętrzni tyrani są zawsze groźni, niezależnie od tego czy pojawią się w postaci terroru opinii publicznej czy tego co powie matka, brat, ojciec, ciocia, krewny lub pracodawca, albo Komisja Edukacji. Wszyscy ci wścibscy, moralni detektywi, dozorcy więzienni ludzkiej duszy panują nad nami wywołując strach przy tym co oni wszyscy powiedzą? Dopóki kobieta uczyła się jak można przeciwstawić się tej presji, jak stawać twardo na swym własnym terenie, znajdując oparcie w nieograniczonej wolności i słuchaniu swej natury, także wtedy gdy wymagało to ofiarowania życia, miłości do mężczyzn, gloryfikowanego honoru czy też prawa dawania życia dziecku, dopóty nie mogła nazwać siebie emancypantką.
W końcu, jak wiele emancypantek jest wystarczająco odważnych by uznać w swoich sercach dziko bijący głos miłości żądający bycia wysłuchanym i zaspokojonym?
Francuski pisarz Jean Reibrach, w jednej ze swoich powieści ·Nowa piękność·, usiłuje zobrazować idealną, piękną kobietę emancypantkę. Ten ideał jest ucieleśniony w osobie młodej dziewczyny, internistki. Dyskutuje ona bardzo rozumnie o tym jak karmić niemowlęta, jest miła, rozdziela darmowe lekarstwa dla ubogich matek. Przeprowadza rozmowę ze znajomym młodym mężczyzną o warunkach sanitarnych, jakie zapanują w przyszłości, jak rozmaite zarazki powinny być eksterminowane przy użyciu kamiennych ścian i podłóg, a także usunięciu dywanów i kotar. Jest ona, oczywiście, bardzo prosto i praktycznie ubrana, prawie cała w czerni. Młody mężczyzna, który podczas ich pierwszego spotkania był przerażony mądrością swej przyjaciółki emancypantki, stopniowo zaczyna ją rozumieć; a pewnego dnia odkrywa, że ją kocha. Są młodzi, ona jest taka miła i śliczna, i chociaż zawsze w sztywnym odzieniu, to jej wygląd zewnętrzny jest delikatny i łagodny dzięki nieskazitelnie czystemu kołnierzykowi i mankietom. Ktoś mógłby się spodziewać, że on wyzna jej swoje uczucie, ale to nie jest typ człowieka, który oddaje się romantycznym absurdom. On ucisza głos swej natury, pamiętając o ·właściwym· zachowaniu. Ona, również, jest zawsze dokładna, zawsze racjonalna, akuratna, dobrze wychowana. Obawiam się, że jeśli jednak ustanowiliby związek, to młodzian ryzykowałby zamarznięciem na śmierć. Muszę się przyznać, że nie widzę nic pięknego w tym nowym pięknie, które jest tak zimne jak kamienne ściany i posadzki o których marzyła nasza bohaterka.
Wolałbym raczej miłosne ballady opiewające dawne romantyczne czasy Don Juana i Madame Venus.
Wolałabym kochanków uciekających w księżycową noc po drabinie lub linie, aby później wziąć ślub, kochanków ściganych przez klątwę ojca, jęki matki, umoralniające komentarze wścibskich sąsiadów, niż surową odpowiedzialność, dobroć i przyzwoitość odmierzane przez ustalone miary. Jeśli miłość nie wie jak dawać i brać bez ograniczeń, nie jest miłością, ale transakcją handlową.
Największa wada emancypacji dzisiejszego dnia leży w jej sztucznej sztywności i ciasnych przyzwoitościach, które produkują pustkę w duszy kobiety, nie pozwalając jej pić ze źródeł fontanny życia. Sądzę, że ciągle głębszy i trwalszy jest związek między staroświecką matką, gospodynią domową, a jej córką, której szczęścia i komfortu chce strzec, niż między tą ostatnią, a jej siostrą emancypantką. Adeptki prostej i czystej emancypacji nazwały mnie poganką. Ślepy zapał nie pozwala im dostrzec, że moje porównanie między starymi i młodymi, pokazuje tylko, że spora część naszych babć miała więcej krwi w swych żyłach, dużo więcej humoru i dowcipu, i rzecz jasna więcej naturalności i niewymuszonej prostoty niż większość naszych szalenie emancypowanych kobiet, które zapełniają koledże, sale naukowe i różnorakie biura. To nie oznacza, że życzę sobie powrotu do przeszłości, ani też skazania kobiety na jej dawną domenę, czyli kuchnię i kołyskę.
Wybawienie leży w energicznym pochodzie ku jaśniejszej przyszłości. Potrzebujemy nieograniczonego rozwoju sięgającego daleko poza stare tradycje i nawyki. Ruch kobiecego wyzwolenia zrobił tylko pierwszy krok w tym kierunku. Jest nadzieja, że zdoła zgromadzić siły do uczynienia następnego. Prawo do głosowania i równe prawa cywilne mogą być dobre na początek, ale prawdziwa emancypacja, nie zaczyna się dzięki prawu wyborczemu, ani też przez sukcesy w salach sądowych, zaczyna się w kobiecej duszy. Historia uczy nas, że każda prześladowana klasa zyskała prawdziwe wyzwolenie spod władzy swych panów poprzez własne wysiłki i dokonania. Niezbędne jest, aby kobieta skorzystała z tej lekcji i pojęła, że jej wolność wzrośnie o tyle o ile wzrośnie jej władza nad własnym ciałem i umysłem. Stąd, daleko bardziej ważne jest aby już na początku wewnętrznej odnowy, uwolnić się od ciężaru uprzedzeń, tradycji, zwyczajów. Zapotrzebowanie na równe prawa w każdym przejawie życia jest sprawiedliwe i uczciwe, ale mimo wszystko najważniejsze jest prawo do miłości i bycia kochaną. Jeśli stronnicza emancypacja ma się stać naprawdę całkowitą i prawdziwą, to będzie musiała pozbyć się groteskowej opinii, że samo bycie kochaną, kochanką lub matką, jest tożsame z istotą niewolnictwa lub podporządkowania. Będzie musiała rozstać się z absurdalną opinią o dualizmie płci, według której mężczyzna i kobieta reprezentują dwa antagonistyczne światy.
Nieważne podziały. Pozwólmy sobie na życie w zgodzie. Nie traćmy z oczu tego co najważniejsze z powodu masy trzeciorzędnych drobiazgów, które mogą postawić nas w roli wrogich stron. Prawdziwa koncepcja relacji płci odrzuci podział na zdobywców i pokonanych, i nie będzie przeszkadzała w bezgranicznym ofiarowaniu samej siebie, aby się później odnaleźć, ale już wzbogaconą, lepszą.
Tylko to może wypełnić pustkę i przekształcić tragedię kobiecej emancypacji w źródło radości, w nieskrępowaną radość.