Jak pieniądze z grantów korumpują aktywistów
Często wśród aktywistów słyszymy hasło: „Co nam szkodzi wziąć pieniądze od Unii Europejskiej?”. Unia Europejska i jej niezliczone agencje zdają się tylko czekać, aż ktoś zechce od nich wziąć pieniądze na działalność. Nie ważne przy tym zdaje się, jak zostaną spożytkowane środki. Wystarczy napisać dobry projekt, a i tak nie będzie to miało wpływu na działalność. Dzięki temu, wzrosną jedynie szanse na zrealizowanie planów, które inaczej nie byłyby możliwe.
Czyżby?
Co by nie sądzić o poziomie inteligencji urzędników z Brukseli i ich licznych reprezentantów, nie da się jednak stwierdzić, że działaniom biurokracji brakuje pewnej wewnętrznej logiki. Skuteczność wszelkich działań podejmowanych przez biurokrację jest mierzona według wskaźników dostępnych urzędnikom, a więc przed wszystkim za pomocą raportów i materiałów tworzonych przez sponsorowane organizacje. Sukces jest mierzony stopniem zgodności przekazu ideowego odbiorców grantów z oficjalną linią programową, która w danym momencie jest uznawana przez kręgi władzy w Komisji Europejskiej i Parlamencie Europejskim.
I znów: wydawałoby się, że wszystko jest w porządku: przecież instytucje europejskie zdają się promować walkę z rasizmem, ksenofobią, są po stronie mniejszości seksualnych i wspierają walkę o zachowanie przyrody. Tak przynajmniej wynika z ich deklaracji. Jednak, gdy przyjrzeć się sprawie bliżej, taki pogląd nie daje się już utrzymać.
Walka o otwartość społeczeństwa, brak dyskryminacji i poszanowanie przyrody, którą Unia wypisuje sobie na sztandarach nie daje się pogodzić z ponurą rzeczywistością dyskryminacji imigrantów i dewastacji przyrody. Pięknie brzmiące hasła znajdują zastosowanie jedynie wtedy, gdy chodzi o zrealizowanie celów politycznych. Otwartość na inicjatywy społeczne ograniczona jest tylko dla tych, którzy na wstępie zaznaczą swoją całkowitą uległość wobec zasad rządzących aparatem politycznym Unii.
Weźmy kilka przykładów politycznych działań Unii, które przez niektórych są traktowane jako dowody na ideowość tej organizacji.
W lutym 2000 roku miało miejsce wydarzenie bez precedensu. Unia Europejska nałożyła sankcje dyplomatyczne na państwo członkowskie. 14 krajów Unii w ten sposób zareagowało na wejście do rządu Jorga Haidera i jego skrajnie prawicowej partii. W ramach sankcji ogłoszono zawieszenie wszelkich spotkań na poziomie między-rządowym i zablokowano kandydatury Austriaków na stanowiska w urzędach wspólnoty.
Szum medialny wokół tego wydarzenia zdawał się sugerować, że Zjednoczona Europa na poważnie zaczęła traktować zagrożenie rasizmem i nacjonalizmem. Jednak gdy szum ucichł, nieco ponad pół roku później, sankcje zostały całkowicie zniesione. To wydarzenie nie uzyskało już rozgłosu. Czy w tak krótkim czasie stało się coś, co wskazywałoby na rozwiązanie problemu rasizmu w kręgach rządowych Austrii? Czy grupa „trzech mądrych ludzi” posłanych do Austrii – byłego prezydenta Finlandii Martwi Ahtisaari’ego, byłego ministra spraw zagranicznych Hiszpanii Marcelino Oreja i niemieckiego eksperta w dziedzinie prawa międzynarodowego Jochena Froweina – odkryła cudowny sposób zlikwidowania rasizmu, ku chwale Unii?
Bynajmniej. Zamiast tego, grupka „mędrców” wyprodukowała dokument, z którego wynikało, że wprowadzenie sankcji spowodowało jedynie wzrost postaw nacjonalistycznych i że dalsze utrzymywanie sankcji będzie kontr-produktywne. Wystarczała drobna roszada na stanowiskach ministerialnych i usunięcie się w cień samego Haidera, by ministrowie nacjonalistycznej szowinistycznej partii mogli spokojnie wrócić do pełnienia honorów członków rządu. Raport ekspertów Unii posunął się nawet do tak skrajnego zaprzeczenia wcześniejszym orzeczeniom, by nazwać Austrię krajem, w którym prawa mniejszości są szanowane bardziej, niż w innych krajach Europejskich.
Wszystko okazało się tylko grą teatralną, w której wykreowano wroga, by pokazać austriackim politykom ich miejsce w szeregu. Fakt faszystowskich skłonności Haidera nie miał tu większego znaczenia: urzędnicy Unii byli gotowi wycierać sobie gębę najbardziej obłudnymi frazesami i uznać za przyjaciela praw człowieka każdego, kto nie będzie kwestionował ich władzy.
Innym przykładem obłudy instytucji unijnych i dowodem na gołosłowność haseł o poszanowaniu równości i walce z rasizmem jest fakt finansowania z kasy publicznej ugrupowań jawnie faszystowskich w Parlamencie Europejskim. Koło parlamentarne „Europy Ojczyzn” ma w swoim składzie tak nieapetyczne postaci, jak Cornelius Vadim Tudor – znany z deklaracji o chęci stworzenia obozów koncentracyjnych dla Cyganów, Maciej Giertych – znany neandertalczyk którego nie trzeba przedstawiać, Dimitar Stoyanov – bułgarski parlamentarzysta walczący ze „spiskiem żydowskim” i inni luminarze myśli kloacznej, tacy jak Umberto Bossi, Jean Marie LePen i Bruno Gollnisch.
Grupa tych faszystowskich parlamentarzystów może liczyć na fundusze unijne w wysokości ponad 1 miliona Euro rocznie i korzystać ze wszelkich udogodnień dostępnych dla grup parlamentarnych.
Przejdźmy teraz do ekologii – jakże modnego tematu wśród wszelkich Eurofilów. Według obiegowej opinii rozpowszechnianej przez uległe wobec Unii organizacje (cóż się dziwić, skoro są one uzależnione od funduszy unijnych), fundusze strukturalne Unii są tak skonstruowane, by sprzyjać rozwojowi gospodarczemu jednocześnie chroniąc środowisko.
Spójrzmy na osiągnięcia nowych i starych państw Unii w zakresie transportu ekologicznego, jakim jest kolej. W państwach piętnastki sprzed rozszerzenia transport kolejowy stanowił jedynie 15% całości transportu towarów. Dla porównania na Łotwie 72%, w Polsce 38%. Oczywiście obecnie ten stosunek ulega zmianie, w wyniku napływu znaczących funduszów strukturalnych skierowanych na rozwój transportu drogowego – który owszem nakręca koniunkturę dla koncernów naftowych, ale nie jest szczególnie bezpieczny, ani przyjazny dla zdrowia i środowiska. W latach 2000-2006 aż 50% inwestycji finansowanych z funduszów strukturalnych na rozwój infrastruktury transportowej zostało przeznaczonych na rozwój sieci autostrad, służących w przeważającej części Tirom. Jedynie 29% środków zostało przeznaczonych na rozwój kolei.
Wiele studiów pokazało, że przekonanie o przyczynianiu się autostrad do rozwoju gospodarczego jest mitem. Wszelkie statystyki nie uwzględniają kosztów transportu takich, jak wypadki, uszczerbek na zdrowiu i zmiany klimatyczne, których koszty są szacowane na 8% PKB krajów Unii. W latach 90’tych w całej Europie Wschodniej obcięto fundusze na rozwój transportu publicznego. W Budapeszcie dotacje do najbardziej przyjaznej dla środowiska komunikacji zbiorowej ograniczono o dwie trzecie w okresie od 1990 do 2000 r. Zły stan taboru i wysokie ceny biletów spowodowały wzrost użycia samochodów, co napędza błędne koło nieracjonalnej gospodarki transportowej. Brak inwestycji w takie środki lokomocji, jak metro i w infrastrukturę dla rowerzystów spowodował, że np. w Czechach i Słowenii liczba samochodów na osobę jest już wyższa niż np. w Danii.
Ponad 20 miliardów Euro jest przeznaczone na budowę sieci dróg Trans Europejskich w latach 2007-2013. Fundusze będą pochodzić z budżetu Unii oraz z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Sposób wybierania priorytetów polityki transportowej jest procesem całkowicie zamkniętym dla opinii publicznej.
Trendy lansowane w UE sprzyjają również większemu zaśmieceniu środowiska i nie służą rozwojowi recyklingu. Średni poziom produkcji śmieci na osobę w krajach 15’tki wynosił 580 KG na rok. W Polsce jedynie 250 KG na osobę na rok.
Wraz z promocją konsumpcyjnego stylu życia rośnie też ilość produkowanych śmieci. Co gorsza, fundusze unijne są przyznawane głównie na budowę spalarni śmieci i wysypisk, które nie dość, że są bardziej szkodliwe dla środowiska niż różne metody recyklingu, ale również nie tworzą tylu miejsc pracy. W latach 2007-2013 planuje się budowę przerośniętych spalarni śmieci w całej Unii. Efektem może być dalsze zwiększenie produkcji śmieci i dalszy brak dbałości o segregację odpadów, która rzekomo ma być jednym z elementów „czystego” wizerunku Unii. Niestety tylko na folderach reklamowych. W prawdziwym świecie, mamy do czynienia z kolejnymi inwestycjami w spalarnie w Krakowie, w Opatovicach w Czechach, w Banskiej Bystricy na Słowacji, w Varpalota nad Balatonem na Węgrzech. Wbrew hasłom reklamowym propagowanym na imprezach unijnych i na pięknych folderach drukowanych na papierze kredowym, pieniądze Unii niszczą szanse zaistnienia prawdziwego recyklingu na szeroką skalę.
Fundusze na „walkę ze zmianami klimatycznymi” okazały się kompletną klapą. Cztery kraje, które otrzymały najwięcej pieniędzy z funduszów odnotowały największy wzrost emisji gazów cieplarnianych w całej Unii Europejskiej.
Katastrofalnego projekt uregulowania rzeki Ebro w Hiszpanii, wedle którego planowano zbudowanie ponad 100 tam, sieci kanałów i rezerwuarów, które miały przenosić setki tysięcy metrów sześciennych wody rocznie i który zagrażał niezliczonym ekosystemom i tradycyjnym społecznościom nie ujrzał światła dziennego. Nie stało się tak jednak dzięki biurokratom unijnym, którzy planowali przekazać na budowę dziesiątki miliardów euro, w tym znaczną część bezpośrednio z kieszeni podatników w Hiszpanii. Projekt nie został zatrzymany przez ekologów w garniturach przestrzegających zasad „Natura 2000”, ale przez masowe demonstracje, które trwały przez 4 lata i w których łącznie uczestniczyło nawet do miliona osób. Dopiero pod naciskiem nieustępliwych demonstracji, urzędnicy wycofali się z niepopularnej inwestycji.
Takich demonstracji nie urządzają posłuszni działacze pozarządowi sponsorowani przez instytucje unijne. Nie robią tego, gdyż już zbytnio przyzwyczaili się do łatwego życia urzędników na garnuszku najbardziej skostniałej biurokracji świata. Zamiast działań, wystarczą im raporty i propozycje projektów.
Unijna machina wytwarzająca konsensus potrafi zamienić wszelkie ruchy kontestacji w posłuszne narzędzie wspierania łańcucha władzy i ścisłej hierarchii w armii urzędników. Każdy z nas może zająć swoje miejsce w tej hierarchii i w przyszłości zniewalać innych wmawiając im, że to dobre dla środowiska i społeczeństwa. Każdy człowiek autentycznie dbający o prawa kobiet, imigrantów i o środowisko łatwo może się dać wciągnąć w mechanizm obłudnego zakłamywania rzeczywistości.
Wystarczy tylko zacząć. Wystarczy otrzymać swój pierwszy grant.