Katolicka cenzura
Premier Bawarii Edmund Stroiber domaga się zaostrzenia kar za tak zwane bluźnierstwo. Proponuje by każdy kto depcze uczucia religijne był karany, nawet do trzech lat wiezienia. Teraz, według Stroiberga, prawo jest nieskuteczne, bo przewiduje kary tylko wtedy, gdy zagrożony jest porządek publiczny.
Próby prawne, których rzecznikiem jest miedzy innymi Stroiber, mają na celu tabuizacje religii, zarzucenie na niej parasola ochronnego przez państwo z jego instytucjami represyjnymi, jak tez monopolizacja symboli kulturowych przez zorganizowane legalne sekty. To jawna próba zamykania ust ateistom, artystom i wolnomyślicielom.
Bardzo arbitralne jest to, co obraża uczucia religijne a co nie. Głupca obraża każda krytyka – a tacy się niestety zdarzają – i wśród sędziów jak i wśród wierzących. Mieliśmy już liczne afery w Polsce, gdy za artystyczne wykorzystanie symboli grożono sprawami sądowymi artystom, musieli ściągać wystawy, liczne afery kinowe i tego typu sprawy… Inteligenckie pismo Bez Dogmatu zaś oskarżane było o ‘mowę nienawiści’.
Prawne próby ochrony dobrego samopoczucie wierzących, sprawiają, że nie można o religii dyskutować – a co dopiero o instytucjach religijnych.
Jako reformista stwierdzam, że to czy ktoś został czy nie został obrażony, powinno być poza gestią prawa. Przecież jak ktoś nas obraża to z nim nie gadamy, nie spotykamy się i tyle. Czasem odszczekniemy się. Nikomu życia nie odbiera. No i jest bardzo rozwodnione, zaś Państwu i Kościołowi daje kolejną pałkę do bicia ‘niewiernych’.
Niestety takie rozwiązanie pewnie nie spodobało by się religijnym fundamentalistom. Wiadomo, prawo zawsze realizuje interesy jakiś grup, wspiera dominacje pewnych uprzywilejowanych klas. By zrezygnowali z potężnego oręża prawnego, potrzebny byłby bardzo silny ruch społeczny. O ile wcześniej nie pozamykali by wszystkich za obrazę uczuć religijnych.