Krytyka liberalnego podejścia do zmian klimatycznych
Wczoraj odbyła się demonstracja "Klimat - teraz" w Poznaniu, w trakcie której można było słyszeć i czytać opinie i stanowiska różnych grup pozarządowych, partyjnych i parapartyjnych - od Zielonych 2004 do Greenpeace. Tak jak na prawie wszystkich imprezach nazwanych "alterglobalistycznymi" przez media, przekaz nie mógł być dość precyzyjny w odniesieniu do konkretnych postulatów protestujących, ponieważ te postulaty były różne. Ale opinie Zielonych 2004 i Greenpeace zdominowały przekaz medialny, który trafił do publiczności. Także na demonstracji kolportowano w dużych ilościach specjalnie wydaną gazetę o nazwie "Wiadomości Klimatycznie".
Niektórzy anarchiści, m.in. ja osobiście, mają bardzo podobne podejście do rozwoju i użycia alternatywnych i odnawialnych źródeł energii, jak członkowie partii Zielonych 2004, jednak różnimy się bardzo co do metody wprowadzania tych zmian, oraz co do oceny działań polityków w tym kierunku.
W gazecie Zielonych można przeczytać, że nowa międzynarodowa dyplomacja jest potrzebna. Także możemy czytać o próbie przekonania Donalda Tuska, że energia odnawialna jest potrzebna, a nawet bardziej opłacalna i o tym, jak Barack Obama (widocznie lubiany przez wielu uczestników demonstracji) "zapowiada zielone odrodzenie gospodarcze USA".
Podejście i strategia Zielonych, naturalne dla partii, (szczególnie takich jak Zieloni 2004, którzy nie mają reprezentacji w polskim sejmie, ale mają związki z zielonymi politykami w innych krajach i instytucjach europejskich) jest przedstawianie się jako odpowiedzialnego i konstruktywnego partnera dla rządów i polityków, gotowego do współpracy i wsparcie tych, którzy chcą rozwiązać te problemy i wprowadzić proekologicznie zmiany.
Część problemu oczywiście polega na koncepcji, jak najlepiej wprowadzić zmiany - przez lobbowanie, czy przez akcje bezpośrednie i ewentualne zmiany całego systemu społecznego. Podejście takich grup, jak Zieloni jednak opiera się trochę na błędnym przekonaniu, że liberalni politycy nie są zależni od systemu, który osiąga zyski dzięki degradacji środowiska, czy mają bardzo dużo "dobrej woli" i wystarczy po prostu dać im więcej argumentów, które mają niby "przekazać" kapitalistom, aby przeforsować zmiany. Przewodniczący Szwed, który także jest ekonomistą, próbuje przekonać polityków skrajnie neoliberalnych, że proekologiczna polityka ma sens z punktu widzenia ekonomicznego.
Faktycznie, nawet krwawi kapitaliści z firmy Shell, znani z zabójstwa ludzi walczących z nieekologicznymi i bardzo szkodliwymi dla społeczeństwa praktykami tej firmy w Nigerii, znani z wielu projektów nieekologicznych realizowanych wbrew lokalnym społecznościom mogą uznać, że skoro faktem jest, że źródła energii nieodnawialnych kiedyś się wyczerpią, lepiej teraz inwestować w zieloną technologię. Firma już od lat chwali się swoim proekologicznym podejściem. Ale nawet gdyby takie firmy stały się całkowicie "proekologiczne", to tylko rozwiąże część problemu. Nadal pozostanie firma gotowa na wszystko w imieniu zysku.
Tak więc, żadne to dla nas zwycięstwo, jeśli rządy i firmy będą trochę bardziej proekologiczne - wszystkie inne problemy nadal pozostaną, niektórymi liberałowie nie martwią się w ogóle, a o innych myślą, że w końcu znikną dzięki lobbowaniu i zaangażowaniu w politykę. Oto właśnie esencja reformizmu - skoncentrować energię na reformie pojedynczych problemów poprzez system, który je wytwarza. Wszyscy zwolennicy reformizmu uważają, że takie podejście jest sensowne, bo jest "realnie do osiągnięcia".
Jednak doświadczenie pokazuje, jak wiele razy takie podejście po prostu utrwalało problemy. Ile razy było tak, że lobbując za zmianami w jednej dziedzinie, tworzy się problemy w innych, ponieważ nikt do dotarł do źródeł problemu.
Na przykład możemy zobaczyć co będzie się teraz działo z polityką energetyczną. Obecnie Greenpeace prowadzi kampanie przeciwko przemysłowi węglowemu na całym świecie. Organizacja ta chce zamknąć kopalnie. Uczestniczę od kilku tygodni w dyskusji z anarchistami z różnych krajów na ten temat i są bardzo ciekawe strony tej kampanii. Z jednej strony, niektóre grupy Greenpeace mówią o tym, co ma się stać z górnikami, jak tworzyć nowe miejsca pracy itd, a niektórzy całkiem ignorują problem, jakby nie istniał lub był drugorzędny wobec zagadnień ekologicznych. A z drugiej strony, niektórzy anarchiści może nawet zgadzają się z tym, ale widzą, że nadal jest problem fizycznego przetrwania w systemie przemysłowo-kapitalistycznym, gdzie ludzie są uzależnieni od najemnej pracy, choć ta praca sama w sobie może być szkodliwa dla społeczeństwa. Inni komentowali, że lobby atomowe zyska dzięki tej kampanii.
I to jest warte przemyślenia. Greenpeace jest przeciwne energii atomowej, ale najprawdopodobniej lobby atomowe może zakulisowo lobbować przeciw technologiom węglowym, aby zmusić rządy do przyjęcia energii atomowej. Mam takie poczucie, że jeśli pozwolimy rządom decydować, to pewnie pod pozorem "ustąpienia pod presją społeczeństwa" mogą uzasadnić wprowadzenie energii atomowej w Polsce. Takie manipulacje rządów zdarzają się dość często. Nie możemy mieć iluzji co do dobrej woli rządów. Dobrej woli nie mają. Działają w interesie najsilniejszych i najbogatszych i tylko ich.
Konkretny przykład iluzji kreowanej przez reformistyczne elity liberalne jest mitologia wokół Baracka Obamy. W czasie demonstracji w Poznaniu, dostałam gazetę od Zielonych chwalącą Obamę oraz spotkałam młodych Amerykanów, m.in z organizacji Greenpeace. Greenpeace to taka organizacja, która przyciąga wielu młodych ludzi, którzy chcą uczestniczyć w akcjach bezpośrednich, po tym jak dowidzieli się o takich akcjach w telewizji czy w gazetach. Po jakimś czasie działania w takich organizacji jak Greenpeace, niektórzy działacze zmieniają zdanie: niektórzy ostro się deradykalizują, a niektórzy dowiadują się o bardziej radykalnych grupach ekologicznych, których jest już sporo i przechodzą do nich. Więc postanowiłam trochę pogadać z tymi młodymi aktywistami, rozdając ulotki o radykalnej treści, krytykując rządy i kapitalizm, podając adresy do innych organizacji, np. do Rising Tide. To wtedy akurat spotkałam kilku ludzi z pro-Obamowskimi naklejkami.
Tłumaczyłam pokrótce jakie problemy są z Obamą. Pytałam ich czy nie denerwują się tym, że np. Obama próbował przedstawić się jako kandydat antywojenny, kiedy nawet podczas debat mówił, że chciał zintensyfikować operację w Afganistanie. I że sekretarz obrony Robert Gates pozostaje na miejscu, a Obama wyznaczył kilku ostrych i skorumpowanych neoliberałów. Młodzi Amerykanie, którzy prawdopodobnie jeszcze byli studentami, widocznie nie bardzo wiedzieli kim jest np. Lawrence Summers czy Robert Gates, nie bardzo rozumieli szczegóły, więc rekomendowałam miejsca gdzie mogli uzyskać informacje. Ale widać jak bardzo oni chcieli wierzyć w obietnice nowego prezydenta, ile nadziei mieli, że je spełni i przeprowadzi zmiany proekologiczne.
Młodym tłumaczyłam, że takie decyzje nawet nie leżą w kompetencjach prezydenta. Zmiany idą przez Kongres, a kongresmeni, przede wszystkim, są bogaci i stanowią władzę ustawodawczą ponieważ byli sponsorowani przez bogatych i działają w ich interesie. Lobby naftowe w Stanach od wielu lat kontroluje politykę Stanów w wielu aspektach i ludzie nie są w stanie tego zmienić. A jeśli próbują, to albo dlatego, że jest inne, potężne, konkurencyjne lobby, albo dlatego, że są idealistami. Ale idealiście nie przetrwają długo w Waszyngtonie. Jeśli przypadkiem staną się realnym zagrożeniem, będą "do likwidacji".
Może pomyślą o tych słowach a może nie. Jasne, że ludzie stawiają wszystkie nadzieje na puste obietnice polityków, bo od dawna większość społeczeństwa nie ma nadziei, że zmiany da się osiągnąć od dołu.
Co do Obamy, chyba kiedyś był idealistą i naprawdę wierzył, że świat da się zmienić, ale dawno temu postanowił działać nie tylko w ramach systemu, ale także zamknąć oczy na pewne rzeczy aby "coś osiągnąć". Wiem to, ponieważ pamiętam go z kilku spotkań dawno temu w moich czasach studenckich. Kiedyś sama myślałam, że praca w organizacji pozarządowej może mieć sens, więc pracowałam w jednej organizacji Ralpha Nadera. Dużo zobaczyłam o tym, co się dzieje wokół mnie i wraz z kilkoma innymi pracownikami zrezygnowaliśmy z pracy. (Inni anarchiści powiedzieli mi na to: a czego się spodziewałaś?) Nowi ludzie zostali zatrudnieni w tej organizacji, m.in. Obama.
Działałam wtedy w radykalnej grupie studenckiej. Pewnego dnia, dowiedzieliśmy się o małej korupcji na uniwersytecie związanej akurat z tą organizacją pozarządową. Uniwersytet oraz Nader chcieli od razu uniknąć skandalu, ale sam Nader nie chciał pojawić się przed radykalnymi studentami, więc wysłał Obamę, który pewnie miał nadzieję, że jako młody i sympatyczny liberał będzie bardziej przekonujący dla nas. Gadaliśmy i po czasie nawet byliśmy pewni, że Obama rozumiał, że coś jest nie tak, jednak po prostu mówił coś w rodzaju - OK, ale te pieniądze pójdą na dobry cel. To może być przekonujący argument dla ludzi, którzy nie pracowali kiedyś w tej organizacji pozarządowej i nie widzieli na własne oczy, jak są naprawdę wydawane te ogromne pieniądze. W końcu studenci postanowili wyrzucić Obamę ze spotkania.
I tak przepuszczam, że zaczęła się kariera Baracka Obamy, który kiedyś pewnie marzył o budowaniu "sprawiedliwości społecznej" poprzez oddolne działania. Przepuszczam, że widział siebie jako "pragmatyka", który dał się przekonać, że czasami warto dogadać się z bogatymi, z politykami itd. aby osiągnąć cel. Przepuszczam, że zrezygnował z wielu bardziej prospołecznych pozycji, aby być "do akceptowania" dla tych typów, przypuszczam, że zamknął oczy na wiele rzeczy, aby zachować pozycję lub uzyskać wsparcie i przypuszczam, że jest on obecnie dłużnikiem wielu bogatych i wielu polityków. On musiał ustawić się w centrum, aby dostać wybrany w wyborach. I cały czas może nawet próbuje przekonać sobie że nadal może coś zmienić. Patrząc na jego gabinet, mogę ocenić, że to będzie znowu to samo, a doszło do kolejnego oszustwa. (Osobiście nie miałam złudzeń, że będzie inaczej.)
Postawienie na zmiany poprzez system, to także realne zagrożenie dla tych młodych polityków, którzy chcą robić karierę. Prędzej system ich zmieni, niż oni będą w stanie zmienić system.
Jako anarchiści, uważamy, że jest wiele do zrobienia i wiele rzeczy, które ludzie mogą zrobić. W zasadzie, każdy z nas jako osoba indywidualna może coś zrobić aby mieszkać bardziej ekologiczne. Możemy zużywać mniej energii, możemy jeździć rowerem, czy komunikacją publiczną, możemy mniej konsumować niepotrzebnych rzeczy, robić recykling itd. W tym akurat zgadzamy się z innymi grupami proekologicznymi. Ale wiele więcej zmian jest potrzebnych, a tu raczej te organizacje liberalne uważają, że trzeba pracować w ramach systemu aby coś zmienić. My uważamy, że praca w ramach systemu to wielka ściema, która deradykalizuje ludzi i prowadzi donikąd. Zamiast pracy w ramach systemu, trzeba ten system zburzyć i zbudować coś zupełnie nowego w jego miejsce.