Lech L. Przychodzki: Człowiek jako… człowiek (Dwie legendy – dwie dynamiki)

Kultura | Publicystyka | Recenzje

Antoni „Pacuk” Radczenko podjął się był zadania niełatwego. W ciągu kilkunastu zaledwie minut „opowiedzieć” widzom losy dwu legend polskiej kontrkultury, opowiedzieć głównie poprzez wypowiedzi bohaterów dokumentu i przebitkowe zdjęcia ich dorobku – takiego zadania winien się podjąć raczej dokumentalista ze sporym doświadczeniem zawodowym, nie – reżyser, stojący u początku swej twórczej drogi. A jednak…

Przyznam, bałem się o rezultat zestawienia postaci obu Krzysztofów: Skaina May’a i Lewandowskiego. Niekiedy trudno bywa, wobec wielości działań bohaterów, pól, gdzie czują się swobodnie i „w domu” – uchwycić cechy charakterystyczne, właściwe jednemu tylko człowiekowi. Radczenko wspólną, filmową ścieżką, poprowadził dwu ludzi. Każdego z ogromnym już bagażem wzlotów i upadków, dorobkiem i… charakterem.

Skaina reżyser miał okazję poznać podczas obchodów X-lecia „Innego Świata”, na mieleckiej Wyspie Wolności. Razem nas zresztą wówczas zatrzymała tubylcza policja, mniemając, iż zwinięte w wielki rulon sztandary May’a, zajmujące sporą przestrzeń w aucie barda dwu kultur – Ryśka Borkowskiego, to… lufa ukradzionego gdzieś działa, tylko dla niepoznaki okręcona w „sztukę”. Krzyśka Lewandowskiego napotkał na swej drodze znacznie bardziej kameralnie i nieco później.

Antoni Radczenko w Polsce czuje się niemal jak w Wilnie. Tu studiował, tu współpracuje jako ceniony autor z kilku offowymi redakcjami. Zna wiele osobistości polskiej kultury (wszak kontrkultura i „robotnicy sztuki”- że użyję terminu twórcy Galerii EL, Gerarda Kwiatkowskiego [Jürgena Bluma] - z lat 70. I 80. XX w. choć nie rozpieszczani medialnie, dawno już weszli w obieg kultury dla Polski reprezentatywnej), należąc też do osób nad Wisłą „rozpoznawalnych”.

Przygotowując się do nakręcenia dokumentu o Skainie May’u: scenografie teatralnym, malarzu, grafiku, happenerze, poecie ska – „Pacuk” doszedł do wniosku, iż poprzez wybór bohatera dobrze byłoby powiedzieć coś więcej o środowisku anarchizującej (z definicji) kontrkultury. Tej dawnej i tej dzisiejszej, albowiem May po 30 latach kulturalnych „praktyk” nie zamierza składać broni; jest wciąż obecny, współpracując z coraz młodszymi rocznikami zbuntowanych, z którymi nadal potrafi znaleźć wspólny język. Dla większej wiarygodności przekazu odwołał się jeszcze do postaci zamieszkałego od lat w Warszawie łodzianina – Krzyśka Lewandowskiego, niegdyś muzyka grupy „Osjan”, potem wydawcy („Pusty Obłok”, pismo „Alter”), neoekonomisty (wykładającego w Utrechcie, gdyż polskie uczyliszcza wciąż hołdują „klasykom” spod znaku Balcerowicza), obrońcy naturalnego środowiska i społecznika (Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów - http://regiopolis.home.pl/wsl/).

Obaj współpracowali z „Ulicą Wszystkich Świętych” (Lewandowski nadal pisze i tłumaczy na jej potrzeby), która niejako pozwoliła im poznać się osobiście. Obaj mieszkają w stolicy, tocząc te same wojny z biurokratami i starając się NIE uczestniczyć w środowiskowych piekiełkach, boć to pewnego typu ludziom zwyczajnie nie przystoi. Zwłaszcza ludziom, zafrapowanym myślą Dalekiego Wschodu, szczególnie zaś buddyzmem zen. (Szkoda, iż tuż przed rozpoczęciem pracy nad filmem zmarł nagle w Sandomierzu Piotrek Madej, poeta i tłumacz literatury amerykańskiej, w uznaniu prawd zen bliski obydwu Krzyśkom, a w kontrkulturze – ich pośredni i bezpośredni „uczeń”. Obecność Piotra na planie mogłaby sporo wnieść, choć pewnie skomplikowałaby i tak trudny scenariusz).

„Gdy go za długo nie ma (…) to czujemy, że go za długo nie ma” – powiada o wizytach Skaina w swoim domu Krzysztof Lewandowski. Znacznie wcześniej od niego poznała May’a Elżbieta Wilczyńska-Lewandowska, żona neoekonomisty. O spotkaniu w „Fugazi” opowiada z uśmiechem, gdyż Radczenko pozwala jej zaistnieć przed kamerą. Widzowi pozostanie pewnie w pamięci obraz Eli, puszczającej nad ul. Noakowskiego piękne, mydlane bańki, niczym tajemnicze orbsy z cyfrowych fotografii unoszące się w przestrzeni. Przestrzeni, która jednych dzieli, innych łączy. Lewandowskiego i May’a, powiedzmy, SPOTYKA…

Startowali z różnych całkiem punktów. Lewandowski: „Moi rodzice są zaprzeczeniem kontrkultury…”. Skain: „Mój ojciec był bikiniarzem na Pradze (…), po nim odziedziczyłem ciągoty jakieś nie-socjalistyczne (…). Postawa niezgody na wszystko, co oficjalne, to pewnie po ojcu”.

W połowie lat 70. tych los skierował ich ku buddyzmowi, wyciszył politycznie – ale też zaoferował nowe, nieznane wcześniej przestrzenie wolności. Przede wszystkim w muzyce. „Medytacja wspiera ciszę (…) a muzyka wyrasta z ciszy” – stwierdza Lewandowski. „Już w podstawówce wiedziałem, że Modigliani jest moim mistrzem, tylko się nie wziąłem za wódę, tak jak on…” – dopowiada May. Wziął się, owszem, za wschodnie sztuki walki, naukę japońskiego i zgłębianie prawd zen. Nie zapominając ni na chwilę, iż wychował go Grochów. Na podobnej zasadzie jestem taoistą. Tao tak, ale osadzone do bólu w polskich realiach. Wtedy zyskuje się NOWE, nie zatracając siebie.

Jako twórcy dalecy od „bycia trendy” obaj bohaterowie filmu Radczenki dostrzegli z początkiem lat 80. XX w. anarchizm, jako tło wszelkich istotniejszych wydarzeń sfery kultury. Tych znaczących, nieobecnych w mass-mediach schyłkowego socjalizmu lub źle przez nie postrzeganych. Postawa otwarcia na innych należy do najcenniejszych cech Lewandowskiego i Skaina, ukazanych przez dokumentalistę. A nade wszystko – zrozumienie przez nich podstawowego credo twórczości: „Świadomość steruje bytem, nie odwrotnie”, co expressis verbis artykułuje Krzysztof Lewandowski. To samo, tylko po swojemu, wraża Skain, mówiąc „Teraz mam własny buddyzm na balkonie (…). Autorytety już mi nie są potrzebne”.

Może właśnie dlatego obaj panowie wolą rozprawiać o własnym podejściu do sztuki i świata, niźli wypowiadać się „w imieniu”, co wszak uwielbiają politycy, utytułowani pracownicy wyższych uczelni i tzw. koryfeusze polskiej (i nie tylko) kultury…

Jako reżysera, Radczenkę frapuje głównie droga, jaką jego bohaterowie przebyli do dnia dzisiejszego (film powstał wiosną 2008 r.). Szuka czynników, dynamizujących ich życie, wskazując na: anarchizm, buddyzm i ludzi, jakich spotkali podczas wędrówki. Polityczna huśtawka Polski stanowi w dokumencie tylko delikatne tło, na którym rozgrywa się to, co znacznie istotniejsze – walka o wartości, jakim hołdują May i Lewandowski, odnoszone w postrzeganiu „Pacuka” do wielu ich przyjaciół, szerzej - środowiska alternatywistów i antyglobalistów, wśród których obaj są postaciami znaczącymi.

Drugi typ dynamiki filmu określa montaż Barbary Mazurek. Gadających głów w dokumencie niewiele. Krzysztofowie wędrują przez Warszawę, jej zaułki, parki, kluby i galerie. Nie znajdziecie jednak Państwo w warstwie obrazowania ani Pałacu Kultury ani szkaradnych wieżowców, którymi go otoczono. Stolica ohydnych reklam, odrapanych czynszowych kamienic ma się równie dobrze (o ile nie lepiej) od tej z prospektów dla turystów z UE. To owa „brzydsza twarz” Warszawy towarzyszy artystom w ich poszukiwaniach. Do blichtru „Złotych tarasów” – wybitnie nie pasują. Szybki montaż, połączony z konkretnymi, sentencjonalnymi niekiedy wypowiedziami Lewandowskiego i May’a jest swoistym ukazaniem przemian. Ludzi i ich sztuki.

Ludzi, którzy jak Krzysztof Lewandowski wciąż mają nadzieję, iż skostniałe struktury etatystyczne – korporacje, państwowe urzędy – przekształcą się w twory bardziej przyjazne zwykłym ludziom. Jak chińscy uczeni wywodzą powstanie ptaków z długiego procesu przemian dinozaurów, tak stołeczny neoekonomista chciałby „uskrzydlić” i „uczłowieczyć” biurokratów. Co może jednak okazać się zadaniem przerastającym czyjekolwiek siły. Urzędnicy bowiem mają się dobrze, w przeciwieństwie do tych, którym narzucają swoje widzenie świata poprzez pryzmat pieczęci i podpisów.

Ale czas ma czas. Mniej – mają go tylko ludzie.

P.S.: Z filmu emanuje coś jeszcze, coś, co określić można „wileńskim ciepłem”. Nieuchwytne to takie, ale ze wszech miar realne. Nie tylko May i Lewandowski są humanistami. Reżyser dokumentu – również.

Antoni „Pacuk” Radczenko (reż)., Coś na kształt ptaków, film. dok. produkcji AFiT, Warszawa 2008, zdjęcia Krzysztof Mocny, montaż Barbara Mazurek

Lech L. Przychodzki
Źródło: Infopolu

gdzie

gdzie tez te dobroci obaczyc mozna,he?

tradycyjnie

tradycyjnie, w youtubie mozna sobie obejrzec

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.