Narodowo-socjalistyczny pierwszy maja i jego automatyczna kserokopia
W dniu 1 maja 1933 r., Hitler ogłosił dzień Pierwszego Maja świętem pracowników. Następnego dnia, nazistowscy bojówkarze zaatakowali biura organizacji pracowniczych, skonfiskowali środki pieniężne należące do związków zawodowych, oraz dokonali masowych aresztowań działaczy walczących o prawa pracowników. Zamiast związków zawodowych, powołano Niemiecki Front Pracy, który obniżył pensje pracowników i pozbawił ich prawa do strajku. Wielcy przemysłowcy przyjęli to z dużym zadowoleniem.
W dniu 1 maja 2012 r., nasz rodzimy narodowy-socializm (w skrócie „nazi” od niemieckiego określenia „Nationalsozialistische”) śnił swoje mokre sny o potędze na ulicach Warszawy, czerpiąc pełnymi garściami z ideologii swoich historycznych protoplastów. W latach 20-tych i 30-tych, hitlerowskie bojówki SA kopiowały pomysły i taktykę lewicowego Rotfrontkämpferbund, w tym walkę strajkową. Od dekady, nacjonalistyczne bojówki kserują styl i taktykę Antify i Czarnego Bloku i przymierzają się do kopiowania walki związkowej (tylko jeszcze nie bardzo wiedzą jak się do tego zabrać). Jak to ujął jeden z użytkowników forum Stormfront, uczęszczanego przez autonomicznych nacjonalistów, „ubieranie się na czarno wygląda 100 razy lepiej niż ogolona głowa z wytatuowaną swastyką”.
Przywiązują wagę do tego, jak wyglądają na ulicy. Prezentacja uliczna ma kluczowe znaczenie. Franz Pfeffer von Salomon, rozwinął wraz Hitlerem dokładne wytyczne dotyczące sposobu prezentowania się bojowników SA w miejscach publicznych, oraz treningu, któremu powinni być poddawani. Jak pisał Hitler:
„Członkowie SA muszą być sprawni fizycznie i koncentrować się na aktywności atletycznej. Boks i jiujitsu są bardzo wskazane. Muszą od początku być wdrożeni do idei wielkiego ruchu i filozoficznej wojny na wyniszczenie Marksizmu i jego wyznawców. Będziemy działać za pomocą masowych marszów, przez zdobywanie ulic”.
Pfeffer dodał do tego własne wytyczne:
„SA ma pojawiać się w miejscach publicznych jedynie w postaci zwartej formacji. To jest najsilniejsza forma propagandy. Siła maszerujących oznacza słuszność sprawy dla której maszerują.”
Wewnętrzne sprzeczności ruchu narodowo-socjalistycznego sprzed 80 lat widoczne są również dziś. Z jednej strony, mamy frakcję Ernsta Rohma, oraz jego antykapitalistycznych bojówkarzy (na nich właśnie wzorują się dzisiejsi autonomiczni naziści) a z drugiej interesy burżuazji, której nacjonalizm musi przecież sprzyjać, by w ogóle mieć szansę zaistnieć na scenie politycznej. Symbioza może działać tylko czasowo – bojówki SA przydają się do czasu, gdy trzeba zniszczyć opozycję polityczną, niezależne związki zawodowe i organizacje polityczne, z którymi narodowym-socjalistom nie jest po drodze. Jednak później, gdy skrajni radykałowie zaczną żądać prawdziwej antykapitalistycznej rewolucji (jak Ernst Rohm i postulowana przez niego „druga rewolucja” w hitlerowskich Niemczech), trzeba ich poświęcić w celu uzyskania przychylności wielkiego przemysłu, który owszem cieszy się z fizycznej likwidacji związków zawodowych, ale ani myśli tolerować jakiejkolwiek odmiany antykapitalizmu. Taki los czeka właśnie automatyczne bydło z ruchu współczesnych nazistów, które kapitał planuje wykorzystać do niszczenia związków zawodowych, by potem zniszczyć ich samych.
Ambiwalencja w sprawach gospodarczych jest charakterystyczna dla obecnego etapu rozwoju strategii narodowo-socjalistycznej. Na tym etapie, chodzi o sprzedanie idei na tyle płytkiej i nie wgłębiającej się w szczegóły, by mogli to „kupić” zarówno zwolennicy narodowego-socjalizmu, jak i narodowego-kapitalizmu (ci od prawicowego „Dnia Gniewu” organizowanego przez gdańskiego kamienicznika Tomasza Urbasia i przedsiębiorcę Mariusza Giereja). Świetna skądinąd w swojej wypracowanej miałkości i celowej głupocie ulotka NOPu ujmuje to tak:
„Kapitalizm to socjalizm. […] W dziedzinie ekonomicznej naszym postulatem jest jak najszersze upowszechnienie własności. Socjalizm i kapitalizm to dwie strony tej samej monety – materializmu. […] Odrzucamy socjalizm i kapitalizm. Opowiadamy się za wolnością ekonomiczną wolnych ludzi.”
Dla szarego Kowalskiego brzmi to dobrze, choć nie oznacza zupełnie nic. No bo od przyjęcia idealistycznego punktu widzenia, do przemian w strukturze własności jest przepaść, którą nie wiadomo za bardzo jak pokonać. Czy fizyczne atakowanie konsumpcyjnie nastawionej młodzieży spowoduje zmniejszenie koncentracji własności w wąskim kręgu elit? Ludzi na ulicy atakować jest łatwo, ale elity pozostaną nawet nie draśnięte. Jeśli narodowy-socjalizm dojdzie kiedyś znów do władzy, to tylko z poparciem wielkiego kapitału, za pieniądze nowych Thyssenów i Kruppów, a nie wbrew nim. Tak jak w 1933 r. Póki co, jednak można stosować popularny zwrot „uwłaszczenie społeczeństwa”, bo pozostawia on w domyśle, czy chodzi o własność zwykłego pracownika, czy też wielkiego przedsiębiorcy. Spodoba się więc i jednym i drugim. A to jest na tym etapie korzystne. Później i tak zwykły pracownik – nie mając już obrony związków zawodowych i organizacji pracowniczych zniszczonych przez „solidarystyczną” ideologię, będzie już zdany na łaskę i niełaskę przedsiębiorców.
Jak to ujął wspomniany wcześniej Franz Pfeffer:
„Członkowie partii są agitatorami, ich zadaniem jest oświecenie przeciwnika, debatowanie z nim, zrozumienie jego poglądów i do pewnego stopnia utożsamienie się z nimi. Ale to jest potrzebne tylko do pewnego momentu. Wtedy na scenę wkracza SA i na tym zabawa się kończy. Oni biorą wszystko, albo nic. Znają tylko jedno hasło: „zabić na śmierć”.
Cytaty zaczerpnięte z artykułu: http://www.ourcivilisation.com/smartboard/shop/festjc/chap11.htm
https://cia.media.pl/jeden_wielki_neofaszystowski_szwindel_polscy_narodow...