Problem kapitalizmu na scenie alternatywnej

Publicystyka | Zwolnienia

Aktualizacja: Ponieważ dyskusja robi się już mało czytelna zamieszczam bezpośredniego linka do kluczowego komentarza Pracownicy oraz do dwóch komentarzy Pracodawcy, drugi komentarz Pracodawcy tak żeby wszyscy komentujący wiedzieli o czym piszą.

Wczoraj dowiedziałam się, że wrocławska księgarnia "Falanster" łamie prawa pracownicze. Chodzi m.in. o zatrudnienie ludzi bez umów i zwalnianie ich bez przyczyny i wypowiedzenia.

Fakty te są smutne, ale jednocześnie, całkiem mnie nie zaskakują. Wiadomo nie od dziś, że w polskich biznesach "alternatywnych" oraz w organizacjach pozarządowych się to często zdarza. Są nawet miejsca, gdzie w ogóle pracownicy nie dostają pensji, mimo że biznes funkcjonuje na całkiem komercyjnych zasadach i ma bardzo wysokie ceny.

Nie twierdzę, że "Falanster" jest miejscem, gdzie osiągany jest duży zysk i nie płaci się pracownikom. Raczej jest to miejsce, które jeszcze nie przynosi zysków. Jednak uważam, że to nie usprawiedliwia zrzucania odpowiedzialności za stan finansowy biznesu na pracowników, którzy sami nie mają istotnego udziału w zysku firmy.

Sytuacja jest o tyle trudna, że ludzie próbują przekonać innych, że różne miejsca, działające na zasadach kapitalistycznych, są rzekomo "miejscami przyjaznymi dla ruchu", ponieważ od czasu do czasu odbywają się tam spotkania na tematy lewicowe. Właściciele sklepów, gdzie odbywają się takie wydarzenia, jak dyskusje o globalnym proletariacie z uczestnictwem wpływowych lewicowych działaczy, uważają zapewne, że kapitalizm, to coś, co wyzyskuje ludzi "gdzie indziej" i wmawiają sobie za pomocą libertariańskiej ideologii, że jedynie "dają komuś pracę". Lub uważają, że drobny kapitalizm, to nic szkodliwego i że jak nie zarabiają dużo, to sami nie są kapitalistami. Z kolei, prawdopodobnie mało kto interesował się na jakich warunkach pracują tam ludzie.

Ale teraz fakty wyszły na jaw. I mam nadzieję, że nasi koledzy z wrocławskiego ZSP mogą jakoś interweniować. Proponuję także, żeby radio społecznie zaangażowane "Altergodzina" kiedyś zrobiło audycję na temat gospodarki sfery alternatywnej.

W międzyczasie, zdaję sobie sprawę, że czasami trudno prowadzić taki mały biznes w dzisiejszych realiach ekonomicznych. Prawdopodobnie Falanster należy do tych miejsc, które jeszcze nie są tak zyskowne - ale inne miejsca alternatywne już całkiem kwitną. Niestety, jest często tak, że ludzi łatwo przekonać, że ważniejsze jest samo istnienie takich miejsc, niż to, co tam się dzieje z pracownikami.

Z taką sytuacją spotkali się np. nasi koledzy z berlińskiego FAU, którzy prowadzą od jakiegoś czasu kampanię przeciwko Kinu Babylon. Kino to było miejscem alternatywnej kultury. Dla niektórych ludzi ważniejsze jest chodzenie do modnych miejsc i konsumpcja alternatywnej kultury, niż solidarność z pracownikami. Kilka miesięcy temu wybuchł skandal, gdy jeden z lewicowych działaczy IWW poprowadził w kinie spotkanie o historii IWW, łamiąc bojkot zainicjowany przez FAU. (Inni działacze IWW później przepraszali za to i musieli tłumaczyć, że to byla decyzja indywidualna, a nie organizacyjna i że wspierają bojkot).

Przez cały czas, ktoś będzie argumentował, że ważniejsze jest to, że wolno robić gdzieś spotkania, gdzie mówi się o prawach pracowniczych, niż wdrażać to w życie. Ktoś także zająć stanowisko drobnego kapitalisty i przekonywać, że nie da się normalnie płacić ludziom w takich miejscach.

Czy ja wiem? Czy faktycznie w miejscach takich jak warszawska Mandala, gdzie ceny są wysokie i przychodzą dość dobrze usytuowani yapiszoni, nie można normalnie płacić ludziom za wykonywaną przez nich pracę?

Nie wiem, także o warunkach pracy w innych takich miejscach w Warszawie, ale jak chodzę do takiego miejsca jak Chłodna 25, widzę, że tam zawsze jest pełno yapiszonów, a picia i jedzenie słono tam kosztują. Chyba zarabiają dość, aby pracownicy byli zatrudnieni na normalnych warunkach.

A jeśli nie, to wtedy jest inne rozwiązanie. Jak mówiłam, mogę zrozumieć, że mogą istnieć takie alternatywne miejsca, gdzie ludzie po prostu starają się przeżyć, a właściciele tego miejsca są gotowi pracować w nadgodzinach, nawet za mniej niż zarobiliby w McShicie, tylko po to, by takie miejsce istniało. Ale, to są właściciele. Pracownicy nie powinni być tym zainteresowani... chyba, że sami są także współwłaścicielami.

To jest rozwiązanie możliwe dla takiego miejsca jak Falanster. Takie miejsca jak kawiarnie czy księgarnie, czy kluboksięgarnie, doskonale nadają się do kolektywizacji. Powinny działać, jeśli są małe i jakoś związane z alternatywnym ruchem, na zasadzie Pareconu (ekonomii uczestniczącej), jako program minimum.

Gdyby prowadzili działalność na takich zasadach, wszyscy tam pracujący mogliby dyskutować o stanie finansowym tego miejsca i współdecydować np. o pensjach. A wtedy, jeśli komuś zależy na takich miejscach, może świadomie zdecydować, że będzie tam pracować nawet jeśli nie zarabia dobrze, a także może być pewien/ pewna, że nie jest tak, że właściciel / kapitalista normalnie sobie płaci i próbuje oszczędzić grosze na pracownikach, aby zachować swój poziom pensji.

Uważam, że następne spotkanie w Falansterze powinno już być o kolektywach i o wyzysku w sferze nieformalnej, a nie o jakiejś tam sprawiedliwości w Chiapas, czy o pracownikach na plantacji herbaty w Indiach. Spróbujmy zmienić ten świat tu i teraz, zaczynając od problemów na naszym podwórku.

Prowadząc działalność ja

Prowadząc działalność ja też sprzedaję swoją pracę moim zleceniodawcom.Jak komuś umożliwię podpięcie się pode mnie aby mógł przeskoczyć bariery biurokratyczne i sprzedać swoją pracę jestem z miejsca traktowany przez lewaków jako wyzyskiwacz mimo że nikt poza mną i pracownikiem nie zna proporcji podziału przychodu na jaki się umówiłem z nim.Czyli nie widze żadnej różnicy pomiędzy tym jak podchodzą do ludzi lewicowi dogmatycy /bo nie mogę ich nazwać anarchistycznymi/ a jak podchodzą do ludzi państwowi urzędnicy.Urzędnik traktuje mnie jak potencjalnego złodzieja a lewicowiec jak wyzyskiwacza czyli tez jako złodzieja.Bez zachowania domniemania niewinnosci.
Rozumiem, za przykładem redakcji CIA powiniennem rozwiązać dobrze funkcjonujący/w porównaniu do moich doświadczeń pracy najemnej/interes który można przekształcić z czasem w nieformalną spółdzielnię i iść uprawiać wallenrodyzm w jakiejś Mc-pracy? Mimo tego, że moi koledzy-pracownicy-spółdzielcy są zadowoleni z zasad na jakich współpracujemy?
Idąc tym tokiem rozumowania a nawet doświadczeń historii to gdyby nagle zapanowała powszechna równość i wolność i ktoś osmielił by się założyć firemkę jako organizator interesu/bo akurat kto inny dajmy na to nie miałby takich umiejętnosci/, byłaby możliwość że został by potraktowany motyką czy saperką przez hunwejbinów rewolucji tak jak czerwoni khmerzy zwykli traktować osoby podejrzane.
Tak więc uważajmy na to jak osądzamy, bo granica między jednym a drugim bywa często mało widoczna.

Ostatnio jednak pisałeś,

Ostatnio jednak pisałeś, że relacje z twoimi pracownikami nie są jednak takie różowe. Co do podziału zysków pomiędzy pracodawcę, a pracowników - uważam że powinna to być sprawa jawna. Wtedy byśmy wiedzieli na pewno, czy mamy do czynienia z wyzyskiwaczem, czy z filantropem. Wtedy też będziemy wiedzieli, czy przyjść z saperką, czy z gratulacjami.

Czegoś nie widzisz...

Wszystko ładnie i pięknie ale zapominasz, że znajomym, którym ładnie płacisz..., to jednak nie zapewniasz żadnej przyszłości na starość czyli nawet marnej emerytury w przeciwieństwie do siebie. Oczywiście mogą sobie ją opłacać sami jeśli aż tyle zarabiają, ale znowu Ty jesteś faworyzowany bo masz odprowadzane składki, a dodatkowo możesz opłacać trzeci filar. Trzeba się zastanowić czemu ci znajomi pracują u Ciebie? Może blisko nie ma dla nich pracy? Może to skutek krótkowzroczności i może braku wyedukowania z których to przyczyn skrzętnie korzystasz? W obu przypadkach trudno mówić o wyborze i o czynieniu dobra przez Ciebie po za dogadzaniu sobie, bo ostatecznie sam nie dasz rady pociągnąć własnej pracy z racji własnej firmy. Oczywiście co innego gdyby ci znajomi już gdzieś pracowali i mieli opłacana emeryturę, a u Ciebie tylko dorabiali w wolnym czasie. Fakty są takie, że nawet jeśli ludzie czynią coś z własnej woli ( wybór w kapitalizmie to jak pluć drugiemu w twarz słowami, że każdy jest kowalem swojego losu i że wszyscy mamy równy start ), to nie oznacza braku wykorzystywania i w takim przypadku lepiej gdyby nie mieli szans na te trochę lepsze pieniądze, ale na "normalną" pracę związaną umową o pracę. Lepiej gdyby zarabiali mniej i dookoła nie było takich samarytaninów, którzy korzystają z ogólnego smrodu obok, bo wówczas podcinasz tym znajomym ochotę do walki o swoje. PODCINASZ SKRZYDŁA WYZWOLENIU!!! Właśnie alternatywa i przyzwolenie państwa w postaci przymykania oczu na czarna robotę tłumi wszystkie protesty o godną pracę i płace. Zastanawiałeś się nad tym? Nie dorabiaj ideologi do Twojego pójścia na łatwiznę, bo sam piszesz, że dość miałeś już wyzyskiwania w pracy, a powalczyć o lepsze warunki też nie miałeś energii. Wybrałeś inna drogę gdzie "wszystkim" żyje się lepiej.

Tylko przy grze w szachy

Tylko przy grze w szachy pola są albo białe albo czarne i w dodatku kwadratowe.Podział jest zazwyczaj jawny, jednak są sytuacje w których aby zapobiec konflikotwi pomiędzy pracownikami bo jeden drugiemu zazdrości paru złotych więcej jedynym wyjsciem jest użycie mojego autorytetu.Nawyków myślenia ludzi nie zmienisz w ciągu np.roku.Zresztą sami spróbujcie, bo tak to jest czepianie się słów i nigdy nie pojmiecie stopnia komplikacji na stopniu relacji czysto ludzkich.Pracownicy mogą mnie mieć za satrapę bo z żelazną konsekwencją przestrzegam ustalonych zasad, ale co do wypłat to nie zdarzyło się aby ktoś się skarżył, tak więc w tej kwestii sobie nie mam nic do zarzucenia.Daleko mi do filantropii bo każdy u mnie wie jak się kończy np.markowanie pracy czy kradzież, zresztą współpracownicy sami eliminują takich pasożytów.
Myślicie używając schematów,po czerwonowardyjsku. Trudno w ten sposób zrozumieć rzeczywistość.

Jeszcze trudniej jest

Jeszcze trudniej jest walczyć z wyzyskiem samemu będąc pracodawcą... Życie pokazuje, że to niemożliwe.

Nie do końca rozumiem o

Nie do końca rozumiem o czym pewne osoby tu rozmawiają. W sensie, rozumiem, aż tak głupi nie jestem, ale nie rozumiem, czemu o tak oczywistych rzeczach trzeba mówić.
Tu nie chodzi o to, że Falanster kogoś zwolnił. Znaczy-bezpośrednio o to, ale przede wszystkim skandalem jest to, że miejsce gdzie można kupic choćby dzieła Kropotkina, działa w sposób kapitalistyczny. Może i według zasad tzw. "dobrego kapitalizmu"(w co wątpię, bo w takim razie tego zdarzenia by nie było), ale zawsze. Mniej ważne jest, że korzysta się z pewnych metod, ważne jest, że w ogóle się je dopuszcza. Jeśli takie miejsce nie jest kolektywem pracowniczym to z definicji jest to skandal i tyle. Cała dyskusja o tym, czy zwolniona pracownica ma rację czy może jednak Falanster(nie wyrokuję, sprawę znam średnio, ale komentarze ludzi z falanstera brzmią dla mnie jak typowy korporacyjny bełko-a to chyba o czymś musi świadczyć).

FUNDACJA PROJEKT CARACOL

FUNDACJA PROJEKT CARACOL została 2003-07-09 wpisana w KRS do rejestru stowarzyszeń, a 2008-02-22 do rejestru przedsiębiorców. Zarząd stanowią Wojciech Jeżewski (prezes fundacji) oraz Joanna Synowiec, Małgorzata Sibila, Mariusz Sibila (członkowie zarządu fundacji). Fundacja figuruje w KRS pod numerem 0000166651.

Ciekawi mnie czy te osoby otrzymują jakieś wynagrodzenia z tytułu piastowania funkcji, oraz czy są fundatorami tej fundacji?

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.