Propaganda przeciwko arcyksięciu Karolowi Stefanowi
W 1912 roku przed sądem w Krakowie stanęło dwóch anarchistów: Augustyn Wróblewski i Kazimierz Czechowski. Wszystko przez ich propagandę skierowaną przeciwko zwiększeniu poboru do armii Austro-Węgierskiej. Wszystko dlatego, że podczas represji strajkujących kucharzy, lokator Czechowskiego - Rutkowski został złapany z ulotką "Arcyksiążę w Krakowie". Po rewizji znaleziono u nich następujące ulotki:
Antymilitaryzm
Wojna sprowadza nieszczęścia: tysiące synów ludu ginie na polach bitew, tysiące srodze okaleczonych wraca; wojna niszczy pola i zasiewy, pozostawia zgliszcza, ruiny, strumienie serdecznej krwi ludzkiej, potok gorzkich łez sierocych, masę nędzy, gwałtów ohydnych, okropności. Wojna pochłania olbrzymie sumy, wyciska straszne podatki z ludu. Proletaryat francuski, niemiecki, angielski protestował przeciw wojnie, grożąc strajkiem generalnym. I my przyłączamy nasz głos do tych protestów. — Armia stała jest przygotowaniem do wojny. Państwo odbiera corocznie z ognisk rodzinnych kwiat młodzieży, tresuje ich na morderców, mechanizuje ich w zbrodni, ćwiczy ich w psim, beznamiętnym posłuszeństwie i karności władzy, wytwarza w z nich ślepe i mimowolne narzędzie rządu i klas panujących, używając wojsko częściej przeciw strajkom i manifestantom, tj. przeciw obrońcom wolności, niż przeciw wrogom “zewnętrznym", którzy przecież też są naszymi braćmi proletariuszami. Cała prawie młodzież męska przechodzi tę tresurę demoralizującą, która na niej niezatarte piętno wynaturzenia pozostawia. Żądamy zniesienia wojen, militaryzmu, armii. Tymczasem w parlamęcie uchwalono ogromny fundusz, 540 mln koron na wojsko, a w jesieni mają jeszcze uchwalić 274 mln. Lud musi ze swej krwawicy zapłacić te sumę. A w dodatku zwiększono koszty— rekruta. Lud musi dać swoją krew i od ust. Swych odjąć pożywienie na podatek, który zostanie na jego zgubę użyty. Posłowie socjalistyczni wcale tym uchwałom nie przeszkadzali, nie robili żadnej obstrukcji, owszem, na uderzenie szpicrutą rządową odpowiedzieli do tej chwili: "My nie przeszkadzamy". Daszyński radził tylko, aby lepiej zorganizować armię na wroga. Za to nie uchwalono nawet pomocy drożyźnianej kolejarzom. Socjaliści dostali ustawę wojskową, a przeciw drożyźnie dla ludu nie dostali nic...
Precz z parlamentaryzmem! Precz z wojną! Precz z armią! Precz z militaryzmem! Precz ze służbą wojskową!
Arcyksiążę w Krakowie
Wstrętne wrażenie robi lizuństwo biurokracyi polskiej. Ohydnem jest wytrawne, dworskie płaszczenie się szlachty polskiej. Płytką jest jowialna uczuciowość uniżoność mieszczaństwa, ale najbardziej przygnębiająco i rozpaczliwie smutno wygląda wiernopoddańczy jubel tłumu miejskiego. Te okrzyki radosne, zachwyt, rzucanie czapek w górę, kwiek wizy, tupanie nogami z radości, że nasz Arcyksiążę przyjechał.
W szpalerach stojących stowarzyszenia rzemieślnicze, deputacye, uczniowie szkół średnich, szkoły ludowe, dziewczątka, panie sypia deszcze kwiatów i bukietów.
Parada, przystrojenie miasta — płaszczenie się przed Arcyksięciem — Gdyby Mickiewicz lub Kościuszko przyjechali do Krakowa, nie było by im większej chwały okazano.
Kimże jest ten, co się tak arcy nazywa i taki paroxyzm radości w tłumach wzbudza?
Ten młodzieniec lubiący wesołe życie, o wyglądzie leitnanta i umysłowości leitnanta, przedstawia sobą lalkę symboliczną, reprezentacyę władzy najwyższej Państwie, jest on bowiem wskutek przypadkowego zbiegu okoliczności — Następcą Następcy Tronu.—
Inni przedstawiciele tronu, których tu nie było, jak np.: ministrowie, główni naczelnicy wojsk, prezes najwyższego trybunału — są wykonawcami okrutnej maszyneryi władzy państwowej. Lecz Arcyksiążę, Następca Następcy, jest tylko lalką, symbolem.—
I właśnie w nim czcił lud krakowski nie osobę, człowieka, nawet nie samą władzę, a tylko manekina tej władzy.—
Tak samo czczono by i wielbiono z c.k. austryjackim patryotyzmem kukłę woskową, odzianą w kapelusz cesarski, przywiezioną z Wiednia.
Ta kanalia polska, rozstawiona na ulicach z kokardami straży honorowej i tłumnie zgromadzona w strojach odświętnych, wśród [niej] nie brakło demokratów, ludowców, członków T.S.L.(90), wysadzała się na okazanie najpoddańszej miłości do naszego Arcyksięcia i Pana, jadącego w otoczeniu autonomicznych polskich satrapów.
Do ucałowania ręki leitnanta na audyencyach dociskał się poeta Bizuń i redaktorowie demokratyczno-monarchistycznych dzienników. — Arcyksiążę jest jednym z symbolów władzy cesarskiej, jednym z uosobień winy nędzy ludu naszego, biedy w chatach włościańskich, głodu na przednówku, obciążenia milionów mas pracujących strasznemi podatkami, trapienia ich służbą wojskową i uciskaniem militarno-policyjnym, a obok tej lalki jadą żywi działający ciemięzcy polscy: prezydent miasta, kariyerowicz o miałkiej duszy — i wielkiej przebiegłości, twórca drożyzny mieszkań; jedzie namiestnik, niszczyciel szkół i wychowania dzieci; jadą c.k. psy w rodzaju marszałka krajowego i dyrektora policyi... A w około chorągwie, dekoracye, kwiaty, barwy czarno-żółte cesarskie, splecione z czerwono-białymi narodowo-polskiemi w dziwnej harmonii, wiernopoddańczej szczerości lizustwa. Czyż ludność Krakowa nie rozumiała swej hańby płaszczenia się ?... Przed kim? I radowała się... Z czego? Czyż krakowianie nie dorośli jeszcze, aby szanować swą godność osobistą człowieczą aby rozumieć położenie swoje? Czyż krakowianie nie chcą dążyć po drodze szybkiego rozwoju do lepszego życia w ustroju, gdzie nie będzie ani władzy, ani państwa, ani militaryzmu, ani ucisku? Czyż krakowianie nie rozbudzą w sobie ducha Rewolucyi? Czyż nie rozpłomienią swych dążeń do wolności? Trzeba życie własne prowadzić według ideałów swoich, a więc nie płaszczyć się przed władzą. Trzeba zwartą masą dążyć do przewrotu społecznego. Liczyć na siebie, na złączoną potęgę rozhukanego ku wolności tłumu! Czytaj i daj dalej!
Arcyksiążę w Krakowie (autorstwo tej przypisuje się Czechowiczowi, pozostałe Wróblewskiemu)
Lud Polski, okpiwany przez wieki, zmuszony do czołgania się u stóp wrogów, duchowo przez kler paraliżowany, staje się naprawdę nie narodem w swej ziemi, ale obojętnym tułaczem, nie mającym już nic do stracenia. — I kędyż drogi nasze? Wsłuchani w pieśni kramarzy handlujących wolą ludu, idziemy za pięknemi narodowemi frazesami w przepaść. — Szarpią nas, jak łachman, a ci, którzy mają nas bronić, kupczą naszą wolą, strojąc się w ordery i krzyże. — I znowu przeszliśmy przez bagno nowego spodlenia. — Serce Polski witało przyszłego następcę tronu — przyszły autorytet rządu. — Burżuje polscy wezwali lud, aby okazał swą "serdeczność staropolską", strojąc się w emblema narodowe, zgodnie z burżuazyą w błazenskich czapkach dzwonili radosną nowinę przybycia wnuczka FR. Józefa, "przyjaciela i opiekuna polskiego narodu"? I cóż Ty, ludu polski, na to? Dalej słuchasz, jak ci błazeńskie dzwonki grają pieśń spodlenia i ty straciłeś wstyd i godność człowieka? Ty z okrzykiem: "Niech żyje"! witasz przyszłego następcę tronu, przyszłego przedstawiciela rządu, rządu, co w roku 1848 żelaznym butem zdeptał bujnie rozwijającą się wiosnę Rewolucyi, któren depce wolę Twoją, który gwałtem rządzi, krwią i przemocą przeprowadza ustawy takie, jak dla niego są dobre, nie licząc się z wolą twoją, zapewnia podporę swego tronu, opartą na bagnetach i krzyżach. — O polska wieczna głupoto! Przepełniona bolesną ironią bezwstydu.... Sztandarami Chrystusa witasz człowieka, który jest autorytetem zbrodni, chylisz kornie czoła przed tym dla którego wydzierają ci syna, nieraz podporę, która ci daję możność egzystencji, dlatego, ażeby zrobić z niego moralnego mordercę, któren nie zawaha się w Tobie utopić bagnet, gdybyś chciał kiedyś zostać człowiekiem. — O biedny ludu! Czyż w Tobie do szczętu zniszczono świadomość, za pomocą której mógłbyś raz poznać prawdę. — czy czarne kruki kleru wyżarły ci do cna zdrowe komórki mózgu — zapełniając je jadem strachu, spodlenia? Ludu polski? Zbyt wcześnie zapominasz historyę swoją. — Ręka, która cię katowała knutem poddaństwa, dziś smaga cię biczem głodu, wiedzie córki twe do domów rozpusty, a synów w nory więzienne, a Ty, ludu, ją liżesz; czarnemi wychudłemi piersiami tamujesz pęd prometejskiej pochodni, która by w łuny strawiła wspaniałe zamki Twych katów! Czas już najwyższy, ażebyś zrozumiał, że jesteś człowiekiem, iż obowiązkiem Twoim jest podnieść sztandar odrodzenia, czas, aby w Twoich wynędzniałych piersiach zagrzmiał hymn wyzwolenia, prawdy, to jest broń, którą wywalczysz sobie twój śniony raj, bo droga do odrodzenia nie leży w narzędziach mordu ni też spełni ją cud, lub za pomocą czarów, żądnych krwi i bałwochwalczych pokłonów, staniesz się wolnym narodem. — W jakżesz wielką wepchali cię odchłań zbawcy Twoich dusz wraz z kliką królewsko-magnacką, jakżesz czarną utkali ci przez wieki oponę, przez którą nie może się przedrzeć promień wschodzącej jutrzni, zwiastującej ci wyzwolenie, w jakże nikczemny i podły sposób zabito w tobie człowieka! Ludu! Zbudź się z wiekowego snu! Zegary dziejów biją godzinę wielkiego Czynu! Zrozum, że ażeby być dobrym, trzeba być człowiekiem! Patrz w swoją duszę, jak życie ją koszlawi, jak wskutek złej woli twych obrońców — kwitnie straszne zło! Ludu! Rzuć czarną oponę strachu, a zobaczysz w przepięknym obliczu słońca prawdę, a wówczas na przywitanie Cezarom zagrasz pieśń czynu, od której w gruzy rozleci się kłam, a ty na ruinach spodlenia zatkniesz sztandar czerwony Człowieczeństwa!!!
Ulotki znajdują się w Archiwum Państwowym Miasta Krakowa w zespole akt Sądu Krajowego w Krakowie.