Rozbroić policję!
W czwartek 27 lipca w Chodlu na Lubelszczyźnie policjant zastrzelił uciekającego na motocyklu 21-letniego Marcina K. Chłopak nie zatrzymał się do kontroli. Oczywiście przełożeni policjanta starają się wybielić sprawę. Jak mówi rzecznik komendanta głównego policji Zbigniew Matwiej: „Komenda Główna Policji wciąż czeka na wyniki prac specjalnej komisji komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie i funkcjonariuszy z Biura Kontroli KGP. Ze wstępnych informacji wynika, że policjant celował w dolne części ciała i motocykl. - Trwają badania balistyczne, które mają ustalić przebieg zdarzenia. Ich wyniki powinniśmy znać za kilka dni. Jeśli potwierdzi się relacja policjanta, że motocyklista jechał wprost na niego, to funkcjonariusz miał prawo strzelać”.
W ten sposób policjanci po raz kolejny udowodnili, że nie powinno się im pozwalać nosić broni.
Czy w państwie, gdzie policjant może do woli łamać prawo, a wymiar sprawiedliwości z reguły nadzwyczaj łagodnie traktuje funkcjonariuszy policji i z ufnością podchodzi do kłamstw policjantów możemy się spodziewać jakichkolwiek konsekwencji wobec policjantów zabijających przypadkowych ludzi?
Przypomnijmy kilka podobnych wydarzeń, które miały miejsce w ciągu ostatnich kilku lat w Polsce, podczas których policjanci zabijali i ranili ludzi z broni ostrej i pozostawali zupełnie bezkarni, lub byli skazywani na symboliczne wyroki.
W maju 2004 r. w Łodzi dziewiętnastoletni student i 23-letnia kobieta zostali zastrzeleni przez policję, a ok. 70 osób zostało rannych. Na ziemi zostali leżący w kałużach krwi ranni. Okazało się, że niektórzy policjanci strzelali nie tylko gumowymi kulami. Także ostrymi. Policja przyznała później, że przez pomyłkę wydano 25 ostrych pocisków. Sześć wystrzelono w tłum. Trzy z nich trafiły.
W styczniu 1997 r. na komisariacie w Łomazach pijany komendant rejonowy strzelił w głowę przesłuchiwanemu 19-letniemu mężczyźnie. W trakcie zdarzenia ofiara została zmuszona do uklęknięcia przed policyjnym mordercą.
W marcu 1997 r. na przystanku tramwajowym w Warszawie policjant udający się na służbę użył broni (prywatnego Makarowa) wobec uciekających przestępców. Sprawcy zbiegli. Odgłosy strzałów wywabiły klientów pobliskiego baru piwnego. Jeden z nich spytał policjanta dlaczego strzelał i domagał się żeby odłożył broń. Jan G. odpowiedział, żeby się nie wtrącał. Nie wiadomo czy poinformował, że jest policjantem. Grupa 8 mężczyzn zaczęła otaczać Jana G. prawdopodobnie zamierzając go powstrzymać. Jan G. zaczął strzelać. Jeden mężczyzna zmarł na miejscu, inny zmarł w izbie przyjęć szpitala, kolejny został ranny. Śledztwo nie potwierdziło, aby mężczyźni grozili Janowi G. pozbawieniem życia, chcieli go obezwładnić i odebrać mu broń. Poza tym policjant nie strzelał do nich w nogi, lecz w środkowe części ciała i z bliskiej odległości.
W styczniu 1998 r. funkcjonariusz policji ze Słupska uderzył pałką w tył głowy 13-letniego Przemka Czai i spowodował jego zgon. Prokuratura postawiła mu zarzut bezpodstawnego podjęcia interwencji - użycia pałki służbowej niezgodnie z przepisami - oraz nieudzielenia pomocy pobitemu chłopcu.
Również w najnowszej sprawie policyjnego morderstwa w Chodlu można stwierdzić, że policjant nie działał zgodnie z przepisami i zachował się równie podle i tchórzliwie, jak w przypadku wyżej wymienionych spraw. Jak stwierdził prof. Zbigniew Hołda z Fundacji Helsińskiej: „mamy sytuację, gdzie policjant: a) użył broni, b) strzelił 10 razy, c) zabił osobę, d) strzelał w plecy, e) spowodował wypadek drogowy. Podsumowując, sam sposób przeprowadzenia akcji nie był zgodny z ustawą. Policjant zabił jedną osobę, następną pośrednio zranił i otworzył ogień w mieście, na skrzyżowaniu, gdzie odbywał się ruch. Jeżeli chodzi o podstawy działania, w grę wchodzi artykuł 17. ustęp 1. punkt 1., który mówi, że funkcjonariusz może użyć broni palnej w celu zamachu bezpośredniego lub pośredniego na życie bądź zdrowie swojej lub innej osoby. W tym momencie takiej sytuacji nie było, gdyż motocyklista ominął policjanta.”
Jak zatem nieodpowiedzialni ignoranci, którzy nie potrafią odróżnić pocisków gumowych od ostrej amunicji, pijani sadyści, którzy strzelają w głowę klęczącej i skutej kajdankami ofierze i tchórze strzelający do nieuzbrojonych ludzi są traktowani przez „niezawisłe sądy stojące na straży "sprawiedliwości"?
W sprawie Łódzkiej jedynym wyraźnym skutkiem była dymisja komendanta miejskiego policji Jan Feji i zastępcy komendanta Sylwestra Stępnia. Policyjni mordercy pozostali bezkarni.
Komendant policji w Łomazach, choć w pierwszej instancji skazany na 15 lat więzienia, otrzymał uchylenie wyroku w sądzie apelacyjnym i został skazany na 4,5 roku więzienia, z czego faktycznie przesiedział 3 lata.
W połowie maja 2001 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku za spowodowanie śmierci Przemka Czai skazał Dariusza W. prawomocnym wyrokiem na osiem lat pozbawienia wolności. W 2004 r. został warunkowo zwolniony z więzienia.
Czy zatem możemy się spodziewać innego podejścia tzw. „wymiaru sprawiedliwości” do mordercy z Chodla? Z dużą dozą pewności można domniemywać, że sprawca zostanie potraktowany nadzwyczaj łagodnie, o ile w ogóle „swoi ludzie” dopuszczą do postawienia go przed sądem.
Jak można nie nazwać krzyczącą niesprawiedliwością sytuacji, gdy policjanci dostają bez problemu warunkowe zwolnienia po 3 latach, podczas gdy Tomkowi Wilkoszewskiemu odmawia się po 10 latach warunkowego zwolnienia nie podając innej przyczyny niż „jeszcze nie czas żebyś wyszedł”?
Ponieważ sądy okazują się tak niekompetentne w ściganiu policyjnych zbrodni, najwyższy czas zacząć się domagać by policji odebrać prawo do noszenia broni. Tylko tak będziemy mogli zapobiec kolejnym morderstwom w majestacie prawa.