Wyborcza tryumfuje: Już po związkach zawodowych

Publicystyka

Dzisiaj w Gazecie Wyborczej niemal seria tryumfalnych artykułów po tym jak związkowcy z KGHM-u zapowiedzieli, że nie będą na razie przeprowadzali strajku generalnego w firmie, który chcieli zorganizować z powodu planów prywatyzacji miedziowego giganta.

Porażka związkowców KGHM – głosi nagłówek artykułu czołowego wrocławskiego “specjalisty” od rozpracowywania propagandowego tematu KGHM Michała Kokota. Dziennikarz Trybuny Lud Gazety Wyborczej grzmi w leadzie: Strajk ostrzegawczy kosztował KGHM 30 mln zł. Nie ukrywa też radości z faktu, że władze firmy oddały sprawę do prokuratury. Kokot znakomicie spełniłby się w każdym systemie – a już zwłaszcza w PRL, gdzie na związkowców notorycznie nasyłano prokuraturę. Gdzieś mimochodem (oczywiście ani słowa o tym w leadzie) pojawia się wypowiedź Przemysława Pogłódka, eksperta prawa pracy, który wyjaśnia:

- Związkowcy mają prawo protestować w przypadku, gdy ważą się losy pracowników co do warunków pracy i płacy. Można założyć, że w przypadku prywatyzacji te warunki mogą się zasadniczo zmienić - mówi Pogłódek. Według niego procedury zostały przez związkowców dochowane. - Wysyłając pismo z prośbą o rozmowy do premiera i ministra skarbu, zrobili krok do rokowań. Gdy nie dostali odpowiedzi, mogli wprowadzić strajk ostrzegawczy - mówi Pogłódek. Zastrzega jednak, że problem by się pojawił, gdyby związkowcy zamierzali wprowadzić od razu strajk generalny. Bo najpierw musieliby przeprowadzić referendum wśród załogi.

Ponoć, jak pisze Kokot, “koncern konsultował się z czterema niezależnymi kancelariami prawnymi” w sprawie rzekomej nielegalności strajku ostrzegawczego. Jakie to kancelarie i ile na nie zarząd wydał z kasy KGHM – tego nie wiadomo, nikt o to ich nie pyta. Wszak wiadomo, że zarząd może szastać pieniędzmi na lewo i prawo, jak chce, natomiast związkowcom wypomina się każdy grosz.

Drugi artykuł wali już konkretnie w ruch związkowy jako taki.

Gazeta dowiedziała się, że PO przygotowuje nowelizację ustawy o związkach zawodowych. To ma być pierwszy krok do ograniczenia praw związkowych. - Chcemy podnieść próg reprezentatywności dla związków zawodowych - mówi nam szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Gdy podniesiemy próg reprezentatywności do 25-33 proc., będziemy mieć w firmie trzy-cztery związki - mówi Chlebowski. - Z jednej strony ograniczamy liczbę związków, a z drugiej ułatwiamy negocjacje pracodawców z pracownikami - dodaje.

Biurokratów z trzech związków łatwiej jest przekupić, to oczywiste. Dlatego też szefostwo największych central związkowych już się cieszy:

- Trzeba zmienić przepisy, bo w Polsce jest kilkanaście tysięcy zarejestrowanych związków. Dogadanie się w konkretnej sprawie jest praktycznie niemożliwe - mówi "Gazecie" szef OPZZ Jan Guz.

Wiadomo wszak, że chodzi przede wszystkim o “dogadanie się”, najlepiej za plecami i kosztem pracowników, którzy będą musieli należeć do jedynego słusznego związku, bo innych nie będzie. Mam propozycję – za PRL też była jedynie słuszna centrala: CRZZ, może by tak PO wróciła do tego światłego mechanizmu, pochopnie zarzuconego. Jak znalazł przydałby się we współczesnej dyktaturze kapitalistycznej. W chińskim kapitalizmie sprawdza się świetnie. Taka centrala nie sprawia problemów kierownictwu firm i państwa, nawet nie trzeba się dogadywać, sama wie co jest słuszne, a co nie i jaka jest wola kierownictwa – czyta wręcz mu w myślach.

Jest jednak we wspomnianym artykule jawna sprzeczność w rozumowaniu. Druga jego część skupia się na pomstowaniu na “patologie” central związkowych – wysokie zarobki, biurokratyzację itd. A przecież to małe związki – które zostaną pozbawione możliwości działania po wprowadzeniu powyższej ustawy – są znacznie mniej zbiurokratyzowane, są takie które w ogóle nie mają pracowników na etatach, siłą rzeczy nie ma w nich także rozbudowanej biurokracji. No to panie i panowie – albo rybka albo akwarium. Dzięki ustawie zlikwidujecie małe związki i wzmocnicie duże – co doprowadzi do jeszcze większej biurokratyzacji, centralizacji i rozpasania bonzów związkowych (przerabialiśmy to już za PRL). No, ale za to będzie “spokój”. Posłuszne, nieruchawe i przekupione duże związki będą załatwiać sprawy tak, żeby było jak należy.

W artykule wspomina się o związkach amerykańskich jako wzorze do naśladowania – a to przykład wyjątkowej patologii. Przypomniała mi się w tym kontekście pewna historia badacza dziejów związkowych w USA. W jednym z oddziałów General Motors zaczęło w latach 70. wrzeć, ludzie parli do strajku, wszystko jedno legalnego czy nie. Szef miejscowego oddziału GM odwiedził lokalnego bonzę związkowego z AFL-CIO i mówi: Słuchaj John, wiesz, ludzie słyszałem zaczynają się burzyć, zrobią jakiś zaraz tutaj dziki strajk, cholera wie co z tego może być. Niech AFL zawczasu wywoła krótki strajk w celu spuszczenia napięcia i przejęcia kontroli nad tym ruchem. My coś tam dorzucimy, jakąś małą podwyżkę, żeby się ludzie nacieszyli. Wiadomo, że jakby poszli na całość niekontrolowani, to mogliby wywalczyć więcej, ale nam się to nie kalkuluje. No i biurokrata związkowy na sznurku koncernu zatańczył jak mu zagrali. O takie właśnie związki chodzi zarządom firm i państwu – mierne, bierne, ale wierne.

Gawiedzi liberalnej, fanatykom FC PO, jak widać po komentarzach na gazeta.pl, te artykuły to miód na serce. Ciekawe jak ta nagonka ma się do liberalnych rzekomo ideałów pluralizmu, wolności zrzeszeń, budowy tzw. społeczeństwa obywatelskiego itd. W takich przypadkach widać, że liberalizm najmniej ma wspólnego z postulowaną wolnością. Najzwyczajniej na świecie jest aktorem w ramach konfliktu klasowego w którym liberalna prasa trzyma stronę silniejszego – sprawiając fałszywe wrażenie, że tym silniejszym są związki zawodowe, co jest idiotyzmem, wystarczy spojrzeć na poziom uzwiązkowienia w Polsce, który spadł do poziomu najniższego w Europie i jednego z najniższych na świecie. Siła związków nie ma żadnego przełożenia w twardych danych i istnieje wyłącznie w głowach niedoinformowanych (albo raczej informowanych z jedynego słusznego źródła) dziennikarzy.

Ale czy można było się spodziewać innego wyniku tzw. transformacji ustrojowej? Związki były dobre do czasu gdy walczyły “z komuną”, jak już robią to co do nich należy, czyli walczą o prawa pracownicze – to się okazuje, że są “reliktem PRL”. Tymczasem okazuje się, że więcej z PRL ma wspólnego polityka PO, niż związków zawodowych.

Ale nie ma co rozpaczać. Historia pokazuje, że im bardziej garnek szczelnie się przykrywką zablokuje, tym para gwałtowniej później wysadzi go w powietrze. Walka klasowa toczyć będzie się tak czy inaczej. Nie za pomocą sprzedajnych związków, to innymi metodami, np. sabotażu. Tego nie da się łatwo zdusić. Kiedyś ta cała gorąca kasza z gara przywali liberałom prosto w gęby. I znowu będzie płacz w reżimowej prasie, że “populiści”, że “anarchiści”, że “warchoły”.

Cóż, za te słodkie chwile tryumfu przyjdzie kiedyś rachunek zapłacić…

Dobry tekst. Trzeba walczyć

Dobry tekst.

Trzeba walczyć z neoliberałami i odebrać im władzę. Część walki będzie walka z ich przedstawicielami w mediach.

Nawet bardzo dobry tekst ;)

Nawet bardzo dobry tekst ;) i bardzo dobra krytyka.

Niestety nie się nie zauważyć antyzwiązkowej nagonki trwającej od kilku lat, która bardzo nasiliła się w ostatnich miesiącach. No i to właśnie "Wybiórcza" pozostają niekwestionowaną liderką tych manipulacji i kłamstw (już nawet liberalny "Dziennik" nie jest chyba tak agresywny), stając się już nie tylko tubą "neoliberalizmu" (którą jest od kilku lat), lecz także tubą (tego konkretnego) rządu. Idąc dalej - ta atmosfera oddaje się całemu "mainstreamowi" medialnemu w Polsce. "Polityka" uważana kiedyś za "lewicujący" tygodnik (a przynajmniej "pluralistyczny") obecnie jest najbardziej liberalnym ekonomicznie tytułem w kraju.

"Wszelkie państwo to sojusz bogatych przeciwko biednym, sojusz posiadających władzę przeciwko tym, którymi rządzą"
http://drabina.wordpress.com

Co do Polityki, to czytam

Co do Polityki, to czytam ją regularnie, i fakt, z wieloma artykułami na temat gospodarki się nie zgadzam, ale i tak nie jest z nimi źle(z tygodników to jedny warty uwagi, Wprost to gówno straszne, Newsweek też kiepski). Choćby nie tak dawno ostro dowalili wielkim korporacjom w swojej najwazniejszej rubryce, mają też zdrowe podejście do spraw nie związanych bezpośrednio z gospodarką. Ogólnie ten tytuł robi więcej dobrego niz złego, jeśli oczywiście ktoś czyta go dokładnie a nie tylko wywiady z Balcerowiczem czy Belką:)

Obawiają się OZZ Inicjatywa Pracownicza,WZZ Sierpnia 80

OPZZ i Solidarność to pseudozwiązki

chcę zniszczyć małe bojowe organizacje!

bardzo dobry wpis, zgadzam się z autorem. to pewnie dopiero początek antypracowniczej ofensywy na tak dużą skalę - cel jest jasny, czyli wyciąć radykałów w pień, wszelkich radykałów związkowych...na związkach się nie skończy, skończy się na rudymentarnych prawach pracowniczych. chyba, że garnek eksploduje wystarczająco mocno...

jebnie bomba

Komuniści i kapitaliści na równi nie lubią związków zawodowych. Analogicznie, najbardziej przyjazny dla kapitalistów i ich fabryk kraj to właśnie ex-komunistyczne Chiny, gdzie bez zbędnego pitolenia elity przefarbowały się i wskoczyły z całym inwentarzem w "wolny" rynek. To zastanawiające że rodzimi wolnorynkowi talibowie nie widzą tych absurdalnych analogii.

Bardzo cieszę się, że kraje Zachodu dotknął kryzys i nie będzie już można eksportować młodzieży i bezrobotnych zagranicę. Czy zdążymy przed chińskim społeczeństwem wyścig do nowej Wiosny Ludów?

tia

Wolnorynkowe myślenie będą nam wbijać do głów PAŁAMI!!!

Po ponownym medialnym

Po ponownym medialnym objawieniu się Leszka Balcerowicza powtarzającego jak mantrę neoliberalne slogany bez względu na to czy w danym momencie odpowiadają rzeczywistości czy nie, on po prostu wie i trzeba mu ufać na słowo. Po dyskusji na temat prywatyzacji wywołanej sprzedażą stoczni będącej raczej koncertem jednego artysty - przede wszystkim różnorakich "ekspertów" z centrum, im. Adama Smitha. Dziś możemy obserwować kolejny etap krucjaty liberałów przeciwko "przywilejom" związkowym. Język tej krucjaty uległ jednak zmianie, dziś nie wytyka się już "związkowych przywilejów" czy zbyt agresywnych działań, krytyce został poddany sens istnienia związków w ogóle.
Jak powiedział "Gazecie" Zbigniew Chlebowski powstająca nowelizacja ustawy o związkach "ograniczy ich ilość, przez co ułatwi negocjację pracodawców z pracownikami". Przygotowujący ustawę poseł PO Jarosław Pięta twierdzi zaś, że: "Związki będą mogły się blokować i w ten sposób szukać poparcia. Trzeba iść w takim kierunku, żeby to związki zawodowe dogadywały się w zakładach pracy, a nie jak teraz licytowały, chcąc popisać się przed pracownikami." Oczywiście, przecież jedynym zadaniem związków jest przekonanie załogi do racji pracodawców, tak, by obyło się bez organizowanych przez nich "zadym" w postaci strajków i protestów. To taki organ bezpieczeństwa dla pracodawców, daje, im pewność, że w wypadku nieprzychylnych pracownikom decyzji wszyscy się dogadają – oczywiście w sposób dogodny pracodawcy. Warunkiem istnienia związków jest więc ich ugodowość, związek, który nie próbuje za wszelką cenę utrzymać harmonii w zakładzie pracy niczym w Chińskiej fabryce jest nieużyteczny i nie spełnia swojej roli.
A co z neoliberalnym postulatem różnorodności, dla którego wielu europejskich polityków porzuciło dyskurs narodowy, który to pozwolił, im się wybić ? Przecież, im większa konkurencyjność usług i różnorodność związków ich skuteczność powinna wzrastać. Widać w tym przypadku liberałowie porzucają logikę różnorodności na rzecz ujednolicenia. Wszystko to w trosce o związki. Warto też wspomnieć, że to Ci sami ludzie, którzy świętowali w czerwcu 20 lat "wolności i demokracji", której podstawowym budowniczym był wielki ruch związkowy Solidarności. Szkoda, że wielkie centrale związkowe Solidarność i OPZZ nie rozpoznały w ich zachowaniu analogi do zachowania ówczesnej także antyzwiązkowej nomenklatury, co więcej po raz kolejny zdradziły pracowników i swoją tradycję.

proponowane przez rząd

proponowane przez rząd ograniczenia praw związków zawodowch, a tym samym praw pracowniczych, może przynieść skutki odwrotne od zamierzonych - ustawy o dialogu pracobiorców (zwanych też pracodawcami) ze związkami zawodowymi miały na celu ułagodzenia konfliktów jakie powstawały w zakładach pracy, poprzez stworzenie platformy na której można budować ewentualne porozumienia. Likwidując tą platformę poprzez eliminowanie małych związków zawodowych moze spowodować zradykalizowanie konfliktów w zakładach pracy.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.