Zaangażowanie zamiast głosowania
Polityka to gra bogatych kosztem biednych
Polityka jest zajęciem dla ludzi bogatych i w imieniu ludzi bogatych. Państwo działa na rzecz grup uprzywilejowanych: przy pomocy organów represji utrzymuje przywileje, zaś za pomocą działania politycznego, wprowadzając ustawy, rozszerza przywileje, umacnia pozycję elit i powiększa krąg ich wpływu, jednocześnie stosując na przemian działania legalne, ideologiczne, używając prawa i policyjnej pałki rozbraja opozycję.
Obecnie coraz wyraźniej widać, że nie istnieje coś takiego jak partia propracownicza, czy nawet prospołeczna. Przed wyborami mamy oczywiście od groma socjalistów, społecznych patriotów czy europejskich zwolenników rozwoju zrównoważonego. Przed wyborami wszyscy są populistami, wyciągają naszą nędzę na widok publiczny i zaklinają się, że jej zapobiegną, by po wyborach zastanawiać się nad likwidacją publicznej służby zdrowia, przy pomocy policji i ochroniarzy pacyfikować protesty pracownicze, szczuć opinię publiczną na grupy wykluczone ekonomicznie i politycznie, oskarżać demonstrujących i strajkujących o powiązania z zagranicznymi służbami specjalnymi, sugerując, że każdy kto będzie domagać się godnego życia, jest wrogiem Polski… Całe działanie socjalne sprowadza się do filantropii, rozdawania okruszków z pańskiego stołu. Taki pański gest dla wygłodzonej i wynędzniałej masy.
Położyć kres (nie)rządowi
Populizm partii przejawia się w okresie wyborów i tylko na wybory. Po wyborach zapomina się o społeczeństwie, zaczynają się liczyć sponsorzy, lobbyści, kapitaliści. Władza zaczyna się samorządzić. Taka jest demokracja parlamentarna, takie są zasady kapitalizmu. Ścisłe powiązanie elit politycznych i gospodarczych, odgórne wprowadzanie zasad służących uprzywilejowanym. Władza państwowa jest pasożytem, naroślą na ciele społeczeństwa, wysysającą życiodajne soki z ludzi.
Nie zmieni tego żadna partia. Wszystkie są elementem układu. Alienacja władzy ma genezę obiektywną, wiąże się ściśle ze strukturą społeczną. Zmiana może przyjść tylko od dołu, od samego społeczeństwa – to czyn mas zmieniających zasady dystrybucji dóbr, władzy. Czyn znoszący przywileje i własność prywatną środków produkcji, na rzecz ich uspołecznienia. Znoszący podział na rządzących i rządzonych, na wyzyskujących i wyzyskiwanych.
W dzień wyborów na piwo - po wyborach na ulice
Nie głosujemy na żadne szumowiny. Wiemy czym się kierują partie. Nie zamierzamy legitymizować ich władzy. Nie pozostajemy też bierni, ślepi na problemu społeczne. Wręcz przeciwnie, chcemy realnego ich rozwiązania. Szukamy alternatywy dla konserwatywnych i gospodarczo liberalnych partii, dla pseudo-lewicy i neofaszystów zwących się narodowcami.
Wszystko wskazuje, że jedyną sensowną alternatywą jest protest społeczny, strajki i demonstracje – oddolny nacisk na rządowe szumowiny. Pracodawcy i politycy poza wyborami mówią przychylnie o postulatach pracowników czy grup niezadowolonych, gdy te stanowią siłę mogącą wyrwać im stołki spod dupy i to raz na zawsze. Społeczny, pracowniczy opór, wspólne domaganie się poprawy bytu jest jedyną drogą do godnego i spokojnego życia. Władza rozumie tylko argumenty siły – zagrożona dopiero idzie na ustępstwa.
Polsce potrzebne są masowe protesty, wskrzeszenie idei samorządności i solidarności. Samorządności rozumianej jako system, gdzie społeczeństwo samo rozwiązuje swoje problemy, a nie władzy partyjnej w skali regionalnej.
Jeśli zostawimy nasze wspólne sprawy politykom, może być już tylko gorzej. Prawica podzieli społeczeństwo, kanalizując frustracje w spektakularnych polowaniach na czarownice, ograniczając swobody obywatelskie, jednocześnie wprowadzając tak zwany wolny rynek. Rozszerzając swobody dla kapitału, likwidując swobody dla ludzi.