Zieloni Radykaliści
Walcząc o ochronę przyrody, można jej poważnie zaszkodzić. Ekologiczni sabotażyści z USA dokonali kilkudziesięciu aktów terroru, między innymi spalili kurort w Kolorado
Pod koniec sierpnia tego roku Finowie gorączkowo uganiali się za 2,5 tysiącem norek amerykańskich. Złapali blisko połowę. Reszta zwiała i szansa na ich odłowienie jest znikoma. W niebezpieczeństwie znalazły się kaczki, mewy, gęsi i cała masa innych dzikich zwierząt, które norka amerykańska, obcy i niebezpieczny gatunek w europejskiej przyrodzie, morduje z niezwykłą precyzją. A wszystko to stało się za sprawą miłośników przyrody, członków Frontu Wyzwolenia Zwierząt (Animal Liberation Front), którzy postanowili wypuszczać na wolność zwierzęta hodowane na fermach futrzarskich.
Działają już od ponad 30 lat. Na swojej stronie internetowej podają, że ich „krótkoterminowym celem jest ocalenie tak wielu zwierząt, jak to możliwe, i bezpośrednie przerywanie praktyki wykorzystywania zwierząt. Długoterminowym celem jest zakończenie cierpienia wszystkich zwierząt poprzez wyrzucanie z biznesu spółek wykorzystujących zwierzęta”. Prawdopodobnie wypuścili już na wolność setki tysięcy zwierząt z ferm futrzarskich, mięsnych i laboratoriów naukowych. Problem w tym, że tak jak w przypadku Finlandii ich działalność niejednokrotnie bardziej szkodzi przyrodzie, niż jej pomaga.
Prawa dla małp!
Takich pomysłów i akcji – budzących co najmniej kontrowersje – obrońcom przyrody nie brakuje. Zdarza się, że te idee popierają wybitni naukowcy skupieni w ścisłej organizacji, ale bywa też, że zwolennicy są anonimowi i rozproszeni w siatce luźnych powiązań. Do tej pierwszej kategorii niewątpliwie należy The Great Ape Project (Projekt na rzecz Dużych Małp Człekokształtnych) zainicjowany przez dwóch filozofów – Petera Singera z Australii oraz Paola Cavalieriego z Włoch. „Żądamy rozszerzenia wspólnoty równych, tak by należały do niej wszystkie duże małpy człekokształtne: ludzie, szympansy zwyczajne, szympansy bonobo, goryle i orangutany” – napisali naukowcy w swojej deklaracji. Potem wymieniają trzy podstawowe prawa, na razie przysługujące tylko człowiekowi, a które zdaniem twórców projektu należałoby przyznać też czterem gatunkom małp: prawo do życia, ochronę wolności jednostki i zakaz tortur.
Ale – jak pisze Singer – „Projekt na rzecz Dużych Małp Człekokształtnych nie odrzuca idei podstawowych praw dla innych zwierząt”. Projekt ma już 14 lat i coraz większą liczbę zwolenników. Jak wykazuje jednak na łamach „Journal of Biosciences” Jonathan Marks, antropolog z Uniwersytetu Północnej Karoliny w USA, projekt skupił się na problemach małp trzymanych w niewoli. Ze względów humanitarnych poprawiono ich warunki życia oraz... wstrzymano rozmnażanie. Szympansy i goryle z laboratoriów i ogrodów zoologicznych starzeją się i wymierają. Ponadto wstrzymano prowadzone na nich eksperymenty medyczne. Oznacza to brak nowych leków nie tylko dla ludzi, ale i dla małp. Natomiast życie dzikich szympansów i goryli z roku na rok się pogarsza. Projekt nie zajmuje się nimi, rozrastające się miasta zajmują ich środowisko, kłusownicy je wyłapują, a bliskość ludzi powoduje, że zarażają się nowymi chorobami, na które nie ma lekarstwa, bo nie prowadzi się eksperymentów medycznych. „The Great Ape Project może być bardzo prawdopodobną przyczyną wymierania wielkich małp człekokształtnych” – konkluduje Marks.
Z kolei Front Wyzwolenia Ziemi (The Earth Liberation Front) w imię ochrony środowiska zepsuł opinię jego obrońcom. Przed atakiem na World Trade Center FBI uważała ten ruch za najważniejsze wewnętrzne zagrożenie w Stanach Zjednoczonych. Jak twierdzi czasopismo „Do or Die”, Front jest odpowiedzialny za co najmniej 30 aktów terroru, które doprowadziły do strat liczonych w milionach dolarów. W 1998 roku na przykład jego aktywiści zaatakowali kurort narciarski w Kolorado, który zamierzał się rozbudować, niszcząc przy okazji obszary dzikiej przyrody. Szkody szacowane na 12–24 miliony dolarów zostały uznane za najdroższy w historii przypadek ekologicznego sabotażu w USA.
„Wyzwoliciele Ziemi” atakują też luksusowe osiedla, które powstają kosztem natury, firmy odpowiedzialne za wycinanie lasów oraz za badania genetyczne. Ich hasło brzmi: „Walczymy o przetrwanie naszej Ziemi, więc uderzajmy w kapitalistów, którzy ją niszczą, za pomocą wszystkiego, co możemy zebrać. Żadnych kompromisów w obronie Ziemi!”.
Earth Liberation Front nie jest zwartą organizacją. Nie ma władz, członków, nie prowadzi publicznych spotkań ani listy mailingowej. W zasadzie jest to ruch, którego etykietę może sobie przypiąć każdy, kto działa i spełnia jego cele.
Dobrowolna eksterminacja ludzi
Podobną strukturę ma chyba najbardziej radykalna z grup zielonych. Jej nazwa brzmi Ruch Dobrowolnego Zakończenia Rasy Ludzkiej (The Voluntary Human Extinction Movement), a naczelne hasło to: „Żyjmy długo, a potem wymrzyjmy” („May we live long and die out”). W największym skrócie chodzi o to, byśmy dobrowolnie przestali się rozmnażać, dzięki czemu pozwolimy Ziemi uwolnić się od gatunku ludzkiego. Na pytanie: „Co złego jest w dzieciach? Nie lubicie ich?”, na stronach ruchu można znaleźć następującą odpowiedź: „Ochotnicy Ruchu (...) kochają dzieci tak samo jak wszyscy inni. Posiadanie dzieci nie jest poważnym problemem – to posiadanie dorosłych wywołuje problemy”.
– Ja uważam, że wszyscy powinni mieć dzieci – komentuje dla „Przekroju” Ewa Symonides, profesor ekologii z Uniwersytetu Warszawskiego i autorka książki „Ochrona przyrody”. – Dopiero wtedy ludzie myślą mądrzej i dbają o to, by dla swych dzieci zachować piękną przyrodę.
ZIELONI RADYKALIŚCI
Wojciech Mikołuszko
Przekrój nr 43/44/2007