Złudny urok teorii spiskowych
Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem napisania czegoś na temat panoszących się w Internecie różnorodnych teorii spiskowych. W ich wytwarzaniu przoduje prawica, ale są dystrybuowane także przez część lewicy. Pozornie wydają się nieszkodliwym wariactwem, ale w moim przekonaniu są produktem ubocznym systemu i paradoksalnie ułatwiają kontrolę społeczną.
Sławni mężowie
Częściowo popularność teorii spiskowych bierze się z niskiej jakości edukacji. W szkołach w zakresie nauk humanistycznych, zwłaszcza historii, unika się przedstawiania jej w kontekście rozwoju procesów społecznych w których duże grupy społeczne grają kluczową rolę. Wykładana w szkołach sposób ujmowania dziejów niewiele zmienił się od lat - wciąż są to przede wszystkim Plutarchowskie "żywoty sławnych mężów", w których cała ludzka historia sprowadzana jest do perypetiów wąskiej elity, czy wręcz pojedynczych osób. Sporą uwagę przykłada się także do różnego rodzaju sensacyjnych momentów, które mają za zadanie ubarwić opowieść. Cel tutaj jest przede wszystkim wychowawczy - wzmacniający określone postawy społeczne, w tym przypadku kult autorytetów, wybitnych jednostek i przede wszystkim elit. Ponieważ szkolna historia, jest przede wszystkim historią elit. Wszyscy spoza jej szeregów są pozbawioną własnej historii szarą, bierną masą, którą kształtują i nadają sens dopiero aktywne, wybitne jednostki.
Ta na wskroś autorytarna wizja dziejów internalizowana jest także przez sporą część osób nie będących członkami klasy rządzącej. Nic dziwnego, że pokrzywdzeni przez system, pozbawieni odpowiednich narzędzi, zaczynają analizować rzeczywistość tak jak ich nauczono. Jest mi źle, czuję się wyzyskiwany, w szkole uczono mnie, że wszystko jest dziełem wybitnych jednostek, więc za moją biedą także stać muszą wyłącznie mroczne jednostki, które rządzą światem lub chcą nad nim zdobyć władzę.
Osoby, którym wydaje się, że odkryli wszechmocny spisek, wchodzą w tę narrację, stają się jej częścią. Wydaje im się, że w pewnym sensie dołączyli do jednostek wybitnych, które "rozumieją stan rzeczy". Przedarli się przez tajemnice i zasłony postawione przez spiskowców, okazali się silni, wybitni, mocni. Nie są już szarą, ciemną masą, która "niczego nie rozumie". Próba poinformowania ludzi o ich odkryciu powoduje często odrzucenie przez większość, co prowadzi do poczucia wyobcowania, ale jednocześnie także wyższości. Stają się niejako częścią elitarnej "antyelity", "antysalonu", który "wie co się święci", ale pozostaje niezrozumiały, choć w swoim rozumieniu wyraża interes większości. To jedyna satysfakcja jaką mają, ponieważ ich "prawdy", ich "opowieści" zawierają w sobie niemożność likwidacji problemu. Skoro wszystko i wszędzie jest dziełem wszechmocnych spisków za którymi stoją nadludzkie niemal postaci, skoro dajmy na to, służby specjalnie, finansiści, czy Żydzi, etc. kontrolują wszystko, mają wgląd w każde nasze działanie, przewidują przyszłość w stopniu zatrważającym i praktycznie zawsze udaje im się zrealizować swój tajny plan, to poważna zmiana jest w nieprawdopodobna. Nie można nawet zorganizować realnego oporu, skoro wszyscy dookoła mogą być w spisek zaangażowani, wszyscy są podejrzani, zwłaszcza ci którzy mają wątpliwości w stosunku do teorii spisku. Pozostaje więc gorzka satysfakcja, ale nie prowadząca do żadnych istotnych działań.
Prześledźmy pokrótce kilka popularnych teorii, które mogą pozornie wydawać się sensowne.
Finansjera rządzi światem
Bardzo popularna jest teoria głosząca, że gdyby nie finansjera (dawniej dodawano żydowska, ale to już niemodne), to kapitalizm działałby sprawniej (w wersji radykalnej, obecnie nie ma kapitalizmu, ale socjalizm kontrolowany przez rządy kontrolowane z kolei przez wąską grupę finansistów). Finansiści kontrolujący rządy są odpowiedzialni za kryzysy kapitalizmu, nakręcając bańki spekulacyjne, aby się na nich obłowić, zlikwidowali system waluty złotej, żeby móc drukować pusty pieniądz itd. Ta teoria ma wiele źródeł i posiada wiele wariantów, których nie sposób wszystkich w tym tekście wymienić. Pokrótce - przyczyną jej powstania jest między innymi konflikt między kapitałem produkcyjnym a kapitałem finansowym istniejący w kapitalizmie od dawna i odżywający w momentach, gdy kapitał finansowy ma większą moc niż produkcyjny, tak jak w obecnej chwili.
Kapitał produkcyjny chcąc stworzyć ideologiczną podbudowę swojej kontrofensywy mimochodem wytwarza teorie, które oskarżają o całe zło świata finansistów, próbując wciągnąć w tę wojnę resztę społeczeństwa szukając sojuszników także w innych grupach społecznych, a zwłaszcza w klasie pracującej. Obiecują, że gdy już pozbędziemy się złych finansistów, kapitalizm będzie lepszy, będzie mniej wyzyskiwał, będzie stabilniejszy i nie będzie generował bezrobocia, względnie inflacji. Piękna teoria, która nie uwzględnia kilku faktów - kapitalizm sam generuje kryzysy, bo tak działa od zarania swoich dziejów. Przede wszystkim - kapitalizm nie istnieje bez systemu bankowości, bez kredytów itd. czyli całego "złego świata finansjery". A więc nie istnieje też bez baniek spekulacyjnych, chaosu rynkowego (bogopodobna "niewidzialną ręką rynku"), dominacji wygranych w grze rynkowej nad przegranymi. Obecny kryzys nie wybuchnął z powodu spisku elit, moralnego upadku tej czy innej osoby, ale z powodu mechanizmów jakimi rządzi się kapitalizm, a te mechanizmy są jawne, a nie tajne, choć nieco bardziej skomplikowane.
Specyficzną wariacją na ten temat są wytwory umysłu np. Anthonego Suttona, który doszedł do tego, że nawet z rewolucją rosyjską stoi finansjera, która wysłała tam Trockiego i Lenina. Tak jakby bez Trockiego i Lenina nie wybuchłaby rewolucja, bo przecież w tej wizji rewolucje to spiski jednostek, a nie masowe zrywy wywołane przez napięcia społeczne.
Donaldu Tusku
Drugi przypadek, bardziej nam współczesny. Za wszystko co złe odpowiada Tusk i jego banda. Tusk zamordował Kaczyńskiego i "całą elitę kraju", Tusk zamordował Petelickiego, itd. Ta teoria jest szczególnie silna w środowiskach prawicowych, a niemal nieobecna w środowiskach lewicowych, które przecież także z Tuskiem mają na pieńku. Jest jednak dla prawicy bardzo poręczna - rzekomo wyjaśnia dlaczego źle się dzieje w kraju, dlaczego ludzie nie mają pracy i jednocześnie napędza wyborców "tym dobrym", którzy jeśli dojdą do władzy, wsadzą złych do więzienia za zbrodnie, wprowadzą wielką miotłą porządek w kraju, zlikwidują złych kapitalistów ("oligarchów") i na ich miejsce postawią dobrych kapitalistów z polskim, względnie amerykańskim kapitałem.
Ta teoria jest ślepa na fakt, że Tusk po prostu kontynuuje w sferze gospodarczej to, co robiły wszystkie rządy przed nim, łącznie z rządem Jarosława Kaczyńskiego, którego minister finansów Zyta Gilowska byłą i wciąż jest namiętną czytelniczką von Hayeka i innych teoretyków neoliberalizmu. Prawicowa opozycja nie ma żadnego alternatywnego planu gospodarczego. Jedynym jej programem jest "moralna sanacja", zastąpienie "tamtych naszymi". Dlatego prawica koncentruje się do obłędu na obrzydzeniu partii rządzącej na płaszczyźnie personalnej, bo podważając zbyt głośno ich program weszłaby na grząski grunt - ktoś mógłby im wypomnieć, że razem z PO obniżyli podatki dla najbogatszych i wprowadzali antylokatorskie ustawy ułatwiające wyrzucanie na bruk.
O dwóch takich co ukradli socjaldemokracji raj
Na koniec, żeby nie przedstawiać sprawy jednostronnie opiszę modną w niektórych środowiskach lewicowych, zwłaszcza socjaldemokratycznych, interpretację likwidacji państw socjalnych na Zachodzie. Często, zwłaszcza z popularnej lewicowej publicystyki, a także niektórych filmów i książek, zwłaszcza amerykańskich, wyłania się wizja ostatniego półwiecza, którą do pewnego stopnia można zakwalifikować jako spiskową teorię dziejów. Tutaj pojawia się często figura złego neoliberała, który za pieniądze korporacji tworzy think tank, dziesiątki think tanków, które oplatają świat i za ich pomocą przekonuje klasę polityczną, że państwo socjalne jest złym socjalizmem, stalinizmem, polpotyzmem (czy co tam jeszcze) i należy je odrzucić. I klasa polityczna kraj po kraju od USA i Wielkiej Brytanii poczynając a na Niemczech i nawet Szwecji kończąc zaczyna pod wpływem tych podszeptów knuć i likwidować usługi publiczne. Neoliberałowie są tak bezczelni, że przekupują nawet tak potężne partie lewicowe jak niemiecka SPD, czy francuska albo hiszpańska partia socjalistyczna. Ta teoria jest bardzo wygodna dla sporej części lewicy, bo zwalnia ją z obowiązku analizy własnych błędów i przyczyn kryzysu socjaldemokracji. Mamy za to proste wyjaśnienie: szczytne ideały zdradzili źli ludzie, Schroeder, Blair i Mitterrand. Jakże to niedalekie od teorii prawicowych głoszących, że system jest dobry, tylko źli ludzie rządzą.
Takie postawienie sprawy uniemożliwia odkrycie przyczyn obecnego kryzysu lewicy, a więc co za tym idzie także jej naprawę. Nie ma miejsca tutaj, żeby analizować dokładnie kwestię kryzysu socjaldemokracji. Kiedyś mam zamiar napisać na ten temat znacznie więcej. Teraz ograniczę się krótko do przypomnienia, że państwo socjalne, jako wytwór pewnego momentu historycznego zachwiało się nie pod wpływem wrogiej propagandy. W latach powojennych królował keynesizm (teoria, co warto wspomnieć, wywodząca się z pewnego nurtu liberalizmu) od niemieckiej chadecji po brytyjskich socjalistów, państwo socjalne było niepodważalnym dogmatem - mogły być różnego rodzaju wariacje na temat, ale ktokolwiek podważał ten sojusz klasowy, ten dowód, że kapitalizm można ustabilizować dzięki pokojowi społecznemu, uzyskanemu dzięki instytucjom państwa socjalnego, był uznawany za szkodliwego wywrotowca względnie wariata. Hayek i Mises, którzy pragnęli na nowo uwolnić kapitalizm z pęt jak to nazywali "kolektywizmu", byli marginalnymi postaciami. Tak samo ci, którzy krytykowali kapitalizm z lewa, którzy uważali ten sojusz kapitału z pracą za niemożliwy do utrzymania na dłuższą metę, byli traktowani podobnie.
A potem przyszedł przełom lat 60. i 70. i gmach zaczął się kruszyć. Nie w wyniku knowań marginesu neoliberalnego, nie w wyniku spisku, ale w wyniku mechaniki samego kapitalizmu, który właśnie zrywał się z pęt lokalnych państw i wchodził dziarsko w kolejną fazę globalizacji, silniejszą niż kiedykolwiek. Dodatkowo samo państwo socjalne pokazało swoje ograniczenia. Mało który lewicowiec chce pamiętać, że liczba "wystrajkowanych" godzin w Wielkiej Brytanii w latach 70. była wyższa niż za czasów Thatcher w latach 80. Inflacja pożerała zarobki robotników, robotnicy domagali się podwyżek, system nie był już w stanie w swoich ramach dalej trwać w takiej postaci. Wtedy lewica mogła pójść dalej i zaproponować inny system gospodarczy. Dominująca politycznie socjaldemokracja jednak nie była do tego już zdolna, wierzyła w kapitalizm nie mniej niż chadecja. Nie była to zresztą wyłącznie jej wina. Wisiał bowiem nad nią mroczny cień ZSRR i "dokonań" bolszewików, którzy uczynili wszelkie myślenie o rewolucyjnym obaleniu kapitalizmu niemożliwym na ówczesnym etapie. Socjaldemokracja bała się wydania ze swego łona kolejnego autorytarnego potwora i stała w rozkroku sparaliżowana i niezdecydowana. I dopiero wówczas prawica wydobyła z zapomnienia pomysły neoliberałów (które spotkały się początkowo z silną opozycją nawet w brytyjskiej Partii Konserwatywnej). W sytuacji kiedy lewica nie wiedziała co robić, prawica narzuciła ton i wygrała. Choć po 30. latach widać, że było to zwycięstwo pyrrusowe, bo wraz z ofensywą neoliberalną i kruszeniem się państwa socjalnego obudziły się na Zachodzie dawno zdawałoby się spetryfikowane moce walk klasowych.
To nie spisek neoliberałów zabił państwo socjalne. Zrobił to kapitalizm i jego niesamowita siła łamania wszelkich ograniczeń mu narzucanych, o czym z mieszaniną podziwu i lęku pisał swego czasu Marks.
Jak to się stało?
Jednakże siła wiary we wszechmoc think tanków, które na lewicy socjaldemokratycznej wydają się być głównymi kołami zamachowymi przemian neoliberalnych, jest na tyle silna, że sama próbuje powtórzyć tę samą drogę. Mnogość różnego rodzaju grup i grupek, które zajmują się "wpływaniem na dyskurs", w tym kontekście dziwić nie może. Także wiara w to, że "stare partie zdradziły" i trzeba budować nowe partie z nowymi, "dobrymi ludźmi" jest naiwna, ale także nie zaskakuje. Przecież, zdaniem wielu, to nie państwo socjalne jako próba ustabilizowania kapitalizmu zawiodło. Zawiedli przysłowiowy Schroeder z przysłowiowym Blairem. Jak to się stało, że potężna partia robotnicza SPD, w której swego czasu działali i Róża Luksemburg i Kautsky, tak się zdegenerowała? Spisek? Rzadko słychać na lewicy poważne i pogłębione refleksje na ten temat. Z wielu tekstów lewicowych można wywnioskować, że do partii, ba, do lewicy całej, przeniknęli agenci i przejęli ją od środka.
Po błędnie postawionej diagnozie lek będzie raczej mało nieskuteczny. To nie spiski neoliberałów i ich think tanków o których wszechmocy krążą już na lewicy niemal legendy spowodowały upadek lewicy i to nie think tanki odwrócą bieg wypadków. Nie znaczy oczywiście to, że refleksja teoretyczna nie jest potrzebna. Znaczy to jedynie, że ratunek nie przyjdzie z tej strony, a nawet może go opóźnić, jeśli teoria będzie tworzona w oderwaniu od analizy rzeczywistych zdarzeń.
Nie znaczy to oczywiście, że w historii nie miały miejsca spiski, zamachy i szkodliwa działalność agentury. To o czym należy jednak pamiętać, to fakt, że agentura rzadko kiedy jest naprawdę skuteczna w obliczu realnie istniejących sił społecznych, nigdy też spiski nie są wszechogarniające całe życie społeczne ani w istotny sposób nim nie sterują. Żaden spisek w który zaangażowanych jest więcej niż kilka osób nie może się powieść.
Na powyższych przykładach wyraźnie widać, że teorie spiskowe w znakomity sposób utrudniają znalezienie rozwiązań, ponieważ nie pokazują źródeł problemów. Choćbyśmy zamknęli wszystkich domniemanych iluminatów, ujawnili wszystkich agentów, zakazali działać neoliberalnym think tankom, a zostawili nietknięte mechanizmy, które nas do dzisiejszych problemów doprowadziły, to pozostaniemy w tym samym miejscu. Tabletka przeciwbólowa powoduje, że głowa przestaje boleć, ale nie likwiduje przyczyny bólu.
--
Zapraszam na Facebooka:
http://www.facebook.com/wolnelewo
i bloga: http://lewica-wolnosciowa.blogspot.com/