Ależ groźny gen korupcji
Ależ groźny gen korupcji !!!
Artykuł prof. Piotr Węgleńskiego, dyrektora Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego w Gazecie Wyborczej wpisuje się w
ogólnopolskie larum jakie podnoszą niektórzy naukowcy apelujący w oficjalnych wystąpieniach do rządu o zniesienie zakazu stosowania GMO argumentując to blokowaniem postępu i spychaniem Polski, w tym polskiej nauki, w strefę światowego ciemnogrodu. Ostrzegając równocześnie, że przed
postępem biotechnologicznym nie ma ucieczki, zaś szerokie zastosowanie technologii transgenicznych na terytorium RP jest tylko kwestą czasu, i
żaden rząd nie zdoła temu zapobiec. Takie są bowiem tendencje, że areał roślin GMO powiększa się z roku na rok, rolnicy na całym świecie przekonali się do ich upraw zarzucając tradycyjne metody na rzecz rewelacyjnych upraw transgenicznych.
Powyższe tezy oparte są w większości na materiałach dostarczanych przez paranaukową organizację pod nazwą ISAAA - International Service for the Aquisiton of Agro-Biotech Applications, która w służbie światowego
przemysłu biotechnologicznego, w zamian za milionowe budżety odwdzięcza się odpowiednio spreparowanymi raportami.
Zatroskanym o wizerunek polskiej nauki, zdeformowany na skutek próby odrzucania nośnika postępu jakim jest biotechnologia, należy wskazać, że w tym ciemnogrodzie Polska wcale nie jest osamotniona. W 2005 roku również społeczeństwo Szwajcarii, w ogólnokrajowym referendum, opowiedziało się przeciw stosowaniu GMO w produkcji żywności, zaś Włochy , Grecja, Austria, Węgry a ostatnio także Francja utrzymują zakaz stosowania zasiewów roślin GMO narażając się na sankcje Komisji Europejskiej, która pod naciskiem WTO (Światowej Organizacji Handlu ) zmusza kraje członkowskie do podporządkowania się werdyktowi tzw. Panelu WTO. W istocie wskutek werdyktu trzy osobowego gremium jakim był wspomniany Panel cofnięto w Europie moratorium na stosowanie roślin genetycznie modyfikowanych, natomiast Państwa Członkowskie zobowiązane zostały do wprowadzenia w życie nierealnych i kosztownych procedur tzw. koegzystencji dla "bezpiecznego" stosowania, de jure ( Commetee of Regions draft Opinion... DEVE-IV-006 ) groźnych i wysoce inwazyjnych odmian GMO w otoczeniu upraw konwencjonalnych i ekologicznych.
Wracając jednak do naukowego lobbingu na rzecz GMO należy podkreślić, iż poziom argumentacji merytorycznej powyższych deklaracji poparcia zniżony do rozpowszechnianych w Polsce reklamówek koncernów biotechnologicznych, oraz determinacja, niezbicie świadczą o jawnej stronniczości części polskich biotechnologów, którzy swoim autorytetem niewątpliwie akredytują obsceniczną, piarowską kampanię przemysłu transgenicznego. Sugeruje to
istnienie powiązań nie mających nic wspólnego z szeroko pojętą etyką i niezależnością naukową, skłaniając raczej do skierowania ich pod ocenę tak
popularnej dziś w naszym kraju instytucji jaką jest CBA.
Rzecz w tym , że z braku właściwego zaplecza w postaci kompetentnych i obiektywnych zespołów eksperckich, Rząd Polski, na przykład w osobie
ministra Sawickiego skłonny raczej jest "kupować" tezę lansowaną przez lobbujących naukowców, niż odnosić się do alarmistycznych interpretacji części niezależnych profesorów biologii , którzy pełną swobodę oceny faktów dotyczących zagrożeń ze strony GMO zawdzięczają etyce ukształtowanej w
trakcie wieloletniej służby dla Polskiej Nauki, doświadczeniu, gruntownej znajomości tematu oraz determinacji w wykorzystaniu powyższych walorów dla dobra społecznego.
Nie oznacza to oczywiście, że wśród młodych naukowców i adeptów biologii w Polsce nie ma przeciwników GMO. Jest ich bardzo wielu, jednak proces długoletniej indoktrynacji dla dostosowania profilu naukowego do wymagań
wielkiego płatnika - przemysłu biotechnologicznego, poczynił w ich kręgach
istne spustoszenie.
Jak dotychczas największym osiągnięciem polskiej transgeniki jest stworzenie pod egidą profesora Stefana Malepszego tzw. "słodkiego ogórka". W istocie, w wyniku żmudnych zabiegów polegających najpierw na wyizolowaniu z pewnego gatunku owocu tropikalnego genu odpowiedzialnego za słodki smak, a następnie jego transgenzy do materiału genetycznego ogórka uzyskano odmianę charakteryzującą się lepszymi walorami smakowymi.
Biotechnologia jest nauką niesłychanie rozległą. Zakres wiedzy szczegółowej jaką należy przyswoić, nakłady pracy studentów dla opanowania materiału
pamięciowego szczególnie w zakresie biologii molekularnej, matki transgeniki, jest dla przeciętnego zjadacza ogórków wprost niewyobrażalny.
Czy można więc kogoś, kto poświęcając wiele lat ciężkiej pracy dla opanowania kanonów i warsztatu biotechnologa, motywowanego wizją stworzenia
nowego żywego organizmu, dajmy na to ogórka bez skórki, przekonać, że jego zamiary są nieetyczne a realizacja ich może doprowadzić do skutków
negatywnych o niewyobrażalnych rozmiarach ?
Można, ale jest to bardzo trudne.
W opinii wielu niezależnych naukowców transgeneza stanowi chyba najpoważniejszy problem etyczny w historii nauki a nawet w historii życia na
Ziemi. Przestrzegają oni, że podążanie drogą inżynierii genetycznej bez całkowitej wiedzy o jej skutkach jest nie tylko niemądre, ale wręcz
niebezpieczne. W ten sposób mogą powstać zupełnie nowe choroby, źródła raka i alergii, nieznane wcześniej epidemie a nawet pandemie.
Kompromitujący jest poziom argumentacji prof. Węglewskiego, który zajmując eksponowane stanowisko naukowe zdaje się nie posiadać żadnej wiedzy o odkrytym i potwierdzonym zjawisku tzw. "horyzontalnego transferu genów".
Polega ono na przenikaniu i integrowaniu się z obcym materiałem genetycznym całego insertu transgenicznego, zawierającego oprócz pożądanego genu również geny promotorów i wektorów skutecznie przełamujące bariery odpornościowe. Potwierdzające ten fakt odkrycia obecności czynnego materiału transgenicznego w bakteriach jelit zwierząt i ludzi spożywających rośliny
GMO są powszechnie znane w środowiskach biotechnologów.
Teoretycznie więc gen odpowiedzialny za "wyrastanie rogów ", zaopatrzony w odpowiednie "wzmacniacze", może również spowodować powstawanie tych wstydliwych narośli nawet na nobliwych głowach niektórych naukowców.
Po przeczytaniu artykułu prof. Węgleńskiego zachodzi obawa, że wołowina z krów zarażonych BSE została zbyt późno wycofana z polskiego rynku.
Paweł Połanecki