Córy Ewy (Jan Paweł II nie lubi kobiet)

Publicystyka

Korytarzami pałacu szła kobieta. Towarzyszył jej mężczyzna w ciemnym garniturze, ale nie rozmawiali. Nie poświęcała uwagi szybko mijanym posągom, gobelinom i freskom. W jednej z komnat rzuciła okiem na starą Biblię, leżącą na pięknie rzeźbionym marmurowym stole, ale choć te kunsztowne przedmioty ją ciekawiły, nie robiły na niej wrażenia. Przywykła do różnych cudów tego świata. Rzym, Nowy Jork, Londyn czy Genewę znała równie dobrze jak wielkie miasta w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej. Zresztą tego poranka, 18 marca 1994 roku, nie przeznaczyła na zwiedzanie. Przybyła tu w konkretnej sprawie - pomówić o kobietach, matkach i rodzinach. Delikatnie i z uczuciem, jeśli trzeba szczerze, ale i bardzo twardo.

W Sali Klementyńskiej dostrzegła tron - w tej chwili pusty, lecz majestatyczny - ale mężczyzna w ciemnym garniturze powiódł ją spiesznie innym korytarzem.

Jan Paweł II czekał w swoim gabinecie. Przez wszystkie lata jego pontyfikatu kobiety stanowiły problem, a przynajmniej tak na okrągło pisała światowa prasa. W mediach ciągle mówiono o aborcji, o tym, że papież odmawia kobietom prawa wolnego wyboru albo że nie pozwala im być kapłankami. Ciągle oskarżano go o wstecznictwo oraz nieczułość na aspiracje i potrzeby współczesnych kobiet. Te zarzuty sprawiały mu przykrość. Dowiadując się o nich z dostarczanych mu wyciągów informacji, reagował jedynie zmarszczeniem brwi.

To, co sądził o swoim stosunku do kobiet, bardzo różniło się od negatywnego obrazu stworzonego przez media. Znał siebie. O kobietach myślał zawsze z najgłębszą czułością. Czyż nie uważał ich za istoty niezastąpione, nadzwyczajne? Czyż w specjalnie napisanym liście apostolskim “Mulieris dignitatem" (“O godności kobiety"), nie oznajmił, że “kobieta stanowi szczególną wartość osobową ze względu na swoją kobiecość"? Czyż nie złożył lirycznego hołdu “miłości oblubieńczej, której macierzyński potencjał kryje się w sercu kobiety - dziewiczej oblubienicy"? Czyż nie był przekonany, że w połączeniu z Chrystusem “geniusz kobiety" pozwala jej miłości “otworzyć się w stosunku do wszystkich i każdego"?

Radykalny feminizm zasmucał Karola Wojtyłę. Ilekroć temat ten wypływał podczas wizyt Zofii Zdybickiej w Watykanie, mawiał zakłopotany: “Siostro, ja tak bardzo szanuję kobiety, tak wysoko je cenię". Wiem, że w kobietach tkwią ogromne możliwości czynienia dobra (...), tylko podlegają kulturowym ograniczeniom".

Raz, w roku 1993, oddał przed całym światem cześć kobietom, mówiąc z wychodzącego na plac św. Piotra okna swego gabinetu: “Maryjo, Niepokalana Dziewico i Matko Odkupiciela, w imieniu całego Kościoła pragnę z całego serca podziękować Bogu za dar kobiety, za wszystkie kobiety i za każdą z osobna".

Ale fala krytyki wobec niego, tak w Kościele, jak i poza nim, nigdy nie opadła. Jego podejście do spraw macierzyństwa od podejścia feministek i innych kobiet, które w żadnym razie by siebie feministkami nie nazwały, zawsze dzieliła przepaść. Dla Jana Pawła II, widzącego w ciąży wzniosły symbol, “brzemienność jest metaforą kontemplacji" - wyjaśnia David Schindler, amerykański wydawca sponsorowanego przez Ratzingera teologicznego czasopisma “Communio" - “noszenia czegoś w sobie i myślenia o tym, wczuwania się w to. A potem przychodzi czas dojrzewania, wydania na świat, porodu, któremu towarzyszy cierpienie i ból. Taki jest fundamentalny pogląd papieża".

Ale dla feministek i innych podejrzliwie traktujących nazbyt romantyczne, bałamutne wyobrażenie o kobiecie jako aniele i matce, najważniejsze było uznanie ich praw do decydowania o własnych ciałach, uwolnienie od roli naczyń, doniczek do hodowania cennych roślin. Konflikt więc narastał.

Jan Paweł II świetnie wiedział o duchu krytycyzmu i sprzeciwu w kwestii kobiet, rozpowszechnionym w świecie katolickim, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, jak wciąż przypominały mu wydziały Kurii. W końcu to amerykańska zakonnica, przełożona zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia, jako pierwsza przeciwstawiła mu się rok po wybraniu go na głowę Kościoła. Doszło do tego ostatniego dnia jego pierwszej wizyty w Stanach, w październiku 1979 roku, w waszyngtońskim Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia. Mimo że od początku pontyfikatu - i podczas amerykańskiej pielgrzymki - nalegał na noszenie tradycyjnych ubiorów zakonnych, z około pięciu tysięcy sióstr, które zjawiły się w świątyni, ponad dwie trzecie przyszło w świeckich strojach, bez welonów i habitów. Nieposłuszeństwo irytowało go.

W neogotyckiej nawie głównej i nawach bocznych dostrzegł wśród tłumu kilkadziesiąt sióstr, które, niczym wolontariuszki jakiejś organizacji, odróżniały się od reszty dziwnymi niebieskimi opaskami na rękach. Od swoich watykańskich doradców usłyszał, że są to zwolenniczki święceń kapłańskich kobiet. Ich hasło brzmiało: “Jeśli kobiety mogą piec chleb, to mogą się też nim łamać".

Wybrana do powitania go siostra Theresa Kane, przewodnicząca Amerykańskiej Konferencji Przełożonych Zakonów Kobiecych, również miała na sobie świecki strój. Kończąc oficjalną, niespełna dziesięciominutową przemowę kobieta w granatowym kostiumie powiedziała do mikrofonu dźwięcznym głosem: “Wasza Świątobliwość, reagując na cierpienia kobiet, Kościół powinien rozważyć możliwość dopuszczenia ich do wszelkich posług kapłańskich". Zarejestrowaną przez telewizję owację zgotowaną jej po tym oświadczeniu pokazano w całych Stanach.

Potem zaś siostra Kane podeszła do siedzącego papieża i pozdrowiła go w nieledwie pozbawiony szacunku (w porównaniu z pokorą polskich i włoskich zakonnic), demokratyczny sposób słowami: “Dzień dobry, miło mi powitać". Po uściśnięciu mu ręki poprosiła o błogosławieństwo, uklękła, ale nie ucałowała papieskiego pierścienia. Jan Paweł II zapamiętał to sobie. Gdy przemówił do sióstr w sanktuarium, jego zwykła życzliwość i przyjacielskość zniknęły. Nie uśmiechnął się ani razu.

Watykan, wspomina po latach siostra Kane, zareagował na to wydarzenie szybko. Kiedy kilka tygodni potem przyjechała do Rzymu na posiedzenie Kongregacji do spraw Zakonów, wręczono jej lakoniczny list następującej treści: “Bylibyśmy zobowiązani, gdyby zechciała siostra wyjaśnić sprawę powitania Jego Świątobliwości w Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia".

W Watykanie przyjął ją jednakże nie prefekt Kongregacji, kardynał Eduardo Pironio, lecz jakiś ksiądz, przeprowadzając z nią odrobinę absurdalną, podszytą zawoalowaną groźbą rozmowę.

“Ponieważ wyczerpaliśmy pozostałe tematy, proszę mi wyjaśnić sprawę tego powitania" - powiedział.

“A co konkretnie mam wyjaśnić, proszę księdza?" - spytała.

W pokoju zaległa głucha cisza. Wreszcie jej rozmówca zwrócił się do kolegów i spytał: “Co chcemy wyjaśnić?".

Nie odpowiedzieli. Najwyraźniej chcieli od niej usłyszeć, że w swojej przemowie do Jana Pawła II nie poruszyła kwestii święceń kapłańskich kobiet.

Nie uległa. “Chcę, żebyście wiedzieli: powiedziałam o święceniach (...) była o nich mowa" - odparła. Kary doczekała się pod koniec swojej kadencji na stanowisku przewodniczącej Konferencji Przełożonych Zakonów. Kiedy poprosiła o spotkanie z papieżem, Watykan przysłał odpowiedź, że byłoby ono “niestosowne".

To zapoczątkowało protesty kobiet. Na przestrzeni lat tylko one - z nielicznymi wyjątkami - przeciwstawiały się Janowi Pawłowi II w obecności dużych audytoriów, prasy i telewizji. Oszczędne w słowach, nie rezygnowały jednak ze stałych tematów, przekazując je sobie niczym sztafeta biegaczek pałeczkę.

W roku następnym, 1980, w stolicy bardzo katolickiej Bawarii, Monachium, młoda Barbara Engel skrytykowała stanowisko kościoła w sprawach seksualnych i celibatu księży. W Szwajcarii papieżowi przeciwstawiła się również kobieta, Margrit Stucky-Schaller. “Szkoda, że nasza praca tak niewiele znaczy dla wiary i Kościoła. Mamy wrażenie, że nas, kobiety uważa się za obywateli drugiej kategorii" - powiedziała.

W roku 1985 w Belgii i Holandii powitano Jana Pawła II barwniej i weselej. W Utrechcie na ulice wyległy tysiące punków, anarchistów, homoseksualistów i lesbijek, głośno i z fantazją protestując przeciwko papieskiemu absolutyzmowi. Starcia z policją trwały trzy godziny. Jeszcze tego samego dnia, na spotkaniu z organizacjami misjonarskimi, główna mówczyni, Hedwig Wasser, zadała papieżowi trudne pytania: “Jak możemy być wiarygodni, skoro przy głoszeniu ewangelii, zamiast wyciągać do ludzi pomocną dłoń, wytykamy im palcem winy? Skoro zamiast ich przygarnąć, odtrącamy rozwiedzione pary, homoseksualistów, żonatych księży i kobiety?". A potem, nie przejmując się jego wyraźnie skonfundowaną świtą, utkwiła w Janie Pawle II spojrzenie i ze spokojem oświadczyła: “Ostatnie wydarzenia w pewnych sferach kościelnych zmusiły wielu z nas do nieposłuszeństwa wobec Kościoła".

W Louvain-la-Neuve, filii starego flamandzkiego uniwersytetu, atak na papieża przypuściła mająca polskie korzenie przewodnicząca związku studenckiego, Veronique Yoruba. “Martwi nas, że używanie środków antykoncepcyjnych spycha małżeństwa na margines Kościoła - powiedziała. - Dziwią nas niektóre posunięcia Waszej Świątobliwości wobec Ameryki Łacińskiej i teologii wyzwolenia. Bo dla nas zarówno Nikaragua, jak Polska, zarówno Salwador, jak Chile, są krajami, w których lud walczy o te same zasady sprawiedliwości, wolności i demokracji, tak bliskie Kościołowi".

W uniwersyteckim audytorium maksimum zapanowała nieopisana wrzawa. Owacja sympatyzujących z Yoruba zderzyła się z okrzykami starających się ją zagłuszyć zwolenników Wojtyły: “Niech żyje papież!". Na co dziewczyna zawołała w stronę najbardziej rozgorączkowanych: “Dziękuję ci, Opus Dei!". Jan Paweł II zareagował na to łagodnie, po ojcowsku, całując młodą studentkę w głowę.

Ale na wiosnę 1994 roku trudno było wygasić podobne konflikty tanim teatralnym gestem. W oczach papieża kobieta, z którą właśnie miał się spotkać, była aniołem śmierci. Rok ten rozpoczął Jan Paweł II od oświadczenia, że ONZ zmierza do zniszczenia rodziny i życia, a ma się to dokonać na konferencji w Kairze.

Zaplanowana na wrzesień Konferencja w sprawie Zaludnienia i Rozwoju miała zatwierdzić uzgodniony na spotkaniach roboczych program działania, któremu przyświecały dwie zasady: prawo małżeństw i osób do reprodukcji i jej ochrony przez służbę zdrowia. Podkreślano w nim obowiązek państwa zapewnienia opieki zdrowotnej i swobodnego dostępu do metod zapobiegania ciąży. W obawiającym się masowego rozpowszechniania pigułek antykoncepcyjnych i prezerwatyw Janie Pawle II wzbudziło to podejrzenia. Ale najbardziej zaniepokoiły go natarczywe postulaty bezpiecznej, zalegalizowanej aborcji.

W przygotowanych dla niego materiałach watykański Sekretariat Stanu podkreślał, jak wielkie polityczne zmiany zaszły w świecie od czasu konferencji w Meksyku przed dziesięciu laty. Dążąc do zjednania sobie papieża i umocnienia strategicznego sojuszu z Watykanem, rząd Reagana przeforsował politykę “na rzecz życia". Ale wiatry w Waszyngtonie zmieniły kierunek. Rząd Clintona poparł prawo kobiety do wolnego wyboru, bezpiecznej i legalnej aborcji oraz stanął w obronie prywatności jednostek w sferze seksualnej, w tym homoseksualistów.

Dla Jana Pawła II było to nie do przyjęcia. Podejrzewał, że Stany Zjednoczone i amerykańskie feministyczne grupy nacisku pragną narzucić krajom rozwijającym się zachodnie obyczaje seksualne. W wystosowanym kilka tygodni wcześniej “Liście do rodzin całego świata" nakreślił linię frontu, na którym stały naprzeciwko siebie po jednej stronie broniona przez Kościół cywilizacja życia i miłości, a po drugiej zgubna antycywilizacja - przesiąknięta utylitaryzmem, z jego nieodpowiedzialnym wychowaniem seksualnym, aborcją na żądanie, propagandą wolnej miłości (“która niszczy rodziny"), rozbitymi małżeństwami (pozostawiającymi “sieroty, “których rodzice żyją") i związkami homoseksualnymi - zmierzająca w kierunku “zagrażającym przyszłości rodziny i społeczeństwa".

W tej chwili zaś pracował nad najnowszą encykliką, “Evangelium Vitae", (“Ewangelią życia") - huraganowym atakiem na takie “zagrożenia dla życia, jak eutanazja i aborcja.

Idąca na spotkanie z nim kobieta miała świadomość, że będzie zaciekle walczył przeciwko nowej masakrze, prawdziwej rzezi niewiniątek, nowej zagładzie, bo z zagładą kojarzyło mu się zawsze słowo “aborcja".

Otworzono drzwi.

Pośrodku gabinetu stało biurko. Kiedy ruszyła w jego stronę, siedzący przy nim papież wstał kurtuazyjnie. Był sam. Miał wrażenie, że całe światło w pokoju skupia się na jego białej sutannie i złotym pektorale.

Jan Paweł II przyjrzał się gościowi. Pani Nafis Sadik, podsekretarz ONZ, organizatorka Konferencji do spraw Ludności i Rozwoju, ubrana była w narodowy strój pakistański - długi, owinięty wokół ciała, przypominający sari, pastelowy kawałek materiału i kolorowe spodnie. Blisko sześćdziesięcioletnia, skórę miała ciemną, włosy wciąż kruczoczarne, a jej spokojna twarz wyrażała stanowczość.

Po szybkim powitaniu i uściśnięciu dłoni, wskazując jej fotel powiedział: “Pani wie, że ten rok jest Rokiem Rodziny" i dla większego efektu zawiesił głos. Nim jednak, zaskoczona, zdążyła usiąść i mu odpowiedzieć, dorzucił: “Ale dla mnie jest to rok rozpadu rodziny".

Uderzył ją jego oskarżycielski ton. Gdy natychmiast zaczęła mu tłumaczyć, że na świecie jest wiele rodzajów rodzin: wielopokoleniowe, składające się tylko z rodziców i dzieci, z jednym rodzicem, osierocone, Jan Paweł II uniósł palec i rozpoczął perorę. “A jak pani zdaniem rozmnożyły się populacje ludzkie? - spytał. - Dzięki rodzinie. Rodzina to mąż, żona i dzieci. A jedyną podstawą rodziny jest małżeństwo. Homoseksualiści i lesbijki nie tworzą rodzin".

Pani Sadik przemknęły przez głowę słowa: “Wasza Świątobliwość nie zna życia", ale powiedziała mu tylko, że program działania konferencji dotyczy głównie dzieci i matek, a więc osób najbardziej narażonych na skutki nadmiernej dzietności rodzin i przemoc seksualną.

“Narody Zjednoczone muszą zabrać głos, ONZ musi objąć moralne i duchowe przywództwo" - oświadczył, znów podnosząc prawą rękę.

Rozmówczyni dostrzegła jej drżenie, twarz Karola Wojtyły zdradzała napięcie. Pani Sadik powróciła do wyjaśnień, że Narody Zjednoczone muszą reprezentować poglądy wszystkich swoich członków, odzwierciedlać obyczaje i kulturę 5,7 miliarda ludzi. Ale trudno jej było przedstawić swoje argumenty, gdyż papież wciąż jej przerywał i przeskakiwał z tematu na temat.

“Dlaczego podchodzicie do tych spraw inaczej niż na poprzednich konferencjach?" - spytał.

“Wasza Świątobliwość powinien być zadowolony, bo w kwestii zaludnienia skupiliśmy się na osobie ludzkiej. Nie mówimy o liczbach. Wyłącznie o indywidualnych wyborach i indywidualnych potrzebach".

Właśnie to było największą nowością w dokumencie przygotowanym na konferencję w Kairze. Sprawę wzrostu zaludnienia powiązano w nim z zagadnieniami rozwoju społecznego - oświaty, zdrowia, większych uprawnień dla kobiet. Zamiast zalecać limity liczbowe, zachęcające, jak do tej pory, państwa do ograniczania rozmiarów rodzin, kładziono nacisk na prokreacyjne prawa kobiet, swobodę w wyborze metod planowania rodziny i opiekę zdrowotną. Nie popierając aborcji, lecz czując się w obowiązku podjąć jej temat, autorzy dokumentu domagali się, aby zabiegi przerywania ciąży były zarówno prawnie dozwolone, jak bezpieczne.

“Kto zrobił więcej dla rozwoju niż Kościół?" - spytał znienacka Jan Paweł II, pochylając się w stronę pani Sadik i patrząc na nią surowo.

“Doceniam jego zasługi, lecz nie w dziedzinie planowania rodziny" - odparła, dodając, że kiedyś uczyła się w szkole zakonnej w Kalkucie.

Wiedziała już, jak trzeba z nim rozmawiać. Papież spojrzał jej prosto w oczy. Zmobilizowana, odpowiedziała mu takim samym spojrzeniem. Była to najprawdziwsza walka, a nie uprzejma wymiana sprzecznych poglądów.

Głosy rozlegały się na przemian: kobiecy - cieplejszy i łagodniejszy; męski - surowszy i niespieszny. Co jakiś czas papież unosił rękę w geście kaznodziei, który pragnie podkreślić jakąś kwestię. Wysłanniczka ONZ siedziała niemal bez ruchu. Czasem tylko poprawiała zsuwający się rąbek sari*.

*Całą tę scenę pani Sadik opisała późnię] w sprawozdaniu.

Planowanie rodziny musi być zgodne z moralnymi, duchowymi i naturalnymi prawami" - oświadczył Jan Paweł II.

“Ale w planowaniu rodziny nie można w pełni polegać na prawach naturalnych" - odparła, po czym przeszli do sprawy swobody jednostek w planowaniu rodziny.

“W tej mierze o prawach i potrzebach jednostki nie może być mowy - stwierdził papież. - Istnieją tylko prawa i potrzeby par małżeńskich".

“Tak, ale 'pary' zakładają równość partnerów - zareplikowała. A w wielu społeczeństwach, nie tylko w Trzecim Świecie, kobiety nie są równe mężczyznom. W rodzinach jest wiele przemocy seksualnej. Kobiety bardzo chętnie stosowałyby naturalne metody antykoncepcji i wstrzymywały się od stosunków płciowych, bo to one zachodzą w ciążę, choć nie chcą. Lecz do tego potrzebne jest współdziałanie ich partnerów. - Przypomniała, że co roku około dwustu tyysięcy kobiet umiera wskutek samodzielnych prób usunięcia płodu. - Przywódcy religijni, a właściwie my wszyscy musimy zająć się tym bardzo poważnym problemem".

“A nie sądzi pani, że do nieodpowiedzialnego zachowania się mężczyzn przyczyniają się same kobiety?" - wtrącił Jan Paweł II.

To ją poraziło. “Opadła mi szczęka" - zwierzyła się potem.

Spostrzegłszy zszokowaną minę rozmówczyni w sari, papież próbował zmienić temat, ale mu na to nie pozwoliła.

“Przepraszam, ale muszę odpowiedzieć na pytanie Waszej Świątobliwości w sprawie zachowania kobiet - powiedziała. -W większości krajów rozwijających się mężczyźni uważają, że małżeństwo daje im wszelkie prawa, a kobiety muszą się im podporządkować. Do domu wracają pijani, a po stosunkach z nimi żony zachodzą w ciążę. Albo zarażają się wirusem HIV, bo nie mają żadnego wpływu na zachowanie małżonków i własną sytuację".

Ale nie poprzestała na tym.

“Przemoc w rodzinie, a ściślej mówiąc, gwałty są w naszym społeczeństwie czymś powszednim - ciągnęła. - A najbardziej przygnębia to, że wszelkie konsekwencje tego ponosi kobieta. Dużo kobiet zostaje porzuconych. W Ameryce Łacińskiej pełno jest porzuconych rodzin, pełno kobiet, które same muszą zadbać o dom, podczas gdy mężczyźni odchodzą i zakładają nowe stadła".

Papież patrzył surowo. W jego zwykle tak ciepłym spojrzeniu pani Sadik dostrzegła zimne błyski. Wydał się jej napięty jak sprężyna. Nie była przygotowana na takie przyjęcie.

“Dlaczego jest taki nieczuły, taki dogmatyczny, taki nieprzyjazny?" - zadawała sobie pytanie. Mógł przynajmniej powiedzieć: “Naprawdę współczuję tym cierpiącym, lecz przede wszystkim należy być moralnym". “Wcale nie jest taki życzliwy, jak by wynikało z rozpowszechnionego wizerunku" - zwierzyła się swoim znajomym po tej rozmowie.

Jan Paweł II również nie czuł sympatii do swej rozmówczyni. Mimo że pochodziła z Pakistanu, to jej program uważał za produkt amerykańskiego feminizmu, jednego z najgorszych zjawisk współczesności, formę zgubnego imperializmu kulturowego. Ich rozmowa tylko utwierdziła go w przekonaniu, że Zachód przestał rozumieć głęboką treść powołania kobiety, jej największego “skarbu". Bo czyż było coś wspanialszego od wydania na świat nowego życia, od wychowania dziecka, od wprowadzania go w dojrzałość?

Martwił się, że nawet w Kościele, nawet pośród teologów, często trafiają się tacy, którzy nie w pełni rozumieją wartość życia i wyjątkową rolę kobiety.

Tymczasem Pani Sadik przypominała mu, że choć biskupi niemieccy zalecają naturalną metodę planowania rodziny, to zarazem przyznają, iż bywa ona zawodna. I dlatego doradzają stosowanie innych metod, dzięki którym kobiety mogą bez ryzyka decydować o liczbie potomstwa i o tym, w jakich odstępach rodzić dzieci.

“Znam oczywiście ten raport biskupów - przerwał jej z irytacją. (Było jasne, że nie lubi - i nie przywykł - by mu się sprzeciwiano). - Katolików zmusił do jego sporządzenia materializm niemieckiego społeczeństwa".

To uświadomiło pani Sadik, że szansę na znalezienie wspólnego języka są znikome.

“Nastolatków trzeba uczyć odpowiedzialności, to jedyna droga - oświadczył, znów zmieniając temat. - wychowujcie ich".

“Ja nie mam z tym problemów" - odparła, podkreślając jednakże, że ciążee nastolatek w krajach Trzeciego Świata są faktem.

“Nie możemy tolerować niemoralnego zachowania" - zaprotestował.

“Nawet jeśli nie pochwalamy obyczajów pacjentek, to i tak należy leczyć ich skutki - nie dała za wygraną, jako kobieta i ginekolog. - Możemy je nawet ganić, ale nie wolno nam ich osądzać. Musimy im pomagać w miarę możliwości, pomagać i zapewniać..."

“Jedyna droga to przestrzeganie prawa moralnego, duchowego i naturalnego - przerwał jej papież. - No, i musicie wychowywać, wychowywać, wychowywać".

Znowu ją osadził.

“Nie panowałam nad sobą - wspomina pani Sadik. - Naprawdę starałam się do niego dotrzeć, nawet nie po to, by zmienić jego poglądy, lecz po to, żeby poruszyć w nim czułą strunę. Ale był taki nieprzystępny".

“Ilu katolików jest zdaniem Waszej Świątobliwości na świecie?" - spytała znienacka.

“A ilu jest muzułmanów"? - odparł pytaniem, pochylając się nad stołem w jej stronę.

“Około miliarda dwustu tysięcy".

“A katolików tyle samo" - odparował. (Właściwa liczba to około dziewięćset milionów).

“Nie o to mi chodziło - sprostowała. - Chciałam spytać, ilu katolików zdaniem Waszej Świątobliwości, naprawdę przestrzega nauk Kościoła w tej sprawie?"

“Nie przestrzegają ich tylko katolicy w materialistycznych, rozwiniętych społeczeństwach - nie dawał za wygraną papież. - Natomiast w biedniejszych krajach wszyscy".

“Przykro mi, ale nie mogę się z tym zgodzić, bo na przykład w Ameryce Łacińskiej kobiety pozbywają się ciąży, bo nie mają dostępu do środków antykoncepcyjnych - oświadczyła. - Najwięcej nielegalnych aborcji dokonuje się właśnie w wielu najbiedniejszych katolickich krajach świata".

Papież odparł na to, że kobieta, jeśli chce, może w pełni kontrolować pożycie małżeńskie i sama decydować, że nie dojdzie do stosunku.

“My, niestety, mamy całkiem inne doświadczenia. Bo w przypadku milionów kobiet, z którymi mamy do czynienia, sprawy te wyglądają inaczej".

“ONZ nie może włączyć do swojego programu obowiązkowej sterylizacji, obowiązkowej kontroli urodzin i aborcji" - zaripostował.

“W naszym programie niczego takiego nie ma" - odparła cierpko. Miała wrażenie, że Jan Paweł II nie czytał dokumentu przygotowanego na konferencję w Kairze i swoją wiedzę czerpie z jakichś niereprezentatywnych wyimków.

“Jest pani muzułmanką?" - spytał niespodziewanie. - Islam to najbardziej ekspansywna religia świata" - dodał prędko i przedstawił własną wizję młodszej generacji w byłych krajach komunistycznych i innych, odrzucającej ateizm i na powrót garnącej się do religii. - ONZ musi popierać zasady etyki na przekór stanowisku różnych państw - ciągnął. - W społeczeństwach zachodnich postępuje rozkład rodziny. Przepadły wartości moralne. Bardzo mnie to wszystko niepokoi i osobiście pragnę temu przeciwdziałać. W październiku wybieram się do ONZ, by zabrać głos w tej sprawie".

Dopiero po chwili do pani Sadik dotarło, że ich czterdziestominutowa rozmowa dobiegła końca. Do rąk włożono jej znienacka srebrny medalik. Jakiś prałat, który wszedł do gabinetu, przypomniał papieżowi, że czekają na niego inne zajęcia. Audiencja się skończyła. W przedpokoju, tym razem nie wiedzieć czemu, zabrakło fotografa zajmującego się robieniem zdjęć papieskim gościom. Najwyraźniej ktoś od watykańskiego protokołu uznał, że wizyta przedstawicielki ONZ nie jest warta utrwalenia na fotografii.

Na plac Św. Piotra rozczarowana Nafis Sadik wyszła z myślą, że temu człowiekowi brak współczucia. “On nie lubi kobiet - stwierdziła potem. - Oczekiwałam nieco więcej zrozumienia dla cierpiących i umierających".

Carl Bernstein, Marco Politi

Jego świątobliwość Jan Paweł II i nieznana historia naszych czasów", Wyd. Da Capo, Warszawa 1999, ss. 499-509

w tym teście jednego - kto

w tym teście jednego - kto był świadkiem rozmowy poza Wojtyłą i Sadik. jeśli tylko Wojtyła i Sadik, to tekst też może być straszną bzdurą.

Z wychowaniem miał rację.

Z wychowaniem miał rację. Należy edukować ludzi aby byli odpowiedzialni i mieli świadomość skutków swoich czynów, a nie tylko wspierać jak już narobią sobie problemów. Zamiast nauczyć kogoś jeździć na rowerze dwukołowym z utrzymaniem równowagi to doczepia mu się jeszcze dodatkowe dwa kółka dzięki czemu nie musi się niczego uczyć jak tylko kręcenia kierownicą. Współczucie to dobre uczucie, ale jako jedyna postawa wytrąca innych z odpowiedzialności i powoduje że nieodpowiedzialny zaczyna żerować na współczującym czy litościwym.

Papiez ma rację

Spróbujmy wyrzucić z tekstu wszystkie zdania zawierające opinie, np. takie: "Jan Paweł II nie czuł sympatii do swej rozmówczyni."
Po pierwsze większość z nich (jeśli nie wszystkie) przedstawiają negatywny stosunek autora do papieża.
Po drugie sam tekst staje się bardziej przejrzysty.

"papież odmawia kobietom prawa wolnego wyboru" => papież odmawia kobietom prawa aborcji => papież odmawia kobietom prawa do zabicia "rozwijającej się istoty ludzkiej" ("a developing human" - American National Academy of Sciences w deklaracji z 2002 r.) => papież odmawia matkom prawa do zabijania własnych dzieci
Co w tym niewłaściwego? Taka jest rola Kościoła.

Żeby ograniczyć liczbę niechcianych ciąż trzeba rozpowszechnić antykoncepcję - wysłanniczka ONZ.
JPII: “Nastolatków trzeba uczyć odpowiedzialności, to jedyna droga - oświadczył, znów zmieniając temat. - wychowujcie ich".
Bo to już inny temat oczywiście. Śmieszne?

Wszystkie media mówią o "kryzysie rodziny". Kościół twierdzi, że powodem tego stanu rzeczy jest zezwalanie na związki homoseksualne, promowanie "wolności seksualnej", brak odpowiedzialność wśród młodych ludzi. I jest za to ostro krytykowany zarówno jako całość, jak też przez ataki na pojedynczych księży, wiernych. Dla odmiany kraje zachodnie, wysokorozwinięte walczą z kryzysem legalizując związki homoseksualne, stawiając w szkołach automaty z prezerwatywami, nie podejmując żadnej walki z pornografią dostępną łatwiej niż kiedykolwiek i wszechobecną (np. zmiany wciągu ostatnich 50 lat w Stanach)

Wolność, równość, rewolucja, obalenie rządów, antyklerykalizm, etc...
Czym różnicie się od komunistów? Nawet desing stronki taki... czerwony

Płód nie jest dzieckiem, a

Płód nie jest dzieckiem, a czegoś takiego jak "American National Academy of Sciences" nie ma. To po pierwsze.

Pod drugie w "rozpasanej" i "libertyńskiej" Szwecji, gdzie aborcja jest dozwolona jest większa dzietność niż w ultrakatolickiej Polsce.

I to nie my jesteśmy podobni do komunistów (jeśli rozumiesz przez to stalinistów), bo za Stalina aborcja była zakazana, podobnie jak dziś w klerykalnej Polsce.

Tekst nie przekonal mnie o

Tekst nie przekonal mnie o domniemanej wrogosci Jana Pawla II do kobiet... choc byl tutaj pewien moment rozmowy, który mnie zabolal, bardzo, naprawde bardzo. Zaczyna sie on od slow papieza: “A nie sądzi pani, że do nieodpowiedzialnego zachowania się mężczyzn przyczyniają się same kobiety?". A potem Sadik mowi o tym jak meska samowola doprowadza kobiety do ruiny - bo chlopu sie chce, ma swoje potrzeby. Dobra, dobra... wiem, zyjemy w kraju, gdzie kobieta sama potrafi zachowac sie rownie paskudnie jak i mezczyzna, bo w Polsce jest rownouprawnienie. Jednak mysle tutaj o dramacie krajow, gdzie kobieta nie ma nic do powiedzenia. Nie jestem za aborcja, absolutnie!... ale... z tego co mowila Sadik, wynikalo, ze chociaz antykoncepcja moglaby cos pomoc tym kobietom. W tamtych krajach kobieta nic nie moze zrobic, ani co gorsza nawet wspoldecydowac z mezem o wstrzemiezliwosci seksualnej w jej plodnych dniach. O wszystkim decyduje mezczyzna. Dziwi mnie, ze w tej sprawie Jan Pawel II nie skrytykowal meskiego szowinizmu, a za zlo aborcji i rozwiazlosci seksualnej obwinia tylko feminizm. Moim zdaniem bezposrednia przyczyna feminizmu jest wlasnie meski szowinizm. Nie wierze, ze gdyby mezczyzna od poczatku dziejow ludzkosci:
nie wywyzszal wlasnej wartosci kosztem kobiecosci
a nawet, by zyskac wyzszosc nad nia, traktowal ja z POGARDA
...to cos takiego jak wspolczesny feminizm NIGDY ALE TO NIGDY BY NIE POWSTAL!!!
Ale meski szowinizm doprowadzil kobiete do kompleksow i poczuly sie gorsze wzgledem meskosci!!!
I boli to bardzo, ze w wielu krajach wciaz to trwa!!! Boze moj, kiedy wreszcie nadejcie sprawiedliwosc. A najbardziej boli, ze w islamie z pod Twoim imieniem Boze kobiecosc jest okryta tak potezna hanba!
Mezczyzni, Wy nawet nie wiecie jak ta pogarda kobiecosci z waszej strony bardzo boli! Naprawde bardzo!
Z bibli wynika, ze kobieta jest szczegolnym darem dla mezczyzny, a Wy tak z nami zrobiliscie, tak wzgardziliscie i dziwicie sie teraz, ze jest ten feminizm.
Jan Pawel II w dziejach szczegolnego kryzysu kobiecosci, wskazywal jej wartosc prawdziwa. Nie wiazal rownosci kobiety z umeskowieniem. Wskazywal na rownosc kobiecosci z meskoscia, a w niektorych aspektach nawet jej wyzszosc. A co do aborcji uwazam, ze mial 100% racji. Mam teraz 5 miesiecznego synka. Gdy w 5 tygodniu ciazy, dowiedzialam sie, ze jestem w stanie blogoslawionym, juz wtedy czulam, ze nosze w sobie czlowieka, zycie prawdziwe. Zakochalam sie w synku juz w momencie, gdy w 9 tygodniu ciazy zobaczylam na usg, ze on on naprawde jest we mnie i sie porusza - zyje. Chcialabym zostac w domu, zajmowac sie synkiem... a tu musze gonic za szkola, zeby miec jakis zawod, bo teraz trudno jest wyzyc za wyplate tylko meza. A naprawde wolalabym cale swoje zycie poswiecic tylko dzieciom i mezowi... a nie moge, chyba zeby mi kasa z nieba zleciala na glowe hi. Teraz widze i czuje jak wiele zalezy od czasu poswieconego na wychowanie dziecka. Kobiecosc to niezwykle wazny potencjal ludzkosci, bo od niej zalezy ksztalt dorastajacego pokolenia i Jan Pawel II to widzial i wiedzial, ze wymaga to wielkiej sztuki. Ale swiat kobiecie na tak wazny proces jak wychowanie nigdy nie dawal wiele szans!

Do Kasi23

Kasia23, Ty nie śmiej się nazywać feministką ponieważ nią nie jesteś. Feminiści popierają prawo kobiety do decydowaniu o własnym ciele, zdrowiu i życiu. Ty te wszystkie prawa byś kobiecie odebrała a dała nieświadomemu zlepkowi kilku komórek. Ten zlepek, według Ciebie, ma prawo wykorzystywać ciało kobiety jak mu się tylko podoba, okradać ją z niezbędnych składników odżywczych (tak że jej mogą nawet zęby wypaść), powodować uszkodzenie kręgosłupa, żelaki, utratę wzroku, i wiele innych chorób. A gdy już będzie dostatecznie rozwinięty to jej będzie rozpruwał ciało żeby się wydostać. Tylko kobieta która ma miłość do przyszłego dziecka jest w stanie tak się poświęcić, tak ryzykować swoim zdrowiem i życiem, i przez takie męki przechodzić. Kobieta, która nie chce dziecka i nie czuje żadnej miłości do płodu, nie powinna być na takie tortury skazywana tylko dlatego że metoda antykoncepcyjna zawiodła.
I jeszcze mam pytanie do Ciebie, Kasia23. Czy jesz mięso? Jeżeli tak to mordujesz jednostki świadome, które odmiennie od płodu, czują ból i stach i chcą żyć. Jeżeli szanujesz prawa nieświadomych zlepków komórek a gwałcisz prawa świadomych i autonomicznych jednostek (kobiet i zwierząt), to Twoja moralność jest irracjonalna. Zamiast słuchać takich męskich szowinistów jak JPII, lepiej użyj własnego mózgu i zacznij myśleć krytycznie.

Droga Bib, coraz bardziej

Droga Bib, coraz bardziej widzę jak skonstruowany jest ten świat. Niestety mężczyzna ma ogromne, monstrualne więc tendencje do wykorzystywania kobiet. Wymyślił on sobie wiele praw służących do powyższego celu, nazywając je prawami naturalnymi. I ciągle będzie bronił swojej wygodnej pozycji wypracowanej dla niego przez jego egocentrycznych ojców i nie będzie chciał widzieć i wiedzieć, że pochodzą one z brutalnych, dzikich i nade wszystko prymitywnych czasów, które śmiało określę: "latami krwawej samowoli testosteronu". Nie wiem, czy mogę się nazwać, czy nie feministką, nie jestem w żadnych ugrupowaniach ale mnie boli tylko jedna sprawa: skrzywionych relacji: kobieta - mężczyzna na płaszczyźnie: historii, kultury, tradycji, poglądów, religii, społeczeństwa, małżeństwa (a szczególnie w formie: poligamii, która budzi naturalną, gwałtowną odrazę u nie tylko co zdrowo myślącej, ale również i zdrowo odczuwającej kobiety), świata, innych krajów... i w każdej z tych płaszczyzn kobieta jest duszona przez mężczyznę, który nie potrafi obudzić się ze swojej natury id, pozostając w wielkich prymitywizmach myślowych. Czuję, że mężczyzna jest winien coś naszemu rodzajowi: przeprosiny, skruchę, odegnanie się od błędów ojców i przyznanie się do nich wszem i wobec, a zwłaszcza przed samym sobą... że to one niszczą nie tylko kobietę, ale cały świat - wojny, zagrożenie wybuchu nuklearnego, eksperymenty na ludziach, zwierzętach. Tak bardzo chciałabym żeby oni wreszcie przebudzili się od pychy i samolubstwa swojego rodzaju i wreszcie wystawili ku nam dobrowolnie, nie na nasz krzyk i przymuszanie rękę do pojednania. Bo są nam to wszystko winni. Bo to przez ich odsunięcie nas od spraw świata panowały wojny, tylko idealna równość i wzajemny szczery, uświadomiony szacunek jest wyłącznym przepisem na POKÓJ, będąc gwarantem stanu harmonii. Tam gdzie kobieta ma niski poziom społeczny tam są wojny, bo jest chwalona męskość, a co za tym idzie i agresja. Z ich wywyższania siebie samych bierze się krzywda na świecie i ogrom niepoliczonych cierpień i wciąż to trwa.
Co do mięsa, tak jem je, ale uważam, że trochę zniżasz kobietę przyrównując ją w prawach do życia do zwierzęcia. Pomyśl, że wciąż są kraje "samochwalczego mężczyzny", gdzie wartość kobiety przeliczana jest na ilość sztuk zwierzęcia, przykładowo: jeden wielbłąd - jedna kobieta. Wzbudza to we mnie obrzydzenie męskim egocentryzmem. Czy wielbłąd taki może czuć upokorzenie, że jest wymieniany przez swojego pana na kobietę? Przecież ona ma tylko dwie nogi, a on cztery, jak zauważył szowinistyczny Mickiewicz, dokładniej to chodziło o kobyłę. Oczywiście, że nie. Wielbłąd pod tym względem nie cierpi!!! Kobieta, choćbym nie wiem jak miała przeprany mózg przez wychowanie stworzone przez mężczyznę dla wygody jego rodzaju, to choćby w ukryciu płacze, boleśnie i żałośnie, a przed światem się do tego nie przyzna. Nigdy nie porównuj cierpienia kobiety do cierpień zwierząt!!! Zwierze nie rozumie czym jest śmierć, NIE MA ONO LĘKU EGZYSTENCJALNEGO, jego wartość jest mu obojętna, nie zna tych pojęć. Kobieta zna i to jest jej największe bierzmo w świecie (pod postacią: wstydu, hańby, upokorzenia)``, który mężczyzna zagarnąć chciałby sobie na własność, więcej: wyłączność. Przyznam otwarcie: nie podobają mi się formy feminizmu. Uważam, że kobiety "przebudzone" w stosunku do odkrytych duchem mechanizmów rządzących tym światem powinny dążyć do pojednania z mężczyznami, mimo ich winy, ażeby tylko nie iść śladami tego rodzaju, tak bardzo nędznymi, parszywymi i gubiącymi. Stop agresji. Stop przemocy. Stop wywyższaniu się. Stop egocentryzmowi. Stop samowoli. Ku pojednaniu. Ku wzajemnemu szacunku i zrozumieniu się. Kobiety takie powinny otwierać oczy mężczyznom, wskazywać błędy popełnione przez ich ojców, ażeby nie szli oni starymi śladami i nie wzdychali do utraconego świata potęgi mężczyzny, który w rzeczywistości jest światem fałszywym, pozornym, bo odsłania ich wady, ułomności, gdzie człowieczeństwo mężczyzny jest autentycznie rzeczą upadłą, a nie znajdującą się na wyżynach, nie będącą we wzlocie i na pewno nie w chwale. Zarazem powinny mieć szacunek do mężczyzn i ich odmienności, ale nie rozumiem czemu ta płeć jest tak oporna w kwestii pojednania się, woli nami gardzić i wciąż wierzyć w obraz tamtego fałszywego świata? Tego właśnie nie rozumiem, historia o tym krzyczy i wciąż świat współczesny, nawet nasz świat, świat zachodu... o ich upadku duchowym w postaci dowodów namacalnych i niezaprzeczalnych, a mianowicie ich czynów, filozofii... bo byli ograniczeni przez czubek własnego nosa, uznawali za prawdziwe i godne szacunku tylko to co męskie, a egocentryzm jest pierwszą oznaką świadczącą o wielkim niedorozwoju duchowym człowieka. W ogóle jak każdy szowinizm. Każdy! Czy w wykonaniu kobiety, czy mężczyzny. Uważam, że feministki w ogóle nie skupiają się na sednie sprawy złej pozycji kobiety w świecie. Krzyczą o aborcji, o homoseksualizmie, nawet już zwierząt wolą bronić, niż ściągać klapy z oczów całego społeczeństwa i odsłaniać przed nim pod jakiego fałszywego żniwiarza prosto podstawili swoje głowy. Egocentryzm, szowinizm jest żywym zagrożeniem dla harmonii życia na całym świecie i jest tykająca bombą, która zawsze kiedyś wybucha i zawsze przy tym kogoś musi brutalnie zabić. Dalej nie jestem przekonana do aborcji, wolę być ciepłą kobietką mimo wszystko!!! Mimo obrzydliwości tego świata! Świat uczuć jest dla mnie ważny, a kocham dzieci, bo są szczere i właśnie uczuciowe. Emocje budują relacje, warto stawiać na te pozytywne, aczkolwiek umiejętna krytyka oczyszcza. Bib myślę, że się boisz kobiecej natury i rozumiem Twój lęk. Kochanie, nie wstydź się tego (nie zwracam się tak do Ciebie bo mam inną orientację i tak nie jest, ale dlatego bo Ciebie jako Kobietę, żyjącą mimowolnie w tak brutalnie ogarniętym świecie męskim szowinizmem, że aż obcym i wrogim dla Ciebie... rozumiem, bo wiem, że czasami od tych wszystkich chamskich informacji ma się wrażenie, że jeszcze trochę, a się zwariuje, normalnie jakim młodym się jest, a już ma się wrażenie, że czuje się jak kosmyki siwych włosów wyrastają tobie z głowy). Kochanie, nie jesteś sama, też cierpię nad tym wszystkim tak jak i ty, bo to co przyniósł męski świat jest złe i to się czuje, to oni tego powinni się wstydzić. Ale kiedyś się w końcu przebudzą i poczują, że "są nadzy", oni zdzierali z nas przez tyle lat szaty naszej godności gwałtem, a teraz w przeciągu jednej nocy wszystkim im zostanie odebrana odzież podczas snu. Ja wierzę, że to kiedyś się stanie, bo na to zasługują. Boisz się swojego ciała, niedocenionego w swoim trudzie, wyśmianego okrutnie. Ten lęk też jest wynikiem męskiego świata, który został przez nich skonstruowany tak, żeby im przynieść pokrzepienie w ich rodzaju bytu, kosztem naszego, stąd nie otrzymaliśmy należnego nam podziękowania z ich strony: za to że są i to przez nasz trud. Patriarchat jest kolejną formą autentycznie fałszywą, bo daje wyższe prawo rozporządzania dziećmi ojcowi, który nigdy nie będzie wobec nich sprawiedliwy. Tylko matka jest sprawiedliwa wobec swoich dzieci, ona ich zrodziła, pierwsza pokochała i ona złączona jest z nimi w sposób naturalny swoim instynktem i bardziej czuje co jest dla nich dobre... niestety panowie, nie tatuś (oczywiście w większości przypadków, bo bardzo doceniam mężczyzn zaangażowanych fizycznie i głęboko emocjonalnie w sprawę wychowania dzieci, czasem niektórzy tatusiowie są lepsi, ale czyni to zaangażowanie uczuciowe, a nie wyższa pozycja w rodzinie bo tak). Także żadna kochająca matka nie zachowałaby się w sposób tak ogromnie parszywy jak ojciec arabski, który sprzedaje swoją córkę bogatemu starcowi za żonę... wierzcie mi, taka kobieta nie sprzedałaby swojego syna, tylko dlatego że to nie jest jej płeć, więc na pewno musi być czymś gorszym, niewartym. Nigdy syna nie potraktowałaby jak rzecz, tak jak ci ojcowie czynili to z córkami w silnie patriarchalnym społeczeństwie. Gdyby świat męski docenił trud kobiecej natury i nie okryłby jej zniewagą oraz hańbą nie czułabyś już takiego lęku Bibi, ale rozumiem Twoje obawy, choć dalej szkoda mi jest tych dzieci, bo uważam, że kobieta nie potrzebuje aż tyle seksu nawet, co jest również wynikiem męskiego świata, który wciąż próbuje się obraniać, szukając zniewolenia kobiety w erotyce. Czy kobiety nie idą do łóżka z mężczyzną głównie dlatego, że myślą o tym, że on ma większe potrzeby, o które trzeba zadbać? Widzisz tę formę zniewolenia? I to jest XXI wiek!!! A niech kurcze popracuje nad swoimi pociągami, a nie lecą na oślep z wiatrem, wierząc, że czynią zgodnie z naturą, nie widząc jak prymitywnie postępują, wyrażając coraz śmielej trudności z opanowaniem tej sfery u siebie. Oni czynią sobie przyzwolenia w ten sposób na które znowu kobiety ślepo się zgadzają, również usprawiedliwiają siebie oni w ten sposób co do złego postępowania z kobietami. Można byłoby pomyśleć, że za wszystko obwiniam mężczyzn, nie panowie, ja tylko widzę waszą mentalność i ona mnie przeraża, bo jako kobieta jestem skierowana żeby szukać u was schronienia w miłości, a tu biegnę w waszą stronę z otwartymi ramionami, zbliżam się i ktoś uderza mnie prosto pięścią w twarz. Zawiodłam się na waszym świecie, aczkolwiek jestem kobietą spełnioną w miłości, macierzyństwie i od swojego męża otrzymuje należyty szacunek i uczucie. Ale ten świat jest mi przykry, stwarzając liczne zagrożenia, jako kobiecie. Bo widzę i czuję jak jest! Widzę jak wzdychacie do dawnego świata, rozkoszując się upokorzeniem jakie przynosił on kobiecie. Naprawdę nie pojmuję tego jak można czerpać zadowolenie i satysfakcję z czyjegoś cierpienia? A widzę fascynację mężczyzn światem, krajami, gdzie kobieta jest poniżania dla nich i przez nich. Jakby w was siedziały te zboczone pragnienia upokarzania kobiety, żeby czerpać poczucie wyższości. Uwierzcie, mnie by nie cieszyło wasze poniżanie. Uwierzcie, że cierpiałabym razem z wami i nie raz gdy widzę, że mężczyzna też ma bardzo źle na świecie, bo musi ciężko pracować, np. w kamieniołomach, albo mimo woli jest wysyłany na pole walki na śmierć to jest mi szczerze bardzo smutno. Dlatego tym bardziej nie rozumiem tej fascynacji, którą widzę w waszych oczach i tej zaciętości w obronie tego świata wygodnego wam, a tak bardzo krzywdzącego nas. Tego nie pojmuję. I nie potrafię już dłużej żyć w konflikcie ze sobą samą samotną w tak wrogim mi świecie, sprzeniewierzającym się mi. Dlaczego byliście tak sobą zaślepieni, że nie widzieliście naszych krzywd? Skąd to w was? To jest pytanie retoryczne, otwórzcie oczy i żyjmy w zgodzie, a nie we wzajemnym zwalczaniu się.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.