Czy polityka PRL-u znów staje się modna?
Jaki przekaz anarchistyczny będzie w Trybunie Robotniczej?
Wróciła Trybuna Robotnicza. Dla niektórych działaczy młodego pokolenia, nazwa tej gazety nie wzbudziła żadnej reakcji, bo nawet nie wiedzą, że to była oficjalna publikacja w czasach PRL-u z większym nakładem od Trybuny Ludu. Już dla niektórych młodych PRL i autorytarny komunizm, ze swoją fałszywą władzą pracownicza stały się abstrakcją. Tym bardziej, że prawica zajęła się walką z przeszłością, więc niejako na zasadzie reakcji, można od czasu do czasu usłyszeć komentarze młodych, że nasza wiedza o PRL-u jest filtrowana przez szkła kontaktowe prawicy – a może to wszystko przesada, a może naprawdę nie było to tak źle.
Już dawno powstała moda na nostalgię peerelowską, ale jest pytanie czy to ma wpływ na młodych działaczy lewicowych?
Trudno powiedzieć, ale jesteśmy świadkami powrotu ideologii peerelowskiej i autorytarnego komunizmu do centrum mainstreamowej lewicy. Uważam, że ta ideologia nie jest aż tak popularna, jednak nie została zmarginalizowana. Wręcz przeciwnie, została przywrócona do Wielkiego Salonu Lewicy poprzez środowiska takie, jak Nowy Robotnik, Polska Partia Pracy i Sierpień 80.
Programowo niektóre ugrupowania już się zbliżają do ekonomicznej polityki peerelowskich komunistów. Także trzeba odnotować obecność takich grup jak Komunistyczna Partia Polski, czy Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka w koalicji z Polską Partią Pracy. Choć słychać trochę krytycznych głosów na spotkaniach prywatnych lub na forach polskiej lewicy, istnieje niby zmowa milczenia o tym w największych mediach lewicowych, a nawet ich de facto promowanie.
W tym wszystkim warto się zastanowić nad tym w kontekście powrotu nazwy Trybuny Robotniczej. Warto żeby się zastanowili anarchiści, a przede wszystkim ci, którzy widzą siebie jako część lewicy i szukają dla siebie miejsca lub pola do działania na lewicy.
To dość jasne, że publikacje takie, jak Robotnik Śląski czy Nowy Robotnik mają służyć dość szeroko pojętej lewicy, w tym przede wszystkim lewicy partyjnej i propaństwowej. Choć budowanie elektoratu dla tych partii lewicowych dość marnie wychodzi (Marek Wyrwisz, redaktor Nowego Robotnika jest byłym kandydatem do Sejmu na liście PPS i dostał tylko 14 głosów. Nawet trudno wyobrazić sobie tak totalną porażkę). Więc sensem odbudowy ruchu dla prorządowej lewicy jest oczywiście przyciągać jak najwięcej osób do swoich koalicji i projektów, pokazać się jako ruch bardziej rozwinięty z szerokim poparciem, pokazać sukcesy i znajdować miejsce w ruchach np. pracowniczych, aby pokazać znowu dobrodziejstwo swojej działalności i promować się jako integralną część walki pracowniczej lub jako faktyczni lub ideowi przywódcy tej walki.
Znowu trzeba się nad tym zastanowić. Uważam, że anarchiści mogą korzystać z różnych kanałów, aby przekazać swoje idee do oddolnych aktywistów pracowniczych, w tym publikować w nieanarchistycznej prasie. Tylko ile z tego przekazu antypaństwowego naprawdę istnieje w pewnych artykułach anarchistycznych i jak ludzie odbierają sygnały ze strony anarchistów jest czymś dość spornym. Wystarczy przyznać się do przykrego faktu, że PPP dostanie parę głosów od sympatyków anarchizmu i to, że pewien człowiek mi mówił niedawno – że anarchiści chodzą na demonstracje z nimi, więc nie mogą być tacy źli.
Zupełnie tu nie argumentuję, że nie warto prowadzić dialogu z działaczami oddolnych grup jak Sierpień 80, choć umawianie się z ich przywódcami wydaje mi się czymś nie w tradycji anarchistycznej. Przecież anarchiści walczą o związki kontrolowane w sposób oddolny, gdzie polityka związkowa i decyzje są podejmowane przez wszystkich, a jeśli nie, to przez delegatów, tylko z jasnym określonym mandatem i na zasadzie odwoływalności delegatów, którzy i tak powinny podlegać rotacji. Ale czytając teksty anarchistów, niestety przekaz o anarchistycznych pojęciach rozmywa się w pojęciach czysto związkowych.
Jako konkretny przykład: możecie poszukać na stronach lewicowych artykułów pisanych przez anarchistów dotyczących związków zawodowych i pracowników. Anarchiści ze Szczecina np., w swojej prasie wydrukowali kilka istotnych tekstów z punktu widzenia anarchistycznego, jednak takie artykuły nie trafiają do lewicowej prasy, bo ich przekaz jest nie do przyjęcia dla lewicy. W internecie jednak możecie znaleźć na przykład artykuły z Nowego Robotnika napisane przez Jarosława Urbanskiego.
Przyznajmy, że ten człowiek jest zdolny do sensownego sformułowania wypowiedzi anarchistycznych (choć czasami nie jest konsekwentny). Jednak co zawiera artykuł pod tytułem „Nic o nas bez nas: Demokracja w miejscu pracy jest możliwa, a nawet konieczna”? Historia o „demokracji” w miejscu pracy opisuje to, jak Marcel Szary chciał zostać wybrany przewodniczącym związku w Ciegielskim i jak ponad 50% z ludzi głosujących (60% związkowców) za nim głosowało. A z tego wywód, że działalność Szarego była tak popularna, że ludzie chcieli wybrać go jako przedstawiciela.
Tu macie cały przekaz. Można zrozumieć, że „demokracja” w miejscu pracy ma być przedstawicielska. Czy oprócz tego była mowa o czymś w rodzaju anarchistycznej analizy sytuacji, czy pomysłów na wprowadzenie bardziej anarchistycznych form organizacji w miejscu pracy? Niestety nie. Więc co może być efektem tego przekazu? To, że anarchiści mają sukcesy w tym sensie, że ktoś dobrze ocenia ich działalność w protestach o ekonomicznym charakterze w ruchu związkowym (przyznam, że to niemało). Ale czy w końcu ludzie wiedzą jak rozróżnić aktywność anarchistów w ruchu związkowym od lewaków? Myślę, że nie za bardzo. Skupiają się na sprawach ekonomicznych, na protestach i wiele osób tylko tyle są w stanie rozumieć, że w końcu my chcemy dokładnie tego samego, co inne związki zawodowe. W końcu trzeba walczyć o to, by ludzie nie myśleli, że chodzi wam o państwo socjalne, czy o tworzenie hierarchicznych związków typu Sierpień 80, czy Związek Nauczycielstwa Polskiego.
Wracając do przekazu anarchistycznego w Trybunie Robotniczej, nie trudno zauważyć, że mają w tytule logo międzynarodówki IWA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Pracowników).
IWA jest międzynarodową organizacją anarcho-syndykalistyczną, która liczy kilkadziesiąt tysięcy członków w kilkunastu krajach. Jednak oczywiście nikt z redakcji Trybuny Robotniczej nie jest członkiem tej organizacji. Z zasady anarchiści nie bardzo przyznają się do prawa własności grafik, ale także są różne zasady organizacyjne. Organizacje takie, jak ACK działają na takiej zasadzie, że każdy, kto chce założyć ACK (przypuszczam, że są oni anarchistami) ma prawo do nazwy i do logo. Nie ma jednej centralnej organizacji. Jednak w strukturze IWA prawo do korzystania z nazwy i logo mają tylko te grupy, które zostały przyjęte do Międzynarodówki i mają idee i praktyki spójne z tą organizacją. Więc całkiem nie jest dla nich obojętne to, że ktoś korzysta z ich logo (wyrazili jasny sprzeciw). Szczególnie ciekawe jest to, że obecnie mają problem z tym w innych sytuacjach, które nie mogą zostać rozwiązane honorowo (przez przyzwoitość, a nie przez sądy) tak, że nawet od czasu do czasu ktoś wyraża opinię, że lepiej używać sądów do rozwiązania tej kwestii, choć większość ludzi jest przeciw.
Niby sprawa logo wygląda niepoważnie, jednak trzeba trochę pomyśleć. Gazeta ma logo wyraźnie anarcho-syndykalistyczne. Jeśli kupuję jakiś towar, nie chcę być oszukiwana przez etykietę na towarze. Jeśli np. kupuję coś z logo „Fair Trade”, czy jakimś logo ekologicznym (np. 100% naturalne), nie chcę dowiedzieć się potem, że te produkty zawierają sztuczne składniki, czy nie są zgodne ze standardami Fair Trade. To byłoby czyste oszustwo. Jeśli kupuję gazetę z logo anarcho-syndykalistycznym, chcę być pewna, że jest to gazeta anarcho-syndykalistyczna. Jeśli ma logo IWA, powinien to być organ IWA.
Ale kogo mamy w redakcji gazety o peerelowskiej nazwie? Nie wiadomo i wątpię, czy będzie to gazeta anarcho-syndykalistyczna. Najwyżej możemy spodziewać się paru anarcho-syndykalistów wspólpracujących z lewicą elektoralną, ze związkami hierarchicznymi, z reformistycznymi kapitalistami lewicowymi, którzy tak naprawdę publikują parę artykułów, które w zasadzie nie dużo różnią się od innych. Przekaz anarchistyczny? Ten przekaż może być redukowany do symbolu i kolorystyki, który i tak wielu nie rozpoznaje (nawet wśród anarchistów byli ci, którzy nie potrafili rozpoznać loga największej organizacji anarchistycznej na świecie). Co gorsza, ktoś może przywłaszczyć tę symbolikę i dać jej zupełne inny prekaz. Może pod czarno-czerwonym sztandarem lewicowi politycy i liderzy związkowi będą promować nacjonalizację, demokrację przedstawicielską i przyłączenie się do odgórnie organizowanych związków, które nawet płacą za działalność polityczną swoim liderom z funduszy biernych członków związku.
Trzeba otwarcie przypomnieć ludziom, że nie jest to coś zgodnego z polityką IWA, oraz że nie są to cele anarchistyczne.
Wiadomo, że ten artykuł będzie od razu oznaczony etykietką „sekciarstwa” przez pewne osoby popierające taktykę działalności wśród hierarchicznej lewicy, więc od razu dołączam słowo to do artykułu, aby oszczędzić trochę czasu. Kwestie, które omawiam w tym tekście są o tyle niewygodnie dla pewnych osób, że od razu próbują ich unikać za pomocą prostackiej argumentacji w rodzaju „liczy się jedynie działalność, a ty ciągle teoretyzujesz o jakichś pierdołach”. Pytam, czy pojęcia takie jak bezpaństwowość, jak oddolne organizowanie się, jak unikanie demokracji przedstawicielskiej w próbach tworzenia bezpośrednich struktur społecznej kontroli to pierdoły, czy nie? Ja stoję na stanowisku, że to są właśnie podstawy.
Innym dość prostym argumentem jest to, że wszystko to jest niby nieważne, znowu chodzi o jakąś „czystość anarchistyczną”, a nie o konkretną działalność. To trochę bzdura, bo akurat chodzi o rożne rodzaje działalności. Np. działalność propagowania związków niehierarchicznych, integralnych społecznie, rewolucyjnych, antykapitalistycznych i anarchistycznych, a nie tylko ekonomicznych. Nie mam pojęcia dlaczego nie mamy o tym głośno mówić przy każdej okazji.
To oczywiście nie oznacza, że jeśli ktoś konkretny potrzebuje pomocy jakiegoś związku istniejącego w zakładzie pracy, że nie powinien należeć do związku i korzystać z tego, aby zapewnić sobie, np., że nie zostanie zwolniony, czy walczyć przeciw obniżeniu pensji. Realia są takie, że niestety nie zawsze uda się namówić współpracowników do organizowania się na bardziej radykalnych zasadach, szczególnie, jeśli istnieje jakieś kompetentny związek już w miejscu pracy. Osobiście wśród związków do których należałam, był nawet AFL-CIO, dość ohydny związek, ale ten właśnie istniał w moim miejscu pracy i nawet dość dobrze reprezentował nasze interesy w tym miejscu pracy. Ale wiadomo o wielu miejscach pracy, gdzie oni nie walczą za pracowników i że jest dość zhierarchizowany tak, że przeciętny członek, któremu nie uda się przebić do przywódców tego związku nie ma szans, aby wpływać na decyzje z wyjątkiem sytuacji, gdy większość zakładu wspiera coś i są gotowi radykalne walczyć, ale w takim razie jeśli uda się zmobilizować wszystkich wbrew decyzji związku, dlaczego nie starać się założyć czegoś niezależnego od przywódców?
W tekstach o taktyce anarchistyczno-syndykalistycznej jest dość dużo napisane o roli anarchistów w związkach i interakcji anarchistów ze związkami zhierarchizowanymi i czysto ekonomicznymi. Nie trzeba być geniuszem, aby zrozumieć, że kiedy jest szansa stworzenia czegoś bardziej horyzontalnego, trzeba to robić, a gdzie nie ma takiej szansy jednak warto nie rezygnować z pomysłu i propagować modele anarchistyczne. Jeśli nie chcecie propagować pomysłów anarchistycznych, oczywiście nigdy nie będzie szansy. Nikt nie będzie robić tego za anarchistów. To proste.
Wracając do roli anarchistów w publikacjach lewicowych typu Trybuna Robotnicza, czy chcemy jedynie pokazać, że jesteśmy tacy jak Wy, czy zobaczcie, ktoś w Polsce jest gotowy machać naszym sztandarem i nawet wydrukować na swoich gazetach logo anarchistyczne, czy chcemy logiczne powiedzieć pracownikom wprost: jednak uważamy, że byłoby lepiej, jeśli wyrzucicie waszych liderów ze stanowiska i będziecie kierować swoimi sprawami sami i nie będziecie dawać komuś budować swojej kariery politycznej korzystając z bierności członkostwa związku? Opowiedz jest dość prosta: wielu nie mają interesu w tym, aby wyalienować liderów związków, bo wspierają ich materialne z infrastruktury zdobytej z mienia pracowników.
Drugim faktem jest, że ktoś chyba nie ma zaufania do zdolności organizacyjnych pracowników bez profesjonalnego kierownictwa.
Powstanie Trybuny Robotniczej akurat jest dość dobrym momentem, aby zadać znowu pytania, na które jak widać pewni ludzie nie chcą odpowiadać. Jednak w końcu myślę, że tych kwestii nie da się łatwo uniknąć i powstanie nowa opozycja do kierunku obranego przez część lewicowych grup pracowniczych.