Gdynia: Stoczniowcy domagają się zaległych pensji
Tysiąc gdyńskich stoczniowców przez ponad siedem godzin protestowało dziś przed gmachem dyrekcji. Domagali się pensji za wrzesień, która powinna być wypłacona już w ubiegły poniedziałek. - Ludzie nie wytrzymali nerwowo. Zarząd najpierw obiecał pensje w terminie, a później się z tego wycofał. - powiedział Jan Gumiński, przewodniczący Wolnych Związków Zawodowych Pracowników Gospodarki Morskiej.
Protest trwał ponad siedem godzin, ale stoczniowcom udało się wywalczyć 80 proc. wypłaty. Pieniądze mają pojawić się na ich kontach w czwartek. Stoczniowcy po tej obietnicy rozeszli się, ale są nieufni i w razie jej niespełnienia podejmą protest na nowo.
O 7 część pracowników opuściła hale produkcyjne i ruszyła w kierunku suchego doku. "Chodźcie z nami " nawoływali swoich kolegów pracujących przy samochodowcu. Ci nie kazali na siebie długo czekać i stoczniowcy w sile tysiąca osób udali się pod gmach dyrekcji. Po drodze dołączali do nich spawacze, monterzy, pracownicy transportu. - Jak mamy żyć, skoro nie wypłacono nam pensji. Dzisiaj, albo wywalczymy wypłatę, albo wcale nie będziemy pracować - mówił zdenerwowany Marian Kościerz, spawacz. - Dość tego. Zarząd traktuje nas jak swoich pachołków. My mamy rodziny i musimy je za coś utrzymać.
- Mam kredyt w banku i za każdy dzień zwłoki muszę płacić karne odsetki - dodaje Kazimierz Adamczyk, pracownik transportu. - Pensja miała być w poniedziałek, ale od bankomatu odszedłem z kwitkiem. Czy zarząd stoczni wyobraża sobie jakie nastroje panują w naszych domach? Czy przeżyli kiedyś taką sytuację, że nie mieli dla dzieci na chleb? Łatwo obiecywać zaliczki zamiast pensji, jak się nigdy mnie zaznało biedy. Może zobaczą dzisiaj, że nie żartujemy. Nie będzie pieniędzy, to nie pójdziemy do pracy.
- Dzisiaj jeszcze żona zrobiła mi drugie śniadanie, ale jutro przyjdę do pracy o pustym żołądku - mówi zrezygnowany Dariusz Nowak. - Lodówka pusta i nie ma za co kupić jedzenia. Oni muszą dać nam dzisiaj pensje.
Źródło: NaszeMiasto.pl