Guy Standing: Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa

Gospodarka | Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka

Pierwszy raz w historii lewica głównego nurtu nie posiada żadnego postępowego programu. Zapomniała widać o naczelnej zasadzie. Każdy postępowy ruch polityczny od zawsze budowany był na gniewie, potrzebach i aspiracjach wyłaniającej się szerokiej klasy społecznej. Dzisiaj tą klasą jest właśnie prekariat.

Jak do tej pory prekariat przeważnie angażował się w parady EuroMayDay oraz swobodnie organizowane protesty. Obecnie jednak sytuacja zmienia się dynamicznie. Pokazują to choćby protesty w Hiszpanii i Grecji, które nastąpiły po powstaniach pod wodzą prekariatu na Bliskim Wschodzie. Pamiętajmy, że państwa dobrobytu zbudowane były dopiero w momencie, gdy klasie robotniczej, zmobilizowanej w ramach zbiorowych działań udało się zażądać odpowiedniej polityki oraz instytucji niezbędnych do jej realizacji. Prekariat zajęty jest w tym momencie określaniem własnych żądań.

Prekariat wyłonił się na skutek liberalizacji, która podtrzymuje globalizację. Politycy powinni mieć się na baczności. Jest to nowa, niebezpieczna klasa, choć bynajmniej nie jest jeszcze tym, co Karol Marks określiłby mianem klasy dla siebie, ale raczej „właśnie-wytwarzaną-klasą”, podzieloną wewnętrznie na rozwścieczone i rozgoryczone frakcje.

Składa się z wielości ludzi znajdujących się w niepewnej sytuacji, żyjących jedynie skrawkami życia, nieustannie zmieniających tymczasowe zatrudnienie, wyłączonych poza narrację o rozwoju zawodowym. Prekariat obejmuje miliony sfrustrowanej, wykształconej młodzieży, której nie podoba się to, co ma przed sobą; miliony sponiewieranych kobiet w przytłaczających zawodach; rosnącą liczbę ludzi naznaczonych jednym kryminalnym występkiem na resztę swojego życia, miliony osób uznanych za „niepełnosprawnych” oraz setki milionów migrantów na całym świecie. Są mieszkańcami [denizens]; dysponują zakresem praw społecznych, kulturowych, politycznych i ekonomicznych znacznie węższym, niż otaczający ich obywatele [citizens].

Dzwonek dla socjaldemokratów

Inaczej niż w sytuacji proletariatu – przemysłowej klasy robotniczej, w oparciu o którą została zbudowana dwudziestowieczna socjaldemokracja – relacje produkcji, w ramach których funkcjonuje prekariat określane są przez częściowe zaangażowanie w zajęcia, w znacznym stopniu wymagające „pracowania-dla-pracy”, rosnącego zbioru czynności, które nie podlegają wynagradzaniu, a jednak są kluczowe, jeśli prekariat chce zachować dostęp do zatrudnienia i godnych zarobków.

Rozrost prekariatu nabrał tempa wraz ze wstrząsem finansowym, wraz z coraz większą ilością pracy tymczasowej oraz tej, w której pośredniczą agencje, wraz z outsourcingiem oraz porzuceniem przez firmy zapewniania pracownikom świadczeń pozapłacowych. Wstrząs zakończył epokę ułudy, w której życiowe standardy pracowników podnoszono poprzez ulgi podatkowe, zasiłki oraz tanie kredyty. Jednak faza pozornego dostatku nie mogła powstrzymać fal globalizacji, której logika implikowała obniżenie poziomu wynagradzania pracy na „Zachodzie”.

W ten sposób szeregi prekariatu wydatnie spęczniały. Większość znajdujących się w jego ramach osób nie przynależy do żadnej grupy zawodowej czy rzemiosła; nie posiada żadnej społecznej pamięci, na którą może się powoływać, ani żadnego cienia przyszłości ciągnącego się za ich naradami z innymi ludźmi. To wszystko zazwyczaj czyni z nich oportunistów. Największymi niebezpieczeństwami są patologie społeczne i ryzyko, że populistyczni politycy będą grać na ich lękach oraz niepewności, aby zwabić ich na skały neofaszyzmu, obwiniając za ich trudne położenie „rozrośnięty rząd” czy „obcych”. Jesteśmy dziś świadkami tego dryfu, coraz bardziej skrywanego pod sprytną zmianą marek, jak to się dzieje w przypadku Prawdziwych Finów, Szwedzkich Demokratów czy francuskiego Frontu Narodowego. Wszystkie te partie mają swoich naturalnych sprzymierzeńców w amerykańskiej Tea Party, ich japońskich naśladowcach, English Defence League oraz oryginalnych neofaszystowskich poplecznikach Berlusconiego.

Postępowi politycy muszą się przebudzić i zorientować, że ozdrowienie i wyjście z kryzysu finansowego będzie zależeć od ich odpowiedzi na potrzeby, obawy i aspiracje tej wyłaniającej się klasy.

Jest to pierwszy systemowy kryzys, w ramach którego nikt nie ma do zaoferowania żadnej postępowej wizji. Większość socjaldemokratów na świecie zgubiła wątek. Używana przez nich retoryka utkwiła gdzieś w dwudziestym wieku, zawierając porównania pasujące do zamkniętego społeczeństwa industrialnego, ale nie otwartego społeczeństwa bazującego na usługach, w ramach którego coraz większy odsetek ludzkości zaangażowany jest w to, co eufemistycznie nazywane jest właśnie usługami.

Niektóre z tych porównań zostały zaczerpnięte z metaforyki „ściśniętego środka”. Choć nie sprzeczne z ideą prekariatu, to jednak niezbyt trafione. Niejasne jest, co miałoby być owym środkiem w ramach powiązanego z globalizacją klasowego rozdrobnienia. Taka metaforyka wskazuje, że „środek” jest ważniejszy niż „ściśnięte dno”. Przywodzi na myśl obraz sponiewieranej tubki pasty do zębów. Socjaldemokraci powinni uważać z używaniem tego porównania, odkąd zainspirowało ono przedstawicieli Trzeciej Drogi do połączenia elastyczności na rynku pracy z ukierunkowanymi, zależnymi od wysokości dochodów świadczeniami dla „biednych”, które wytworzyły napięcia, doświadczane dziś przez rodziny o średnim przychodzie. Socjaldemokraci powinni używać pojęcia „ściśniętego środka” wstrzemięźliwie. Może on bowiem powrócić i się na nich zemścić. Lepiej już wyciągnąć rękę do prekariatu.

Pułapka prekarności

Prekariat nie posiada bezpieczeństwa ekonomicznego ani żadnej kontroli nad własnym czasem. Wiele spośród składających się na niego jednostek cierpi na to, co nazywam w swojej książce pułapką prekarności. Znajduje się ona ponad znaną wszystkim pułapką ubóstwa stworzoną przez głupotę „trafiania” do biednych poprzez świadczenia uzależnione od wysokości dochodów. Pułapka prekarności pojawia się, ponieważ ci, którzy sytuują się na marginesach ubóstwa, muszą przeznaczyć sporo czasu na zdobywanie dostępu do świadczeń, co znaczy, że ich bieda jest niedoszacowana, a jednocześnie nie mają żadnego bodźca do przyjmowania niskodochodowych, tymczasowych prac w trakcie pobierania zasiłków.

Wiele osób znajdujących się poza prekariatem czuje, że mogłoby w niego popaść niemal w każdym momencie. Boją się stania się lumpami, żyjącymi na ulicy z kilkoma plastikowymi torbami. Wielu cierpi na sprekaryzowany stan umysłu: niezdolni do ukształtowania tożsamości, rozdrabniają się w wirtualnych i czasochłonnych działaniach.

Najgorszym zmartwieniem ze wszystkich jest to, że duża część prekariatu oraz tych, którzy obawiają się w nim żyć, może zostać wciągnięta w ramiona neofaszyzmu. Takie sytuacje rzeczywiście mają miejsce. Populistyczni politycy pod wodzą Berlusconiego i Sarkozy’ego grają na lękach swojego krajowego prekariatu. Ich skorumpowany populizm może zostać zwyciężony jedynie przez politykę raju, strategię umożliwiającą prekariatowi pozyskanie kontroli nad własnym życiem, osiągnięcie społecznego i ekonomicznego bezpieczeństwa, oraz posiadania uczciwszego udziału w niezbędnych aktywach naszego dwudziestopierwszowiecznego społeczeństwa. Czym one są?

Bezpieczeństwo ekonomiczne

Pierwszym z nich jest samo bezpieczeństwo ekonomiczne. Mówiąc dosadniej, ogromna i rosnąca liczba ludzi w bogatych społeczeństwach jest całkowicie pozbawiona tego bezpieczeństwa, podczas gdy zamożni pławią się w luksusie. Brak zabezpieczeń jest znany z tego, że sprzyja ekstremizmowi, szczególnie zaś temu autorytarnego typu. Musimy być odważni i zauważyć, że w otwartych społeczeństwach rynkowych, w których elastyczna prekarna praca jest czymś powszechnym, dużą częścią owego braku zabezpieczeń jest niepewność (‘nieznane nieznane’), która nie podlega żadnemu ubezpieczeniu. Ani ubezpieczenie socjalne, ani zależna od wysokości dochodu pomoc społeczna nie dotrą do prekariatu.

Jedynym sposobem zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa ekonomicznego jest robienie tego ex ante, poprzez zapewnianie każdemu legalnemu rezydentowi kraju prawa do dochodu gwarantowanego. Obstawali za tym rozwiązaniem wielcy utopiści pokroju Tomasza More’a, Toma Paine’a czy Bertranda Russella, było ono również wspierane przez wybitnych ekonomistów i innych myślicieli społecznych.

Krytycy wykrzykiwali, że jest to nieosiągalne, że nagradzałoby nieróbstwo i powolny wzrost gospodarczy. Niedługo jednak pewnie przekonamy się, że nie możemy sobie pozwolić na niewprowadzenie go. Idea, jakoby każda osoba powinna otrzymywać skromne miesięczne wynagrodzenie, gromadzi zwolenników. Być może nieoczekiwanie zyskuje ich najszybciej w gospodarkach rynkowych o średnim przychodzie, takich jak Brazylia, gdzie aktualnie w zbiorze ustaw znajduje się prawo zobowiązujące jej rząd do wprowadzenia bezwarunkowego przychodu gwarantowanego dla wszystkich. W tym momencie ponad 50 milionów Brazylijczyków otrzymuje comiesięczny przekaz gotówkowy dzięki programowi bolsa familia; ich liczba miarowo rośnie. Brazylia jest jednym z bardzo nielicznych krajów, które w dwudziestym pierwszym wieku obniżyły poziom nierówności dochodowych, którego obywatele głosują na postępowych polityków oraz który kwitnie od momentu kryzysu finansowego.

Życie ubogie w czas

Postępowa strategia dla prekariatu musi pociągać za sobą bardziej sprawiedliwą kontrolę nad innymi kluczowymi aktywami społeczeństwa usługowego – czasem wysokiej jakości, przestrzenią wysokiej jakości, wiedzą oraz kapitałem finansowego. Nie ma żadnego prawomocnego powodu, dla którego wszystkie zyski z kapitału finansowego miałyby trafiać do wąskiej elity, która posiada szczególny talent robienia pieniędzy z pieniędzy. Jedynym sposobem redukcji nierówności dochodu na gruncie otwartego społeczeństwa rynkowego jest zapewnienie sprawiedliwej dystrybucji kapitału finansowego.

Jak argumentuję w swojej książce, czas wysokiej jakości jest bardzo istotnym aktywem. Potrzebujemy polityki wyrównującej dostęp do niego. Mówiąc raz jeszcze, nie ma żadnego „naturalnego” powodu, dla którego bogaci mogą mieć dużo więcej kontroli nad własnym czasem niż prekariat. Ci drudzy muszą bowiem przeznaczyć ogromne jego ilości, by sprostać wymogom biurokracji, gnać od jednej tymczasowej, niepewnej pracy do drugiej, oraz uczyć się nowych zestawów trików zwanych „umiejętnościami”, które mogą się stać przestarzałe, zanim nawet będą mieli szanse zastosować je w praktyce. Podobnie nie ma żadnego powodu utrzymywania społeczeństwa, w którym zamożni mają dostęp do porad na temat tego, jak prowadzić swoje życie w korzystny sposób w momencie, gdy prekariat nie ma na to żadnych szans. To są formy nierówności, które są strukturalne i nie wynikają z czyichś zasług czy lenistwa.

Dlaczego elita i salariat powinny posiadać dostęp do tak dużej ilości przestrzeni wysokiej jakości, podczas gdy prekariat boryka się z ciągłym kurczeniem się „dóbr wspólnych”, jak postrzegają oni zamierające wokół nich parki, biblioteki oraz usługi komunalne? Wielkie przemysłowe miasto Manchester ogłosiło zamknięcie niemal wszystkich swoich publicznych szaletów. Potrzebujemy postępowej strategii dla ratowania dóbr wspólnych.

Dlaczego prekariat musi mieć mieszkania popadające w ruinę w momencie, gdy te należące do bogatych są w pełni chronione? W ramach cięcia wydatków publicznych w miastach Stanów Zjednoczonych, niektóre z jednostek straży pożarnej ograniczają swój zakres działania do ochrony jedynie ubezpieczonych budynków, pozostawiając nieubezpieczone domy na pastwę ognia.

Dlaczego salariat może otrzymać dużo tańsze kredyty niż ci, którzy są pozbawieni stałych umów o pracę? Znamy powody, jednak wynikają one ze skumulowanych nierówności, które nie opierają się w żaden sposób na zasługach czy pracowitości. Prekariat obserwuje to z rosnącym gniewem. Politycy powinni zareagować, inaczej bowiem będziemy zbierać plony tego rozdźwięku. Stać nas na więcej!

Przełożył Krystian Szadkowski

Ten artykuł zostało opublikowany po raz pierwszy przez Policy Network (www.policy-network.net). Dziękujemy za zgodę na tłumaczenie i publikację.

Tekst zaczerpnięty z EduFactory: http://ha.art.pl/prezentacje/39-edufactory/1948-guy-standing-prekariat-n...

PRETORIANIE „PREKARIATU”

Czy nie wydaje się charakterystyczne, że jeszcze nie tak dawno wieszczono koniec ery industrialnej powołując się na rosnące znaczenie sektora usług? Wydawało się, że konflikty klasowe, nawet jeśli kiedykolwiek miały sens, w co powątpiewali niedogmatyczni uczeni grzebiący Marksa po raz setny i tysięczny, zostały nareszcie przezwyciężone w sposób jakże odbiegający od złowrogich proroctw jego i jego wyznawców. Hossanna i radujmy się!
Dziś, zaledwie kilkadziesiąt lat później, okazuje się, że radość była przedwczesna.
Mówią nam dziś o kształtowaniu się „nowej klasy” – prekariatu. Klasy żyjącej w ciągłym chwytaniu się dorywczych zajęć, nie mogącej stać się jakąś grupą o wykrystalizowanej pozycji społecznej, zawodowej. Konsekwencją tego nieokreślonego statusu zawodowego jest niedostateczny dochód. Grupa ta rośnie liczebnie, a jej problemy powodują, że staje się ona potencjalnie najbardziej wybuchową grupą społeczną.
Należy zauważyć, że ta grupa, związana głównie z działalnością w sektorze pozaprodukcyjnym, nie stanowi rezerwowej armii pracy w klasycznym rozumieniu. Nie stanowi ona bowiem elementu mechanizmu produkcyjnego współczesnego społeczeństwa. Jej powstanie było wynikiem wysokiego poziomu rozwoju sił wytwórczych współczesnych społeczeństw, który to poziom umożliwił tak gwałtowny przyrost znaczenia sektora wymiany i usług. Stanowiły one świadectwo wysokiego poziomu rozwoju cywilizacyjnego współczesnych społeczeństw, pewnego naddatku „luksusu” ponad prostą potrzebę reprodukcji w dotychczasowej skali.
Z chwilą, kiedy dynamiczny wzrost produkcji napotyka na różnego rodzaju bariery, pierwszym elementem ciętym jako „luksus” są właśnie usługi nieprodukcyjne. W społeczeństwie dobrobytu praca w pewnych działach usług staje się zaledwie formalnym tytułem do domagania się dochodu bardziej niż rzeczywistą zapłatą za pracę. Tak jest, np. w pracach urzędniczych wszelkiego typu, w obsłudze nadbudowy związanej z państwem. Można sobie pozwolić na rozwijanie tego typu miejsc pracy, ponieważ produkcja przynosi wystarczającą ilość wartości dodatkowej, którą dzieli się według kryteriów arbitralnych i wynikających z oceny stanu państwa bardziej niż z szacunku efektywności.
Pojawienie się „prekaria tu” jest kolejnym w historii kapitalizmu przejawem kryzysu strukturalnego tego systemu. Tym razem kryzys manifestuje się na poziomie relacji między społecznym sposobem wytwarzania a prywatnym sposobem zawłaszczania. Wielu badaczy związanych z lewicą słusznie zauważa, że wartość dodatkową należałoby inaczej dzielić – tzn. zgodnie z wymogami uspołecznionego systemu produkcji. Problem w tym, że system produkcji nadal pozostaje prywatny i nie widać, aby coś się w tym względzie zmieniało. Ba, owa lewica, ignorując Marksowskie analizy, nie widzi związku między owymi członami jednej całości i w praktyce uważa, że kwestia własności środków produkcji jest współcześnie bez pierwszorzędnego znaczenia. Tymczasem właśnie w ten sposób lewica uniemożliwia sobie wykonanie zadania stworzenia sposobu podziału odpowiadającego sposobowi produkcji. W efekcie pozostaje tylko jedyne możliwe rozwiązanie: troskliwe hodowanie „własnych” kapitalistów, w opozycji do kapitalistów obcych państw, i ostrożne, niedopuszczające do ich „wykrwawienia się”, dojenie ich wykorzystując prośby i groźby, zależnie od sytuacji. Czyli, polityka kija i marchewki wykorzystująca możliwości, jakie daje manewr między socjaldemokracją a populizmem.
Widzimy więc, że stara sprzeczność między kapitalistami a robotnikami nie umarła śmiercią naturalną, ale przeobraziła się, dostosowując do świata globalizacji i nowego etapu sprzeczności między światem pracy a światem kapitału. Mechanizm owej sprzeczności pozostał nie zmieniony.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
4 sierpnia 2011 r.

Kurwa a ja cały czas

Kurwa, a ja cały czas myślałem, że pomimo tych wszystkich przemian, my wszyscy uciskani jesteśmy klasą robotniczą, a tu proszę wymyślono nowa klasę do której ja np. doskonale się kwalifikuję, myślę tylko czy to aby jednak nie jest jakis podstęp aby nas zantagonizować.

Samo to, że coraz więcej

Samo to, że coraz więcej osób się do tej grupy zalicza jest antagonizujące wobec tych, którym się udało chociażby zdobyć tzw. "stałą posadę" na umowę o pracę. I nie ten jest "podstępny", który nazywa tę grupę tak czy siak, ale ten, który wykorzystuje swoją pozycję, by do tego doprowadzić. I by społeczeństwo łyknęło to wychowując idealnie zaprogramowane w tym duchu pokolenie (i samych siebie...)

When we can't dream any longer we die.
Emma Goldman

No w sumie to bardziej

No w sumie to bardziej miałem na myśli, klasę tą wymyslili ci, którzy ją stworzyli, a teraz dopiero ktoś ją nazwał. Wychodzi na to że jestesmy niewolnikami nawet w stosunku do zwykłych robotników czy pracowników, którzy mają stałe umowy, najbardziej mnie zaś wkurwia gdy pracuję a muszę przed prawem udawać bezrobotnego, by miec chociaż ubezpieczenie zdrowotne..chociaz urzędnikom i policji jakby co mówię że pracuję, po co mają mnie brac za "nieroba", oni i tak nie dociekają gdzie..Inna sprawa że jak ktoś popadnie w długi bo np. był spory czas bez pracy, to nawet jak uda mu się znaleźć pracę na umowę, może ją szybko rzucić jak komornik dobierze sie do wypłaty i będzie zostawiać 400 zł,

400 zł to i tak lepiej,

400 zł to i tak lepiej, niż zasiłek dla bezrobotnych, który się wielu ludziom "nie należy" :> i to jest właśnie ten trick, których wiele w tej całej machinie...

When we can't dream any longer we die.
Emma Goldman

Zastanawiam się jak duża

Zastanawiam się jak duża grupa ludzi została wpędzona w długi z powodu swojej biedy i teraz jest w pułapce bo jak nawet dostanie normalną pracę, to komornik wszystko zabierze, i co nie opłaci mieszkania,i w łachmanach spod mostu będzie chodzic do pracy?A wszędzie teraz jakieś mafie oferują rozmaite pożyczki,kredyty,zwykła lichwa,inni znów mają pełno mandatów z mpk,pkp,(choćby jak jeżdżą za pracą)i oczywiście policji,nawet za lanie pod murkiem bo "burżuj" idzie i płaci 2zł za oddanie moczu,a poza tym nie szwęda się po ulicach tylko jeździ autem,a piwo pije w knajpie za 6 zeta,nie "w miejscu publicznym".Mnie się raz zdarzyło dostać mandat w tramwaju jak jechałem do pośredniaka,innym razem jadąc z CV do "pracodawcy",ale mi się chciało śmiać...Zasiłek należy się może 20 procentom,przez pół roku, trzeba wcześniej pół roku mieć umowę na etat, a utrzymaj się za 400zł, samotnie, bo co wtedy jak masz dzieci na utrzymaniu? wypłata powinna wystarczać chociaż na mieszkanie i wyżywienie,koszty reprodukcji siły roboczej, nie mówię już o reprodukcji w sensie rozmnażania, bo po co mamy się rozmnażać, w sumie taniej dla systemu będzie, gdy zacznie kiedyś brakować rąk do pracy, wpuścić trochę "kolorowych", którzy są już dorosli i od razu mogą robić, tak jak to zrobiono w krajach zachodnich, no i łatwiej będzie ich dyscyplinować, i nie dopuścic do wyższych klas bo trudniej im się z oczywistych względów kamuflować, bycie białym murzynem jest jednak trochę łatwiejsze,i trudniejsze do wytłumaczenia wyższym klasom.Może jeszcze przyjść taki czas że pracodawcy pozwolą nam pracować jedynie możliwość wyjadania resztek z pańskiego stołu,jak pracowałem w gastronomi to też się tak robiło, był to duży plus przy gównianych zarobkach,w dwóch pracach mieliśmy nawet prysznic więc od biedy,latem można by spać byle gdzie...

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.