Hegemonia i socjalistyczna strategia. Ernesto Laclau i Chantal Mouffe

Publicystyka | Recenzje

Polskie tłumaczenie słynnej książki Mouffe i Laclau z 1985 roku.

Książka ta należy do postmarksistowskiej tradycji. Została opublikowana w wyjątkowo ważnym momencie koniunktury ruchów marksistowskich, kiedy zaczął się okres głasnosti i pierestrojka. To był bardzo intensywny okres refleksji dla marksistowskiej lewicy. Kiedy już myślenie postmodernistyczne uzyskało pozycję dominującą w zachodniej myśli akademickiej i wśród znacznej części lewicy, zaczęto się przestawiać na sprawy obyczajowe i socjaldemokrację. Mouffe i Laclau w tym momencie opublikowali książkę, w której dementują tezę o rewolucyjnym charakterze klasy pracującej oraz negują samo określenie tej klasy. Autorzy twierdzą, że nie wszystkie polityczne tożsamości są klasowe lub mogą być tłumaczone w ramach logicznego paradygmatu.


Warto przed przeczytaniem tej książki poznać trochę marksistowską teorię hegemonii. Tym, którzy mają czas na letnią lekturę, polecam przedtem inną książkę - Krótka historia „hegemonii”, czyli o niemarksowskim marksizmie Lotara Raszyńskiego.

Co to jest „hegemonia”? Hegemonia podchodzi od greckiego słowa oznaczającego „przywództwo”. Ale tu wyjaśnię trochę, w formie uproszczonej, znaczenie hegemonii w filozofii marksistowskiej. Współczesne marksistowskie pojęcie słowa „hegemonia” podchodzi od Gramsciego. Gramsci rozumiał, że każda dominująca klasa polityczna także dominuje świadomość i ideologię wyznawaną przez ludzi. Marks napisał prawie 150 lat temu, że to nie świadomość ludzi tworzy ich rzeczywistość, ale rzeczywistość tworzy ich świadomość. Gramsci uważał, że klasa pracująca nie dokonała rewolucji ponieważ kapitalizm miał nad nią hegemonię kulturalną.

Wiele osób uważało, że Gramsci zaprzeczał więc marksistowskim pojęciom o hegemonii, ale sam Gramsci uważał, że po prostu ulepszył teorię Marksa.

W materialistycznym pojęciu historii Marksa, warunki niedoboru i nędzy tworzą antagonizm między klasami. Antagonizm zaś prowadzi do hegemonii jednej klasy nad drugą. Ta hegemonia jest instytucjonalna i kulturalna. Według Marksa, tożsamość klasowa podchodzi ze stosunku do środków produkcji. Jest to częścią idei ekonomicznego determinizmu.

Marks sam nie korzystał ze słowa „hegemonia”. Stosowanie słowa hegemonia w takim rozumieniu, aby zaznaczyć, że klasa pracująca ma mieć hegemonię nad społeczeństwem - to pomysł Pawła Akselroda. Później pomysły o hegemonii były promowane przez niego i Plechanowa. Akselrod kiedyś był Bakuninistą, ale stał się marksistą i założył bardzo wpływową grupę razem z Plechanowem i Wierą Zasulicz. Redakcja gazety Iskra, w skład której oprócz nich wchodził Lenin, miała wpływ ideowy na Lenina, choć grupa rozpadła się szybko i Akselrod przeszedł na stronę mienszewików.

Lenin był zdania, że proletariat może walczyć o swoją hegemonię, czyli przywództwo, w kontekście burżuazyjnej demokratycznej rewolucji. (W Materializmie i Empirio-Krytycyzmie, Lenin twierdzi, że klasa pracująca musi przejść najpierw przez burżuazyjno demokratyczną rewolucję. Potem Lenin stwierdził, że proletariat musi najpierw dzielić hegemonię w fazie dwuwładzy z burżuazją). Koncepcja hegemonii u Lenina wymaga istnienia awangardy. Jest to hegemonia poprzez instytucję państwa. Tylko zdobycie władzy, według Lenina, mogło ustanowić hegemonię klasy pracującej. Więc Lenin w ten sposób chciał ustanowić dyktaturę proletariatu.

Mouffe i Laclau odnoszą się sceptycznie do marksistowsko-leninowskiej teorii hegemonii oraz materialistycznego podejścia Marksa, determinizmu klasowego i kwestionują jego podejście do antagonizmu klasowego.

W czasie gdy opublikowano książkę Mouffe i Laclau, działacze lewicy oraz zainteresowani intelektualiści reagowali na tą książkę różnie, ale dały się zauważyć trzy lub cztery tendencje.

Ortodoksyjni marksiści oraz część radykalnej lewicy i anarchistów uważali, że autorzy próbowali usprawiedliwić ucieczkę od pojęcia walki klas i rezygnację z walki w sferach ekonomicznych opierając się na krytyce ich zdaniem przestarzałych już pojęć marksistowskich. W tym autorzy nie różnili się od dominujących tendencji burżuazyjnego liberalizmu, które zaczęły dominować w zachodniej lewicy po czasach powojennego bogactwa.

Natomiast wielu postmarksistów, anarchistów, post-modernistów oraz innych ludzi uważało, że to niesłuszna opinia i że autorzy próbują kwestionować materialistyczne tendencje tradycyjnego marksizmu i jego ekonomicznego determinizmu. Rzecz jasna, rewolucyjny ruchy wcale nie musiał powstać w ramach klasy pracowniczej, a nawet część klasy pracowniczej jest reakcyjna.

W ruchu anarchistycznym opinie o książce, jak już widać, różniły się, ale często były bardziej złożone. Wiele marksistowskich pojęć, w tym o obmyślaniu przebiegu rewolucji, było od zawsze krytykowanych przez anarchistów. Pierwszymi wielkimi krytykami hegemonii byli Bakunin i Stirner, choć widzieli problematykę z różnych punktów widzenia. (Stirner nie odnosił się bezpośrednio do Marksa, tylko do młodych heglistów, przede wszystkim do Feuerbacha. Ale, ponieważ Marks korzystał z pomysłów heglistów i dużo napisał o Stirnerze, możemy mówić o pewnej krytyce marksistowskiej logiki – jeśli nie samego marksizmu.)

Bakunin uważał, że rewolucji mogą dokonać raczej chłopi i lumpenproletariat, niż proletariat przemysłowy oraz nie akceptował roli państwa. Bakunin zadał pytanie: jeśli proletariat będzie klasą rządzącą, kim będzie rządzić? Musi wtedy powstać nowy proletariat, który zostanie wówczas zdominowany przez to nowe państwo.

W zasadzie, wielu anarchistów w czasach Marksa odrzucało pojęcia „esencjalizmu klasowego”, choć niektórzy po prostu przeanalizowali ponownie pojęcie klas i dzielili większość ludzi na tych, którzy pracują dla kogoś (praca najemna) i właścicieli/pracodawców, choć rozumieli, że sprawa nie kończy się na tym rozdziale. Od tego czasu, anarchiści mieli tendencję do patrzenia na te klasy jako na coś bardziej skomplikowanego pod względem uświadomienia interesów – część klasy pracującej, w tym Bakunin, Kropotkin i Malatesta uważali, że np. biurokraci państwowi, policja, żołnierze oraz część inteligencji utożsamia się z klasą pracodawców, z kapitalistami oraz swoimi panami.

Z tego punktu widzenia, anarchistyczna krytyka pojęcia esencjalizmu klasowego powinna być dziś uznana za bardzo trafną wśród postmarksistów. Ale ponieważ większość z nich jest uwięzionych w marksistowskim getcie umysłowym, w zasadzie unikają tego. Niestety, Laclau i Mouffe także unikają wielu innych myślicieli, którzy również mieli bardzo trafne obserwacje co do esencjalizmu klasowego lub pojęcia hegemonii u Marksa.

Warto pamiętać, że w czasach Marksa oprócz anarchistów byli inni bardziej wolnościowi socjaliści, którzy również byli wpływowi – ale nigdy nie mieli państwowych aparatów za pomocą których mogliby promować swoją ideologię. Warto wspomnieć tu postać Williama Morrisa.

Wróćmy teraz do anarchizmu. W książce Mouffe i Laclau pokazują, że tak naprawdę w teorii marksistowskiej także w tych sprawach nie zawsze był konsensus, a jedynie pewna ortodoksyjna odmiana marksizmu zaczęła dominować w pewnym momencie – lecz nieortodoksyjni marksiści potem „wrócili” do dyskursu o marksizmie. (Tu wielka szkoda, że nie napisali o roli jaką w tym kontekście odegrał Lukacs.) Ci, którzy nie mają podstawowej wiedzy o różnych nurtach w socjalistycznym myśleniu, dużo stracą z tego co chcieli przekazać Mouffe i Laclau, choć nie jest to książka zupełnie niedostępna. Niedawno w salonie Krytyki Politycznej skomentowano, że pierwsze trzy rozdziały (są cztery w książce) są zbyt akademickie, i nadają się może jedynie dla historyków, a dopiero czwarty rozdział ("Hegemonia i radykalna Demokracja") może być interesujący dla ludzi. Pewnie jest trochę w tym prawdy, ponieważ człowiek, który ogłosił taką opinię nie był przygotowany merytorycznie do czytania i rozumienia tej książki i obawiam się, że faktycznie dla większości, dopiero czwarty rozdział będzie interesujący.

Szkoda, bo uważam, że nikt nie może do końca zrozumieć logiki czwartej części bez kontekstów zawartych wcześniej w książce. W tym sensie, wstępniak Sławomira Sierakowskiego, który ani nie zagłębia się zbyt w tematykę, ani nawet często nie odnosi się bezpośrednio do wielu głównych tez książki, jednak jest zupełnie trafny, jeśli chodzi o udostępnienie książki czytelnikom.

W pierwszym rozdziale, autorzy rozwijają koncepcję hegemonii. Ważny w nim jest kontekst rozwoju hegemonii, np. w historii rosyjskich socjalistów i ich myślenia. Szczególnie ważną rolę odgrywają pomysły Plechanowa. Mouffe i Laclau pokazują odstępstwa od esencjalizmu w działaniach Trockiego i Lenina, które podważają tradycyjne pojęcia interesów klasowych i jak te klasy, które dokonały rewolucji nie były tymi, które miały odegrać tę rolę według przewidywań klasycznego marksizmu. W pierwszym rozdziale Mouffe i Laclau piszą m.in. o tekstach Róży Luksemburg, Bernsteina i Kautskiego. Szczególnie interesujący dla czytelników tego portalu będzie rozdział o rewolucyjnym syndykalizmie Sorela.

Drugi rozdział jest szczególnie ważny – przede wszystkim dlatego, że autorzy tłumaczą pomysły Gramsciego o hegemonii. To tu naprawdę myśli Gramsciego oraz Althussera stanowią teoretyczną inspirację dla Mouffe i Laclau. Dalej w książce Mouffe i Laclau rozwijają raczej swoją tezę, choć często nie oryginalną i opartą na innych źródłach, np. na Lacanie, Foucault albo Derridzie.

Szczególnie ciekawe są ich tezy o antagonizmie. Krytykują klasyczne marksistowskie pojęcia antagonizmu w sensie sprzeczności, ponieważ argumentują, że ludzie nie mają kompletnie ustalonej tożsamości. Więc twierdzą, że Marks nie miał racji i że antagonizm nie może być przewidywalny i nie musi powstać tam, gdzie przewidział Marks.

Ponieważ mój artykuł/recenzja jest napisana dla portalu anarchistycznego, a nie lewicowego, wrócę do anarchistów. Za ciekawe postscriptum dla tej książki możemy uważać książkę Richarda Daya: Gramsci is Dead: Anarchist Currents in the Newest Social Movements. Tu chodzi o analizę hegemonii z punktu widzenia anarchistycznego... i nie tylko. Day, jak wielu anarchistów, uważa że szukanie „hegemonii” prowadziło do intelektualnej hegemonii – tzw. „hegemonii hegemonii”. Day pokazuje, że pojęcie hegemonii uniemożliwia rozumienie innych form sprzeciwu, które wychodzą poza zakres tego pojęcia. On twierdzi, że debata między marksistami i postmarksistami tak naprawdę koncentruje się na pojęciu hegemonii. Oni wszyscy chcą realizować swoją hegemonię, niezależnie od formy, poprzez państwowe lub międzynarodowe i ponadpaństwowe struktury.

Day znajduje anarchistycznie odpowiedzi na hegemonię m.in. w dziełach anarchistów Kropotkina i Landauera. Np. Landauer podkreślał, że anarchiści powinni zawierać związki oparte na prawdziwych interesach, a nie na przynależności do grup narzuconych ludziom. Był on także przeciwnikiem dyktatury proletariatu i uważał, że anarchizm powinien być oparty na wolnych stowarzyszeniach – czyli musi to być dokonane dobrowolnie, a nie z przymusu.

Zwolennicy wolnego stowarzyszania się w zasadzie nie wierzą w rewolucję, więc koncentrują się na dobrowolności i wzajemnych interesach, stowarzyszaniu się i pomocy wzajemnej. Dlatego reagują trochę z dystansem wobec antagonizmu klasowego, bo raczej chcą wyeliminować niesprawiedliwość nie przez wywalczenie hegemonii nad innymi, lecz poprzez współpracę we wzajemnym interesie. Wierzą, że w takim układzie nie może być wyzysku (np. jak w tradycyjnych kapitalistycznych stosunkach) ponieważ wtedy interes nie będzie korzystny dla wszystkich. Ten pomysł w dużym stopniu jest oparty na Stirnerze i także dziełach pierwszych amerykańskich anarchistów.

To nie znaczy jednak, że anarchiści rewolucyjni nie mieli czegoś przeciw marksistowskiej / leninowskiej hegemonii. Tak jak Bakunin, wielu anarchistów traktowało wrogo całą koncepcję hegemonii. Jedną z najbardziej istotnych debat między anarchistami a marksistami-leninistami jest „Nędza Etatyzmu”, debata między Bucharinem i anarchistą Luigi Fabbri.

Fabbri mocno krytykował pomysły marksistowskie, np. że lumpenproletariat ma bronić tyłów proletariatu, że sam nie jest częścią rewolucyjnej klasy. Jeśli oni mają, jak twierdził Bucharin, bronić tyłów rewolucyjnej klasy proletariatu, wtedy tak jak powiedział Bakunin, pewnie powstanie dominacja – tu dominacja proletariatu przemysłowego nad lumpenproletariatem. Fabbri także przewidział, że dyktatura proletariatu może stać się nową dyktatura NAD proletariatem, a samo państwo będzie tworzyć wokół siebie klasy uprzywilejowane. (Ta debata powstała niedługo po rewolucji w Rosji, kiedy w 1918 r. bolszewicy chcieli walczyć ideowo z anarchistami). Fabbri także pytał dlaczego, według marksistowskiej logiki, proletariat ma zawsze być proletariatem. Według Fabbri, celem rewolucji nie jest tylko zmiana władz. Możemy raczej zmienić organizację społeczeństwa, aby ludzie nie pracowali jako pracownicy najemni – więc ich świadomość nie ma się też ograniczać do świadomości „proletariatu”. Fabbri twierdzi, że według marksistowskich planów proletariat ryzykuje, że na zawsze pozostanie proletariatem. Powiedział, że „kapitalizm nie przestanie istnieć tylko poprzez zamianę prywatnego kapitalizmu na państwowy kapitalizm”.

Możemy także wskazać na prace wielu innych, np. Castoriadisa i innych wolnościowych socjalistów. W książce Mouffe i Laclau poświęcili trochę miejsca Claude’owi Lefortowi. Może słusznie, ponieważ Lefort, jak anarchiści, uważa, że tradycyjna marksistowska logika prowadzi do totalitaryzmu. On uważa słowo „demokracja” za słowo, które może mieć dość obszerne rozumienie. (Więcej o Leforcie nie komentuję ponieważ niedawno napisał „Komplikacja: Kommunizm i Delemat Demokracji”, której to książki jeszcze nie czytałam i pewnie warto się z nią zapoznać zanim powiem coś o Leforcie i jego rozumieniu demokracji).

Wiadomo, że pozwoliłam tu sobie na duże odstępstwa od książki Mouffe i Laclau, ale uważam, że anarchistyczny stosunek do hegemonii, która nie jest obecna w książce bezpośrednio, jednak miał wpływ na postmodernistycznych marksistów, ale chyba pośrednio i doznał po drodze wielu transformacji. Co nie znaczy, że ci postmodernistyczni marksiści mają ten sam stosunek do hegemonii – bo jak słusznie zauważył Day, postmarksiści jednak stosują się do hegemonii, a anty-marksistowska lewica może jest nawet przeciw hegemonii, ale brakuje jej dobrej analizy hierarchii i władzy i nie zawsze widzi dlaczego ma je zlikwidować, więc może tylko proponować modyfikację status quo.

Mouffe i Laclau proponują coś w rodzaju “agonistycznego pluralizmu”, który jest czasami mglisty, jeśli chodzi o konkrety. Czasami unikają odpowiedzi na konkretne pytania w wywiadach. Nie mówią wprost, co ma znaczyć u nich „różnorodność” - słowa, którego używają dość często. Proponują „radykalną politykę demokratyczną” i znowu nie zawsze wszystko jest jasne – np., niejasne jest ich pojęcia państwa, czy stosunek do demokracji uczestniczącej, choć mówią że nie zgadzają się z tą ostatnią. Jak? Czytelnik musi domyślać się, co mieli na myśli, a więc istnieje możliwość, że różni ludzie zrozumieją ten „projekt demokratyczny” inaczej. Niektórzy rozumieją Mouffe jako zwolenniczkę Hobbes’a, inni jako liberalną socjaldemokratkę, inni jako radykalną socjaldemokratkę... i uważam, że nie zawsze jest to wina czytelników, lecz wina Laclau i Mouffe, którzy jak wielu intelektualistów, piszą mądre słowa, czerpią z różnych tradycji i w końcu nie są w stanie rozwinąć wizji nowego społeczeństwa. Myślę, że pomimo ewidentnego krzyżowania się ich idei z anarchizmem i wolnościowym socjalizmem w pewnych punktach, ten projekt pozostaje etatystyczny i bazuje jednak na hierarchii.

Ale książka ma ciekawe momenty. Jednym punkt ich pomysłów, który uważam za bardzo sensowny i warty uwagi anarcho-syndykalistów, dotyczy samorządności robotników.

Rzecz jasna, każdy projekt radykalnej demokracji zakłada aspekt socjalistyczny, gdyż trzeba koniecznie położyć kres kapitalistycznym stosunkiem produkcji, leżącym u podstaw licznych relacji podporządkowania; socjalizm jest jednak zaledwie jednym z aspektów projektu radykalnej demokracji, a nie na odwrót. Z jego właśnie powodu, gdy mówi się o uspołecznieniu środków produkcji jako jednym z elementów strategii radykalnej i pluralistycznej demokracji, należy z całą mocą podkreślać, że nie może to oznaczyć tylko samorządności pracowników, gdyż stawką jest tutaj rzeczywiste uczestnictwo wszystkich podmiotów w podejmowaniu decyzji o tym, co należy produkować oraz w jaki sposób i w jakiej formie produkt ma być dystrybuowany. Jedynie pod takimi warunkami dokonać się może społecznie przywłaszczenie produkcji. Sprowadzanie tej kwestii do problemu samorządności robotników, oznacza lekceważenie faktu, że „interesy” robotników mogą być konstruowane w sposób, który nie uwzględnia żądań grup działających na rzecz ochrony środowiska czy innych grup, których dotyczą decyzje podejmowane w sferze produkcji, pomimo że nie są one producentami.

Jednak pozostaje coś niejasnego w tej książce. Np., jeśli wszyscy ludzie mogą uczestniczyć w podejmowaniu decyzji, czemu nie mieć po prostu anarchizmu? Ale autorzy nie są anarchistami. Więc co proponują? Nie wiadomo.

Jeszcze coś o tym. Anarchiści od dawna twierdzą, że całe społeczeństwo musi pracować razem i wiele z klasycznych, jak i współczesnych anarchistów nie lubi podziału i specjalizacji pracy. Jeśli wrócimy do pomysłów Fabbri’ego, że proletariat nie powinien na zawsze pozostawać proletariatem, widzimy jak tu, że Mouffe i Laclau jednak widzą klasę produkcyjną – a wtedy widzą „innych”, którzy kwalifikują się poza ramy pojęcia „robotników”. Kim oni są? Rzecz jasna – dla nich, tak jak dla liberalnej lewicy – proletariat ma pozostać proletariatem, to jest wyspecjalizowaną klasą produkcyjną. Inne klasy wtedy mają dystrybuować, koordynować, konsumować – ale pozostają czymś odrębnym od klas produkujących. Wizja anarchistyczna Kropotkina i innych pozwala na zmiany w pracy – dziś ktoś pracuje na gospodarstwie rolnym, jutro w magazynie, pojutrze jest wykładowcą na uniwersytecie... Widać te pomysły w Pareconie i w pomyśle zróżnicowanych kompleksów pracy. Nie jest jasne jak autorzy książki widzą to społeczeństwo, ale chyba tak samo podzielone na klasy pracownicze.

Jeśli ktoś lubi czytać o różnych wątkach w historii myśli marksistowskiej i postmarksistowskiej, wtedy warto tę książkę przeczytać. Jeśli jednak ktoś szuka nowych pomysłów na tworzenie np. ruchów politycznych, to jest to ślepa uliczka. Wyjątkiem są ci, którzy już i tak wpadli w bagno mglistych pojęć ideologii Nowej Lewicy (nie grupy Ikonowicza, lecz hasła „nowa lewica”). Dla nich akurat może tam będzie coś ciekawszego niż ortodoksyjny marksizm lub polski wariant socjaldemokracji.

Wydawnictwo:
DOLNOŚLĄSKA BIBLOTEKA PEDAGOGICZNA WE WROCŁAWIU FILIA W ŚWIDNICY
203 stron , format: B5

ciekawa recenzja. jest jakis

ciekawa recenzja. jest jakis tekst Luigi Fabbri po polsku? albo jakiś link angielski do jego tekstów?

Coś tu nie gra

Ogólnie jeźli chodzi o stosunek marksizmu i anarchizmu recenzja owszem ciekawa. Ale niestety za mało konkretnie wyłapuje sens pojęcia hegemonii i dlatego faktycznie dotyczy czego innego niż hegemonia - kwestii władzy.
Hegemonia to władza niewidzialna, zawsze kulturalna-instytucjonalna, a nie przywództwo po prostu. Zdania typu "być za hegemonią" czy "przeciw hegemonii" są trochę bez sensu. Można być co najwyżej za albo przeciw istotności problemu hegemonii. Poza tym wydaje mi się, że sam ten problem ma sens tylko w odniesieniu do prawicy i walki z prawicą, o której recenzja nie wspomina.
Jako polemika z socjalistami ok, jako recenzja tej książki - nie bardzo.

Nie chciałam pisać tylko

Nie chciałam pisać tylko recenzję. Podproletariusz pisze, że
"Można być co najwyżej za albo przeciw istotności problemu hegemonii" ale to nie fakt. Byli ludzie, którzy argumentowali przeciw hegemonii, n.p. Day- chyba mogę znaleść kilka innych przykładów pózniej.
http://en.wikipedia.org/wiki/Richard_JF_Day

Tekst Fabbri:
www.zabalaza.net/pdfs/varpams/povertyofstatism.pdf

A ja mam pytanie: w jednym z

A ja mam pytanie: w jednym z ostatnich akapitówpiszesz o niechęci do specjalizacji w pracy. przedstawiasz wizję "zmian" dziś jesteś rolnikiem, jutro profesorem. a potem znów naukowcem. jesli należy to rozumieć dosłownie, to nawet przy wydłużeniu jednej "zmiany" na okres kilku miesięcy otrzymujemy twór absurdalnie niewydajny. nie sposób zgromadzić doświadczenia, wiedzy. Ciągłe roszady uniemożliwiają też powzięcie jakichkolwiek długofalowych strategii. właściwie jakakolwiek praca bardziej skomplikowana niż koszenie trawy jest silnie utrudniona. a skoro spada wydajność, wszystko drożeje. Ludzie nie mają pieniędzy( środków)by kupować jedzenie, i robi sie problem.

nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem, ale przy powyższej interpretacji powstaje coś naprawdę kalekiego. a może się mylę...?

>>Ludzie nie mają

>>Ludzie nie mają pieniędzy( środków)by kupować jedzenie, i robi sie problem.

Własnie mówisz o zachowanie kapitalizmu.

Większość pracy na świecie nie wymaga więcej niż kilka miesięcy doświadczenia - są wyjątki. N.p. w nauce.

Mam pytanie - po co nam "wydajność"? A jaki związek ma wydajność z kosztami w kapitalizmie? Nie ma - ma związek z zyskiem, ale nie zawsze z kosztami. A naprawdę, kim będzie bardziej wydajny - ktoś kto pracuje n.p. w fabryce rok, czy ten, który pracuje 20 lat? Zależy od pracy, ale czasami zmiany są dobre dla ludzi.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.