Justyna Lubańska: Płonące francuskie przedmieścia. Na gospodarczym zakręcie
Francuskie przedmieścia płoną… A może płonęły już wcześniej? Pod koniec 2005 roku świat usłyszał szokujące informacje o zamieszkach wywołanych przez mieszkańców francuskich stref podmiejskich. Zewsząd padało pytanie: “dlaczego”? Tę pierwszą fazę można nazwać fazą zaskoczenia. Nastąpiła po niej druga. W mediach zaczęły pojawiać się informacje, że taki rozwój wydarzeń można było przewidzieć, a państwo francuskie zbagatelizowało sygnały ostrzegawcze. Ostatecznie odkryto, że problem jest bardziej złożony i nie można jednoznacznie osądzić kto jest winien. Rozpoczęła się faza trzecia, polegająca na dogłębnej analizie przyczyn wywołanych zamieszek.
Punktem zapalnym była śmierć dwójki chłopców, którzy uciekając przed policją, ukryli się w transformatorze elektrycznym. Stała się ona pretekstem do wszczęcia zamieszek, które przeraziły całą Francję ( i nie tylko: przestraszyły się także inne państwa, którym nieobcy jest problem biednych przedmieść). Zamieszki wiążą się także z historią, z położeniem społecznym i politycznym oraz z warunkami socjalno - bytowymi mieszkańców biednych przedmieść wielkich miast.
W latach 60-tych do Francji zaczęły napływać spore grupy ludności pochodzącej z jej byłych kolonii (przede wszystkim z czarnej Afryki oraz Maghrebu). Przybyli również tak zwani harkis - Algierczycy, którzy podczas wojny w Algierii współpracowali z władzami francuskimi (w swojej ojczyźnie nie mogli pozostać, byli bowiem uznawani za zdrajców). Francja chętnie przyjmowała tę ludność, w tym czasie potrzebowała bowiem siły roboczej (znalazła się w fazie powojennego wzrostu gospodarczego). Zaczęły powstawać osiedla przeznaczone dla przybywających imigrantów. Początkowo nikt nie przewidywał, że staną się one swojego rodzaju gettami, odizolowanymi od reszty społeczeństwa francuskiego.
Lata mijały. Gospodarka Francji podupadła, pozamykano fabryki zatrudniające imigrantów. Duża ich część została zwolniona, w związku z czym bezrobocie we francuskich cités (tak przedmieścia wielkich miast nazywają Francuzi) wzrosło. Nowe pokolenie imigrantów znalazło się w bardzo trudnej sytuacji - można zaryzykować nawet stwierdzenie, że stali się pariasami francuskiego społeczeństwa.
Dziś blokowiska francuskich przedmieść przedstawiają się jako obraz ogromnej nędzy. Rząd francuski nie jest w stanie przeznaczyć odpowiednich środków finansowych na ich remonty. Mieszkania, które nie nadają się do użytku (wymagają bowiem generalnego remontu) są zamurowywane. Konsekwencją tego jest przytłaczający i odrażający widok zamurowanych prostokątów na zewnętrznych murach bloków. Te ślady niegdyś były oknami. Wnętrza mieszkań są jeszcze gorsze.
Co ciekawe, wielu mieszkańców wielkich francuskich miast ( na przykład Paryża) nigdy nie widziało francuskich przedmieść. Znają je jedynie z telewizji. Potwierdzeniem tego stwierdzenia jest choćby cytat z artykułu “Francja - po zamieszkach zaczyna się dyskusja” Dominiki Pszczółkowskiej, który ukazał się 10 listopada 2005 roku w Gazecie Wyborczej: “tu nie działo się nic, nawet nie poczuliśmy zapachu dymu”. Tak wypowiada się kioskarz z 11 dzielnicy. Wydarzenia mające miejsce na przedmieściach nie są problemem większości społeczeństwa francuskiego .One jego nie dotyczą.
W Paryżu ( i nie tylko) istnieje zasada dotycząca miejsca zamieszkania: im starsze, tym lepsze. Jego mieszkańcy preferują mieszkania znajdujące się w starych, najwyżej kilkupiętrowych kamienicach. Nie wyobrażają sobie mieszkania w “nowym” budownictwie na przedmieściach. Wolą mieszkać w “klitkach” kamienic wybudowanych w dzielnicach “renomowanych” niż gdziekolwiek na banlieues.
W szkołach znajdujących się na przedmieściach zatrudniani są nauczyciele bez doświadczenia, którzy nie umieją poradzić sobie z uczniami. Po kilku latach, kiedy wiedzą już więcej na temat nauczania tamtejszej młodzieży, przenoszeni są do innych dzielnic i “lepszych” szkół, w których praca jest łatwiejsza. A zatem obok problemów socjalnych, pojawia się problem edukacji, kształcenia młodzieży. Ostatecznie młodzież, która ukończyła osiedlową szkołę często nie posiada podstawowych umiejętności. Z drugiej strony, nawet jeśli (nieliczni!) zdobędą wykształcenie, mają niewielkie szanse na znalezienie dobrej pracy. Ich list motywacyjny zawierający obco brzmiące nazwisko i miejsce zamieszkania praktycznie uniemożliwia odbycie rozmowy kwalifikacyjnej, a co dopiero zdobycie pracy!
Politycy….oni szczególnie powinni zwrócić swoją uwagę w stronę francuskich przedmieść. Niestety, nie do końca umieją poradzić sobie z tym problemem. Już wcześniej wybuchały tam zamieszki. Rządy zapewniały wówczas, że podejmą działania zmierzające do poprawy warunków życia ich mieszkańców. Były to obietnice bez pokrycia. W 2002 roku, kiedy Chirac i prawica przejęli rządy, zlikwidowane zostały programy pomocy najbiedniejszym. Sytuację zaognił minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy, który prawdopodobnie dla zdobycia sobie głosów wyborców, nazwał uczestników zamieszek “kanaliami”, “szumowinami”, “hołotą”. Jeszcze wcześniej, w wypadkach porachunków lokalnych gangów mówił o “oczyszczeniu pompą ciśnieniową” dzielnic. Takie wystąpienia jeszcze bardziej rozwścieczają, i tak już wściekłą, młodzież zamieszkującą przedmieścia. A bardzo istotna jest jedna kwestia: ci młodzi ludzie nie mają nic do stracenia. W tych warunkach można ich nazwać ludźmi bez przyszłości. Może nawet bez teraźniejszości?
Wśród mieszkańców przedmieść bardzo małą popularnością cieszy się policja. Szczególnie negatywnie postrzegana jest przez młodzież. Uważana jest za rasistowską. Kiedyś próbowano zmienić ten obraz poprzez wprowadzenie instytucji dzielnicowego, przyjaznego mieszkańcom biednych dzielnic. Sytuacja mogła się poprawić. W celu zwalczania przestępczości minister Sarkozy utworzył jednak grupy interwencyjne, które zjawiają się i znikają nagle. Taki sposób działania nie budzi zaufania.
Bieda, brak perspektyw, życie na uboczu społeczeństwa francuskiego wpłynęło na rozpad rodziny, osłabienie więzów między jej członkami. Młodzi ludzie często pozbawieni są opieki, pozostawieni zostają samym sobie. Nie znajdują oparcia w rodzinie. Ich życie jest bezcelowe. W takich warunkach pojawia się agresja, którą trudno zahamować. W celu jej powstrzymania, należy zmienić społeczeństwo francuskie, a następnie zmodyfikować podejście do życia tych młodych ludzi, nadać ich życiu sens.
Kim są ludzie, którzy wywołali zamieszki? Jaki charakter mają ich wystąpienia? W mediach pojawiają się oceny, że protestującymi są imigranci, a ich wystąpienia przybierają charakter wojny religijnej (spora część występujących wyznaje bowiem islam).
Tymczasem młodzi ludzie z przedmieść nie są imigrantami, a wywołane przez nich zamieszki nie mają takiego charakteru. Protestujący są obywatelami Francji (od dwóch, trzech pokoleń). W tym miejscu pojawia się poważny problem. Możliwe, że jest on najtrudniejszym do rozwiązania, a rozwiązanym być musi - w przeciwnym wypadku takie agresywne wystąpienia będą zdarzały się coraz częściej. Otóż istnieje podział społeczeństwa francuskiego (“my” i “oni”). “Oni” są potomkami imigrantów, “oni” zamieszkują przedmieścia, “oni” wywołują zamieszki, “oni” to nie “my”. Trzeba zmienić myślenie Francuzów: mieszkańcy przedmieść muszą być postrzegani jako współobywatele.
We Francji coraz bardziej zaznacza się problem dyskryminacji rasowej. Jest to temat drażliwy, bowiem rasizm nie jest zgodny z republikańskim modelem państwa, w którym każdy jest po prostu obywatelem, bez względu na przynależność etniczną, religijną. Tym bardziej, że Francja uważa się za ojczyznę praw człowieka, a hasło wolność, równość i braterstwo są jej dumą. W kraju tym dochodzi do absurdów: przeprowadza się badania, czy na rynku pracy występuje dyskryminacja kobiet, ale nie przeprowadza się podobnych badań dotyczących zatrudniania osób o ciemnym kolorze skóry.
Zmiana świadomości Francuzów będzie niezwykle trudna: muszą bowiem zrozumieć, że być Francuzem nie oznacza być białym!
Z drugiej strony: czy potomkowie imigrantów uważają się za Francuzów? Socjolog paryskiego instytutu badań politologicznych CEVIPOF Vincent Tiberj twierdzi, że tak. Ci ludzie urodzili się we Francji, tu zostali wychowani, chodzili do szkoły. Ich językiem jest język francuski (chociaż bardzo popularny na przedmieściach staje się język slangowy, niezrozumiały dla ludzi mieszkających poza tymi obszarami). Ci ludzie identyfikują się z Francją. Niestety, bardzo często są wytykani palcami. To, że 66 procent z nich uważa się za wyznawców islamu, nie wiąże się z izolowaniem się- to społeczeństwo francuskie odgradza się od nich. Francuscy muzułmanie popierają laickość państwa. Posądzani są o antysemityzm. A około osiemnaście procent Francuzów ma poglądy antysemickie!
To jest ostatni moment na interwencję. Zmiany są trudne, ale jeszcze możliwe. Jeśli nie podejmie się działań zmierzających do rozwiązania problemów nękających francuskie przedmieścia wielkich miast, sytuacja może pogorszyć się. Podnoszą się głosy, że do tej pory zamieszki nie miały charakteru religijnego. Stopniowo frustracja, brak perspektyw kierują młodzież w stronę radykalnych form islamu. W przyszłości (jeszcze nie teraz) zamieszki mogą nabrać takiego charakteru. Wówczas sytuacja stanie się groźna dla całej Europy. Problem biednych przedmieść dotyka bowiem nie tylko Francję. Dotyczy on również Włoch, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Niemiec. Jeśli nie podejmie się odpowiednich działań, zamieszki mogą rozprzestrzenić się na całą Europę. Problem socjalny może przerodzić się w problem religijny - religia może stać się czynnikiem integrującym 10-15-milionową wspólnotę w Europie. Warto pomyśleć o tym potencjalnym, bardzo groźnym dla Europy problemie.
Niewątpliwie istnieją powody, które w zasadniczy sposób wpłynęły na zachowanie młodzieży zamieszkującej francuskie przedmieścia. Najważniejsze z nich (ale oczywiście nie wszystkie) zostały powyżej wymienione. Nie można jednak usprawiedliwić tak wielkiej agresji, skierowanej na dodatek na własną społeczność. Ci młodzi ludzie palą samochody należące do ich sąsiadów. Do dewastowanych szkół chodzą ich krewni. Niszczony jest dorobek ludzi tak samo biednych jak oni. Giną niewinni ludzie: jedną z pierwszych śmiertelnych ofiar był 60-letni człowiek zamieszkujący podparyskie przedmieście. Ranione kamieniem zostało niemowlę. Pewna niepełnosprawna kobieta nie zdołała uciec z płonącego autokaru. Dziennik “Le Monde” porównał zamieszki młodych, rozwścieczonych Francuzów do wydarzeń z maja 1968 roku, jakie miały miejsce we Francji. Przywódca studenckiej rewolty z 1968 roku w Paryżu, Daniel Cohn - Bendit, jest odmiennego zdania. Uważa, że ci młodzi, zdesperowani ludzie protestują, ale sami do końca nie wiedzą co chcą osiągnąć. Nie przedstawili żadnych konkretnych propozycji.
Co więcej, zamieszki te przybierały momentami formę swoistej rywalizacji (wojny) gangów pod tytułem: “kto zniszczy więcej”. Bieda, bezrobocie, niski poziom wykształcenia, złe warunki socjalno - bytowe, rozpad rodziny wychowały młodzież bez żadnych wartości. Jak wpłynąć na taką młodzież? Jest to osobny problem dla socjologów, psychologów, polityków.
Bieda, bezrobocie, apartheid socjalny, dyskryminacja rasowa - te problemy gromadziły się przez trzydzieści lat i stworzyły mieszankę wybuchową. Nie można zatem rozwiązać ich od razu. Rząd francuski musi rozłożyć swoje działania w czasie. Problem jest o tyle złożony i delikatny, że nie może pozwolić sobie na popełnienie błędów. Każdy jego ruch musi być dokładnie przemyślany.
Francuskie przedmieścia płoną już od dłuższego czasu. Dopiero tragiczne, szokujące wystąpienia młodych ich mieszkańców zwróciły uwagę świata w stronę, w którą nikt do tej pory nie spoglądał. Naszym oczom ukazał się obraz zdesperowanych młodych ludzi bez wartości, bez przyszłości, zamieszkujących przygnębiające i odizolowane przedmieścia. Okazało się, że hasła: liberté, égalité, fraternité nie obejmują całości społeczeństwa francuskiego. Rząd musi zacząć działać. Nie wystarczą już puste obietnice poprawy warunków życia. Potrzebne są konkretne rozwiązania, a nie powtarzanie, że przemoc nie jest rozwiązaniem.
Źródło: http://www.stosunki-miedzynarodowe.umk.pl/index.php?strona=134&wiecej=32...