Uniwersytet milczących profesorów
Tadeusz Sławek w wydanej w 2003 roku książce poruszającej problem Uniwersytetu w świecie korporacji, zwrócił uwagę na milczenie, milczenie profesorów, wycofanie się z życia publicznego, zamknięcie w wąskiej specjalizacji połączoną z obojętnością wobec dobra wspólnego. Figura profesora-intelektualisty angażującego swój autorytet w bieżące spory, podnoszący istotne tematy o wadze ogólnoludzkiej, przeszła do przeszłości. Jej miejsce zajęła postać specjalista-biznesmen. Rok później, w innym miejscu, w Wielkiej Brytanii, ukazuje się dzieło, które wstrząśnie światkiem akademickim: książka Franka Furedi zatytułowana wymownie - Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?. Została przetłumaczona na język polski w 2008 roku. Furedi zauważa to samo co Sławek: milczenie intelektualistów, wycofanie się kadry i samej instytucji Uniwersytetu z życia społecznego. Obaj myśliciele poszukują przyczyn wspomnianego stanu rzeczy, jak również poszukują dróg rozwiązania. Obaj uważają, że sytuacja jakiej dają opis nie jest zdrowa, ma destrukcyjny wpływ na byt społeczny, na całą kulturę, w tym również na nauki. Milczenie ogniskuje w sobie najważniejsze problemy współczesnego świata, w nim zbiegają się, jak gdyby powracając do źródła, toteż by było ono zrozumiałe musi zostać zlokalizowane w sieci, ujęte w całościowej refleksji. Takiej globalnej pracy krytycznej podejmuje się Furedi.
Destrukcję figury intelektualisty zaangażowanego, biorącego czynny udział w debacie publicznej, widzi Furedi w kompromitacji Prawdy, Idei, w filisterskiej rewolcie przeciwko światu kultury. Etos filisterstwa opanowujący świat akademicki i głęboko zakorzeniający się w przestrzeni publicznej, przemawiający przez masmedia, instytucje społeczeństwa obywatelskiego, wśród elit, jak i wśród innych warstw, strukturalnie uniemożliwi istnienie figury intelektualisty. W klimacie jaki nastał nie jest w stanie wykiełkować ani przetrwać myśliciel zaangażowany.
Filisterski etos traktuje dokonania intelektualne w sposób instrumentalny. Wartości mają wartość o tyle o ile przejdą test praktyczności, jeśli znajdują zastosowanie dla rynku i technokratów. Poszukiwanie Prawdy dla samej prawdy, dla samego poznania, uznawane jest za elitarne, za „niestosowny średniowieczny przesąd”. Prawdzie została odebrana wartość sama w sobie, podważona przez postmodernizm ulokowano ją w świecie fikcji. Podobnie jak wszelkie produkty kultury duchowej – okazały się bajkami klasy wyższej, elity, która przy pomocy mitów legitymizowała swoje panowanie jak też utrzymywała w ryzach masy odrzucone podczas selekcji edukacyjnej. Dokonania postmodernizm okazały się komplementarne z etosem filisterstwa. Nic już nie ma wartości, nic nie jest warte życia. Bić się o idee nie jest przejawem rozumu, ale nierozumu. Zakładać, że idee mają znaczenie inne niż instrumentalne to być we władzy iluzji.
Etos filisterski nie oznacza niechęci do wiedzy, ale jedynie do kultury, do wiedzy, która ma głębszy sens niźli tylko użytkowy. Wiedza w świecie zdominowanym przez perspektywę wąsko praktyczną, konkretno-sytuacyjną świadomość, przybiera postać towaru. Podzielona, wyabstrahowana, oczyszczona – doskonale nadaje się do wchłonięcia i użycia. Nie powodując efektów ubocznych w samym użytkowniku. Wiedza w społeczeństwie opartym na wiedzy staje się czymś zewnętrznym wobec tegoż społeczeństwa. Czymś poręcznym, mającym służyć karierze zawodowej, doskonalić nie tyle człowieka, co umiejętności zawodowe. Nikt już nie poddaje się edukacji dla Muz, ale dla Mamony. Ten zwrot w praktyce edukacyjnej okazuje się zdaniem Autora destrukcyjny – tworzy wyspecjalizowanych barbarzyńców.
Etos filisterski nie lubi się przemęczać, lubi świat prosty i użyteczny. Toteż wraz z wzrostem znaczenia instrumentalnej wiedzy, wraz z uznaniem standardów kulturowych za arbitralnie narzucony luksus klas wyższych, nastąpiło zaniżanie poziomu. Równanie w dół, udostępnianie najmniejszym wysiłkiem wyższego wykształcenia szerokim masom. Wszystkim. Niezależnie czy tego chcą czy nie.
Dążenie współczesnych elit do udostępnienia wyższego wykształcenia całości społeczeństwa, nastawienie się na inkluzję, jest według Furedi, niedemokratyczne, jak również nie przyczynia się do partycypacji w kulturze. Autor nie potępia samej idei demokratyzacji dostępu do wyższego wykształcenia, jest jak najbardziej za usuwaniem przeszkód, tylko że przeszkód mających charakter ekonomiczny lub wynikający z dyskryminującego prawa, tymczasem potępia obniżanie standardów, eliminację treści mogących stanowić trudność dla klientów instytucji edukacyjnych. Zaniżanie poziomu, likwidowanie tematyki wymagającej znaczącego wysiłku, jest sprzeczne z samym poznaniem, z zawłaszczaniem zastanej kultury. Furedi uważa, że przygoda intelektualna jest wyprawą pełną trudu, przeszkód, które można przekroczyć tylko ciężką, niekiedy bardzo nieprzyjemną, pracą. Na szlakach poznania spotykamy to co inne, obce, nie pasujące do prywatnej wizji świata i siebie. Obce co wkracza w nas, podważa nasze opinie. Niekiedy bardzo nieprzyjemnie. Toteż pragnienie elit by uczynić proces kształcenia miłym i sympatycznym, w którym nikt nie czuje się urażony i nikt się nie męczy, może uzyskać spełnienie tylko pod warunkiem zniesienia samego poznania. Miło i przyjemnie, tyle że w pustce, na pustyni znaczeń, cmentarzu wartości.
Furedi zauważa, że ideologia inkluzji i jej praktyka nie zastanawia się nad tym, w co włącza się ludzi. Nie następuje podniesienie kultury umysłowej i duchowej obywateli przechodzących przez wyższe szkoły, nie otrzymują oni żadnych kompetencji w wyniku zdobycia formalnego wykształcenia. Inkluzja okazuje się oszukaństwem, gdyż zamiast udostępnić kulturę szerokim masom, niszczy kulturę w imię dostępu. Społeczeństwo nie zostało uznane za godne udziału w sferze ducha, w świecie idei. Praktycy polityki inkluzji traktują przedmioty swoich zabiegów jak dzieci, jak jednostki niezdolne do poznania, twórczości myślenia. Samo żądanie takiej formy inkluzji nie zostało wniesione przez jakiś ruch społeczny, ale przez elity. One stworzyły ideologię, którą według administratorów wyznają masy.
Upadek standardów, kompetencji kulturowych ma według Furedi wpływ nie tylko na życie naukowe. Uczynienie z kultury rzeczy nieistotnej, z procesu edukacyjnego jedynie kształcenia wąsko specjalistycznego, zawodowego, w którym obniża się standardy, powoduje upadek obywatela. Etos filisterski unicestwia również etos demokratyczny. Mamy nową elitę, która pod płaszczykiem polityki inkluzji, utrzymuje społeczeństwo w stanie dzieciństwa, nie pozwalając tym samym na wytworzenie się kultury obywatelskiej, realizację ideałów demokratycznych. Polityka czasów filistrów chroni się pod językiem technicznym, zarządzającym, indywidualizującym problemy społeczne. Mikropolityka skrywa swoją istotę, staje się nieprzejrzysta, unika kontroli społecznej, tym samym reprodukując elitę panującą, prywatyzując problemy polityczne, redukując je do problemów terapeutycznych. Jednostka staje się winna swojej sytuacji egzystencjalnej. Czyniąc z demokracji oligarchię. Władzę technokratów, menadżerów, ukrytą za fasadą wyborów, pozornej debaty w stylu talkschow i gabinetów psychologicznych dostępnych dla wszystkich winnych. Refleksja starająca się ująć system w jego totalności stała się niemożliwa. Została uniemożliwiona przez system edukacyjny w pozornie demokratycznym wydaniu.
A to wszystko dzieje się przy milczącej aprobacie intelektualistów. Osób, które zawsze krytycznie podchodziły do rzeczywistości, starały się ją zmienić. Zresztą, stwierdza Autor, na wojnę idei już za późno. Za późno na czytanie i pisanie takich książek.
Wydaje się, i Autor jest tego niejako świadom, za późno na krytykę z pewnych pozycji, z fortec dawno zburzonych. Pisanie „prawda” wielką literą nie przywróci jej autorytetu i sensu. Idee by znowu mogły mieć wartość, by opowieść Furedi mogła być zaklinaniem przyszłości a nie pieśnią przeszłości muszą znaleźć odpowiednie środowisko i zmierzyć się z krytyką. Stoczyć bitwę na polu samej teorii, a tego Autor się nie podejmuje. Starając się czerpać blask z dogasającej gwiazdy – białego karła.
Podobny zarzut uniku można odnieść do krytyki selekcyjnej i reprodukującej porządek klasowy roli instytucji edukacyjnych, jak i samej arbitralności kulturowej. Dokonania teoretyczne krytyków edukacji wskazują, że kładzenie samego nacisku na ekonomiczne nierówności w dostępie nie wyczerpuje problemu. Mit równych szans nie uwzględnia specyfiki procesu edukacyjnego, który sam w sobie jest hierarchizujący i stanowi spektakularną formę marnowania czasu przez Panów, forma reprodukcji i produkcji wiedzy ugruntowana jest na wolności od pracy zarobkowej. Furedi tak samo jak „populistyczne elity” nie stara się rozpatrzyć do czego dostosowuje proces edukacyjny. Zakłada, że kultura ma wartość uniwersalna, że prawdy których naucza są obiektywne i mają charakter emancypacyjny. Nie jest to takie oczywiste.
Problematyczna wydaje się sama figura intelektualisty jako osoby przekraczającej partykularne interesy. Ma on występować w imieniu całego społeczeństwa, wartości jako takich. W tym przypadku wydaje się, że z intelektualistami pożegnaliśmy się już dawno. W chwili, gdy dobro wspólne uległo problematyzacji, ukazało swój polityczny charakter, jako właśnie legitymizacja interesu partykularnego. Również wielu aktywnych i szlachetnych intelektualistów po stronie lewicy musiałoby opuścić grono intelektualistów, w chwili gdy związali swoje działanie z ruchem robotniczym. A poza tym, może ten intelektualista nie jest znów taka szlachetna figura, tylko mały bądź większy tyran, który uważa, że wie jak ludzie powinni być, gdyż jako jedyny opuścił jaskinie?
Chociaż słuszną jest krytyka komercyjnej zmiany edukacyjnych, czy szerzej całej kultury, jej infantylizacja, pozorność wyzwolenia, spłycenia debaty publicznej, śmierć obywatela i klasycznej polityki, panowania przeciętności i banalizacja życia, zwrócenie uwagi, że wciąż elity rządzą pomimo antyelitarnej retoryki, że ludzie wciąż są przedmiotem administracyjnej kontroli, która zamiast się zmniejszać stale się zwiększa, to pomimo tych słusznych słów, jest to krytyka osoby zaklętej w solidnej kulturze mieszczańskiej. Tym samym nie jest zdolna wygenerować program realnych zmian, co najwyżej może się opowiadać za restauracją poprzedniego porządku. A tamten niewiele był lepszy od tego.
Frank Furedi, Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?, tłum. Katarzyna Makaruk, Warszawa, 2008.
Artykuł ukazał się tutaj