30 tys. mieszkań czeka, ale nie ma kto ich kupić

Kraj | Gospodarka

Boom budowlany powoli zaczyna się kończyć. Na rynek wystawiono do sprzedaży więcej nowych mieszkań niż rok temu, ale brakuje ludzi którzy byliby w stanie je nabyć. Sytuacja ta wpłynie bez wątpienia na spadek cen, choć nie taki, aby mieszkania stały się bardziej dostępne, tym bardziej, że w związku z podniesieniem stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej rośnie cena kredytu.

Tymczasem firmy deweloperskie w ubiegłym roku zanotowały rekordowe zyski. Np. J.W.Construction uzyskał zysk netto na poziomie 148 mln zł. Natomiast zysk netto firmy Dom Development wzrósł o ponad 48 proc. (do 200,6 mln zł). Przedstawiciele firmy przyznają, że tak duże zyski zawdzięczają dużemu wzrostowi cen mieszkań, a nie zwiększeniu liczby inwestycji.

Jak podaje Rzeczpospolita, w

Jak podaje Rzeczpospolita, w tym roku firmy zbudują kolejnych 42 tysiące lokali. Jednak społeczeństwo podzieliło się już na klasę tych, którzy zdążyli nabyć mieszkania i tych, których już na to nie będzie stać.

Autorowi polecam nauke podstaw ekonomii

"nie taki, aby stały się one przystępne, tym bardziej, że w związku z podniesieniem stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej rośnie cena kredytu"
Wzrost cen kredytow OBNIZA ceny mieszkan. Mniejszy popyt wymusza spadek cen do poziomu na ktorym ktos chce te mieszkania kupowac. Gdyby nie ludzie zaciagajacy zlodziejskie kredyty na 40 lat, mieszkania spadlyby juz jakis czas temu.

Notabene teraz bedziemy mieli bardzo ladny zjazd po spekulacyjnych cenach, bo jak zaczna spadac to wszyscy cwaniacy rzuca swoje mieszkania na rynek. Innymi slowy, jest dobrze.

Ceny nigdy nie spadną w

Ceny nigdy nie spadną w kapitalizmie do przystępnego poziomu (tak aby było stać na nie wszystkich) bez względu na poziom stóp procentowych. Rynek nie jest w stanie tego rozwiązać.

Pisząc one miałem na myśli mieszkania, a nie ceny, zmieniłem na dostępne, bo to lepsze w tym kontekście słowo, chodzi mi o to że wzrost ceny kredytu spowoduje, że będzie on mniej dostępny, a co za tym idzie mniej osób będzie spełniało warunki i nie będzie mogło kupić mieszkania (taki mechanizm już zachodzi). Chyba że uważasz że w kapitalizmie można będąc zwykłym pracownikiem kupić mieszkanie bez brania kredytu?

A mozna, zalezy od branzy...

...oraz miejsca w ktorym sie to mieszkanie kupuje - ale to inna sprawa. Ogolnie dziala to tak - kredyty krotkoterminowo 'udostepniaja' mieszkania, przez co ich cena rosnie. Tym samym wzrost cen pozwala na coraz bardziej niekorzystne warunki kredytu, ktore daja coraz wieksza przewage ekonomiczna bankowi. Efektywnie, cale spoleczenstwo jest zadluzone - taka sytuacja zaszla juz w USA (z nieco innych powodow) i jest glowna przyczyna obecnej rozpoczynajacej sie recesji. Uwazasz to za dobre wyjscie?

Z drugiej strony, w przypadku kiedy ludzi po prostu nie stac na mieszkania, ceny spadaja. Tym samym, nieco zamozniejsi moga nawet kupic mieszkania za gotowke, za kredyt na niepelna wartosc mieszkania, za kredyt krotkoterminowy z ktorego bank ma mniejszy dochod itd. Prog dochodow od ktorego mozna miec mieszkanie systematycznie sie obniza w koncu dochodzac do rozsadnego poziomu, jednoczesnie nie niszczac rynku.

W skrocie - kredyty na krotka mete pomagaja kupic mieszkanie, na dluzsza szkodza gospodarce i powoduja wzrost cen.

Mozna sobie teoretyzowac jaki to kapitalizm jest zly, ale zejscie cen mieszkan do rozsadnego poziomu pomoze wiekszej ilosci ludzi niz 'przystepne' kredyty.

Ale ja nie wiem co dla

Ale ja nie wiem co dla ciebie znaczy "rozsądny poziom cen". Wcale nie jestem zwolennikiem takiej sytuacji kiedy ludzie muszą się zapożyczać żeby mieć mieszkanie. Chodzi o to, że w kapitalizmie muszą się zapożyczać. Ceny mieszkań spadną może o 10 proc. może nawet trochę więcej, ale nie spadną nawet do poziomu podobnego do tych sprzed 3 lat.

Gospodarce przede wszystkim szkodzi kapitalistyczny system, który nie zapewnia sensownej alokacji zasobów (np. takiej żeby każdy miał zapewniony dach nad głową). Pod względem sytuacji mieszkaniowej kapitalizm stoi niżej nawet niż feudalizm. Problemem wpływu ceny pieniądza na gospodarkę to mogą się podniecać monetaryści. Ja raczej oczekuję bardziej całościowego spojrzenia na sprawę, bo dla mnie nie ma znaczenia jaka obecnie jest stopa procentowa. W przewidywalnej perspektywie stać mnie na mieszkanie nie będzie bez względu na cenę kredytu. I taka jest sytuacja milionów ludzi w tym kraju i na świecie.

W Warszawie i Krakowie ceny

W Warszawie i Krakowie ceny mieszkań są już tak wysokie, że na zakup mogą pozwolić sobie tylko osoby zarabiające ponadprzeciętnie. Średnia cena metra kwadratowego w nowo wybudowanym lokalu przekracza tu 8 tys zł (!!!). Wysokość przeciętnych kredytów zbliża się tu do 400 tys. zł, a miesięczne raty przekraczają 2 tys. zł (!!!). W miastach, gdzie ceny są nieco niższe, na mieszkania ciągle stać Polaków zarabiających średnią krajową (czyli około 2,6 tys. zł miesięcznie). Tak jest m.in. we Wrocławiu, w Gdyni i Katowicach. Ale i tam kredyty hipoteczne są gigantycznie wysokie: średnio grubo przekraczają 200 tys. zł. Dlaczego więc 30 tyś mieszkań stoi pustych? Nie trudno się domyślić.

W ciągu ostatniego roku ceny mieszkań w głównych miastach Polski wzrosły nawet o 100 proc. Rekordy biją ceny mieszkań w największych miastach Polski. Ilość metrów kwadratowych możliwych do nabycia w czwartym kwartale 2006, przy wykorzystaniu kredytu hipotecznego, wyniosła średnio 46 mkw. Jest to o 20 proc. mniej niż rok wcześniej.

Według firmy doradztwa finansowego AZ Finanse mieszkaniec Warszawy o miesięcznych zarobkach 3 tys. zł brutto, może liczyć na kredyt w wysokości ok. 180 tys. zł (o ile nie spłaca innych kredytów i ma umowę o pracę na czas nieokreślony). - Problem w tym, że za taką kwotę nie kupi się dziś nowej kawalerki - twierdzą analitycy z tej firmy. Zwracają też uwagę, że jeszcze na początku 2006 r. za taki kredyt można było kupić nawet dwupokojowe mieszkanie.

Wiceprezes Domu Kredytowego "Notus" Jacek Dziadak przyznaje, że od czasu wejścia Polski do UE ceny nieruchomości wzrosły dwu-, a nawet trzykrotnie.

Inna ważna kwestia:
O tym, jakie przełożenie mają stopy procentowe na sytuację kredytobiorców, najlepiej świadczy przykład Stanów Zjednoczonych. Bank centralny USA rozpoczął w 2005 r. serię podwyżek stóp procentowych. Zgodnie z danymi amerykańskiego Stowarzyszenia Banków Hipotecznych pod koniec ubiegłego roku prawie co ósmy dom kupiony w USA na kredyt banki starały się przejąć w odpowiedzi na nieterminową spłatę rat. Polsce może grozić podobny scenariusz.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.