Logika przedsiębiorców, czyli Kluska o kryzysie

Kraj | Świat | Publicystyka

Jadąc po kolejną pożyczkę, by przetrwać czas sezonowego bezrobocia, słuchałem radiowych wiadomości, gdzie pan Kluska tłumaczył jak rozwiązać kryzys. Wypowiedź przedsiębiorcy w pełni obnażała logikę neoliberalizmu. Można jego propozycje potraktować jako przykład modelowy.

Co nam mówi Kluska? Otóż według "sławnego przedsiębiorcy" rozwiązanie kryzysu jest dość proste. Mianowicie trzeba zostawić jego rozwiązanie ludziom. Rząd nam nie pomoże - powiedział w audycji. Trzeba wytworzyć przestrzeń, by ludzie sami mogli poszukiwać, szukać dróg wyjścia.

Likwidacja biurokracji i ograniczenie roli rządu brzmią bardzo wolnościowo. Podobnie jak zdanie się na społeczeństwo w rozwiązywania problemów. Niestety, tylko tak brzmią.

Po pierwsze, podmiotem mającym rozwiązać problem kryzysu jest nie społeczeństwo jako zbiorowość, ale neoliberalne społeczeństwo zatomizowanych jednostek, czyli pojedyncza osoba. Ja, ty, on - każdy z osobna ma znaleźć dla siebie wyjście, sposób na przetrwanie. Zadanie to już od początku zdane jest na porażkę, ponieważ kryzys nie jest problemem jednostki, a systemowym, społecznym w tym sensie, że przekracza horyzont pojedynczego człowieka. Nawet jeśli moje spojrzenie sięga dostatecznie daleko by uchwycić kryzys w jego realnym globalnym wymiarze, uchwycić strukturę, której jest wynikiem, to jedynie moje ręce są za krótkie. Pozostaję bezradny w jego rozwiązaniu. Jedyne co mogę zrobić, to postarać się przetrwać. Ale i tutaj moje pole działania jest bardzo zawężone. Nie tylko przez prawo i biurokrację, ale przez samą "naturę systemu". Rzeczywistość nie daje się kształtować jedynie siłą woli, co sugeruje Kluska, jak i tandetne amerykańskie filmy. To, że czegoś chcesz, nawet jeśli bardzo chcesz, to zdecydowanie za mało. Każde chcenie zderza się z materią. I nie każde przeszkody mają charakter biurokratyczny.

Tu przechodzimy do drugiego problemu, czyli wolności ujmowanej jako brak regulacji. Czystą spontaniczność, totalną swobodę. I znowu natrafiamy na brak w myśleniu, czyli likwidację z pola refleksji realnie istniejącego społeczeństwa. Zakłada się, że jedynie prawne ograniczenia stoją na drodze do wolności. Ograniczmy rolę rządu a wszyscy rozkwitną. Przy czym co należy podkreślić, chodzi w tej narracji o ograniczenie prawa, nie jego zniesienie. I jeszcze: ograniczenie prawa ma dotyczyć rynku.

Wolność rynkowa nie jest jednak tożsama z wolnością społeczną. I wydaje się, dotyczyć tylko przedsiębiorców, a nimi nie każdy może być. Samozatrudnienie to tylko formalny wybieg mający się nijak do realnych zależności.

Toteż wydaje się, że słowa Kluski można przetłumaczyć następująco: Dajcie wolność przedsiębiorcom, oni sami rozwiążą problem kryzysu. Ale i takie tłumaczenie okazuje się popadać w ten sam błąd, jak w przypadku jednostki. Rynek jest globalny, to znaczy powiązania, liczne relacje sprawiają, iż np. zawirowania na rynkach w Japonii mają swój odzew w krajach Europy. Problemy jednej branży wpływają pośrednio na inne. Poszczególny przedsiębiorca jest miotany przez siły nad którymi nie może zapanować, może tylko próbować utrzymać swój stateczek na powierzchni wzburzonego morza. Jednym możliwym punktem wyjścia jest zdobycie hegemonicznej pozycji, a tym samym likwidacja wolnego rynku przez monopolizację.

Prawo i rząd jawią się czasami jako to, co wspólne. Pewna narracja związana z narodzinami państwa narodowego stworzyła pojęcie dobra wspólnego. Rozbijając lokalne wspólnoty państwo starało się jednak stworzyć wspólne ciało polityczne. Coś, co przekraczaj horyzont jednostki, co jest od niej większe i ważniejsze. Neoliberalizm stara się pogrzebać wszelką przestrzeń publiczną, pod pretekstem uwolnienia jest spod nadzoru państwa. Apelując do wyizolowanej jednostki, zawężając refleksję do domowego ogniska i wydając wspólną przestrzeń na swobodną grę kapitału, grę mętną i nie dla wszystkich, niszczy wszystko, co mogłoby stanowić podstawę polityki antypaństwowej a prospołecznej.

Wyzwolenie przestrzeni spod dyktatu państwa nie może polegać na jej prywatyzacji. Dbanie o wspólne dobro nie może odbywać się przez afirmację egoistycznych celów. Krążące atomy w pustce nie są wolne, a kierowane siłami, który nie potrafią przejrzeć. Poddani niewidocznej sile wolnego rynku, przemieni w konsumentów, będą tak samo bezbronni wobec kryzysu, jak poddani państwa, z tą różnicą, że jedyną instytucją do której będą mogli zgłaszać skargę i apelować o zmianę będą oni sami. W ostateczności, w ideologicznej narracji staną się odpowiedzialni za kryzys. Każdy z nas osobno, będzie winnym swojej nędzy.

Nie jestem zwolennikiem rządu i wiem, że nie można liczyć na jego pomoc. Chyba, że przyjedzie się kijami pod sejm w liczbie przyprawiającej o drżenie uzbrojonych policjantów. Wtedy, tymczasowo, można będzie wywalczyć jakąś jałmużnę od rządzących. Wiem jednak też, że pojedynczy człowiek, nawet, gdy jest małym przedsiębiorcą zatrudniającym po kilkanaście osób, nie jest w stanie rozwiązać problemu. I wiem, że sama wolność, traktowana abstrakcyjnie, może jedynie przyczynić się do legitymizacji kryzysu oraz przenieść winę na ofiary.

Kryzys jest wynikiem funkcjonowania globalnego kapitalizmu. Ma zasięg nie tylko ponad domowy, ale ponadpaństwowy. I nie jest to jedynie problem prawny. Co z tego wynika? Ano, na pewno nie kantowska utopia regulacji o globalnym zasięgu przeprowadzana przez oświecony rząd światowy. Taka wizja nie bierze pod uwagę tego co lokalne, jak również redukuje członków społeczeństwa do przedmiotów, w dłoniach specjalistów, którzy legitymizację swojego postępowania odnajdują w rozumie, w obiektywnych prawa, które jednak ulegają w tej perspektywie fetyszyzacji. Jeden z członów prawdy zostaje wykluczony.

Gdzie wiec szukać "punktu zaczepienia" wolnościowej i społecznej praktyki? Wydaje się, że w tym, co publiczne, w miejscu gdzie styka się prywatny, jednostkowy człowiek z innym człowiekiem jednocześnie z tym, co ich przekracza. Przekroczenie to jednak, dzięki temu, że to co publiczne zawiera w sobie to co pojedyncze, prywatne, nie jest poza zasięgiem dłoni ludzi. W tej przestrzeni, gdzie ludzie się ścierają, poznają, może narodzić się projekt przezwyciężenia kryzysu poprzez społeczną rewolucję. Samo już takie stworzenie wolnej publicznej przestrzeni jest krokiem w kierunku jego rozwiązania.

"Dać wolność społeczeństwu" to nie skazać jednostkę na jałowe przetrwanie lub zagładę na ziemi niczyjej, a raczej postawienie w centrum refleksji, to co wspólne. Konkretyzujące się przez udział samych ludzi. Oczywiście, takie "danie wolności" nie ma charakteru jedynie negatywnego, ale jak najbardziej pozytywny. To tworzenie, a nie ograniczanie, likwidacja. Anarchistyczne przechwycenie przestrzeni, która obecnie należy do państwa i korporacji, która jest prywatyzowana, ze szkodą dla wszystkich.

Oski
autor przynależy do Związku Syndykalistów Polski oraz OZZ Inicjatywa Pracownicza

Tak się składa,że

Tak się składa,że próbowałem swego czasu nawiązać ową "wspólnotowośc" z IP i ZSP w zakresie działań organizujących środowiska bezrobotnych i jedyne co otrzymałem to nieśmiertelne hasło "jaką masz propozycję ?" Działacie we własnym interesie tak jak państwa,nie wierzę ani państwu ani wam, mądrale.

nie wiem jak z IP, ale ZSP

nie wiem jak z IP, ale ZSP nie przypominam sobie takiej inicjatywy. Z drugiej strony, nie rozumiem dlaczego się obrażasz(?), że ktoś pyta czy masz propozycje jakąś. To chyba normalne.

Bo panu mądrali wydaje

Bo panu mądrali wydaje się, że pozjadał wszystkie rozumy i jak on już rzuci jakiś pomysł, to inni go powinni wykonywać bez szemrania. Komisja IP w lubuskim, z tego co wiem współpracuje z lokalnym środowiskiem bezrobotnych już od dawna, w ramach IP rozkręcane są powoli lokalne spółdzielnie pracy, tworzone są też samopomocowe biura pośrednictwa pracy. Niektórzy lubią dużo gadać, a niektórzy działają.

To dla mnie wygląda jak

To dla mnie wygląda jak prowokacja. Autor "bezrobotny" faktycznie tu anonimowo napisał, jednak przy sugestię, że kontaktował się z ludźmi bezpośrednio, nie zrobił tego, nie podał swojego adresu itd. Niby oczekuje, że ludzie organizuje dla niego. Potem wygląda jak typowa internetowa prowokacja.

Do tzw. "bezrobotnego", niektórzy wiedzą jak coś proponować i zacząć, a inni wiedzą jak tu napinać. Po raz kolejny, albo napiszesz do ludzi z swoim kontaktem albo nie jesteś poważny i tylko masz zamiar tu narzekać. Co wygląda podejrzliwe.

Dla was wszystko co nie jest

Dla was wszystko co nie jest pochwałą staje się prowokacją.
Oto mój kontakt dla wszystkich miłośników spółdzielczości i dla wszystkich bezrobotnych,nieważne jakiej prowenencji : klubwscieklychmarzycieli@vp.pl
Mam się jeszcze wylegitymować może ?

Na pewno komisja IP w

Na pewno komisja IP w lubuskim ma dobry dział autoreklamy, ale chętnie bym poczytał o konkretnych osiągnięciach, a nie tylko słuchał propagandy, która brzmi jak kampania wyborcza.

Kolego, OZZIP to nie

Kolego, OZZIP to nie "Caritas". Tu nikt nikogo za rączkę nie prowadzi. Jeśli masz pomysł, potrzebujesz pomocy w organizacji, to wal. Z charytatywą nam nie po drodze.

logika syndykalistow

"Toteż wydaje się, że słowa Oskiego można przetłumaczyć następująco: Dajcie wolność (i współwłasność środków produkcji) syndykatom pracowniczym, a one rozwiążą problem kryzysu. Ale i takie tłumaczenie okazuje się popadać w ten sam błąd, jak w przypadku jednostki albo kapitalistycznego przedsiębiorstwa. Rynek jest globalny, to znaczy powiązania, liczne relacje sprawiają, iż np. zawirowania na rynkach w Japonii mają swój odzew w krajach Europy. Problemy jednej branży wpływają pośrednio na inne. Pojedynczy syndykat a nawet grupa syndykatow utworzona na zasadzie syndykatu syndykatów - są miotane przez siły nad którymi nie mogą zapanować, mogą tylko próbować utrzymać swoje stateczki na powierzchni wzburzonego morza."

O ile potrafisz, wyciagnij wnioski z powyższego zabiegu. Nie podważam sensu istnienia syndykatów pracowniczych. Niemniej jeszcze nie usłyszałem od któregokolwiek polskiego syndykalisty, w jaki sposób syndykaty miałyby lepiej przezwyciężać odwieczne problemy cywilizacji takie jak: kwestia skali cywilizacji (aktualnie globalnej) a kwestia skali produkcji dóbr (znacznie bardziej lokalnej) oraz ich podziału i wynikających z różnicy tych skal napięć, kwestie naturalnej nierówności jednostek (zwanej talentami lub ich brakiem), kwestie naturalnej nierówności w dostępie do zasobów naturalnych (w jednym regionie wiekszej w innym mniejszej), kwestie wpływu klęsk żywiołowych na poziom produkcji i wynikające z nich nierówności, kwestie zwiększenia wydajności wynikającej ze specjalizacji i alienacji specjalizującego się pracownika od samoświadomości spraw i powiązań całości syndykatu, itd. itp.

Syndykaty sprawdzają się najlepiej w skali małej i średnio małej, o profilu produkcji nie wymagającym zbyt dużej specjalizacji zawodowej oraz o silnych więzach międzyludzkich pracowników. A więc w przedsiębiorstwach rodzinnych, niszowych, lokalnych, "ekologicznych", z dużą ilością żmudnej pracy fizycznej.

A teraz spraw! - aby ludzka cywilizacja przestawiła się na konsumpcję dóbr pochodzących z takich właśnie przedsiębiorstw. Na początek - spróbuj sobie to choćby zacząć wyobrażać.. ale uczciwie!

pozdrawiam!

na razie krótko 1. nie

na razie krótko
1. nie mówię o syndykatach - zgadzam się z twoją krytyką
2. oczywiście 1 nie rozwiązuję problemu bo można powiedzieć, że przestrzeń publiczna też jest lokalna - ale można ją pomyśleć jako lokalno-globalną.

Dlatego syndykalizm starego

Dlatego syndykalizm starego typu jest głosem przeszłości. Nowy syndykalizm musi być powiązany z postulatem ograniczenia konsumpcji i przeformułowania samego pojęcia ekonomii ( także wspólnoty ). Dlatego takie puste dywagacje są domeną raczej intelektualnego dyskursu antroplogów,aniżeli żywej anarchistycznej idei.
Anarchizm zawsze tworzył nową perspektywę,czy nadal go na to stać ?

Chyba nie wiesz kompletnie o

Chyba nie wiesz kompletnie o co piszesz. Anarchosyndykalizm, tak jak anarchizm, zawsze mieli radykalne pojęcia, krytyka przemysłu itd. W syndykalizmie tzw. istnieją kilka nurtów - to co często występuje w Polsce to jest nurt reformistyczny, dlatego tak wygląda. I anarchizm w Polsce nie często może tworzyć nową perspektywę ponieważ jest dominowany przez konformistów. Najwyższy są ludzie, którzy "znajdują" jakiś model staromodny i próbuje sprzedać to jako nowość.

Krytyka przemysłu ? Ty to

Krytyka przemysłu ? Ty to za to wiesz co piszesz.

Jeśli uważasz, że

Jeśli uważasz, że współczesny model produkcji przemysłowej nie pozostawia nic do życzenia, to mogę ci tylko współczuć...

autor powołuje się na

autor powołuje się na bezużyteczny podział na przestrzeń publiczną i prywatną. o ile tylko ktoś ma możliwość wykluczenia kogoś z korzystania z dobra, to nie jest ono publiczne. więc oprócz powietrza i to nie zawsze, wszystko jest prywatne. problemem jest - kto ma być właścicielem.

bezużyteczna jest też sama propozycja wyjścia z sytuacji. jak niby zastosować postulat sformułowany tak: "To tworzenie, a nie ograniczanie, likwidacja. Anarchistyczne przechwycenie przestrzeni, która obecnie należy do państwa i korporacji, która jest prywatyzowana, ze szkodą dla wszystkich."? jak niby można pokierować swoim działaniem na podstawie takiej recepty? i kto miałby to zrobić?

nie jesteśmy sobie nic dłużni - Max S.

"Przestrzeń publiczna -

"Przestrzeń publiczna - wszelkie miejsca dostępne powszechnie i nieodpłatnie, fizyczna przestrzeń w której może znaleźć się każda jednostka społeczna."

Tak więc prywatyzacja przestrzeni publicznej to na takim bardzo podstawowym poziomie np. grodzenie osiedli, likwidacja publicznych tablic ogłoszeniowych i ich prywatyzowanie itd.

nieodpłatne? to chyba poza

nieodpłatne? to chyba poza powietrzem dóbr publicznych nie ma. zwtp na całej linii, zawsze prawie ktoś płaci komuś. powszechna dostępność? nawet w przypadku powietrza w niektórych miejsca, jest wątpliwa.

nie jesteśmy sobie nic dłużni - Max S.

nieodpłatnie - czyli że

nieodpłatnie - czyli że nie jest uzależnione od tego czy ty konkretnie zapłacisz, czy nie.

a to co innego. przy takim

a to co innego. przy takim ujęciu, dobro publiczne jako pojęcie ma dla mnie sens. przy czym chyba nie zgodziłbym się na to, by było finansowane przymusowo. dlaczego miałbym ktoś mi coś zapewniać, skoro nie chce? trochę to poza początkowym wątkiem, który rozpocząłem, ale zadaje jednak to pytanie.

nie jesteśmy sobie nic dłużni - Max S.

no może oprócz takich

no może oprócz takich dóbr przymusowych, których przymusowe utrzymanie wydaje mi się maksymalnie nie uciążliwe i jednocześnie - najmniej może rodzić nadużyć. stąd jestem gotów raczej poprzeć roczny gwarantowany dochód - w zamian za wszelkie inne dobra publiczne.

nie jesteśmy sobie nic dłużni - Max S.

Dyskusja idzie w stronę

Dyskusja idzie w stronę zbawienia świata. Ja jednak bym pragnął zbawienia siebie. Po cóż mi po zbawionym świecie? A moim problemem rzeczywistym jest brak dostępu do środków produkcji, zasobów i taka organizacja świata która skazuje wielu w tym także i mnie na praktyczny nie byt (co najwyżej mogę być celem jakiejś chorej charytatywności czy kampanii "wyrównawczej" Interesuje mnie wiec takie urządzenie świata w którym moja egzystencja nabierze sensu czyli będzie miała społeczny kontekst. I to ma się daleko do kwestii materialnych choć z pewnością są one istotne. Nie rozumiem tez postulatu upubliczniania sfery prywatnej to coś wyjątkowo groźnego i perspektywicznie sprzyjające systemowi i jego totalizacji.Problem jest raczej doprowadzenie do równowagi miedzy wymiarem prywatnym> społecznym (w jego rożnych większych i mniejszych formach) a właśnie przestrzenią publiczną będąca jakaś abstrakcyjną domniemaną formą. publicznym. I nic tu ma współczesność i przeszłość. Upodmiotowienie może mieć tylko jedną drogę. Poprzez odzyskiwaniem WŁADZY nad własnym życiem.

nie ma indywidualnego

nie ma indywidualnego zbawienia, bez zbawienia społeczeństwa

wydaje mi się, ze to co nazywamy przestrzenią prywatną nie jest poza przestrzenią społeczną, ale jest zanurzona i warunkowana przez system. W tym znaczeniu każdy system jest totalny, a liberalizm daje tylko złudzenie, że to co prywatne jest niezależne. Często jest to też tabuizacja pewnych zjawisk społecznych, spychając je do mrocznej strefy prywatnej.

oczywiście, nie postuluje zaglądania wszystkim do łóżek. Drzwi otwiera mieszkaniec, a nie wyważa je policjant

Wiec zbawmy siebie - zbawimy

Wiec zbawmy siebie - zbawimy społeczeństwo. Ot ekwilibrystyka. Twierdze ze gubię się w tych abstrakcjach. Uprośćmy wiec rozumowanie - to co moje od tego innym wara! I nie mam tu na myśli fabryki bo ta nie może być czyjaś. Czyjaś jest praca ..... Ja nie projektuje raju. Ja mogę się tym zając jeśli odzyskam należna mi władze nad swoim życiem.

"Co nam mówi Kluska? Otóż

"Co nam mówi Kluska? Otóż według "sławnego przedsiębiorcy" rozwiązanie kryzysu jest dość proste. Mianowicie trzeba zostawić jego rozwiązanie ludziom. Rząd nam nie pomoże - powiedział w audycji. Trzeba wytworzyć przestrzeń, by ludzie sami mogli poszukiwać, szukać dróg wyjścia."

i Kluska miałby zupełną racje, gdyby tak twierdził. nie wiem jednak, co twierdził, bo to, jak sam kształt cytatu wskazuje, nie jest cytat wypowiedzi Kluski. poza tym, Kluska przez "zostawienie rozwiązania ludziom" rozumie ochronę praw pewnej klasy ludzi (przedsiębiorców) przez państwo przeciwko całej reszcie. a to nie jest zostawienie spraw ludziom. zostawienie spraw ludziom polegałoby na tym, że każdy jedne z nich decydowałby, co zrobić, niezagrożony interwencją państwa.

nie jesteśmy sobie nic dłużni - Max S.

Utożsamienie "ludzi" i ich

Utożsamienie "ludzi" i ich swobody działania tylko wyłącznie z przedsiębiorcami, jest typowe dla liberałów. Nie-przedsiębiorcy nie są dla nich członkami społeczeństwa.

Jak kryzys, to zwolnienia,

Jak kryzys, to zwolnienia, jak zwolnienia, to budżety domowe setek, tysięcy, milionów zwolnionych pracowników zostają tak nadszarpnięte, że całe rodziny zostają zmuszone ograniczyć konsumpcję co skutkuje mniejszymi dochodami/zyskami przedsiębiorstw, więc dalszym pogłębianiem kryzysu poprzez kolejne zwolnienia, a za nimi kolejne ograniczanie konsumpcji i tak wkółko, aż... to mnie tylko przeraża, nie potrafię przewidzieć zakończenia.

Ja niestety się spodziewam

Ja niestety się spodziewam jakie będzie zakończenie: wojna. Z punktu kapitalistów, to idealne rozwiązanie - można znów nakręcić produkcję na potrzeby wojenne, a jak wszystko zostanie zniszczone, ludzie znów będą potrzebowali konsumować i budować wszystko od nowa.

Wojna? jaka, gdzie bo w

Wojna? jaka, gdzie bo w krajach tzw. zachodu wątpie aby wybuchła. W Polsce natomiast nikt z powodu kryzysu bić się nie będzie, no chyba że w obronie 'ojczyzny' zagrozonej bankructwem i wyprzedażą. Niestety kapitalizm przechodził już dwa kryzysy i z każdego wyszedł obronną ręką, dlaczego nie miałoby być tak i tym razem. Interwencjonizm państwa załatwi sprawę tak się przynajmniej wydaje niektórym.

wyszedł obronną ręką i

wyszedł obronną ręką i przy okazji były dwie wojny światowe Cały okres po II wojnie - państwo socjalne itd..to był ład który ostatecznie się załamał. to teraz to śmiertelne drgawki, może nawet krótkie polepszenie. Ale perspektywa jest wąska.. Czeka nas zamordyzm pytanie tylko jaka ideologia będzie mu patronować.

Inaczej zadam pytanie,

Inaczej zadam pytanie, jeżeli wojna, to kto z kim będzie walczył? Nie sądzicie chyba, że wybuchnie jakaś III WŚ i po jednej stronie staną złe niemcy a po drugiej alianci? Teraz - jak mówią - wrogiem jest spekulacja, którą wykonywać może każdy, a która nie jest łatwo namacalna, więc bardziej prawdopodobna wydaje się wojna wszystkich ze wszystkimi, posiadających coś z nieposiadającymi niczego. Wojna totalna, na której skorzysta nie kto inny jak elita pozbywając się głównego zagrożenia, czyli intelektu przeciwnika. Zbrodnia pod płaszczem kryzysu okaże się skuteczniejszą bronią na drodze do nowego modelu świata, skuteczniejszą od dotychczasowej manipulacji. Gdy tak rozumieć kryzys, to zgadzam się - będzie wojna.

Gdzie i kiedy, to nie

Gdzie i kiedy, to nie wiadomo, ale powód do wojny zawsze się znajdzie - to akurat nie będzie problem. Elity krajów, które staną przeciwko sobie wcześniej pomogą sobie nawzajem rozkręcić nacjonalistyczną histerię i kontrolować własne społeczeństwa za pomocą bigotów i zamordystów.

Podsumowanie?

Wojna? Oczywiście, czy mało ich w Ameryce Łacińskiej, Afryce, Azji? Nie brakowało ich także w Europie i wszystkie po 1945 r. Myślisz, że wybuchły bo Wowa z Moskwy jest wkurzony na Amira z Czeczenii? Niemal każda z wypowiedzi usiłuje uchwycić jakiś fragment złożonej rzeczywistości. Zupełnie jak program który, próbuje opisać przerastający go problem. A przecież człowiek jednym słowem potrafi oddać to czego nie skodyfikują opasłe tomiska np: sprawiedliwość, dobroć, uczciwość, życzliwość itd. Dlatego najbliżej sedna, był ten kto napisał "zbaw siebie". Tak właśnie, bądź uczciwy, dobry,....... wychowaj tak dzieci, naucz znajomych, nie przechodź obojętnie obok krzywdy mówiąc "nie moja sprawa". Wtedy każdy będzie wiedział gdzie jest jego przestrzeń, gdzie cudza a gdzie publiczna. Odnajdziesz także sens Twojego życia. Oczywiście pewnie każdy z was narzeka na elity i oligarchów a jednocześnie pozwala aby mu sączyli swój jad przez media, zaś to co napisałem ma w pogardzie. Hmm... trudno, ale musiałem przynajmniej napisać.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.